– Na pewno! Ale może nie pali się tak jak ty? Usiądź, Mario. Twój brat upoważnił mnie, bym poszukała ci męża. I w końcu z wielkim trudem udało mi się ściągnąć tutaj francuskiego hrabiego. Tymczasem ty upierasz się przy tym prostaku, który nawet nie raczy się odezwać.

– Endre nie jest prostakiem – zaprotestowała gwałtownie Maria. – I zapewniam cię, że przybędzie.

Ale chociaż Maria uparcie powtarzała, że Endre się zjawi, w głębi serca wcale nie była tego taka pewna. Przecież już dawno powinien tu być.

– Przestań szarpać tę nitkę, bo ją zerwiesz! Przytrzymaj ją za igłą! Uff, nie poznaję cię, Mario. Zrobiłaś się całkiem niemożliwa. Chodzisz do kuchni, zadajesz się ze służbą, a na dodatek rozmawiasz z woźnicą! Damie z wyższych sfer to nie przystoi. Doprawdy wstyd mi za ciebie!

Maria mruknęła coś pod nosem. Ciotka Izabella wciąż nie dawała za wygraną.

– Nie mogę kazać czekać hrabiemu w nieskończoność. Wyjeżdża jutro i chciałby znać twą odpowiedź.

Otworzyły się drzwi i do komnaty wszedł lokaj. Skrzywiony, jakby połknął cytrynę, zaanonsował:

– Szlachcic herbu Czarny Hełm prosi waszą łaskawość o posłuchanie!

Lokaj prawdopodobnie pamiętał jeszcze wieczór, kiedy patrzył z triumfem, jak prowadzono na śmierć Magnusa i Endrego.

Maria oblała się rumieńcem.

– No, jest wreszcie – powiedziała Izabella. – Uciekaj teraz stąd, Mario.

– Czy nie mogłabym…

– Nie, nie możesz! W tym domu przestrzega się konwenansów!

– Tak, wiem – mruknęła Maria i zniknęła za drzwiami swego pokoju.


Izabella popatrzyła krytycznie na gościa, młodego człowieka w eleganckim stroju.

Zmężniał od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Miał bardzo sympatyczną twarz, włosy odpowiedniej długości, przycięte jak należy. Izabella przypomniała sobie, jaki był kiedyś potargany i zarośnięty. No, ale w końcu to tylko zewnętrzne szczegóły. Najgorsze, że wywodził się z nizin społecznych, gdy tymczasem w salonie na dole czekał najprawdziwszy hrabia, w którego żyłach płynęła błękitna krew,

Endre przedstawił swą prośbę. Izabella popatrzyła na niego chłodno.

– Myślę, młody człowieku, że jesteś świadomy, iż w hierarchii społecznej stoisz znacznie niżej niż moja wychowanka? Mimo swego nowego tytułu.

– W pełni świadomy, wasza wysokość.

Izabelli nie przysługiwało prawo, by ktoś się tak do niej zwracał, ale połechtało ją to mile i nie poprawiła Endrego.

Nie zauważyła, że za jej plecami Maria wśliznęła się ukradkiem do pokoju.

Zorientowała się dopiero, gdy ujrzała blask w oczach młodzieńca, który z nabożeństwem wymówił imię dziewczyny.

– Mario, jesteś niepoprawna! A ty, młody człowieku, powinieneś paść na kolana przed moją wychowanką.

– Spróbowałby tylko! – rozgniewała się Maria. – Już dawno zwolniłam go z tego obowiązku.

– Panie Endre! – rzekła surowo ciotka. – Jeszcze nie podjęłyśmy decyzji… Moim zdaniem Maria powinna wybrać kandydata, który ma odpowiednią pozycję, wywodzi się z wyższych sfer i który pasowałby do niej. Mogłaby na przykład zamieszkać we Francji w pięknym pałacu hrabiego, który właśnie poprosił ją o rękę.

Endre z trudem powstrzymał się od śmiechu, spojrzawszy na wykrzywioną grymasem twarz Marii, i bez najmniejszego zająknięcia przedstawił, co może ofiarować dziewczynie.

– I miłość – dodała Maria. – A to chyba najważniejsze.

