– Nie trzymasz strony brata – zawołał do niej.

– Mój brat jest Irialem, nie Lankonem – powiedziała zdenerwowana. – Czy jest tu jakieś tajemne wyjście? Rowan, proszę, nie staraj się ich zagadywać. One są żądne krwi.

Pogładził ją po policzku, a później zwrócił się w stronę skrzydła, gdzie mieściły się sypialnie.

– Chodźcie za mną – rozkazał i tylko Geralt się zawahał. Rowan złapał go za ramię i pociągnął za sobą.

Geralt opierał się, jak uparty chłopak.

– Puść mnie, ty przybłędo. Te kobiety nie zrobią mi krzywdy. Jestem ich panem.

Spokojnie Jura wzięła wazon z najbliższego stołu i uderzyła nim Geralta w głowę. Z wdziękiem osunął się na ziemię.

Rowan popatrzył z niesmakiem.

– Jak go teraz wyprowadzimy?

– Musisz go nieść. Chodź, nie mamy wiele czasu do stracenia. Obawiam się, że te kobiety plądrują już cały pałac.

Rowan bez sprzeciwu przyjął rozkaz od kobiety, przerzucił sobie wysokiego Geralta przez ramię i poprowadził ich wzdłuż korytarza. Wprawdzie oprócz drzwi frontowych nie było innego wyjścia, ale przez ostatnie lata spokoju Ultenowie zrobili się tacy nieostrożni, że zbudowali sobie spichlerz bardzo blisko jednego z okien pałacu.

– Daire! – powiedział Rowan. – Weźcie tę płytę marmurową i umocujcie ją między budynkami.

Gruby kawał marmuru okazał się tak ciężki, że czterech mężczyzn oraz Cilean i Jura musieli go podtrzymywać od dołu kładąc pomiędzy pałacem a spichlerzem, tak że powstała jakby zjeżdżalnia. Nie była dobrze umocowana, a śliska powierzchnia stwarzała dodatkowe niebezpieczeństwo.

– Idę pierwsza – zdecydowała Jura, lecz Rowan ją odsunął.

– Ja to wypróbuję, a ty zajmij się swoim bratem. Budzi się…

Jura rzuciła okiem na Geralta, który siedział właśnie na podłodze i rozcierał bolącą głowę. Rowan zjechał po marmurowej ślizgawce i był już bezpieczny w sąsiednim budynku. Za nim, jeden po drugim, zjechała reszta. Geralt odmówił.

– Zostaję tutaj. Tu jest moje miejsce. Nie będę żyć w cieniu tego Anglika.

– Jest bardziej Lankonem niż ty – powiedziała Jura. – Thal wiedział, co robi.

– Wszyscy mnie zdradzili – ponuro stwierdził Geralt. – Idź z nim. Ja zostanę tutaj i wprowadzę jakiś porządek do tego chaosu.

Jura była już prawie na marmurowej płycie, ale nie opuściła jeszcze parapetu, gdy zobaczyła, jak brat wyprostował się i ruszył w kierunku kobiet.

– Jura, no chodź! – zawołał za nią Rowan.

Błyskawicznie podjęła decyzję.

– Muszę iść za nim – krzyknęła do Rowana i z powrotem przełożyła nogi przez parapet.

Rowan zmarnował kilka cennych chwil na rzucenie paru przekleństw, a potem rozwiązał buty i wspiął się w górę po ukośnie ustawionej płycie marmurowej, po której dawało się wejść tylko boso. Wszyscy prosili go, żeby nie szedł, ale nie słuchał i nakazał im opuścić miasto jak najprędzej.

Na korytarzu nie było śladu. Jury ani Geralta, tylko kilka Ultenek zrywało obicia ze ścian. Przerwały to zajęcie i spojrzały z nienawiścią na Rowana. Wczoraj był bogiem, dziś – demonem.

Uśmiechnął się do nich niezdecydowanie i pośpieszył dalej. Nietrudno było dostrzec Jurę i Geralta, gdyż byli o stopę wyżsi od Ultenek. Jura ochraniała brata i starała się rozmawiać z kobietami, ale nikt jej nie rozumiał.

