– Psychiatra robi nam nadzieję, że uda się jej dojść do siebie – odparł Wing. – Oczywiście, do tego czasu musi przyjmować lekarstwa i pozostawać pod ścisłą obserwacją psychiatryczną.

– Co się stało? – zapytała szorstko Erin. – Przecież Cole złamał jej nadgarstek, a nie uszkodził głowę.

– Obawiam się, że umysł Lai zawsze był nieco nadwątlony. Już kiedyś musieliśmy… trzymać ją pod stałym dozorem,

– Doprawdy? Dopilnujcie, żeby jej dozorca stale miał przy sobie bat.

Windsor spojrzał na zegarek.

– Trochę nam się śpieszy, panie Wing.

– Naturalnie. – Chińczyk spojrzał prosto na Erin. – Cole upiera się, że do niego należy tylko połowa Kopalń Śpiącego Psa. Ta połowa, którą mu pani dała jako honorarium dla odkrywcy.

– Dałam mu połowę swojego spadku. Czy odziedziczyłam połowę, czy wszystkie kopalnie, zależy od tego, jak wam się spodoba podpis na skrypcie, o którym wspomniała Lai. Chyba, że upieracie się przy twierdzeniu, jakoby była niespełna rozumu.

– Cole nie chce się ubiegać o uznanie długu karcianego Abelarda Windsora, chociaż taki bez wątpienia istnieje – odparł Wing, ostrożnie dobierając słowa. – Nie chce także zawierać umowy z DHD na więcej niż połowę należącego do B1ackWing wydobycia z Kopalń Śpiącego Psa. Zrozumiałe, że członkowie kartelu są trochę… zaniepokojeni. Połowa wydobycia nie gwarantuje monopolu.

Erin wzruszyła ramionami.

– Zarobią trochę mniej pieniędzy. I co z tego?

Wing spojrzał na Windsora.

– Nic jej pan nie wyjaśnił?

– Mój ojciec nie jest właścicielem ani jednego karata z kopalni, więc niech pan rozmawia ze mną, a nie z nim.

– Jeśli władza kartelu się załamie, cena diamentów przemysłowych przekroczy możliwości krajów Trzeciego Świata, takich jak Chiny – powiedział Wing.

– To jakaś bzdura. Kiedy monopol na diamenty zostanie przełamany, ceny powinny spaść.

– Owszem, ale tylko ceny diamentów jubilerskich, a nie bortu.

– Dlaczego?

– Koszt eksploatacji złoża jest niebotyczny – tłumaczył Wing. – Cena bortu nie jest w stanie go pokryć. Żeby kopalnia przynosiła dochody, diamenty jubilerskie muszą być sprzedawane po stałej, zawyżonej cenie.

– W takim razie produkujcie diamenty przemysłowe w laboratoriach – zasugerowała obojętnym tonem. Wing z niemą prośbą spojrzał na Windsora, który westchnął i zaczął mówić:

– To nie takie łatwe, dziecinko. Badania cały czas trwają, ale sztuczne diamenty wciąż nie są tak tanie jak bort kartelu. Poza tym, nawet jeśli kiedyś uda się tanio produkować sztuczne diamenty, to nie nam. Japonia jest najbardziej zaawansowana. Nikt nie chce, żeby Japonia jeszcze bardziej wzmocniła swoją pozycję ekonomiczną.

Erin przez chwilę milczała, rozważając to, co jej powiedział.

I to, co zachował dla siebie.

– Chcesz mi uzmysłowić, że bez tanich diamentów przemysłowych rozwój krajów Trzeciego Świata byłby bardzo utrudniony, tak?

Wing spojrzał na nią zaskoczony.

– Byłby prawie niemożliwy. Diamenty mają o wiele większe znaczenie dla przemysłu, niż się ludziom wydaje, szczególnie dla takiego przemysłu, jakim są zainteresowane kraje rozwijające się. – Wing rozłożył ramiona w niemej prośbie. – Czy nie lepiej, żeby dochód ze sprzedaży luksusowych diamentów w krajach zachodu subsydiował koszty wydobywania bortu dla państw komunistycznych i krajów Trzeciego Świata?

