– Wujku, a nie sądzisz czasem, że Bråthen w pewnym stopniu przyczynił się do choroby swojej żony? Sam wiesz, że nawet zwierzę tak by nie postępowało jak on.

– Rozumiem, co masz na myśli. To niewykluczone. Bråthen to drań jakich mało. Ale o czym to ja mówiłem? Aha, pech chciał, że kiedy Bråthen skradał się do sali, w której leżała jego żona, zauważyła go Grethe. Poszła jego śladem i natknęła się na niego na korytarzu w chwili, gdy wychodził od żony.

– Korytarz… – przerwałam zamyślona. – A więc o tym wówczas rozmawiali…

– Najprawdopodobniej. Dla Tora była to katastrofa. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że on tej nocy był w szpitalu. Przecenił też siłę uczucia, jakim darzyła go Grethe. Naiwnie wierzył, że dziewczyna i tak przy nim zostanie. Zabronił jej wspominać komukolwiek o ich spotkaniu.

Lensmann przerwał na chwilę, by złapać oddech, po czym podjął swą opowieść:

– Grethe przeraziła się wówczas nie na żarty. Nie chciała uwierzyć, że Bråthen mógł się posunąć do morderstwa, ale wpadła w panikę i po prostu uciekła przed nim. Znalazła się w Sztokholmie, zmieniła nazwisko i wówczas przestała korespondować z Erikiem i z Kari. Przypominasz sobie jej ostatni list do ciebie? Pisała, że prześladuje ją pech. Wprawdzie Bråthen nie mógł jej w żaden sposób odnaleźć, ale nie zaprzestał poszukiwań. Grethe stanowiła dla niego śmiertelne zagrożenie. Przypuszczał, że wyrzuty sumienia skłonią ją w końcu do złożenia obciążających go zeznań. Nie mógł do tego dopuścić. Postanowił przenieść się do Åsmoen. Wierzył, że Grethe wróci kiedyś do swojego rodzinnego miasteczka. No i, jak łatwo się domyślić, jedno morderstwo pociągnęło za sobą kolejne. Tor nie potrafił znaleźć Grethe, za to ona doskonale wiedziała o każdym jego kroku. Zdawała sobie sprawę, że jej śmiertelny wróg zamieszkał teraz w Åsmoen. Dlatego trzymała się z dala od rodziny. Kiedy jednak usłyszała w radio o śmierci ojca, zdecydowała się przyjechać. Do jednego z przyjaciół, który wędrował gdzieś po Europie, napisała list. Jak dotąd, nie udało się nam skontaktować z tym mężczyzną. W korespondencji wskazała na Kári jako potencjalnego sprawcę. Zapomniała jednak o akcencie nad „a”, bo tak poprawnie pisze się to imię. Stąd całe zamieszanie.

– Uff! – odetchnęłam z ulgą. – Nareszcie się wyjaśniło.

– Bråthen także słyszał ogłoszenie nadane przez radio i uznał, ze to szansa dla niego. Swoją drogą, lekarz raczej nie jest wysyłany na pocztę po korespondencję. Na ogół przynosi ją na miejsce listonosz. Chyba o tym zapomniałaś, Kari?

– Ojej, nawet mi to nie przyszło do głowy!

– A widzisz. Bråthen kontrolował po prostu każdy z przyjeżdżających pociągów i wciąż szukał okazji, by o określonej godzinie wpaść na dworzec.

– Ach, teraz już rozumiem, dlaczego zwrócił uwagę na mnie, gdy z ust pracownika biura rzeczy znalezionych padło imię Kari. Przecież on też tak samo się nazywał!

