– Dobrze – powiedział – chyba się przesuwa. – Minutę później przyjął łożysko. Sprawdził, czy jest całe i nawet zagwizdał z uznaniem. – To już lepiej – powiedział miękko. – Teraz ergometryna powinna spowodować skurcz macicy, krwotok zacznie się zmniejszać.

Następnie podał położnicy kroplówkę z solą fizjologiczną. Luźna podomka, jaką miała na sobie, nie wymagała rozcinania. Zresztą, jakie to miało znaczenie? Wątpliwe, by Kate chciała ją kiedykolwiek oglądać. Patrząc na sino-białą twarz bratowej, Christy z trudem tłumiła łkanie. Adam poprawił kroplówkę i znowu sprawdził tętno.

– Dobrze – powiedział – krwotok ustaje. Chyba zdążyliśmy. – Spojrzał na zawiniątko. – I będziemy mogli pokazać matce zdrowego dzieciaka.

Z zewnątrz dobiegł sygnał ambulansu.

Christy przytulała dziecko, nie spuszczając oka z twarzy Kate. Choć Adam twierdził, że zdążyli, Kate wyglądała okropnie.

– Plazma to wszystko, czego trzeba, by doszła do siebie – zapewnił ją łagodnie. – Krwotok właśnie ustał. Ona z tego wyjdzie, Christy.

Jakby dla potwierdzenia tych słów Kate poruszyła się i otworzyła oczy.

– Widzisz – powiedział, uśmiechając się jednocześnie do Kate. – Czy ukartowaliście to wspólnie z Richardem, aby sprawdzić, jak nowy doktor radzi sobie w nagłych wypadkach? – Ujął Kate za rękę.

– Wszystko w porządku, dziewczyno. Macie zdrowego chłopaka. Łazienka jest nieco w nieładzie, ale syn w najlepszym porządku. – Skinął na Christy, która położyła tobołek koło twarzy matki.

– Christy – zdziwiła się położnica – też tu jesteś?

– Uwielbiam krwawe jatki – odpowiedziała z czułym uśmiechem. Otarła zasychające łzy i znowu uśmiechnęła się z wdzięcznością, widząc jak twarz bratowej odzyskuje powoli normalny kolor.

– Poza tym, podoba mi się bratanek. – Spojrzała w stronę lekarza. – Czy jesteś pewien, że to bratanek?

Adam roześmiał się.

– Przyjąłem setki dzieci, madame, i jeszcze ani razu się nie pomyliłem.

– Syn – wyszeptała Kate. Zamknęła oczy i ponownie straciła przytomność.

– Jest tylko wyczerpana – stwierdził uspokajająco, widząc znowu panikę w oczach Christy.

Po chwili w drzwiach pojawił się kierowca karetki.

– Nieś swego bratanka – polecił Adam i spojrzał na zawiniątko. – Miał szczęście, że to taki ciepły dzień. Nie wygląda na zaziębionego. Po prawdzie, wygląda zadziwiająco zdrowo.

– Czy… nie pojedziesz z nami? – spytała Christy z wnętrza karetki. Patrzyła na pokrytego krwią mężczyznę, stojącego przy drzwiach. Kate była bezpieczna, nawet ona, Christy, była bezpieczna, a wszystko dzięki niemu. Patrzyła na dziecko i łzy toczyły się same po policzkach. Gdyby nie Adam…

– Pojadę za wami – obiecał. Wyciągnął rękę, by dotknąć spływającej łzy. – Kate nic już nie grozi, a ja muszę zadzwonić. Richard ma radiotelefon, i ktoś przecież powinien mu powiedzieć, że urodził mu się syn. Nie uważasz?

Gdy dojeżdżali do szpitala, Kate wyglądała już prawie normalnie. Położona do łóżka zasnęła głęboko. Nieco odprężona, Christy zaczęła odczuwać skutki szoku. Trzymała rękę śpiącej, siedząc przy łóżku. Adam dołączył po chwili i kiedy znowu zbadał Kate, autorytatywnie stwierdził, że poza szokiem i wycieńczeniem z powodu upływu krwi nic jej nie jest.

