– To brak apetytu. – Wstrząsały nią dreszcze, być może spowodowane przez ostatnie emocje, a może także obecnością tak bliskiego jej kiedyś mężczyzny. – Fasola nie jest temu winna, nie zjadłam też parówki.

– Wcale się nie dziwię. Gdybyśmy byli w Londynie, porwałbym cię do świetnej francuskiej restauracyjki.

Już to kiedyś robiłeś, przypomniała sobie jak przez mgłę.

– Słuchaj, dziewczyno, z Kate naprawdę jest wszystko w porządku – zapewnił Adam, opacznie interpretując jej wyraz twarzy.

– Tak, wiem.

– To co cię gryzie?

– Jestem po prostu przeraźliwie zmęczona – odparła. Spróbowała prześliznąć się koło niego, ale zagradzał jej drogę. – Doktorze McCormack, chciałabym już iść do łóżka, źle spałam zeszłej nocy. Dziś był okropny dzień, jutro pewno nie będzie lepszy. Czy zechce mnie pan przepuścić?

– Czemu nie spałaś wczoraj?

– Nie twoja sprawa – odpaliła, tracąc cierpliwość. Zagryzła wargi w desperacji. – Proszę, zwyczajnie proszę, pozwól mi przejść.

Spoglądał na nią tak, jakby to co mówiła, było całkiem niezrozumiałe.

– Christy, co ja takiego zrobiłem, że wytrąca cię z równowagi sama moja obecność? – Ujął ją za ramiona i zmusił, by nie odwracała wzroku. – Nie mam pojęcia, o co tu chodzi!

– Ja też nie! – Wyrwała się i przecisnęła koło niego. Na szczęście już jej nie zatrzymywał. – Dobranoc, doktorze.

– Ty chyba kulejesz.

– Dobranoc – powiedziała stanowczo, chwytając za klamkę.

– Ale…

– Chyba mam prawo kuleć we własnym domu? Dajże mi wreszcie spokój.

Zmęczenie przyniosło jej dwie godziny snu. Później ból w nodze wziął górę. Stopa była rozpalona, pulsujące ukłucia stały się trudne do zniesienia. Nawet okrywające ją lekkie prześcieradło zbytnio ciążyło. Wpatrywała się w zalany światłem księżyca pokój, próbując zmusić ból do ustąpienia. Zazwyczaj dźwięki cykad działały kojąco. Tej nocy zdawały się jednak mówić: „Takie właśnie jest życie, co z tego, że twój świat się rozleciał? Kogo to może obchodzić”. Zupełnie jakby przedrzeźniały jej myśli.

Otarła łzy ze złością. Znowu zachowuje się jak przewrażliwiony, zakochany podlotek. Czemu nie może być normalną, dorosłą kobietą? Przecież to jedynie lęk, że go znowu spotka, powstrzymuje ją przed wizytą w kuchni i połknięciem kilku aspiryn. Spuściła nogi na podłogę i prawie krzyknęła. Opierając się całym ciężarem o stojące obok krzesło zdołała wstać. I tak dokuśtykała do drzwi. Stukot krzesła o podłogę nie powinien obudzić Adama, pomyślała, jego pokój jest po przeciwnej stronie domku. Gdy dobrnęła do kuchni, oparcie stało się zbędne. Rozruszana stopa nawet jakby nieco mniej bolała. To tylko stłuczenie, stwierdziła w duchu. Nalała wody do szklanki i zaczęła szukać aspiryny w szafce nad zlewem.

– To nic nie da. – Aż podskoczyła, słysząc go tuż za sobą. Nieopatrznie przeniosła cały ciężar ciała na chorą stopę i musiała przytrzymać się zlewu, by nie upaść. Wtedy zapalił światło. Niechętnie odwróciła głowę ku niemu.

Miał na sobie jedynie spodnie od piżamy. Na nagim torsie wyraźnie odznaczały się silne mięśnie. Piaskowego koloru włosy były potargane od snu.

– Aspiryna jest za słaba na taki ból – powiedział. – Dam ci coś silniejszego.

– Doprawdy nic mi nie jest.

– Marny z ciebie łgarz.