– Zgadza się – rzekł Magnussen. – Grethe przyjechała jednak następnym pociągiem. Bråthen wyszedł jej na spotkanie. Dziewczyna musiała się okropnie przerazić, ale on jakoś ją uspokoił. Wmówił jej, że bardzo za nią tęsknił. Przekonywał, że wcale nie zamordował żony, tylko wrócił do niej, bo tak strasznie się o nią niepokoił. Ale wówczas żona już nie żyła. Według jego słów śmierć żony nadeszła tak nagle, że w szoku kazał Grethe milczeć. Gdy Grethe stanęła oko w oko z Torem, jego osobisty urok i jej dawne uczucie znów dały o sobie znać. Tymczasem Bråthen dyskretnie kierował się w stronę lasu. Grethe, już uspokojona, wypowiedziała wówczas zdanie, które posłyszała ukryta niedaleko Kari: „Jaka ja byłam głupia! Jak mogłam cię podejrzewać o coś tak strasznego!”. Czuła się znowu szczęśliwa. Młodzi rozmawiali jakiś czas, wspominali dawne dzieje, a potem Grethe opowiedziała Bråthenowi o waszych spotkaniach na bagniskach. Ostatnie słowa, jakie dotarły do uszu Kari, to: „Opowiem ci wszystko od początku”. I opowiedziała o nienawiści, jaką przed laty żywiliście do pani Lilly i rodziny Olsenów. Gdy oboje dotarli do szałasu, Grethe wyciągnęła z ukrycia waszą listę. Bråthen zaszedł ją od tyłu, uniósł z ziemi duży kamień i zadał śmiertelny cios w głowę. Grethe nie zdążyła nawet zareagować. Tymczasem on postanowił na razie ukryć zwłoki pod starymi kocami. Nie pomyślał jednak o tym, że dziewczyna już od drogowskazu na rozdrożu cały czas podjadała swoje ulubione toffi i beztrosko rzucała papierki na ziemię. Zadowolony wrócił na dworzec, wsiadł do samochodu i odjechał w stronę szpitala.

Lensmann przerwał na moment i dzięki temu mogłam wtrącić się do rozmowy:

– A jednak ten głos, który wtedy słyszałam, nie przypominał głosu Tora!

Lensmann spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

– Jesteś tego pewna?

– Raczej tak. Chociaż zaraz… Bråthen rzeczywiście wspominał w szpitalu, że ma za sobą kilkutygodniowe przeziębienie, które porządnie dało mu się we znaki!

– No właśnie. Taka przypadłość często powoduje, że trudno chorego poznać po głosie. A jednak to był on.

– Mimo to nie rozumiem, dlaczego postanowił zabić Grethe. Przecież mu uwierzyła? – zapytała Inger.

– Owszem, ale jak długo by to trwało? – odparł lensmann. – Grethe już podczas tamtej rozmowy wspominała o ewentualnym ślubie. Tymczasem Bråthen od dawna pocieszał się w ramionach innej dziewczyny. Po śmierci żony i przejęciu po niej majątku miał się nie najgorzej. Ani mu w głowie było wiązać się z Grethe na stałe. A przecież kilka minut wcześniej wyznawał jej wielką miłość. Gdyby nagle zaczął się wycofywać, Grethe z pewnością nabrałaby podejrzeń. Tor Bråthen wiedział, że musi się jej pozbyć.

Lensmann znowu na chwilę przerwał. Wykorzystali to wszyscy palacze, sięgając po papierosy. Pokój spowiły kłęby szarego dymu.

– Następnego dnia do szpitala przywieziono poturbowaną pacjentkę, w której Bråthen rozpoznał Kari. Tego samego dnia wieczorem udał się na bagniska, by ukryć zwłoki Grethe w rowie, który, jak na ironię, już wcześniej wykopał Grim. Tor zasypał ciało dziewczyny i był przekonany, że zatarł wszelkie ślady. Grethe nikt by nie szukał, bo nikt nie wiedział, że wróciła. – Magnussen spojrzał na nas spod oka i kontynuował: – Możecie sobie wyobrazić minę Tora, gdy jego pacjentka zaczęła majaczyć o porozrzucanych papierkach, oklejonych przez tysiące mrówek! Sądził, że Kari została umyślnie potrącona przez samochód. Przecież głośno mówiła o tym, że kapitan Moe został zamordowany. Bråthen uznał, że można to wykorzystać. Przygotował też kapsułkę z trucizną i podrzucił ją Kari. Sądził, że jeśli ktoś by to odkrył, podejrzenie padnie niewątpliwie na któreś z przyjaciół.

– I tak też się stało – zauważył Terje.