– Ciśnienie zaczęło wzrastać – powiedział. – Jutro będzie już siedzieć w łóżku i cieszyć się dzieckiem.

– Udało ci się złapać Richarda?

– Tak. – Usiadł przy niej. – Będzie tu zaraz.

– Jak on mógł ją zostawić? – dziwiła się Christy.

– Nie mógł przecież tego przewidzieć. – Adam pokręcił głową. – Zrobił, co mógł, prosząc cię, abyś do nich zajrzała, a wcześniej była tam siostra przełożona.

– Z całą pewnością byłam. – Alma wkroczyła energicznie do izolatki. – Nie rozumiem, jak to się mogło stać. Kate nie wyglądała dobrze podczas lunchu, ale zjadła placek i zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku. To było o drugiej. I proszę, co stało się cztery godziny później.

– Przepraszam, Almo. – Kate otworzyła oczy. – Przedobrzyłam. Chciałam być dzielna.

– Dzielna? – parsknęła Alma. – To znaczy, że już podczas lunchu wiedziałaś, iż poród się zaczął?

– Tak, miałam skurcze – przyznała Kate – ale rzadko. Wiedziałam, że jeśli powiem, Richard będzie się zamartwiał. A do tego to był pierwszy dzień pracy Adama… Liczyłam, że uda mi się dotrwać do powrotu Richarda. Zawiózłby mnie do szpitala. Ale wszystko stało się tak nagle. Wody odeszły. Później dziecko… Wszędzie było tyle krwi. I nie dałam rady zadzwonić…

– Wszystko w porządku, Kate – uspokajał ją Adam. – Christy spisała się wspaniale. Myślę, że jej drugim powołaniem będzie położnictwo.

– Za nic na świecie – wykrzyknęła Christy. – Już nigdy nie chcę mieć nic wspólnego z rodzeniem dzieci. Jeśli nie znajdę dzieciaka pod liściem kapusty, to wystarczy mi rola ciotki. – Z pokoju niemowlaków dobiegł płacz. – O wilku mowa, toż to chyba mój bratanek?

– Włożyliśmy go do inkubatora, aby się rozgrzał, ale to chyba zbędne – rzekł Adam. – Wygląda na to, że wcale nie jest mu tam dobrze. On chce do mamy. A czy mama też go chce?

– O tak! – szepnęła Kate. – Adam… – przerwała, z korytarza słychać było głos Richarda. Pytał o coś nerwowo. Po chwili stanął w progu. Patrzył jedynie na żonę.

Christy wstała z trudem. Ciało miała całe sztywne i obolałe. Adam, rzuciwszy okiem na małżonków, wziął ją pod ramię.

– Chodźmy – powiedział – niech się nacieszą. Chodźmy do domu.

Pojechali najpierw po samochód Christy zaparkowany w garażu Richarda.

– Czy myślisz o tym samym? – spytał niechętnie. Christy skrzywiła się.

– Richard jest strasznie zmęczony. Nie mogę pozwolić, aby zobaczył łazienkę w takim stanie. – Odetchnęła głęboko. – Jedź do domu, a ja przyjadę, jak tylko tu skończę.

Wysiadając z samochodu, prawie krzyknęła z bólu. Zraniona stopa nagle zaczęła ostro dawać się we znaki. Wcześniej Christy była zbyt zaabsorbowana, by zwracać na to uwagę.

Adam spojrzał na swe poplamione ubranie. Potrząsnął głową ze śmiechem.

– Byłoby grzechem nie skorzystać z tego kombinezonu. To ty jedź do domu, Christy. Weź gorącą kąpiel i przygotuj fasolę na kolację.

– Ależ nie mamy fasoli – wyrwało się jej mimo woli.

– Owszem mamy, kupiłem dziś puszkę.

– Kiedy ja… planowałam parówki – upierała się bez sensu, wytrącona z równowagi.

– Parówki z fasolą to mój przysmak.

– Są tylko dwie.

– Ja jestem gotów podzielić się fasolą. Chyba dwie parówki też łatwo dają się dzielić na pół? – spytał z wyrzutem.