– Mówimy tu na przykład o industrializacji Chin, którą rodzina Chen może kontrolować – powiedziała spokojnie Erin. – Chiny to kraj, w którym mieszka jedna piąta ludności świata. Tradycyjnie jest główną potęgą Azji. Kto kontroluje Chiny, wkrótce przejmie kontrolę nad wszystkimi krajami rejonu Pacyfiku, oprócz Stanów Zjednoczonych i Japonii. Oczywiście, moglibyście się sprzymierzyć z Japonią. W takim wypadku Stany Zjednoczone byłyby zmuszone do ściślejszych związków ekonomicznych z Europą. Nawet z pomocą Japończyków nie możecie liczyć na zwycięstwo.

Wing czekał. Zrozumiał wreszcie, że Erin jest tak bystra, jak zapowiadał Cole. I wroga.

– Nie będę nawet wspominała o ciągłym zainteresowaniu rodziny Chen minerałami strategicznymi, którymi zajmuje się jedna ze spółek należących do ConMinu. Nie mam zamiaru analizować faktu, że jeśli kartel się pogrąży, to wartość Kopalń Śpiącego Psa też spadnie na łeb, a razem z nią wartość udziałów BlackWing w tym lukratywnym przedsięwzięciu.

Wing spojrzał na Windsora. Ojciec Erin tego nie zauważył.

Wpatrywał się w córkę z pełnym rozbawienia szacunkiem.

– Widzę, że dobrze się przygotowałaś, dziecinko.

– Chcesz powiedzieć, że wreszcie przejrzałam na oczy. – Erin uśmiechnęła się chłodno. – Powiedziałam kiedyś Cole'owi, że uczę się wolno, ale się uczę.

– Rodzina Chen już jest bardzo zamożna – powiedział bez emocji Wing. – Nasze bogactwo nie opiera się na współpracy z ConMinem ani na dochodach z Kopalń Śpiącego Psa.

Erin spojrzała na ojca.

– On mówi prawdę – potwierdził Windsor. – Chenowie nie walczą z Hugonem van Luikiem i DHD o pieniądze. Chcą władzy.

– Co na ten temat sądzi Nan Faulkner? – zapytała Erin.

– Wolałaby, żeby ConMin się nie rozpadł. Jest za bardzo potrzebny Rosjanom. Poza tym kartel to dobrze znany nam przeciwnik. Od czterdziestu lat uczymy się, jak z nim postępować. Nasza gra polega na subtelnych pociągnięciach dla zachowania równowagi sił. W tej chwili interesy żadnego kraju, nawet naszego, nie przeważają szali.

Erin czekała, ale ojciec na tym zakończył.

– Żadnej rady dla mnie? – zdziwiła się. – To coś nowego.

– Jesteś zbyt wojowniczo nastawiona, żeby kogokolwiek posłuchać. – Windsor uśmiechnął się lekko. – Poza tym nie potrzebujesz moich rad. Zmieniłaś się, dziecinko.

– Człowiek się zmienia, jeśli polują na niego jak na zwierzę.

– Nie zrozum mnie źle – odparł szybko. – Jestem zadowolony z tych zmian. Nie można być właścicielem połowy Kopalń Śpiącego Psa i zachowywać się jak ufne dziecko. A ty nie planujesz oddać kontroli nad swoją częścią udziałów, prawda?

– Jeszcze się nie zdecydowałam.

– Masz trzy możliwości – oznajmił Windsor, ziewając. – Możesz oddać komuś nadzór nad swoją częścią interesów i zostawić to wszystko albo zostać u steru i dosiąść diamentowego tygrysa. Możesz też zabić tygrysa, namawiając Cole'a, żeby nie zawierał umowy z DHD.

Erin skinęła głową.

– Jak już powiedziałam, jeszcze nie wiem, co zrobię.

Wing cicho odchrząknął.

– Ta trzecia możliwość nie jest zbyt realistyczna.

– Chce pan powiedzieć, że dobry, stary wuj Li nie pozwoli Cole'owi wykończyć kartelu. – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.

Uśmiech, którym Wing obdarzył Erin, był chłodny jak kostka lodu.

