Kilka osób jęknęło, że przytyło co najmniej pięć kilo, ale nikt nie wyszedł.

Amy krążyła po ogrodzie z tacą ciastek i imbrykiem. Jeszcze pół godziny, powiedziała sobie. Tylko tyle musi wytrzymać, a potem będzie mogła popędzić na górę i sprawdzić pocztę. Zależnie od tego, co znajdzie, albo wpadnie przyjaciółkom w ramiona cała zapłakana, albo oznajmi, że ona z Byronem być może niedługo ruszą ich śladem nawą kościelną.

Ręce jej się trzęsły, gdy nalewała pani Howard herbatę.

– Amy, chciałam ci coś powiedzieć – odezwała się mama Maddy cichym głosem. – Wyglądasz dziś prześlicznie. Schudłaś?

– Tak, dziękuję.

– Maddy mówi, że właśnie wróciłaś z Karaibów. Dobrze się bawiłaś?

– Tak. – Pomyślała o wszystkim, co się wydarzyło, i ciepło rozlało jej się po policzkach. – Spędziłam tam cudowne chwile.

– Bardzo podoba mi się twój strój. – Przygaszona kobieta przyjrzała mu się z wyraźną tęsknotą. – Tam kupiłaś te rzeczy? Bardzo młodzieżowe i stylowe.

– Nie uważasz, że zbyt krzykliwe? – zapytała Meme, nim Amy zdążyła odpowiedzieć. – Zawsze uważałam, że w pewnym wieku kobieta w najmodniejszych strojach wygląda głupio i jeszcze starzej.

Amy zamarła, patrząc na babcię z niedowierzaniem. W głębi duszy musiała wierzyć, że te szpilki nie były celowe, ale mimo to bolały. Meme przez całe życie podkopywała jej pewność siebie. Po raz pierwszy w życiu nie próbowała przełknąć gniewu. Cała powódź urazy przerwała tamę, którą budowała przez lata przejadania się.

– Staro? – Mamma Fraser parsknęła, nim Amy wyrwała się z tyradą. – Dlaczego? Amy nie jest przecież starsza od Maddy i Christine. I proszę na nie popatrzeć. Christine wychodzi po raz pierwszy za mąż. Maddy i Joe chcą mieć dzieci, jeśli Bóg pozwoli.

– Tak – westchnęła Meme i poklepała się po piersi. – To daje mi nadzieję, że któregoś dnia Amy spotka miłego mężczyznę, który doceni jej nieśmiały typ. Trafiłby na niezłą partię, bo to doskonała kucharka.

Amy chwyciła mocniej imbryk. Kiedy się odezwała, mówiła pewnie i spokojnie, chociaż w środku cała dygotała.

– Tak się składa, że moim zdaniem jestem dobrą partią nie tylko z powodu talentu kulinarnego.

Meme zmarszczyła czoło, słysząc szorstkie słowa.

– Amy, na pewno nie złapałaś jakiegoś tropikalnego wirusa? Od powrotu zachowujesz się bardzo dziwnie.

Słowa, które powstrzymywała od dziesiątek lat, rozrywały pierś Amy. Powstrzymywała ją tylko świadomość, że stoi wśród gości wieczoru panieńskiego przyjaciółek. Nie chciała psuć nikomu zabawy. Ale nie mogła całkiem powstrzymać słów, które wyrywały jej się z ust.

– Jedyne, czego nabrałam na Karaibach, to pewności siebie.

– Dziwne rzeczy mówisz – odparła zaskoczona Meme.

– Cóż – odezwała się. Mamma Fraser, wyczuwając napięcie rozpierające Amy. – Chociaż wszystko, co przygotowałaś na dzisiejsze przyjęcie było wyśmienite, muszę się z tobą zgodzić, że masz więcej przymiotów atrakcyjnych dla mężczyzny.

– Dziękuję. – Amy uniosła podbródek. -Właściwie to jest ktoś, kogo poznałam w czasie wyjazdu, i on zdecydowanie by się z panią zgodził.

