Którego z braci bardziej chce zobaczyć?

Zwolniła i skręciła z autostrady na szosę do Merricków. Pytanie nie dawało jej spokoju.

Który z nich bardziej się jej podoba? Shane czy Nick? Ten, z którym od lat się przyjaźni i z którym dobrze się czuje, którego zachowanie daje jej nadzieję, że kiedyś zobaczy w niej kobietę i trochę się w niej zakocha?

Czy może jego brat, wspaniały i nieosiągalny, który zaprosił ją na dzisiejszą kolację?

Jak trudno znaleźć odpowiedź!

Jest podekscytowana czekającym ją spotkaniem ze starym znajomym, który dziś zaskoczył ją zachowaniem i dziwnym błyskiem w oczach, gdy od niechcenia wspomniał o wrażeniu, jakie Corrie wywiera na mężczyznach.

A może bardziej czeka na widok tego, który nie ma bladego pojęcia – i pewnie wcale go to nie obchodzi – że nadal działa na nią tak, jak wtedy, gdy miała osiemnaście lat? Wystarcza sama jego obecność, a serce bije jej szybszym rytmem, brakuje powietrza.

Te kłębiące się w głowie myśli wprawiały ją w coraz większy popłoch. Musi się wziąć w garść.

Może jest taka podenerwowana, bo podświadomie pragnie zainteresować sobą mężczyznę, jakiegokolwiek mężczyznę. Być może Shane tylko sobie dzisiaj żartował, a ona od razu dopatrzyła się czegoś więcej. Uznała, że z nią flirtuje.

Nick zawsze się jej podobał. To nieoczekiwane zaproszenie tylko odświeżyło wspomnienia. Jednak niepotrzebnie tak się wystroiła. Zachowała się beznadziejnie.

Gdyby nie to, że z daleka już widziała stojącego na ganku Nicka, zawróciłaby do domu. Coś by wymyśliła, żeby się wykpić.

Teraz już na to za późno. Na pewno spostrzegł jej starego pickupa wzbijającego za sobą tuman kurzu. Nie ma odwrotu.

Zacisnęła zęby. Trudno, będzie robić dobrą minę do złej gry. Jakoś przetrzyma.

Wysiadła spokojnie, udając sama przed sobą, że ten biało-różowy strój to dla niej nic nowego. Podobnie jak zaproszenia na kolacyjki od przystojnych mężczyzn.

Gdy tylko wróci do domu, wyrzuci wszystkie kobiece fatałaszki. Nie będą jej kusić, by jeszcze raz się tak wygłupić. Woli do końca życia być sama, niż czuć się tak fatalnie jak teraz.

Popatrzyła na Nicka i uśmiechnęła się z przymusem. Miała nadzieję, że nie spostrzeże jej zmieszania. I tak rzeczywiście się stało, bo nie patrzył na jej twarz, a przesuwał wzrokiem po całej postaci.

Zrobiło się jej gorąco. Co sobie o niej pomyślał? Rozbawiła go czy zniechęciła? Jego ciemne, niemal czarne oczy popatrzyły teraz na jej twarz.

Zabrakło jej tchu. Bo jej obawy wcale się nie potwierdziły. Za to w jego oczach ujrzała błysk, jaki wcześniej widziała w oczach Shanea.

Jego głęboki głos sprawił, że znowu oblała ją fala gorąca.

– Witam, Corrie. Cieszę się, że przyjechałaś.

– Dziękuję za zaproszenie – skinęła głową.

– Z jego twarzy nie mogła wyczytać, jak przyjął jej słowa. Gestem zaprosił, by weszła. Idąc, rozglądała się ciekawie. Oglądając dom, zajmie myśli czymś innym. Bo jego bliskość strasznie ją rozprasza.

Piętrowy wiktoriański dom robił wrażenie. Ogromne wnętrza, wielka przestrzeń. Lśniące posadzki z ciemnego dębu, wyłożone dywanem schody szerokim łukiem prowadzące na piętro, wzdłuż nich olejne portrety przodków, cztery inne na ścianach reprezentacyjnego holu…

Przy wejściu, po prawej stronie, stał piękny stół, a nad nim lustro w rzeźbionej ramie. Mijając je, przelotnie dostrzegła swoje odbicie. Otwarte szeroko oczy, zdumienie malujące się na twarzy. Jak prostaczek, który nagle znalazł się w pałacu.