– Niestety, nikt nie potrafi zmusić do czegokolwiek Cole'a Blackburna, nawet mój mądry wuj Li. Ale Cole nie jest głupi. Wie, że nie trzeba wielkiej bomby, żeby zasypać tę jaskinię. Można też odebrać tym diamentom jakąkolwiek handlową wartość, napromieniowując kopalnię. Dałoby się to wytłumaczyć jako katastrofę górniczą.

Erin uniosła ciemne brwi.

– To raczej drastyczne środki.

– Przestań się już z nim drażnić – powiedział Windsor i jeszcze raz ziewnął. – Tak czy inaczej, prawie wszystkie kraje świata w jakiś sposób łączą swoje interesy z kartelem. Nikt by ci nie pomógł w zniszczeniu ConMinu. Wszyscy raczej by woleli, żeby twoje kopalnie uległy zniszczeniu, a razem z nimi ty.

– Cole zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa – zwrócił się Wing do Erin. – Nie chce, żeby przydarzyło się pani coś złego. W nieprzyjemny sposób oznajmił wujowi Li, co się stanie z rodziną Chen, jeśli pani… hmm, na przykład ulegnie jakiemuś wypadkowi.

Windsor zmrużył oczy.

– Blackburn to nie jedyny człowiek, który rozliczy się z rodziną, jeśli moja córka będzie miała jakiś „wypadek”.

– Wiem. – Wing skinął głową. – Ale to Blackburna się obawiamy.

Erin z wysiłkiem zachowywała spokojny wyraz twarzy, tłumiąc szalejącą w jej duszy burzę uczuć.

– Niepotrzebnie się pan boi, panie Chen. Cole Blackburn sprzedałby mnie za garść diamentów. W zasadzie już to zrobił.

– To bzdura, dziecino – zaprotestował natychmiast Windsor. Nic nie odpowiedziała. – Rozmawiałem z Cole'em – ciągnął jej ojciec. – Ty o sobie nie możesz tego powiedzieć.

– Kiedy z nim rozmawiałeś? – zapytała Erin, zanim zdążyła się powstrzymać. – Jak on się czuje?

– Czaszka nie jest pęknięta. Jego umysł nadal pracuje sprawnie. Kiedy tylko Cole doszedł do siebie, zadzwonił i zadał mi dwa pytania. Po pierwsze, chciał wiedzieć, gdzie jest Hans Schmidt.

Erin nie potrafiła ukryć, jak nią to wstrząsnęło.

– Po co, na miłość boską, szukał Hansa?

– Żeby go zabić – wyjaśnił niecierpliwie Windsor. – Po cóż by innego?

– Ja… to… – Erin potrząsnęła głową, zbyt zaszokowana, żeby mówić.

– Powiedziałem Cole'owi, gdzie jest Hans. Podałem mu nazwisko, stopień, numer służbowy i dokładny adres szpitala, gdzie Hans leży, podłączony do respiratora i z rurką do sztucznego karmienia na stałe wszytą do żołądka.

Erin otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.

– Zdaje się, że ten żałosny drań siedem lat temu miał wypadek – oznajmił Windsor z lodowatą satysfakcją. – To jeden z takich okropnych wybryków losu. Katastrofa samochodowa. Wszędzie było pełno odłamków szkła, włącznie z każdym centymetrem ciała Hansa.

– Wypadek… – powtórzyła głucho Erin.

– Jest kompletnie sparaliżowany – ciągnął Windsor cichym głosem. – No, może nie kompletnie. Mógłby mrugać, gdyby jeszcze miał powieki. Widziałby, gdyby miał oczy. Pewnie coś by powiedział, ale nie ma języka. Może czasem dostałby erekcji, tylko obcięło mu niezbędne do tego narządy. Jednak jego fale mózgowe są normalne. Jego umysł pozostał nieuszkodzony. Hans to prawdziwy szczęściarz. – Wing nerwowo zaklął po kantońsku pod nosem. – Cole to przemyślał i doszedł do wniosku, że dla poczciwego Hansa śmierć stałaby się wybawieniem, a Cole nie był w nastroju do dobrych uczynków. Życzy Hansowi długiego, szczęśliwego życia. Tak samo jak ja, dziecinko. Tak samo jak ja.