– Och, to cudownie! – Mamma Fraser klasnęła w dłonie. – Opowiedz nam o nim. Słyszę już dzwony ślubne w niedalekiej przyszłości?

– Być może.

– Och, kochanie! – Meme mocniej poklepała się po piersi. – Chyba znowu łapie mnie dusznica, a zostawiłam pigułki w domu. O mój Boże! – Sapnęła z bólu, łapiąc się za serce.

Oczy pani Ashton zrobiły się wielkie ze zdenerwowania.

– Christine!

Pani Howard skoczyła pomóc Meme, która opadła ciężko na krzesło, mrugając powiekami.

Amy patrzyła z pewnej odległości, jak Christine podbiegła zbadać babcię.

Spojrzała jej w oczy, zmierzyła puls.

– Gdzie panią boli?

– Po lewej… stronie – wydyszała Meme.

– Tu? – Christine dotknęła żeber.

– Tak! – sapnęła Meme. – Potrzebuję nitrogliceryny. Pigułki są… są w domu.

– Zajrzyj do jej kieszeni – odparła Amy, z brzękiem odstawiając imbryk i tacę z ciastkami.

Christine zajrzała do kieszeni sukienki Meme. Znalazła fiolkę, wytrząsnęła tabletkę i włożyła ją Meme do ust.

– Proszę wziąć razem ze mną głęboki wdech, żeby się pani uspokoiła.

– Lekarz uprzedzał, że serce w każdej chwili może odmówić mi posłuszeństwa.

– Pani Baker. – Christine wymówiła wyraźnie każdą sylabę. – Nie ma pani ataku serca. Dałam pani nitroglicerynę tylko zapobiegawczo.

– Och, moja droga. Och. Amy? – Meme wyciągnęła rękę w stronę wnuczki. – Potrzymaj mnie za rękę. Czy ktoś wezwał karetkę?

– Nie potrzebuje pani karetki – odparła Christine, nadal mierząc jej puls. – To niestrawność, a nie atak serca. Zjadła pani za dużo słodyczy.

– To na pewno nie jest niestrawność! – Meme zebrała dość sił, żeby spiorunować lekarkę wzrokiem. – Już wcześniej miałam palpitacje. Wiem, jakie to uczucie.

Pani Ashton wyjęła komórkę z torebki.

– Dzwonię po twojego ojca.

– Jak chcesz. – Christine przewróciła oczami. – Tego właśnie potrzebujemy w czasie ostrego ataku histerii. Wezwijmy szefa kardiologii, który właśnie ma mecz golfa, bo zwykły specjalista z urazówki nie ma dość kwalifikacji, żeby zająć się aktorką.

– Czy zawsze musisz być tak impertynencka? – zapytała pani Ashton.

– Muszę – uśmiechnęła się słodko do matki. – To paląca potrzeba, nad którą nie potrafię zapanować. Przykro mi.

Amy się roześmiała. To wszystko naprawdę było zabawne. Aż zbyt zabawne. Wszyscy goście zebrali się wokół, zakłopotani i zmartwieni.

Maddy stanęła za Amy i ujęła ją za ramiona, wyciągając się, żeby zobaczyć, co się dzieje.

– Co się stało?

Amy przycisnęła dłoń do ust, żeby zdławić śmiech.

– Powiedziałam jej, że poznałam mężczyznę.

– To dużo tłumaczy. – Christine znowu przewróciła oczami.

– Masz na myśli Guya? – zapytała Maddy.

– Tak i nie.

Maddy obróciła przyjaciółkę i spojrzała jej w twarz.

– Co chcesz powiedzieć?

O mój Boże! – wykrzyknął ktoś z tłumu. – Kto to jest?

Wygląda znajomo – rzuciła inna kobieta.

– Jest taki przystojny – szepnęła trzecia. I wtedy padło:

– O Boże, to on, jak mu tam… Byron Parks. Jego zdjęcia były w zeszłym wydaniu „The Sun".

Amy odwróciła się, wstrzymując oddech. Świat jej się zakołysał, gdy zobaczyła go stojącego na ścieżce przed domem. Pojawił się jak za sprawą magii. Wyglądał grzecznie i zwyczajnie, a jednocześnie tak szykownie w szarych spodniach i czarnej koszuli z krótkim rękawem. Wszyscy umilkli. Nawet Meme.

