Nie pocieszył tym Jacka, wszak Anna wcale go nie sprowokowała.

– Jakkolwiek jest, mam przeświadczenie, że muszę wyjechać, żeby uniknąć… żeby uniknąć…

– Zakłopotania – podsunął Robert.

– Chyba nie zrozumiałeś, Leicester, tego, co ci powiedziałem. Omal nie wziąłem jej siłą.

– Cóż, możliwe… ale masz przecież jeszcze następne trzydzieści lat, żeby jej to wynagrodzić.

Jack spojrzał na niego zdumiony.

– Chcę powiedzieć – ciągnął Robert – że przecież się kochacie, a żadna panna nie będzie miała za złe takiego zachowanie swojemu przyszłemu mężowi… – Urwał, bo Jack wyglądał tak jakby zobaczył ducha. – Na Boga, człowieku, nie rób takiej miny! Przykro mi, jeśli zdaje ci się, że masz nową zgryzotę, które nijak nie można zaradzić, ale, wierz mi, że ta panna jest tobą zauroczona tak samo jak ty nią!

– Jakie masz podstawy, żeby tak twierdzić, panie? Jakie są tego oznaki?

Robert pierwszy podszedł do stołu z przekąskami. Wziął dzban z winem, a gdy Jack pokręcił głową, powiedział:

– Och, naturalnie, wiem, że nie pijesz wina, ale ja mam taki nawyk… Co to ja mówiłem? Ach tak, pytałeś o oznaki. Mój przyjacielu, rusz głową i pomyśl raz o czymś innym niż planowanie strategii wojennej! Miłość to nie tylko pociąg fizyczny, lecz również czułość, potrzeba bycia ze sobą, wiesz przecież o czym mówię. – Dudley upił łyk wina. – Anna przyjechała na dwór bardzo niedawno i natychmiast odniosła sukces. Teraz jest związana z pewnym dżentelmenem, gdy jednak potrzebuje rady lub pokrzepienia, nie w nim szuka oparcia. W Ravensglass warunki stanowczo odbiegały od normalnych, ale gdy przyjechałeś do Greenwich, panie, można było już powiedzieć, że łączy was naprawdę silna więź. – Robert przerwał na chwilę. – Lord Ralph bywa z nią na tańcach, ale to ciebie, panie, lady Anna szuka, gdy przeżywa jakiekolwiek wahania. Wnioski wyciągnij sam, tylko bacz, żeby właściwe.

W wielkiej sali było gwarnie. Brzęk naczyń i szmer rozmów rozpraszały, mimo to Jack stał w skupieniu i rozważał to, co usłyszał. Czy rzeczywiście Dudley ma rację? Czy Anna właśnie jego, Jacka, pokochała, chociaż nawet nie zdaje sobie z tego sprawy? Czy on z kolei okazał się tak bardzo zajęty swoimi troskami, że nie zauważył cudzych? Leicester zwrócił mu uwagę na niepodważalne fakty. Czy teraz należało się nad nimi zastanowić, żeby znaleźć coś o wiele mniej uchwytnego, lecz znacznie bardziej wartościowego?

I nagle wszystkie kawałki układanki zaczęły mu się w myślach układać. Komu Anna powierzała swoje najbardziej prywatne myśli? Właśnie jemu. Do kogo zwracała się, gdy miała kłopot lub wątpliwości? Do niego. A więc mają fundament, na którym można zbudować coś naprawdę ważnego.

Robert widział, jak zmienia się twarz Jacka. Z nudów obserwując dworzan, odkrył wielki romans. Dwoje ludzi, którzy niewiele znaczyli dla świata, zwróciło jego uwagę, i teraz starał się mu pomóc. A w dodatku im zazdrościł!

Gdy w końcu Hamilton energicznym ruchem odwrócił się do drzwi, Robert chwycił go za ramię.

– Spokojnie, Jack. Nie rozmawiaj z nią, mając taką zawziętą minę, jakbyś zobaczył naczelnika szkockiego klanu na swoim terytorium! Musisz być ostrożny i delikatny, bo ona wciąż jest jeszcze trochę zauroczona Montereyem.