– Istotnie. Bråthen nie mógł ryzykować kolejnej próby zgładzenia Kari, dopóki dziewczyna przebywała w szpitalu. Gdy Kari wróciła do domu, Tor wysłał trzy kolejne fragmenty starej listy. W ten sposób udało mu się odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Czwarty z nich zostawił na miejscu. Tymczasem dowiedział się od Kari wszystkiego o przyjaciołach z dawnej paczki. Korzystając z nadarzającej się okazji, wyciął z drewna alraunę i podrzucił ją niepostrzeżenie na grób kapitana. Wszyscy daliśmy się nabrać na tę sztuczkę; Bråthen wyjątkowo sprytnie kierował naszą uwagę na osobę Wernera Moe.

– Panie Magnussen, a jak w końcu wyjaśniono śmierć Wernera? – zapytała nagle Inger.

Nikt z nas nie spodziewał się tego pytania, a najmniej lensmann. Toteż otworzył ze zdziwienia usta i zaniemówił. Szybko jednak z pomocą przyszedł mu Grim.

– Kapitan Moe popełnił samobójstwo – odparł spokojnym, łagodnym głosem. – Bardzo źle się czuł i wiedział, że zostało mu niewiele czasu. Nie chciał się dłużej męczyć.

Inger z przerażeniem wpatrywała się w poważną twarz Grima.

– Jesteś… jesteś pewien, że to… dlatego?

Dopiero teraz lensmann się opanował.

– To prawda. Czytałem list, który pozostawił.

Inger wyraźnie uspokoiła się po tym wyjaśnieniu.

– O czym to ja mówiłem? – po raz kolejny zastanawiał się lensmann. – Już wiem. Bråthen zabrał nieświadomą Kari na wycieczkę w okolicę piaskowni i tam chciał się z nią rozprawić. Nieoczekiwanie jednak udało nam się odnaleźć państwa Gressvik. Tym samym zdążyliśmy zapobiec tragedii.

– Szkoda, że jestem taka gapowata. Już wtedy mogłam go zdemaskować – powiedziałam pewnie. – Bråthen popełnił błąd. Pamiętam bowiem, że parę minut wcześniej opowiadałam mu o nieszczęsnej liście, ale wspomniałam tylko, że Erik proponował zasypać panią Moe. Gdy doszliśmy do piaskowni, Tor rzekł: „…a więc to tu Erik zamierzał powolutku zasypywać macochę aż po sam czubek głowy”? Oprócz nas tylko morderca mógł znać takie szczegóły!

– Bråthen sam przyznał, że najgorsze, co go spotkało, to odkopywanie własnymi rękami ciała Grethe – powiedział Magnussen.

Na wspomnienie tej ponurej sceny po plecach przeszły nam ciarki.

– Gdy zabójstwo Grethe wyszło na jaw, Bråthena nadal nikt nie podejrzewał. Kari nie stanowiła już dla niego zagrożenia. Wyglądało na to, że wszystko się jakoś ułoży. Ale wtedy odnaleźliśmy list, którego Grethe nie zdążyła wysłać przed śmiercią. Bråthen miał przy tym nieprawdopodobne szczęście: nagle okazało się, że istnieje inna Kari, na którą spadły podejrzenia. Grethe nie mogła się przyzwyczaić do tego, że imię jej ukochanego jest niemal identyczne z norweskim imieniem żeńskim i wciąż wymawiała je ze złym akcentem. Bråthen zaś ciągle ją poprawiał.

– Wiecie co? – przerwał tym razem Arnstein. – Miałem podejrzenia, że istnieje ktoś inny o tym samym imieniu. Przepraszam cię, Grim, ale sądziłem, że może ty masz coś wspólnego z zabójstwem. Przecież „Kari” to, zdaje się, właśnie fińskie imię męskie?

– Zgadza się – odparł z uśmiechem Grim. – Ale ja się tak nie nazywam – dodał.

– Tak, wiem. Nawet to sprawdziłem – odpowiedział Arnstein, czerwieniejąc ze wstydu.

– Zupełnie nie mam o to do ciebie żalu, Arnstein. Szczerze mówiąc, wszyscy podejrzewaliśmy się nawzajem.