– Skoro wprowadzasz się już dzisiaj, to podwiozę cię do miasta i pomogę zabrać rzeczy.

– Och. – Szybko zastanowiła się, jak wytłumaczy brak ubrań. -"Właściwie to mam bardzo mało do przeniesienia. Mogę później zejść i sama wszystko przynieść.

– Na pewno? Z przyjemnością pomogę.

– Nie, naprawdę. – Zmusiła się do uśmiechu. – Wolę mieć chwilę, żeby pokręcić się po kuchni. Poza tym już prawie południe. Pan Gaspar nie zjadłby lunchu?

– Kolejny powód, żeby pojechać do miasta. Kupię mu coś w restauracji.

– Po co, skoro właśnie zatrudniłeś kucharkę?

Uniósł brew.

– Jeśli znajdziesz dość jedzenia w kuchni, aby przygotować posiłek, to znaczy, że potrafisz czynić cuda.

– Może się rozejrzę i zobaczę, co znajdę?

Uśmiechnęła się na tę myśl, bo uwielbiała spędzać dzień wśród miłych zapachów gotującego się i piekącego jedzenia. Odprowadził ją z powrotem do kuchni. Szybko przejrzała spiżarnię, lodówkę i zamrażarkę, w których znalazła dość podstawowych produktów, puszek i mrożonek, żeby przygotować kilka prostych posiłków.

– Och, poradzę sobie bez problemu.

– Na pewno?

– Zdecydowanie. Przygotuję lunch w dwie minuty. Zakładam, że powinnam też uwzględnić ciebie?

– Oui. – Nadal powątpiewał, że uda jej się tego dokonać. -Jeśli nie masz żadnych pytań, to wrócę do swojej pracy.

– Tak, bardzo proszę. Machnęła na niego ręką, jakby go odpędzała. – Zaraz zrobię lunch.

Westchnęła z ulgą, gdy wyszedł. Teraz wreszcie mogła się rozluźnić i ogarnąć myślą wszystko, co się wydarzyło. Nie mogła uwierzyć, że znalazła sposób, aby zostać na tej cudnej wyspie przez kolejne cztery tygodnie! To naprawdę było przerażające i podniecające jednocześnie. Nie mogła się doczekać, kiedy powie Maddy i Christine. Jej odwaga zrobi na nich wrażenie!

Ogarnęła ją duma, ale wtedy rzeczywistość przywołała ją do porządku. Laptop został na statku. To oznaczało, że nie tylko wylądowała z dala od domu, ale była też naprawdę od niego odcięta.

Panika sprawiła, że serce jej zamarło.

Najważniejsza rzecz, która pomagała jej poradzić sobie z lękiem przed podróżami, to świadomość, że ma kontakt ze wszystkimi, których zostawiła w domu. Każdego dnia mogła sprawdzić, czy nikomu nie stało się nic strasznego w czasie jej nieobecności.

Wzięła kilka oddechów i przypomniała sobie, że zadbała o to, żeby wszystko było dobrze. Zatrudniła Eldę, jedną ze starszych niań, aby prowadziła biuro podczas jej nieobecności i co ważniejsze, opiekowała się jej babcią. Ponieważ Amy pracowała i mieszkała w przerobionej powozowni za domem babci, łatwo było połączyć te zajęcia.

Ale jak długo Elda zgodzi się wykonywać jej obowiązki? Prowadzenie biura nie było zbyt obciążające, ale opieka nad Daphne Baker, zwanej przez rodzinę Meme, wymagała anielskiej cierpliwości.

Gdy tylko Meme zorientuje się, że Amy opóźnia powrót, zacznie się zamartwiać, a to może skończyć się atakiem serca albo udarem. Amy już wyobrażała sobie tysiące niedorzecznych obaw: A jeśli nowy pracodawca to gwałciciel albo morderca? A jeśli Amy złapie jakąś tropikalną chorobę i umrze? A jeśli porwą ją terroryści?

Odkąd pamiętała, Meme zawsze miała obsesję na punkcie wnuczki – bała się, że jeśli Amy wyjdzie z domu, zaraz stanie się jakieś nieszczęście. To, że Amy miała słabą orientację przestrzenną, tylko pogłębiało lęki Meme.