Ralph Monterey! Jack zupełnie zapomniał o jego roli w tym dramacie.

– Monterey zachował się honorowo – powiedział. – Poprosił o jej rękę… chce się z nią ożenić. Nie powinienem tak postępować wobec szlachetnie urodzonego człowieka.

Robert roześmiał się złośliwie.

– On się po tym pozbiera. Zresztą czy naprawdę chciałbyś ją skazać na życie z Ralphem?

Jack pomyślał, że Anna powiedziała mu właściwie to samo tylko innymi słowami. Nie rozumiał tych ludzi, błąkał się jak dziecko tam, gdzie oni swobodnie się poruszali. Jednego jednak był pewien: kocha Annę Latimar i wreszcie uwierzył w to, że z wzajemnością.

– Więc co mam robić, Robercie? Jak się zachować? Dudley rozumiał, że ten twardy żołnierz czuje się bardzo zagubiony.

– Na pewno nie tak jak na wojskowych manewrach! Znajdź Annę i spokojnie podziel się z nią swoimi myślami. Powiedz do jakich wniosków doszedłeś. Zachęć ją, by i ona się zastanowiła. A potem niech natura i miłość czynią swoje… Życzę wam szczęścia.

Patrząc za odchodzącym Jackiem, Robert jeszcze raz pomyślał, że zazdrości im takiego szczerego, prostego uczucia.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Jack nie miał pojęcia, gdzie szukać Anny. Nie znał rozkładu dnia dam dworu w Greenwich i zupełnie nie orientował się w ich zajęciach, natomiast deszczowa pogoda wskazywała, że Anna nie mogła udać się na przejażdżkę konną. Śniadanie już się skończyło, a żadna z dam jeszcze nie zeszła na południowy posiłek. Gdzie mogła się podziewać panna Latimar?

Z głównego korytarza prowadzącego do wielkiej sali dostrzegł kobietę z wdziękiem idącą w dół po schodach. Była to lady Dacre. Gdy go zauważyła, grzecznie dygnęła.

– Lady Dacre… – Jack nieustępliwie stał na jej drodze. Dama jeszcze raz dygnęła.

– Słucham, milordzie. Czy mogę w czymś pomóc?

– Szukam lady Anny Latimar. Czy wiesz, pani, gdzie ją znaleźć?

Poważna mina Jacka wywarła duże wrażenia na łady Dacre, która próbowała odgadnąć, co znów zmalowała lady Anna, że tak rozeźliła lorda Jacka. Lord Hamilton był przyjacielem rodziny Latimarów, więc równie dobrze mógł mieć osobistą wiadomość do przekazania…

– Jest jeszcze w suszarni, sir.

– Nie znam drogi, pani. Czy możesz mi wytłumaczyć, jak mam dojść?

– Mogę cię zaprowadzić, panie – odrzekła z wdziękiem. Suszarnią w Greenwich przylegała do części mieszkalnej pałacu. Było to przestronne pomieszczenie służące do mieszania ziół i suszonych kwiatów, z których przygotowywano pachnidła dla dam dworu oraz wonne potpourri, które w wielkich czarach stawiano w komnatach. Stanąwszy u drzwi, lady Dacre zajrzała przez szparę do środka i szepnęła:

– Tak, Anna tam jest, lecz jest również Wielka Dama. Lady Katharine Crawley, zwana Wielką Damą, ponieważ tym właśnie była dla młodych panien ćwiczonych przez nią do służby przy osobie królowej, budziła powszechny strach. Znała ją niemal cała Anglia, ale nie Jack Hamilton, który zupełnie nie interesował się takimi sprawami, toteż dziarskim krokiem bez wahania wszedł do suszarni.

Z komnaty, przeszklonej według nowej mody, rozciągał się widok na część pałacowych ogrodów przeznaczoną do uprawy ziół. Odtworzono tu naturalne warunki, by zioła lepiej rosły. Anna, bezmyślnie mieszająca w wielkiej czarze suszone różane płatki, odwróciła się nagłe, gdy Jack stanął u jej boku.

