– Rowan! – popędzał go Daire. – Musimy iść. Marek się o tym dowie, jeśli natychmiast nie pójdziemy. Wszystkich nas każe zabić.

Rowan z żalem odsunął się od Jury. Nigdy nie pragnął jej tak bardzo, jak teraz. Kusiło go, żeby abdykować na rzecz Geralta i wyjechać z Lanko- nil. Zabrałby Jurę ze sobą do Anglii. Wiedział oczywiście, że to niemożliwe.

– Daj mi dwa dni – szepnął. – Wydostanę was stąd za dwa dni.

Wyszedł I w ciszy, jaka zapanowała, Cilean chciała coś powiedzieć do Jury, ale ta nie słuchała.

Raz czuła się zdradzona, a po chwili rozumiała, że Rowan powinien był pojechać z Ultenkami, a Irialki zostawić. Była zbyt rozstrojona, żeby zasnąć. Gdyby wyszła za Daire, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że szczęście jej małżeństwa może być ważniejsze od dobra Lankonii. Więc dlaczego teraz tak się złości, że Rowan wybrał dobro Lankonii?

Przed świtem podeszła do drzwi, by spojrzeć na sylwetkę wielkiego pałacu. Myśl, że być może Rowan jest tam teraz z mną kobietą, doprowadzała ją do szału. Ale to był przecież sposób myślenia Angielki, a nie Lankonki. A tak nie powinno być. Jej obowiązkiem jest myśleć przede wszystkim o Lankonii, a nie o sobie. Oparła głowę o zimne kamienne odrzwia i starała się spojrzeć na to trzeźwo. Ale nie potrafiła. Wiedziała tylko jedno: chce, by Rowan wrócił. Nie mogła czekać, aż znudzą mu się Ultenki, albo jej arogancki brat będzie miał ich dosyć. Gotowa się była założyć, że Geralt nawet nie pomyślał, co działo się z Cilean i Jurą, a tym bardziej Britą, która go upokorzyła. On nigdy nie miał zbyt wiele współczucia dla innych. Przedtem, gdy myślała, że Rowan nie żyje, żałowała, że nigdy nie miała szansy pomóc mu w sprawach związanych z Lankonią. Ale przecież właśnie teraz nadarzała się okazja.

– Jura – powiedziała łagodnie Cilean – nie spałaś całą noc?

Jura zwróciła na przyjaciółkę błyszczące oczy.

– Wydostaniemy się stąd – powiedziała. – Użyjemy angielskiej broni Rowana – słów. Nie będziemy zabijać i ranić, będziemy robić coś znacznie gorszego. Powiemy tym kobietom, co przed nimi ukrywa stary Marek: że gdzieś tam, gdzie indziej, są mężczyźni, setki mężczyzn, i że każda z nich może mieć swojego męża i tylu męskich potomków, ilu zechce.

– Ale nie mówimy po ulteńsku – zauważyła Cilean – a Rowan powiedział, że nas stąd wydostanie za dwa dni. Czy nie powinnyśmy go posłuchać?

– Chcemy mu pomóc – odpowiedziała Jura twardo.

Tylko jedna ze strażniczek mówiła po irialsku i Jura sporo się namęczyła, nim skłoniła ją do posłuchania. Strażniczka wciąż powtarzała Jurze, by wracała do pracy. Ale przed południem wszystkie kobiety w zasięgu ich wzroku zatrzymały się, chcąc obejrzeć, jak ulicą przejeżdża w powozie Marek, a cztery piękne młode dziewczyny kręciły się koło niego. Marek był stary, tłusty, brudny i bezzębny. Za nim w dwóch powozach jechali Rowan, Daire, Geralt i Fearenowie. Jura czuła, jak przez kobiety przeszedł dreszczyk emocji na widok tych silnych i zdrowych mężczyzn. Zacisnęła pięści ze złości, gdy przejeżdżał obok niej Rowan, bo śliczna, mała Ultenka siedziała mu prawie na kolanach.

– Cóż to za słabeusze – powiedziała Jura, jakby powstrzymywała ziewanie.

