Dla Maisie zaczęło się nowe życie. Wszystkim była oczarowana, zdawało jej się jakby z pokoju lekcyjnego wkroczyła prosto w wir wielkiego świata. Ponieważ lord Brambury nalegał na szybki ślub, Maisie była wożona od jednej krawcowej do drugiej, godzinami stała i przymierzała kolejne suknie, a wieczorami odbywały się przyjęcia jedno po drugim. Lord Brambury miał bardzo liczną rodzinę i wszyscy pragnęli złożyć mu gratulacje. Spotkania, obiady, kolacje, wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.

Rodzice Maisie byli zachwyceni, lecz Maisie w tym czasie bardzo rzadko widywała swego przyszłego męża sam na sam.

– Pojmujesz chyba, moja droga – powiedział na swe usprawiedliwienie – że zanim nadejdzie nasz miodowy miesiąc, muszę załatwić tysiące różnych spraw. – I uśmiechając się dodał: – Gdy chcę, żeby coś było zrobione dobrze, muszę sam się tym zająć.

Maisie oczywiście się z nim zgadzała, czuła nawet pewną ulgę. W istocie obawiała się tego wysokiego mężczyzny o imponującej posturze i siwiejących włosach. Zastanawiała się często, czego będzie od niej wymagał, kiedy już zostanie jego żoną. Z nikim na ten temat nie rozmawiała – matka traktowała ją jakby wciąż była małym dzieckiem, a ojciec nie taił rozczarowania, że nie urodziła się chłopcem.

Wychowywały ją całe rzesze guwernantek, z których żadna nie zagrzała dłużej miejsca w ich domu, gdyż życie na wsi wydawało im się nadzwyczaj nudne. Nigdy nie zdarzyła się okazja, by wyjechały z dziewczyną do Londynu czy do innego większego miasta.

– Bardzo mi przykro – mówiła każda pod koniec roku – ale czuję się tutaj, jakbym była żywcem pogrzebana.

Rodzice Maisie nic z tego wszystkiego nie rozumieli.

– Przecież dałam tej kobiecie bardzo piękną sypialnię! – skarżyła się matka Maisie. – A pokój lekcyjny jest także słoneczny.

Guwernantki wciąż przychodziły i odchodziły.

Każda zaczynała lekcje historii od pierwszych stron tego samego podręcznika i Maisie nigdy nie wyszła dalej jak poza dzieje Ryszarda Lwie Serce. Zresztą historia nudziła ją, podobnie jak geografia. Nauczyła się jednak nie protestować, lecz sprawiać wrażenie, jakby wszystkiego słuchała niezwykle uważnie i jakby jej szeroko otwarte oczy wyrażały zaciekawienie.

Prawie zawsze jej się to udawało.

Z takim samym wyrazem twarzy patrzyła na lorda Brambury, kiedy rozmawiał z nią jeszcze przed ślubem. Taki sam miała wyraz, kiedy po ślubie jechała z nim na stację pośród szpaleru osób obrzucających ich ryżem i płatkami róż.

Prywatna salonka lorda Brambury wiozła ich do jego rezydencji w Huntingdonshire, gdzie mieli spędzić pierwszy tydzień miodowego miesiąca.

Potem lord Brambury postanowił, że przeniosą się do pałacyku myśliwskiego w Leicestershire nie odwiedzanego od dłuższego czasu, gdyż lord Brambury od dawna już zaprzestał polować.

Pałacyk ten, zbudowany w stylu króla Jakuba, wraz z otaczającymi go setkami akrów żyznej ziemi należał do rodziny Brambury od wielu pokoleń.

– Nie wyobrażam sobie, że mógłbym się go pozbyć – mówił lord Brambury do ojca Maisie. – Pałac jest bardzo wygodny. Znajduje się na uboczu, więc nikt nas nie będzie niepokoił.

Już podczas podróży pociągiem Maisie zauważyła, że jej mąż jest dziwnie zaczerwieniony.

Ale nie zastanawiała się, jaka może być tego przyczyna. Ponieważ nigdy jeszcze nie jechała salonką, więc była bardzo przejęta podróżą.