– Marek ucieka ze złotem – zawołał po ulteńsku Rowan, ale nie słyszał odpowiedzi. – Marek zabiera dzieci! – Musiał powtórzyć to wiele razy, wskazując na komnaty królewskie w północnej części pałacu. W końcu udało mu się odwrócić uwagę tłumu od Jury i Geralta.

– Wiedziałam, że przyjdziesz. -Jura uśmiechnęła się. – Powinieneś był iść z nimi, ale wiedziałam, że tego nie zrobisz.

– Chodźcie za mną – rozkazał Rowan – tylko nie zróbcie jakiegoś głupstwa. – Spojrzał wymownie na miecz, który Jura zdjęła ze ściany. – Nie rób krzywdy żadnemu z moich ludzi.

– Ci ludzie chcieli mnie zabić – powiedział Geralt. – Myślę, że…

– Cisza! – poleciła mu Jura. – Idź za królem Rowanem.

Rowan zdziwił się, usłyszawszy te słowa. Prowadził ich przez napierający tłum kobiet, a gdy jakaś grupa zatrzymywała się i przyglądała im, Rowan wołał „Marek!” i wskazywał na wnętrze zamku.

Dotarli już prawie do bram miasta, gdy kobiety zdecydowały się w końcu ich zaatakować.

– Jest ich dwóch! – krzyknęła któraś.

– Trzymali nas jak w więzieniu. Nie miałyśmy mężów ani dzieci. Zabijemy ich, żeby się uwolnić.

Część kobiet stała przed otwartą bramą, a inne starały się zamknąć ciężkie wrota.

– Biegnijcie – rozkazał Rowan. – I nikogo nie zabijajcie.

W tym momencie tłum kobiet rzucił się na nich, starając się dosięgnąć obu mężczyzn. Jury nie atakowano, ale ona odruchowo osłaniała Rowana swym ciałem. Kobiety waliły czym popadło. Rowan przedzierał się ze spuszczoną głową i nie widział, jak Geralt ogłusza uderzeniami jedną kobietę po drugiej. Widać było, że miłość Rowana do poddanych nakazywała mu chronić ich nawet kosztem własnej skóry.

Wydostali się wreszcie za bramę. Ultenki ścigały ich jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu udało im się ujść pogoni i dotrzeć do zbawczych gór. Po prawie godzinnym biegu zatrzymali się, by złapać tchu.

– Musimy odnaleźć resztę – powiedziała Jura i dopiero wtedy spojrzała na Rowana. Jego jasna skóra była zupełnie biała, a pod peleryną widać było powiększającą się plamę krwi. Krwawiły mu też bose stopy.

Jura po matczynemu objęła go ramieniem i kazała mu usiąść.

– Muszę…

– Nie – powiedziała delikatnie – dosyć już zrobiłeś. Teraz niech inni pomagają tobie. – Spojrzała na Geralta. – Idź i poszukaj naszych. Powiedz, że król jest ranny, i niech Daire jedzie na poszukiwanie Brity. – Popatrzyła znów na Rowana – Jeśli uważasz, że to właśnie powinniśmy zrobić. To znaczy…

Rowan pochylił się i pocałował ją.

– Tak właśnie myślę, a ponieważ „jesteśmy jedno”, nie ma znaczenia, kto to powiedział.

– Jura, ja… – zaczął Gerait.

– Idź! – przerwała mu Jura. – Już dosyć było przez ciebie kłopotów. Jutro podziękujesz naszemu królowi za uratowanie życia.

Ociągając się, Gerait ruszył ścieżką w górę.

– Jura, ja nie jestem tak ciężko ranny. Zabandażuj mnie i mogę wędrować dalej.

Delikatnie przecięła nożem Rowana jego tunikę i obejrzała ranę od siekiery na ramieniu.

Rowan dotknął jej twarzy.

– Nazwałaś mnie królem i Lankonem. Czy chcesz powiedzieć, że mnie kochasz, czy czekasz, aż umrę, żebyś mogła wyjść za mąż za Daire?

Spojrzała prosto w jego błękitne oczy i długo patrzyła.