Mała Ultenka, która mówiła po irialsku, spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– W moim kraju kobieta nawet nie spojrzy na takiego. Takich to odsyłamy – dodała znudzonym głosem. – Czy możemy wrócić do pracy? Wolę pracować niż na to patrzeć. – Jura czuła, że dziewczyna się zainteresowała. Gdy zobaczyła, jak szepce coś do innych, wiedziała, że pomysł był dobry.

Kiedy Jura i Cilean poszły zbierać kamienie z pola, Ultenka zaczęła je wypytywać, gdzie mieszkają i jak tam jest. A szczególnie interesowali ją mężczyźni.

Jura otarła pot z czoła, oparła się o kilof i zaczęła opowiadać o małżeństwach między jednym mężczyzną a jedną kobietą. Musiała czekać, zanim to przetłumaczono, a kobiety nie mogły się nadziwić słysząc to. O zachodzie słońca Jura i Cilean siedziały pod drzewami w cieniu i piły chłodny sok owocowy, snując opowieści o setkach wolnych mężczyzn w pozostałych krainach Lankonii. Ultenkom szczególnie przypadła do gustu informacja o silnych Zernach, którzy mieli tylko brzydkie, wielkie kobiety.

Jura odpowiadała na wszystkie pytania, nawet takie, jak to się dzieje, że mężczyznom irialskim podobają się takie wysokie kobiety, jak Jura i Cilean.

– Jakoś sobie radzą – odpowiedziała Jura z wymuszonym uśmiechem.

Tej nocy spała lepiej niż kiedykolwiek od czasu, gdy została porwana.

Rankiem czekało na nie przed budynkiem ponad sto kobiet. Przez cały dzień Cilean i Jura nic nie robiły, tylko z nimi rozmawiały. Większość zebranych stanowiły młode dziewczyny, które nie pamiętały czasów, gdy mężczyzn było u nich pod dostatkiem, więc opowiadań Jury słuchały jak jakiejś bajki.

Tego dnia Jura me mówiła o mężczyznach z innych plemion, tylko o Ultenach. Powiedziała, jakie to, jej zdaniem, niesprawiedliwe, że kobiety muszą ich słuchać i uwielbiać, wyłącznie dlatego, że jest ich tak mało. Za przykład posłużył jej własny bunt przeciwko mężowi; nie wspomniała tylko, że chodzi o Rowana. Kobiety nie wierzyły i kazały sobie niektóre fragmenty opowieści powtarzać.

– I wciąż cię kocha? – zapytała jedna przez tłumaczkę. – Nie musisz być ideałem, żeby utrzymać mężczyznę? Nie wypędzi cię, jeśli nie jesteś cały czas miła, kochająca i uległa?

– Możesz powiedzieć, co myślisz, nie obawiając się kary?

– Możesz się rozzłościć na mężczyznę?

– Tak – odpowiedziała Jura. – I mąż musi być ci wierny, bo inaczej możesz go zaskarżyć w sądzie. To ty możesz go wyrzucić.

Wieczorem Jurę bolało już gardło od tego gadania, ale sądząc po minach dziewczyn wiedziała, jakie wywarła na nich wrażenie. Gdy wracały do miasta, Ultenki pokazywały je palcem, kłaniały się i prowadziły poważne rozmowy między sobą. Jura uśmiechnęła się. Może czasami walka na sposób Rowana była skuteczna. Nawet podczas ataku całej armii irialskich strażniczek i strażników, w mieście nie doszłoby do większego zamieszania.

Ziewając potężnie, zastanawiała się, co przyniesie następny dzień.

Rowan właśnie się budził, gdy pod pałacem rozległy się jakieś hałasy. Wczorajszej nocy długo nie mógł zasnąć, gdyż rozmyślał, jak rozwiązać tę sytuację i wydostać ich wszystkich z kraju Ultenów. Pozostali mężczyźni wydawali się bardzo zadowoleni i chętni do pozostania z Ultenkami do końca życia. Rowana, ku własnemu zdziwieniu, denerwowało już to wieczne łaszenie się kobiet. Poprzedniego dnia wieczorem miał wielki problem, jak opędzić się od tych, które miały wyraźny zamiar pozostać z nim na noc. Uśmiechnął się do siebie: zainteresowanie którejś z nich mogłoby być mile, ale strach przed gniewem Jury odbierał mu ochotę, by się o tym przekonać.