Po lewej stronie ciągnął się salon i biblioteka. Zerknęła do środka. Miękkie, puszyste dywany, kosztowne meble z cennego drewna obite bursztynowym brokatem, na ścianach olejne obrazy. Wnętrza jak ze stron luksusowego magazynu. Coraz bardziej czuła się tutaj nie na miejscu. Po co przyjęła to zaproszenie, czemu się nie zastanowiła?

Znaleźli się w przestronnym pokoju z tyłu domu. Przeszklona ściana wychodziła na patio i basen. Shane nie raz zapraszał ją, by przyszła popływać, ale nigdy z tego nie skorzystała.

Ich ojciec nie robił miłego wrażenia. Z zaciętą twarzą i ostrym spojrzeniem zawsze wydawał się jej nieprzyjemny i budzący lęk. Po wypadku, który przykuł go do wózka, stał się jeszcze bardziej przykry i odpychający. Shane ciągle z nim wojował, więc tym bardziej wolała się nie narażać i trzymać się z daleka.

Tata raczej nie utrzymywał kontaktów z sąsiadem, a jeśli już, to z rzadka. Shanea jakoś znosił, choć nie raz ostrzegał ją, by nie dała się wystrychnąć na dudka temu „bogatemu chłopakowi”.

Dziś sama wyszła na głupka, choć tylko przez własną bezmyślność. Shane nie miał z tym nic wspólnego.

Nick wskazał jej skórzane kanapy stojące przy przeszklonej ścianie.

– Usiądź sobie – zachęcił. – Może masz ochotę obejrzeć film z zawodów Shanea? Chyba że już go widziałaś.

Usiadła w rogu kanapy. W tym samym momencie weszła gospodyni.

– Pani Louise, to jest pani Corrie – Nick dokonał prezentacji. – Pani Corrie, to pani Louise. Najlepsza mistrzyni kuchni w całym Teksasie – dodał.

– Czego się napijesz? – zapytał. – Wybór jest bardzo duży. Poprosimy Louise, to nam przyniesie. Chyba że wolisz drinka, to sam przyrządzę. Mamy też wino, prawda, Louise?

Gospodyni skinęła głową.

W pierwszej chwili chciała podziękować, ale ugryzła się w język. To by nie było grzeczne. Nick stara się być dobrym gospodarzem. Jeśli on nic nie pije, ona też podziękuje. Czyli najzgrabniej będzie się tego dowiedzieć.

– A ty już się zdecydowałeś? – zapytała.

Spostrzegła, że nerwowo ociera dłonie o białe dżinsy.

Pośpiesznie zacisnęła palce, by tego nie robić.

– Zrobię sobie drinka. Też masz ochotę?

Nigdy nie piła alkoholu i nigdy nie miała ochoty. Teraz też nie. Skinęła jednak głową i rzekła:

– Poproszę to, co ty.

Przez mgnienie w jego oczach przemknęło coś nowego. Rozbawienie? Domyślił się, że nie ma doświadczenia w tej dziedzinie? Pewnie dobrze wie, że wiele rzeczy, które dla niego są oczywiste, dla niej w ogóle nie istnieje. Skinął głową.

Pani Louise wyszła, a Nick podszedł do barku w rogu pokoju. Otworzył szafkę. Las butelek, jaki dostrzegła w środku, zaskoczył ją. Czyżby Merrickowie mieli słabość do alkoholu? Wcześniej ich o to nie podejrzewała. Nie bardzo się jej to podoba.

Shane opowiadał jej kiedyś o piwnych popijawach, w jakich brał udział, ale to były tylko młodzieńcze wygłupy. Tata miał w domu butelkę whisky. Przez lata stała w kredensie, nieotwierana.