Hamilton niesłusznie wziął jej zaskoczenie za strach. Przez głowę przemknęła mu myśl: Boże, spraw, żeby przy mnie już nigdy niczego się nie bała. Otoczę ją taką opieką, że w ogóle zapomni, czym jest to uczucie.

– Anno, przyszedłem…

Lady Katharine podeszła do nich ciężkim krokiem.

– Co tutaj robisz, sir? – spytała groźnie. Jack odwrócił się do Wielkiej Damy.

– To jest moja sprawa, pani, i zamierzam się nią podzielić jedynie z tą oto panną.

Wielka Dama nie posiadała się z oburzenia. Od trzydziestu. lat nikt, ani mężczyzna, ani kobieta, nie ważył się użyć w stosunku do niej takiego tonu.

– Każda sprawa, która się dzieje w czterech ścianach tego pomieszczenia, dotyczy mnie, sir.

– Lady Katharine -. próbowała załagodzić sytuację Anna – lord Jack jest wieloletnim przyjacielem rodziny. Sądzę, że chce się ze mną pożegnać przed powrotem na północ, gdzie udaje się w służbie Jej Wysokości.

– No, cóż… – Wzmianka o Elżbiecie nieco ostudziła zapędy lady Katharine. – Muszę na chwilę wyjść, ale zaraz wrócę. – Dostojnym krokiem opuściła pomieszczenie.

– Doprawdy, Jack – odezwała się Anna – powinieneś wiedzieć, że w tym miejscu lady Katharine jest władczynią absolutną.

– Co tu robisz, pani? Czyżby kazano ci pracować jak zwykłej kuchcie?

– Wszystkie damy dworu muszą przejść przez to miejsce. Wiedza o tym, w jaki sposób powstają pachnidła, jest niezbędną częścią naszej edukacji. Poza tym to bardzo przyjemne zajęcie. Czy tobie się tu nie podoba, panie?

Jack rozejrzał się dookoła z niechętną miną. Widok zeschłych kwiatów i kruchych, spłowiałych ziół, działał na niego przygnębiająco.

– Nie. Róże, które masz w tej wazie, pani, powinny zgodnie z naturą opaść, a nie zostać ścięte i powieszone do ususzenia. To, co martwe, powinno wrócić do ziemi… tak uważam.

Takiej opinii zupełnie się po nim nie spodziewała, ale bez słowa wróciła do swojego zajęcia.

– Czy mogłabyś, pani, wyjść ze mną na chwilę do ogrodu? – spytał. – Tu jest bardzo, bardzo ciepło.

Nie mógł oddychać w tak dusznej atmosferze ani też jasno myśleć, i wszystkie słowa, które nieustannie sobie przepowiadał po rozstaniu z Dudleyem, wywietrzały mu z głowy. Anna wydawała się zaskoczona, przestała jednak machinalnie mieszać płatki i otrzepała ręce.

– Dobrze, Jack. Chodźmy zatem do ogrodu, obawiam się jednak, że na dworze jest zimno. – Jack miał na sobie krótką, aksamitną pelerynę podbitą króliczym futrem. Zdjął ją i ostrożnie okrył ramiona Anny.

Gdy wyszli na zewnątrz, Anna zerknęła w zamglone niebo. Dzień okazał się nie tyle zimny, co wilgotny, a ostry wiatr zapowiadał rychły koniec ponurej zimy.

– Przyszedłeś powiedzieć mi do widzenia, Jack? Wszyscy w pałacu już wiedzą, że zwróciłeś się do królowej z prośbą o pozwolenie na wyjazd. Niech więc Bóg cię prowadzi, życzę ci tego tak samo, jak wszystkim przyjaciołom udającym się w podróż.

– Czy wciąż tak mnie traktujesz? Jak przyjaciela? Po wczorajszym wieczorze? – Te słowa wypadły dość niezręcznie.

– Naturalnie – odparła spokojnie. – To nie była twoja wina, panie, lecz moja.

– Nie! – sprzeciwił się zapalczywie. – Na pewno nie twoja wina, pani! Nie znajduję dość pokornych słów, by prosić o wybaczenie.

Anna zamrugała powiekami, za nic bowiem nie potrafiła wyobrazić sobie pokornego Jacka.