– Czy dobrze się czujesz? – zapytała męża troskliwie, co bardzo go wzruszyło.

– Teraz już lepiej – odrzekł. – W kościele było bardzo gorąco, a jeszcze goręcej podczas przyjęcia.

Nalała mu kieliszek szampana, a on wypił go chciwie.

– Jesteś moją chlubą – powiedział z zadowoleniem – i pięknie wyglądasz!

– Miałam nadzieję, że spodoba ci się moja suknia – rzekła. – Była bardzo droga!

– W przyszłości żadna kreacja nie będzie dla ciebie zbyt kosztowna – odrzekł lord Brambury niskim głosem.

Wypił trochę szampana, po czym jego głos stał się dziwnie chrapliwy.

Pewnego dnia Maisie dokładnie opisała lordowi Selwynowi, co się wydarzyło po ich przybyciu do Brambury Hall.

– Zjedliśmy kolację – mówiła – i pomyślałam sobie, że Artur wygląda jakoś dziwnie.

Jadł bardzo mało, za to pił dużo.

Lord Selwyn słuchał bardzo uważnie, a jednocześnie przypatrywał się jej mlecznobiałej cerze. Zauważył, że jej rzęsy były niczym u dziecka – ciemne przy skórze, a jasne na końcach.

– Po kolacji poszliśmy do sypialni – rzekła Maisie z wahaniem i umilkła nagle, zaciskając dłonie.

– Nie musisz mi mówić, co było dalej, jeśli cię to krępuje – rzekł lord Selwyn delikatnie.

– Ale ja chcę, żebyś wiedział – wyznała. – Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam.

Odwróciła się, więc pomyślał, że jest bardzo zawstydzona, co wydało mu się czarujące.

– Podeszłam do łóżka – powiedziała ledwo słyszalnym głosem – położyłam się, a wówczas Artur wszedł do mojego pokoju.

Wydawało mu się, że Maisie przeżywa wszystko od nowa.

– Zbliżył się do mnie – mówiła – i właśnie kiedy miał położyć się do łóżka, z jego krtani wydobył się dziwny chrapliwy dźwięk. Wyciągnęłam ku niemu ręce, lecz on… zachwiał się i… upadł.

– Musiał doznać udaru mózgu – powiedział lord Selwyn po chwili milczenia.

Maisie skinęła głową.

– To było straszne! Trudno wprost wyrazić, co wtedy przeżyłam! Doktorzy nie mogli mu nic pomóc.

Tragedia polegała na tym, pomyślał lord Selwyn, że Brambury nie umarł od razu, lecz przez pięć lat żył jeszcze, nie odzyskując przytomności. Przez te pięć lat Maisie wciąż przesiadywała przy mężu, będąc świadkiem bezsilności lekarzy, którzy starali się wzbudzić w niej nadzieję, lecz spoza ich słów wyzierała prawda, że dla jej męża nie ma ratunku.

– Wprost trudno wyrazić, jak mi przykro z twojego powodu – rzekł lord Selwyn.

– Wiedziałam, że mnie zrozumiesz – powiedziała Maisie z prostotą.

Kiedy to mówiła, lord Selwyn zapragnął wynagrodzić jej te wszystkie lata, kiedy była zmuszona marnować swoją urodę przy łożu chorego. Przecież nie widywała wówczas nikogo poza lekarzami i pielęgniarkami. Krewni męża odwiedzali dom do czasu do czasu, aby się dowiedzieć o zdrowie głowy rodziny. Dopiero kiedy lord Brambury zmarł, Maisie nareszcie poczuła się wolna, lecz nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić.

– Ojciec zasugerował mi, żebym wyjechała do Londynu – mówiła. – Początkowo byłam przestraszona tą propozycją, ponieważ nie znałam tam nikogo i bałam się, że będę się czuła osamotniona.

Opowiedziała mu dalej, że siostra lorda Brambury, również wdowa, ofiarowała się pełnić rolę jej opiekunki i przyzwoitki zarazem.