– Mario! – upomniała ją ciotka z przyganą w głosie i ponownie zwróciła się do Endrego: – Czy jesteś świadomy, młody człowieku, jakie powstaną problemy, jeśli ożenisz się z Marią? W żyłach waszych dzieci płynąć będzie książęca krew, a w twoich nie. Zastanów się, co będzie, jeśli zechcesz im dać klapsa? Sądzisz, że Maria zdoła powstrzymać się, by nie zawołać: „Nie ruszaj książąt!” No i czy ty jesteś na tyle silny, by znieść takie upokorzenie?

Endre uśmiechnął się, dostrzegłszy zakłopotane spojrzenie Marii.

– Sądzę – odpowiedział – że moja miłość pomoże mi pokonać wszelkie trudności.

– Poczekajcie przez chwilę, zaraz wracam – powiedziała Izabella i wstała z miejsca.

Drzwi nie zdążyły się zamknąć za ciotką, a już Maria znalazła się w ramionach ukochanego.

– Och, Endre, jak bardzo za tobą tęskniłam!

– A ja tak się bałem, że już jesteś zaręczona z innym… Mario, kiedyś pocałowałem cię na rozkaz, drugi raz pod wpływem odurzającego środka. Ale teraz jestem panem swych czynów.

I pocałował ją tak, że zakręciło jej się w głowie.


Tymczasem ciotka Izabella przeżywała rozterkę. Przypomniała sobie rozmowę z księciem Alexandrem, który zganił ją surowo za to, że tak źle traktowała Marię.

– Wiesz, Izabello – powiedział. – Zachowujesz się jak głupia gęś! Pozwól Marii samej wybrać męża. Ona ma więcej rozumu niż ty kiedykolwiek będziesz miała.

Doprawdy bezczelność! Poza tym Alexander wypowiadał się bardzo ciepło i przychylnie o młodzieńcu imieniem Endre…

No, ale oczywiście nie mógł przypuszczać, że tenże młodzieniec ośmieli się poprosić o rękę jego siostry!

W końcu co hrabia, to hrabia! Izabella postanowiła wszystko dobrze rozważyć.

Stanęła przy balustradzie i spojrzała z góry na hrabiego, który swymi wypielęgnowanymi dłońmi dotykał jej kolekcji sreber. Uniósł widelec, skrzywił się z pogardą i odłożył go na bok. Potem wziął garść czereśni i z nonszalancją pluł pestkami na podłogę.

– O, nie… – wymamrotała zgorszona Izabella i w myślach porównała arystokratę z Endrem. – No, ale mimo wszystko, ta błękitna krew…

– Armandzie! – zawołał hrabia na swego lokaja. – Przynieś talię kart! Najchętniej bym już wyjechał, ale ta stara wiedźma chyba się nigdy nie zdecyduje!

To wystarczyło Izabelli, biegłej we francuskim, by podjąć decyzję. Zdecydowanym krokiem udała się z powrotem do komnaty, gdzie zostawiła Marię i Endrego.

– Młody człowieku! – oznajmiła krótko. – Maria jest twoja!

Odskoczyli od siebie, ale nie dość szybko, i Izabella zdążyła zobaczyć ich w czułych objęciach, ale ten jeden raz nie upomniała swej wychowanki. Właściwie już dawno straciła nadzieję, że uda jej się utemperować niepoprawną krewną.

Ona go owinie wokół palca! pomyślała, wycofując się dyskretnie w stronę drzwi. Ale zdaje się, że on o niczym innym nie marzy. Chyba będą szczęśliwym małżeństwem!

Maria w objęciach Endrego cieszyła się tą doniosłą chwilą.

– Wiesz, Endre – powiedziała w zadumie. – Myślałam trochę o Magnusie. Czy nie wydaje ci się, że z góry skazany był na klęskę?

– Chyba tak – odrzekł cicho. – Trzcina, która nie potrafi się ugiąć na wietrze, łamie się.

Przez chwilę trwali w milczeniu i rozkoszowali się szczęściem, że nareszcie mogą być razem.

– Nie rozumiem tylko jednego – odezwał się nagle Endre.

– Czego?

– Dlaczego książę Fryderyk nadał mi tytuł szlachecki. Przecież nie oddałem mu żadnej przysługi.

– Tak, to rzeczywiście dziwne – przyznała Maria z miną niewiniątka. – Ale któż się rozezna w kaprysach koronowanych głów?

Westchnęła uszczęśliwiona, a potem skutecznie położyła kres niebezpiecznym dociekaniom swego ukochanego.

Margit Sandemo

  • 1
  • 28
  • 29
  • 30
  • 31
  • 32
  • 33