– Byłam tak wychowana przez Thala, żeby najpierw myśleć o wojnie, a Daire kochałam dlatego, że me stwarzało to żadnych powodów do konfliktu. Mogłam przełożyć dobro Lankonii ponad dobro mojego małżeństwa. Przy tobie wszystko mi się skomplikowało. Pokazałeś mi prawdziwą miłość, miłość do mojego kraju, w której chodzi o coś więcej niż tylko wojnę, i miłość do mężczyzny, która…

– Która co?

– Która mnie całą przepełnia. – Położyła obie dłonie na jego twarzy. – Rowanie, mój mężu, gdybyś ty miał umrzeć, umarłaby też moja dusza. Każda kropla krwi, wypływająca z twojej rany, wypływa z mojego serca. Nie wiedziałam, że ten ból, jaki odczuwam będąc obok ciebie, to… miłość.

Pocałował ją delikatnie.

– Jura, tak bardzo chciałem zasłużyć na twoją miłość! Dużo przeszedłem, dużo przecierpiałem. Czy to znaczy, że naprawdę zdobyłem twoje uczucie?

– To nie tak – zaprotestowała i zaraz pojawił się na jej ustach cień uśmiechu. – No, a co, uważasz, że warto było?

– Tak. Myślałem, że chcę kobiety takiej jak… jak te Ultenki, która by mi umilała życie. Ale ty jesteś czymś więcej niż żoną. Pomogłaś mi, Jura. Pomogłaś mi zrozumieć Irialów.

Odsunęła się od niego.

– Pomogłam? Pilnowałam, żeby cię nie zabili. Beze mnie nigdy byś nie zrobił tego, co zrobiłeś. Gdyby nie to, że byłam nieprzytomna, nie pozwoliłabym ci jechać do tego miasta Ultenów. Jesteś zbyt ufny. Wierzysz, że wszyscy są pełni dobroci.

– Z wyjątkiem ciebie, Jura. Ty jesteś pełna ognia i siarki i przypisujesz wszystko sobie. To ja zjednoczyłem Lankonię, to ja…

– Z moją pomocą – dodała głośno.

Nagle Rowan uśmiechnął się.

– Myślę, że po prostu dobrze nam się razem pracuje. Powinniśmy to kontynuować. Czy teraz masz zamiar pozwolić mi się wykrwawić na śmierć i czy czekamy tutaj, aż ten twój głupi brat pojedzie za Britą i wywoła wojnę?

– Geralt nie jest głupi. Jest tylko…

– Jaki? – spytał Rowan unosząc brew.

– Może powinniśmy mu dać mały skrawek Lankonii i powiedzieć, że to jego królestwo. Mógłby narobić wiele kłopotu przy jednoczeniu innych plemion, a nie chcemy, żeby rozwścieczył Zernów, gdy ich oddamy Ultenkom. – Oderwała kawałek swojej tuniki, żeby mu zabandażować ramię.

– Co! Oddać te słodkie małe kobietki Zernom?

– Te słodkie kobietki, jak je nazywasz, prawie nas zamęczyły na śmierć, Cilean i mnie, a jedna mi przyłożyła batem.

– Tak, ale – zaprotestował. W tym momencie Jura go pocałowała i, jak zwykle, nie myślał już o niczym innym. Ani o Lankonii, ani o Irialach, ani o tym, gdzie jest Brita. Kochał Jurę od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył, i będzie ją zawsze kochał. A teraz mieli przed sobą wiele lat, by zjednoczyć wszystkie plemiona, by się kochać i kłócić. Uśmiechnął się, trzymając usta przy jej ustach i przytulii ją. Był szczęśliwy.

Cilean i Daire schodzili właśnie ze szczytu wzgórza i zatrzymali się na dźwięk podniesionych głosów Rowana i Jury.

Cilean uśmiechnęła się.

– Myślę, że nic im nie jest.

– Jura go kocha – stwierdził Daire i była w tym stanowczość, ale pozbawiona żalu. – Myślę, że życie by za niego oddała.

Cilean spojrzała na Daire.

– Przykro ci, że ją straciłeś

– Czuję się jak opiekuńczy starszy brat, który stracił uwielbiającą go siostrzyczkę. Teraz wiem, że Jura i ja nigdy tak naprawdę nie pragnęliśmy się. Nie to, co z tymi Ultenkami. – Uśmiechnął się na samo wspomnienie.