Pochylił się, by obejrzeć stopę i aż gwizdnął, widząc opuchliznę i zadrapania.

– Gdzieś ty się tak urządziła?

– Musiałam rozwalić drzwi u Kate – przyznała z wielką niechęcią. Zachowujesz się jak niewdzięczna idiotka, pomyślała, i dobrze o tym wiesz. – Przepraszam, że cię obudziłam.

– I tak nie spałem – wyjaśnił. – Chciałbym zadzwonić do Anglii, tam jest teraz ranek. Obiecałem komuś. Oczywiście zakładałem, że nie masz nic przeciwko temu. Pokryję rachunek.

Cały gniew opuścił ją, zastąpiony przez poczucie wielkiego osamotnienia. Adam McCormack ma własne życie, o którym ona nic nie wie. Przeżył tragedię… pochował żonę. A teraz może ma inną kobietę? Opadła na krzesło, pokonana przez wielkie znużenie.

– Dzwoń, gdzie tylko chcesz – powiedziała głucho.

– Pozwól najpierw zbadać nogę.

Przyklęknął. Sprawne, chłodne palce szybko obmacały rozpalone ciało. Chciała się wyrwać, ale opanowała odruch. Wreszcie skończył.

– Skręciłaś nogę w kostce. Niezbyt mocno, bo inaczej nie zdołałabyś chodzić. Natomiast paluch masz chyba złamany. Jutro trzeba będzie to prześwietlić.

– A niech to – powiedziała, widząc w wyobraźni kawał gipsu na nodze.

– Jeśli mam rację, gips nie będzie potrzebny – dodał, odgadując jej myśli. – Wystarczą buty dające dobrą ochronę. Przyniosę torbę, trzeba zrobić zastrzyk.

– Nie potrzebuję żadnych zastrzyków.

– Oczywiście, ale… chciałem ci dać nieco morfiny, abyś mogła spać. Zresztą, jestem przecież twoim domowym lekarzem. To co, zgodzisz się, czy wybierasz męczeństwo?

Christy była nieludzko zmęczona. Stopa bolała tak bardzo, że łzy same napływały do oczu. A może to nie z powodu stopy?

– No, niech tam – zgodziła się. – Dzięki, doktorze – dodała, by nie wyjść na gbura.

– Adam – poprawił ją łagodnie.

– Adam – przytaknęła.

– A zatem do dzieła. – Dotknął jej twarzy. – Najpierw trzeba, byś znalazła się w łóżku – oświadczył i zanim połapała się, już niósł ją w stronę drzwi.

– Natychmiast mnie postaw – wykrztusiła.

– Myślałem, że chcesz już skończyć z męczeństwem? – zignorował protest.

Cieniutka koszula Christy nie stanowiła żadnej przegrody miedzy nimi. Czuła jego twarde mięśnie, a jej ciało, kierując się własnym życiem, samo przytulało się do torsu Adama, znajdując wreszcie przystań. Chciała tego najbardziej na świecie, a jednak nie mogła pozwolić sobie na takie szaleństwo.

Delikatnie położył ją na łóżku.

– Chyba nie było to takie straszne, panno Blair?

– Ja… Dziękuję – mruknęła.

Skinął głową i wyszedł. Po chwili wrócił ze strzykawką.

– Rozluźnij się – powiedział. – Nic nie poczujesz.

– Wszyscy lekarze tak mówią. – Usłuchała jednak i nawet nie poczuła ukłucia.

– I co ty na to?

– Udało ci się, ale to przez przypadek. – To niesprawiedliwe…

– Wiem. – Zdobyła się na wątły uśmiech. – Przepraszam.

Przez dłuższą chwilę przyglądał się wyciągniętej na łóżku dziewczynie. Kręcone włosy rozsypały się po poduszce. Cienka tkanina koszuli miękko opinała ciało. Widać było w jego oczach, jak bardzo mu się podoba.

– Czy jesteś taką wściekłą tygrysicą z każdym mężczyzną, czy tylko ze mną? – spytał, a gdy nabrała powietrza, by odpowiedzieć, położył jej palec na wargach. – Może zresztą nie chcę znać odpowiedzi.