Kieliszki i szklaneczki lśniły jasnym blaskiem. To pewnie kryształ, domyśliła się. Obserwowała, jak Nick wyjmuje wysokie szklaneczki, srebrnymi szczypcami nakłada z wiaderka lód. Wlał do szklanek wódkę, potem z dolnej szafki, która okazała się małą lodówką, wyjął dzbanek z sokiem pomarańczowym. Zamieszał go szklanym mieszadełkiem i dopełnił szklaneczki.

Dużo z tym zachodu. Tym bardziej dziwne, że sam się fatygował, zamiast poprosić Louise. Jej tata był pod tym względem bardzo zasadniczy. Plus dla Nicka.

Lubi sok pomarańczowy, to jej pasuje. Ale to nie będzie sam sok. Słyszała to i owo o wódce, więc będzie ostrożna. Będzie sączyć drinka powoli. Nick nie zauważy, że prawie nie pije.

Gdyby był Shane, czułaby się pewniej. Wkrótce powinien się zjawić. Nicka nie bardzo wypada pytać o brata. Jeszcze sobie pomyśli, że nie może się go doczekać.

Nick podał jej szklaneczkę, usiadł w skórzanym fotelu obok kanapy. Z lekkim uśmiechem podziękowała za drinka i postawiła go sobie na udzie, na wszelki wypadek podkładając pod szklankę palec, by na białych dżinsach nie został wilgotny ślad.

– Czekamy na Shanea – rzekł Nick, pociągając łyk. Miał na sobie te same rzeczy, w jakich był wcześniej u niej. Czyli naprawdę nie chciał przebierać się do kolacji. Rękawy śnieżnobiałej koszuli miał podwinięte. Tak jak ona. Może niepotrzebnie to zrobiła, może to wygląda po męsku? Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała.

Popatrzyła na niego. Biel koszuli kontrastuje z opalenizną, czarne oczy lśnią. Czarne włosy jeszcze bardziej podkreślają jego surową urodę. Wygląda olśniewająco. Naprawdę jest pod wrażeniem. Dlatego nie od razu dotarło do niej, że Nick o coś pyta.

– Możemy obejrzeć wideo – powtórzył. Umilkł na chwilę, popatrzył na nią i dodał: – Chyba że wolisz poczekać na Shanea, by sam relacjonował zawody i komentował to, co jest na ekranie.

Nim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się dźwięk telefonu stojącego na stoliku z boku. Nick nie podniósł słuchawki. Po dwóch dzwonkach telefon zamilkł.

Nick, jakby domyślając się jej wątpliwości, rzekł:

– Shane pojechał do Coulter City, ale miał wrócić na szóstą. Pewnie go coś zatrzymało, jeśli to on dzwoni.

Modliła się w duchu, by Shane już dojeżdżał na ranczo. Na progu stanęła Louise.

– Szefie. – Nick pytająco popatrzył w jej stronę. – Dzwonił Shane. Powiedziałam, że czekamy z kolacją, ale rzucił tylko, że coś mu wypadło i będzie późno. Rozłączył się, nim zdążyłam powiedzieć, że ma gościa.

– Mówił, gdzie jest?

– Nie, proszę pana.

Nick podziękował i Louise wyszła. Corrie siedziała jak sparaliżowana. Shane nie przyjedzie? I co teraz będzie? O czym oni z Nickiem mogą rozmawiać? Gdyby miała choć cień podejrzenia, że Shanea nie będzie, w życiu by tu nie przyjechała. A teraz nie ma odwrotu. No to pięknie!

Rozdział 4

Uśmiechnął się do niej tak, jakby nic się nie stało. Jakby fakt, że kolację zjedzą tylko we dwoje, niczego nie zmieniał.

– Tak to bywa z niespodziankami – rzekł od niechcenia.

– Czasami nie wychodzą. Choć muszę przyznać, że tym razem nie mam nic przeciwko temu.

Z przymusem skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Nie ma nic przeciwko temu. Zabrzmiało to trochę jak komplement, chociaż pewnie powiedział tak, żeby jakoś wybrnąć. Miło z jego strony, jednak wcale nie poczuła się lepiej. Jak przeżyje tę kolację? Czy w ogóle zdoła coś przełknąć?