Stary Christhede przymknął oczy ze wstydu. Przez moment wyglądało to strasznie, jakby zemdlał lub doznał ataku serca. Rzucili się ku niemu, ale wyprostował się z wysiłkiem i gestem dał znać, by się odsunęli.

Przyjął natomiast szklaneczkę whisky, którą prędko nalała mu Marta.

Dał znać Carlowi, by mówił dalej. Jego twarz była przerażająco pozbawiona wyrazu, lecz syn postanowił, że wyzna teraz całą prawdę.

Sissel szczerze podziwiała brata. Wymagało to niezwykle wiele odwagi i siły woli.

– Dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś, Stefanie? – wykrzyknął Carl do starego przyjaciela.

– Ponieważ tobie ten medal był bardziej potrzebny niż mnie – spokojnie odparł Stefan. – Wiedziałem, jak wiele się od ciebie oczekuje. Ja świetnie sobie radzę bez niego. Zresztą jak mogłem coś powiedzieć? Przyjść i oznajmić, że to mnie należy się odznaczenie, bo to ja jestem bohaterem? Czy sam nie słyszysz, jak bardzo głupio to brzmi?

– Rzeczywiście, przyznaję, że sam powinienem wyjaśnić całą sprawę – mruknął Carl. – Okropnie się wstydzę. Ale nie śmiałem, ze względu na ojca.

– Bolało mnie natomiast, że nie chcesz mnie znać, że odmawiasz dostępu do swojej rodziny – powiedział Stefan. – Bo bardzo mi się spodobała twoja siostra i dręczyło mnie, że nie mogę jej poznać. Musiałem jednak trzymać się z daleka, żeby tobie jeszcze bardziej nie utrudniać życia.

Ta sytuacja była ogromnie przykra dla Carla. Wreszcie jednak podjął decyzję.

– Wyruszę w swoją drogę do Canossy już dzisiaj – obiecał. – Napiszę do szefa sił ONZ w Norwegii i zwrócę medal. To będzie…

Głos mu się załamał, ciężko walczył, by zachować spokój.

– Samodyscyplina! – wrzasnął major Christhede starym zwyczajem. – Co to za…

Tomas przerwał mu ostro:

– Czy nie dość już mieliśmy samodyscypliny i autorytarnych rządów w tym domu? Czyżbyś niczego nie zrozumiał, teściu?

Major poczerwieniał na twarzy i nabrał oddechu, by przywołać Tomasa do porządku, gdy jednak napotkał pełen goryczy wzrok innych, opanował się.

– Przykro mi – rzekł przygnębiony. – Carl, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli już teraz wybierzemy się do miasta i porozmawiamy z wojskowym radcą prawnym. Znam go, na pewno będzie wiedział, jak postąpić. Pójdziesz z nami, Stefanie?

– Tym razem zdecydowanie niechętnie.

– Masz rację, to nie byłoby właściwe posunięcie. Rito, a ty?

– Jadę z wami.

– Dobrze, wobec tego natychmiast wyruszamy.

Carl odzyskał równowagę.

– Wspaniale będzie nareszcie wszystko wyjaśnić i zrzucić ten kamień z serca. Jeśli i ty zdołasz mi wybaczyć, Stefanie, moje szczęście będzie pełne. Bardzo mi brakowało twej przyjaźni.

– Zawsze ją miałeś – odparł Stefan. – Rozumiałem, co cię powstrzymuje od spotkania ze mną, i nie chciałem się narzucać.

W ciągu ostatnich minut Carl stał się jakby zupełnie innym człowiekiem. Człowiekiem, który pozbył się ciężaru, od dawna przygniatającego go do ziemi.

– Jednego tylko nie pojmuję – stwierdził Tomas. – Co Rita wczoraj wieczorem robiła w Hestebotn?

Rita ukradkiem otarła oczy i odpowiedziała spokojnie:

– Kiedy wczoraj po południu usłyszałam o śnie Sissel, wszystko zaczęło mi się składać i zrozumiałam, że ktoś zabrał Martę, żeby ją chronić. A osobą, przed którą chciano ją osłaniać, nie mógł być nikt inny jak Carl. Bardzo mnie poruszyło, że ośmielił się zaatakować naszą kochaną Martę, więc kiedy zabrał samochód i pojechał za Sissel, przeczuwałam najgorsze. Pojechałam drugim autem…

– A więc to Carl był pierwszy – pokiwała głową Sissel. – Pomyliłam się co do tego.

– Tak, chciałam go powstrzymać. Jest przecież moim mężem i czułam się za niego odpowiedzialna. Jednocześnie pragnęłam pomóc tobie, Sissel. Przez chwilę widziałam cię w dolinie, ale potem zniknęłaś bez śladu.