Christy z przerażeniem wyobraziła sobie harmonijne życie domowe. Wspólne posiłki, wspólne mieszkanie… Miała tego dosyć, była zmęczona i nie stać jej było na uprzejmość.

– Jedź, Adamie – rzuciła ze złością. – Sama tu posprzątam!

Zręcznym ruchem wyrwał jej kluczyki i szybko wrzucił sobie za koszulę. Rozpiął górny guzik. Opalony tors pokrywały złote włosy. Uśmiechnął się prowokująco.

– Zostaną tam, dopóki nie posprzątamy. Chyba, że sama je wyjmiesz.

Christy z wściekłością wciągnęła powietrze. Zrezygnowała jednak z dyskusji, odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę domu, ignorując ból w nodze. Adam zaśmiał się gardłowo i poszedł za nią.

Gdy skończyli sprzątanie, czuła się całkiem wyczerpana i ostatecznie była mu wdzięczna za pomoc.

Ale nade wszystko ważne było zdrowie Kate i dziecka. Gdyby coś im się stało, sprzątanie łazienki miałoby zupełnie inny charakter.

– Muszę ci podziękować – powiedziała niechętnie, gdy chowali środki czyszczące.

– Co ja słyszę? – uśmiechnął się i lekko dotknął jej policzka, tak że aż się żachnęła. – Czyżbyś czuła coś innego niż niezmienną niechęć?

– Czuję wdzięczność – odparła – a także potworne zmęczenie. Chcę szybko zjeść i pójść do łóżka.

– Chyba wszyscy mamy dość – zgodził się natychmiast. – Pewnie się cieszysz, że zachowałaś swoją sypialnię? Twoje łoże wygląda znacznie bardziej zachęcająco niż ta wąska koja w pokoju gościnnym.

– Oczywiście, musiałeś to sprawdzić – nie wytrzymała.

– Jasne – potwierdził – przeszukałem cały dom. Sprawdziłem, czy parapety są zakurzone, obejrzałem twoją szufladę z majtkami, dziury w skarpetkach i jeszcze zdążyłem przeczytać czterysta pięćdziesiąt trzy listy miłosne. Te przewiązane różową wstążką, które znalazłem w biurku. – Pochylił się, by pogłaskać małą kotkę Kate. – Myślisz, że powinniśmy ją nakarmić?

– Ja to zrobię. – Christy niechętnie pomyślała o kolejnym zadaniu. – Jedź do domu.

Obserwując kocią ucztę, nawet nie zauważyła, kiedy Adam wyszedł.

Zamykając za sobą drzwi, zobaczyła swój samochód stojący na podjeździe. Kluczyki tkwiły w stacyjce. Na dłuższą chwilę zatrzymała się na werandzie. Stała i starała się zdobyć na odwagę, by pojechać do domu. Do domu i… Adama.

Gdy wreszcie tam dotarła, właśnie kończył gotować. Parówki podskakiwały na patelni, fasola bulgotała obok, a na stole pyszniła się zachęcająco miska sałatki.

– Szybki jesteś – przyznała z ociąganiem.

– Owszem, gdy jestem głodny. – Podniósł do góry jajko. – Jedno czy dwa?

– Jedno – odpowiedziała machinalnie.

– Jajka gotuję równo cztery minuty – uprzedził. – Ma pani cztery minuty na kąpiel, madame.

– Tak jest, sir.

Z łazienki wyszła w cienkiej podomce. Wilgotne włosy, nie rozczesane, opadały jej na ramiona. Gdyby nie Adam, padłaby do łóżka bez jedzenia. Tymczasem on zastawiał stół, tak jakby miał prawo rządzić się w jej kuchni bez pytania.

Jadła z trudem. Zdarzenia dnia wyczerpały ją, a obecność Adama dopełniała miary. Przełykała oporne kęsy, ale w końcu poddała się. Wstała, by włożyć talerz do zlewu. Gorąca kąpiel, a zwłaszcza dwadzieścia minut siedzenia przy stole, sprawiły, że stopa zesztywniała. Przeszył ją ból i Christy z trudem zdusiła jęk.

Adam wstał także.

– Nie smakuje ci fasola? – spytał delikatnie, zabierając jej talerz z rąk.