– Podbicie Lankonii jest być może łatwe, za to podbicie Jury jest prawie niemożliwe – mruknął i znów pogrążył się w rozmyślaniach, jak wydostać ich wszystkich z tego jedwabnego więzienia, nie raniąc żadnej kobiety ani nie obrażając Marka.

Nie zareagował początkowo na dochodzące z zewnątrz gniewne głosy kobiece. Po tym, jak spędzał czas ze swawolnymi Irialkami, później z Britą, krzycząca ze złości kobieta nie była już dla niego nowością. Ale zaraz przypomniał sobie, że znajduje się w krainie, gdzie kobiety żyją w stanie dożywotniej walki o mężczyznę i konkurują ze sobą używając łagodnych słów i uwodzicielskich uśmiechów.

Siadł na łóżku.

– Co ona tym razem zmajstrowała? – spytał głośno, bo pewien był, że jeśli te kobiety się awanturują, jest to sprawka Jury.

Ubrał się błyskawicznie, w pośpiechu zawiązując rzemyki wokół nóg, i pobiegł korytarzem do pokojów innych mężczyzn. Każdy z nich owinięty był ciałem jednej, dwu, a w przypadku Geralta ciałami trzech kobiet. Kazał wszystkim mężczyznom stawić się natychmiast w głównym pokoju. Tylko z Geraltem był kłopot.

– Jak sam nie przyjdziesz, ja po ciebie przyjdę

– powiedział Rowan zatrzaskując drzwi. Popędził, a Daire i Fearenowie za nim.

Do pałacu przybywały kobiety, cała armia rozgniewanych kobiet uzbrojonych w co im wpadło pod rękę: grabie, łopatę, siekierę, długie kościane igły, różne kije. Były to drobne kobietki, a stan ich uzbrojenia przedstawiał dość zabawny widok. Ale Rowan się nie śmiał. Chwycił za ramię najbliżej stojącą kobietę, piękną, czarnowłosą ulicznicę.

– Co się stało? – spytał po ulteńsku.

Uśmiechnęła się szyderczo.

– Okłamywano nas! – krzyknęła. – Mówiono nam, że wszyscy mężczyźni umarli na tę zarazę, że jedyni, jacy pozostali, to ci w naszym mieście. Ale Jura mówi, że to nieprawda.

Rowan jęknął, puścił kobietę i przetłumaczył innym, co usłyszał.

– Jura! – parsknął Gerait; – Można się było spodziewać, że zrujnuje nam to rajskie życie.

Rowan złapał przyrodniego brata za tunikę.

– Twoja siostra była w niewoli, a ty sobie zajadałeś figi. Teraz musimy to przerwać, bo będziemy mieli wojnę.

Geralt wywinął się z uścisku Rowana.

– Niech zamordują starego Marka. Co mnie to obchodzi? Będę rządzić Ultenami. Zabrałeś mi Irialów, to ja wezmę Ultenów.

Jura przepchnęła się przez tłum akurat na czas, by usłyszeć słowa brata.

– Nie nadajesz się do rządzenia sam sobą, a co dopiero plemieniem krzyknęła na niego. – Myślisz tylko o sobie, a nie o ludziach ani o kraju. Nie jesteś lojalny ani w stosunku do Irialów ani nikogo innego w Lankonii. Nie potrafiłeś nawet spędzić nocy z Britą bez wszczynania wojny. Może ty się tak wysoko oceniasz i uważasz, że te kobiety z radością pójdą za tobą, ale w tej chwili są zbyt rozjuszone, żeby w ogóle myśleć.

Popatrzyła na pozostałych mężczyzn otoczonych przez gniewne Ultenki, wciąż napływające do pałacu.

– Są wściekle, że Marek okłamywał je przez tyle lat. Mogą nie poprzestać na zabiciu jego jednego, ale pozabijać wszystkich mężczyzn. Musimy was stąd wydostać. – Jura odwróciła się, żeby wyjść, ale Rowan chwycił ją za ramię.