Jednak, gdybym był tobą, miałbym się na baczności. Niewykluczone, że potrzebne ci będą wszelkie środki obrony.

– Nie bądź śmieszny – wymamrotała – i wynoś się z mego pokoju.

– Jesteś pewna, że nie chcesz bym został? – Adam…

Zapadła długa cisza. Bardzo długa. Patrzył na nią i wiedziała, że jest tak samo zagubiony i niepewny jak ona.

– Adam…

Bardzo powoli pochylił się i zastąpił palce trzymane na jej ustach pocałunkiem. Ale był to zupełnie inny pocałunek niż ten, który pamiętała z przeszłości. Poprzednim razem, gdy ją całował, ich wargi przylgnęły do siebie zachłannie. Pocałunek był natarczywy, zaborczy i nienasycony. Wtedy sądziła, że to skutek pożądania, że pocałunkiem tym Adam oznajmia, że należy tylko do niego. Jakże boleśnie się myliła. Teraz całował ją z wahaniem, jakby o coś pytał. Wargi musnęły jej usta, prawie ich nie dotykając.

W chwilę później zgasił lampkę przy łóżku i delikatnie zamknął drzwi.

Christy wpatrywała się w ciemność. Przycisnęła palce do palących warg, chcąc przedłużyć trwanie chwili. To nie był ten sam Adam, ale takiego mogła znowu pokochać – tak jakby nic nie zaszło przed laty. Wtem usłyszała, jak podnosi słuchawkę i cicho, aby nie zakłócać jej spokoju, mówi: „Poproszę o połączenie z Londynem”. Potrząsnęła głową, nic jej do tego, może sobie dzwonić do kogo chce. Nie chciała o tym wiedzieć…

– Helen? Tu Adam, czy możesz zawołać Fionę? Po chwili przerwy zaczął mówić tak cicho, że ledwo rozróżniała słowa.

– Hej, Fi. Jak się masz, kochanie? Tęsknisz za mną?

Christy nie była w stanie tego znieść. Szczelnie otuliła uszy poduszką. Przeklęty Adam McCormack. Niech go diabli wezmą! Zacisnęła oczy przyzywając sen. Po jakimś czasie morfina sprowadziła ukojenie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Christy obudziła się, gdy tylko narkotyk przestał działać. Świtało. Leżała przez chwilę, wsłuchując się w poranny koncert. Jeśli ptaki witają dzień z taką radością, czemu nie miałaby zrobić tak samo?

Została ciocią. Uśmiechnęła się ciepło na wspomnienie bratanka. To dziecko jest kimś szczególnym. Być może dzięki niemu zapomni wreszcie o tej głupiej, szczenięcej miłości.

Czyżbym zwariowała, pomyślała. Jestem jak bohaterka „Wielkich nadziei”, która ciągle czeka ubrana w suknię ślubną, nawet po pięćdziesięciu latach. Zerwała się z łóżka i poczuła ostry ból w nodze. Nie ma mowy, aby pokazała mu, co naprawdę czuje. Udowodni, że jest odporna na te cholerne uśmiechy. Nowy dzień, nowe życie. Koniec z tym. Będzie go traktować wyłącznie jak przyjaciela.

Wzięła prysznic i ubrała się starannie, choć poruszanie sprawiało jej pewien kłopot. Gdy wreszcie dotarła do kuchni, słońce stało już całkiem wysoko, a ptaki umilkły. Po Adamie nie było ani śladu.

– Oto moje obiecane śniadanie do łóżka – mruknęła. Ale zaraz zreflektowała się. W końcu zerwał się w środku nocy, by jej pomóc, czy można oczekiwać czegoś więcej?

Wyjrzała przez okno i zobaczyła wyłaniający się zza zakrętu samochód Adama. Czy on w ogóle spał?

Adam wśliznął się do domku kuchennym wejściem. Na widok Christy jego zmęczoną twarz rozjaśnił uśmiech.

– Nie spodziewałem się, że tak łatwo zrezygnujesz z porannej herbaty w łóżku – powiedział.

– Ile można czekać – zażartowała, spoglądając znacząco na zegarek. Było wpół do ósmej. – Przeważnie wstaję o wiele wcześniej.