Tak więc lady Elton, dwa lata starsza od swojego brata, wprowadziła się do domu przy Grosvenor Square. Dom, który przez pięć lat był zamknięty, wkrótce ożywił się. Krewni zmarłego byli bardzo radzi, że bogata wdowa zamierza podejmować ich, a także każdego, kogo uznają za godnego przedstawienia w jej salonie. Nie musiała sama niczym się zajmować.

Krewni męża podjęli się zaangażowania dla niej służby, a sekretarz lorda Brambury, który za jego życia zarządzał nie tylko domem, ale też wszystkimi sprawami majątkowymi, czynił to nadal.

– Najbardziej się boję – wyznała Maisie lordowi Selwynowi – żebym po raz drugi nie popełniła omyłki. – Przerwała na chwilę, a potem mówiła dalej: – Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, jakim błędem z mojej strony było poślubienie mężczyzny tak znacznie ode mnie starszego, jednak gdybym wówczas powiedziała „nie”, nikt by mnie nie słuchał!

Lord Selwyn rozumiał, co miała na myśli.

Był też świadomy, że Maisie zależy na nim i że pragnęłaby bardzo, żeby poprosił ją o rękę.

Nie była w tym wypadku wyrachowana. Lord Brambury pozostawił jej spory majątek, dom w Huntingdonshire oraz dom w Londynie przy Grosvenor Square. Rodowa siedziba przeszła w ręce bratanka zmarłego, który był dziedzicem tytułu. Nie interesował się zbytnio wdową po stryju i życzył sobie, żeby opuściła dom jak można najszybciej. Zrobiła to chętnie, ponieważ od dnia ślubu kojarzył jej się ze śmiercią.

Dopiero po sześciu miesiącach pobytu w Londynie Maisie spotkała lorda Selwyna, który słyszał o niej wprawdzie, lecz zbytnio nie interesował się jej osobą. Mówiono mu, że jest bardzo ładna, lecz to samo dawało się powiedzieć o innych kobietach. Zwłaszcza o tej, z którą ostatnio był związany. Kiedy w końcu został przedstawiony Maisie, zaintrygowała go historia jej małżeństwa. Ludzie wiele plotkowali na ten temat. Mówiono mu także, że jej salon słynie w Londynie, a ona znakomicie pełni rolę gospodyni. Gdy ją ujrzał w tej roli po raz pierwszy, chciał się roześmiać: wydała mu się taka maleńka i dziecinna, kiedy tak stała na szczycie schodów, witając przybywających gości.

Sądził, że opowiadający mu o niej żartował.

Kiedy jednak spojrzała na niego swoimi błękitnymi dziecięcymi oczami, poczuł się jakoś dziwnie.

„Ona w istocie jest oryginalna!” – pomyślał.

Ludzie wiele mówili o jej małżeństwie, które w rzeczywistości nie zostało skonsumowane.

Wdowa, a jednocześnie dziewica! – powiadali o niej ze śmiechem. – Już sam zbieg okoliczności jest intrygujący!

Lord Selwyn otrzymywał od niej jedno zaproszenie za drugim. Uświadomił sobie, że lady Brambury wpisała go na listę swoich stałych gości. Dopiero kiedy zaprosiła go na kolację, w której miały wziąć udział jeszcze tylko dwie osoby, pojął, do czego zmierza.

Zaproszeni goście, ludzie w starszym wieku, wkrótce się ulotnili. Natomiast oni przesiedzieli we dwoje w eleganckiej bawialni aż do północy.

Gdyby go zaprosiła w taki sposób inna kobieta, lord Selwyn wiedziałby dokładnie, jak zakończy się taki wieczór. Lecz Maisie wprawiała go w zakłopotanie. Czuł, że gdyby zaproponował, że zostanie jej kochankiem, byłaby zaszokowana. Mogłaby nawet nie zaprosić go więcej, a do tego zdecydowanie nie chciał dopuścić. Jednocześnie był świadom jej ukrytych pragnień i bał się wpaść w zastawione przez nią sidła.