Jak na ironię, o wiele bardziej prawdopodobne było to, że coś strasznego przytrafi się Meme, na przykład spadnie i złamie kość biodrową, a Amy nie będzie mogła jej pomóc. Obie kobiety nawzajem nakręcały swoje lęki, aż w końcu jakieś dwa lata temu Amy doszła do wniosku, że to musi się skończyć. One, a przynajmniej ona, nie mogła dłużej tak żyć – wpadać w panikę za każdym razem, gdy musiała wyjść do sklepu. Robiła różne rzeczy, by zmienić sytuację, a ta podróż była następnym, wielkim krokiem, aby udowodnić im obu, że Amy może wyjechać z domu, poradzić sobie sama i wrócić szczęśliwie do nadal żywej babci.

Tyle że… A co, jeśli okaże się coś innego? Ponieważ się zgubiła, powrót do domu potrwa dłużej. A jeśli coś stanie się Meme?

Żołądek jej się zacisnął i znowu odezwał się w niej stary odruch, żeby zjeść cokolwiek, co jej wpadnie w ręce, i pozbyć się mdłości.

Nie, powiedziała sobie. Jedzenie nie chroni przed nieszczęściem. Tylko przysparza kolejnych zmartwień i naraża na wykłady ze strony babci na temat nadwagi, przez które Amy jadła jeszcze więcej. Odepchnęła pokusę obżarstwa i skupiła się na ważniejszych sprawach.

Teraz najważniejsze zadanie to skontaktować się z przyjaciółkami i Eldą. Ponieważ Maddy przeprowadziła się do Santa Fe, nabrały nawyku pisywania do siebie codziennie po południu około czwartej czasu teksańskiego, kiedy wszystkie jednocześnie włączały się do sieci. Nie odezwała się poprzedniego dnia i miała małe szanse na znalezienie komputera i sprawdzenie poczty dzisiaj. Będą się zamartwiać, jeśli nie znajdzie sposobu, aby się z nimi skontaktować.

Może Lance Beaufort pozwoliłby jej zadzwonić za granicę, a potem potrąciłby jej koszty z pierwszej wypłaty? Albo ma gdzieś w forcie komputer z dostępem do Internetu? Musiał mieć. Wszyscy w tych czasach mieli. Z wyjątkiem Daphne Baker, która była przekonana, że komputery powodują raka. Ale z drugiej strony to dość osobista prośba, a przecież poznała tego mężczyznę dosłownie przed chwilą.

Cóż, będzie musiała coś wymyślić. Ponieważ gotowanie pomagało jej myśleć, skupiła się na lunchu.

Mężczyzna, który przedstawił się jako Lance Beaufort, wyszedł z kuchni, krzywiąc się, aby jakoś pozbyć się denerwującego pieczenia spowodowanego przyklejoną bródką. Chociaż zirytował się, gdy robotnicy nie pojawili się tego ranka, to nie mógł się doczekać dnia, kiedy nie będzie potrzebował charakteryzacji. W peruce w tropikalnym klimacie było mu naprawdę gorąco, a barwione szkła kontaktowe wysuszały mu oczy.

Z przyjemnością to zniesie, o ile nowa gospodyni się sprawdzi. Potrzebował jedzenia! Przez ostatnie dwa tygodnie marzył, żeby zjeść coś dobrego, nie musząc po to jechać do miasta albo znosić własne żałosne próby gotowania – obie rzeczy zabierały mu czas, który wolał poświęcić pracom budowlanym.

Minął główne wejście i poczuł przypływ zapału na myśl, że zaraz przypnie pas z narzędziami oraz odtwarzacz MP3 i spędzi popołudnie, pracując w pocie czoła w rytm ostrego rocka. Prace budowlane to nowa i niespodziewana przyjemność, która zaczęła się od desperacji. Nigdy w życiu nie zajmował się niczym choćby w przybliżeniu podobnym, ale odkrył, że ma smykałkę do takich zajęć. Kto by pomyślał, że on, z wszystkich ludzi właśnie on, kiedykolwiek zajmie się pracą fizyczną i jeszcze sprawi mu to przyjemność? Nic jednak nie przebije dumy, jaką daje podziwianie czegoś, co się zrobiło własnymi rękoma.