Kiedy ujrzał Amy, zobaczyła w jego oczach tęsknotę, a potem niepewność. Zerknął przez ramię na ulicę, a potem znowu na nią.

– Ja, hmm, może pomyliłem adres. Szukam… kogoś.

Jego wzrok mówił, że nie spodziewał się trafić na przyjęcie. Ale przyjechał. Przyjechał! Aż z St. Barts, aby dostarczyć odpowiedź osobiście.

A więc to musi być tak. Naprawdę ją kochał i chciał spędzić z nią życie.

Sądząc po przepraszającym i tęsknym wyrazie oczu, zamierzał najpierw porozmawiać z nią na osobności. Nie zamierzał fundować jej publicznej sceny.

Przepraszający wyraz oczu zamienił się w błagalny.

– Może ktoś mi powie, gdzie mieszka… kobieta, której szukam.

Amy wyszła naprzód i z uśmiechem odpowiedziała spokojnym głosem:

– Trafiłeś pod dobry adres. I właśnie mnie szukasz.

– Och, Bogu dzięki. – Podbiegł do niej.

Spotkali się w połowie drogi. Rzuciła mu się w ramiona. Przycisnął ją mocno i wtulił twarz w jej włosy.

– Jesteś pewna? Całkiem pewna?

Odchyliła się i rozpromieniła.

– Tak. Całkiem pewna.

– Dobrze. Więc teraz… – Ujął jej twarz w ręce i spojrzał w oczy. – Chcę, żebyś patrzyła na mnie, kiedy cię zapytam.

– Patrzę. – Upajała się widokiem jego twarzy.

Ten piękny, cudowny, skomplikowany mężczyzna ją kochał. Zmarszczył brwi zaniepokojony.

– Wyjdziesz za mnie?

– Tak!

– Tak! – wykrzyknął triumfalnie.

Uniósł ją i zakręcił. Odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się w niebo.

Kiedy ją postawił, Amy odwróciła się do tłumu, trzymając go za rękę.

– Maddy, Christine, wszystkie panie, chcę żebyście poznały… – zawahała się, zastanawiając się, jak go przedstawić. Spojrzała na niego, potem znowu na przyjaciółki, śmiejąc się z niedowierzaniem. – Mój narzeczony, Byron Parks.

Meme omdlała w klasycznym geście, a wszyscy pozostali gapili się na Amy.

– Maddy, Christine, to właśnie Guy – wyjaśniła Amy.

– To jest Guy? – Christine wstała, wskazując gestem, żeby jedna z pielęgniarek zajęła się Meme.

Zaraz po tym przyjaciółki zasypały Amy gradem chaotycznych pytań. Odpowiadała najprzytomniej, jak potrafiła. Przez cały czas trzymała Byrona za rękę, drżąc ze szczęścia.

W końcu Maddy machnęła ręką na wszystkie pytania.

– Wyjaśnimy to sobie później. A na razie… – objęła ją – moje gratulacje!

– Dziękuję.

Zaraz potem Amy znalazła się w objęciach Christine.

– Brawo, Amy! – Przyjaciółka wyściskała ją mocno.

Potem każda objęła Byrona. Wyglądał na zaskoczonego. Amy zaśmiała się, widząc wyraz jego twarzy. Wiedziała, że pewnie nie przywykł do tego, aby obcy go ściskali.

– Wiem – uśmiechnęła się Maddy. – Zrobimy potrójne wesele.

– Och, nie – zaprotestowała Amy. – Ślub jest już za tydzień. To zbyt szybko. – Ale kiedy spojrzała na Byrona, nabrała nadziei. – Prawda?

Pocałował jej dłoń i uśmiechnął się.

– Zważywszy na to, że zamierzałem zaciągnąć cię do najbliższego urzędu stanu cywilnego, gdy tylko powiesz tak, to nie jest zbyt szybko.

Amy spojrzała na przyjaciółki.