To była jedyna rzecz, która sprawiała mu przyjemność w życiu, nim przybył na St. Barts: umiejętność urzeczywistniania swoich wizji – ale tamta praca polegała na czymś zupełnie innym.

Jednak nim weźmie się do tynkowania, musi zadzwonić.

Poszedł do prowizorycznego biura, w którym rozmawiał z Amy. Wyciągnął pęk kluczy z kieszeni, otworzył drzwi do wieży i wbiegł po schodach do tak zwanego pokoju Gaspara. Oczywiście nie istniał żaden Gaspar. Ani Lance Beaufort, jeśli chodzi o ścisłość. Często aż kręcił z zadziwienia głową, że ludzie nigdy nie zwrócili uwagi na imiona. „Lance Beaufort" znaczyło „asystent w pięknym forcie". A Gaspar po francusku to Kacper, jak Kacper przyjazny duch. Dlaczego nikt nigdy na to nie wpadł? Nie, żeby sobie tego życzył. Cały dowcip wymyślania tych postaci polegał na tym, żeby uniemożliwić ludziom odgadnięcie, kto tak naprawdę tu mieszka.

Wszedł do obszernego salonu i gabinetu, które sam urządził. Ponieważ nie mógł zatrudnić dekoratora, nie ryzykując, że jego sekret się wyda, wymyślił własny projekt i sam buszował po sklepikach w miasteczku, z zapałem, który sam go zaskoczył. W rezultacie jego pokój wyglądał jak skrzyżowanie stylu Hemingwaya i maniaka na punkcie nowoczesnej techniki. Meble stanowiły mieszankę antyków Stickleya i ciężkich ratanów. Towarzyszył im sprzęt, który sprawiłby, że każdy audiofil albo maniak filmowy załkałby z zazdrości. Lampki na półkach podświetlały małe wazony i posążki, wypatrzone w miejscowych galeriach.

Ludzie mówili mnóstwo rzeczy na jego temat, ale nikt nigdy nie kwestionował jego dobrego gustu i stylu.

Ponieważ pokój dobrze prezentował się w nastrojowym oświetleniu, jego właściciel przymknął żaluzje i wpuścił tylko kilka promyków słońca. Potem wziął pilota z biurka z komputerem w rogu i wycelował w stronę sprzętu. Oprócz wielkiego telewizora stojącego pośrodku, na górze znajdował się rząd małych monitorów, każdy podłączony do innej kamery przemysłowej. Najwyraźniej człowiek, który zaczął przekształcać fort w rezydencję w latach siedemdziesiątych, był takim samym paranoikiem jak wymyślony Gaspar. Kamery i system dźwiękowy w forcie to jedyne nowoczesne udogodnienia poza kanalizacją. Sądząc po reszcie, ktoś tu próbował bawić się w herszta piratów żyjącego w ruinach.

Kiedy monitory się włączyły, spojrzał na ten, na którym widać było kuchnię. Widząc Amy zajętą pracą, opadł na ulubiony fotel i sięgnął po komórkę. Ponieważ kupił ją dopiero po przyjeździe na wyspę, nie miał w niej wpisanych żadnych starych numerów. Musiał zastanowić się chwilę, nim przypomniał sobie numer, którego potrzebował. Ukrywał się już tak długo, że zapomniał numeru, którego często używał.

W końcu sobie przypomniał. Zawahał się jednak, nim go wybrał. To będzie pierwszy kontakt z kimś z L.A., odkąd uciekł od świata. Odetchnął i zadzwonił.

Odebrano po drugim dzwonku.

– Mówi Whitman.

– Zgadnij kto to? – zagadnął z normalnym amerykańskim akcentem.

– Dobry Boże! – odpowiedział Chad Whitman. – Możliwe, że to Niesamowity Znikający Byron Parks?