Sissel i Stefan wymienili spojrzenia. Zapadła chwila milczenia. W końcu Carl powiedział:

– Najistotniejszym problemem jest teraz sytuacja Fredrika. Rozumiesz chyba, ojcze, że ród Christhede skazany jest na wymarcie? Nic się na to nie poradzi. Ale chciałbym adoptować chłopca, nie mogę bez niego żyć. Jeśli Rita się zgodzi, by miał ojca mordercę…

– W tym domu więcej tego słowa nie wymieniamy! – ostro zaprotestowała Marta, a Rita wsunęła Carlowi rękę pod ramię na znak, że jest z nim.

Major Christhede przybrał swój najbardziej oficjalny oficerski ton:

– Adoptować? To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem! Nie obchodzi mnie nazwisko Christhede! Za dużo już było rodowej dumy. Chłopiec jest twoim synem i moim ukochanym wnukiem, koniec i kropka, więcej na ten temat nie mówimy! Adoptować go! Wmieszać w to ludzi stojących z boku, nie związanych ze sprawą i ściągać wstyd na Ritę! Całkiem niepotrzebnie!

Rita ze łzami w oczach wpatrywała się w teścia.

– Stajesz w mojej obronie? Czy to prawda? Wybaczasz mi zdradę?

Na twarzy starego Christhede pojawił się wymuszony uśmiech.

– Chyba nareszcie zaczynam rozumieć, że nikt z nas nie jest bez winy. A jeśli twój błąd miał tak szczęśliwe następstwo jak Fredrik… No cóż! Uważam jednak, że zbyt ulgowo podchodzicie do przestępstwa popełnionego przez mego syna. Usiłowanie morderstwa to nie żart, chociaż jestem pewien, że Carl nigdy więcej nie dopuści się takiej niegodziwości. Proponuję, abyśmy przedstawili całą historię – oprócz udziału w niej Stefana – radcy prawnemu, jeśli już i tak mamy się do niego udać. Niech on zdecyduje, czy należy to ujawnić. Zgadzasz się, Carl?

– Tak chyba będzie najlepiej, ojcze. Jestem gotów ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. A jeśli adwokat uzna, że cała sprawa jest przedawniona, rozpocznę życie od nowa i postaram się wynagrodzić wszystko Ricie i Fredrikowi.

– Świetnie, mój chłopcze – wzruszył się stary major, przybierając swój dawny ton. – Dzisiaj jestem naprawdę z ciebie dumny! Chodź, natychmiast jedziemy!

– Takie uroczyste słowa, że zaraz będę płakać! – oświadczyła Agnes. – Koniec bajki, żyli długo i szczęśliwie, a ja teraz chcę się napić kawy!

– Znów to samo! – roześmiał się Tomas. – Zawsze tak mówisz, kiedy chcesz ukryć wzruszenie.

– Marto! – powiedziała Agnes. – Ty i twój przyjaciel Trond musicie koniecznie zobaczyć się z naszymi dziećmi! A Fredrika w ogóle nie widziałaś! Bawią się wszystkie razem. Chodźcie!

– Nie, ja zostaję – oświadczyła Sissel. – Stefan niedługo musi jechać, a chcemy… o czymś porozmawiać.

– No cóż, rozumiem – uśmiechnęła się Agnes.

Sissel odprowadziła Ritę do holu.

– Muszę ci zadać jeszcze jedno pytanie. To Nils, prawda? Dostrzegłam pewne cechy u Fredrika… Możesz mi wszystko spokojnie powiedzieć, zerwałam z nim.

Rita patrzyła na nią przez chwilę.

– Tak, to był Nils. Mieszkał tutaj wtedy i pewnego wieczoru zostaliśmy sami w domu. Czułam się taka nieszczęśliwa, a on był pełen zrozumienia i tak po prostu się to stało. Ogromnie żałowałam, usiłowałam odebrać sobie życie, ale Carl mnie uratował i cała historia wyszła na jaw. Oprócz tego, kto naprawdę jest ojcem Fredrika, tego Carl nigdy nie chciał wiedzieć. A Nils także sądzi, że Fredrik to syn Carla.

– Ale jak mogłaś potem wytrzymywać z Nilsem w domu?

– Sugerowałam Carlowi, żeby poprosił Nilsa, aby ten się wyprowadził, ale Carl nie mógł zrozumieć, dlaczego.

– Nils sam powinien mieć na tyle delikatności, żeby opuścić ten dom.

Rita wzruszyła ramionami.

– Nils nie ma ani krztyny wyobraźni. Zresztą ja całkiem zapomniałam o jego roli w tym wszystkim. Dla mnie Fredrik jest synem Carla i niczyim innym.

Sissel pokiwała głową.

– Nikomu o tym nie wspomnę. Cieszę się, że mi powiedziałaś.

I nagle, w jednej chwili, dom opustoszał. Samochód odjechał, Marta z Trondem poszli do Agnes i Tomasa.

Sissel i Stefan zostali sami w holu.

Nie bardzo wiedzieli, jak zacząć rozmowę.

Sissel zawadziła wzrokiem o jego okaleczoną dłoń.

– Te blizny… zostałeś ranny, kiedy ratowaliście miasteczko, prawda?

– Tak, dostałem też kulę w płuca. Ale przeżyłem.

– Na szczęście.

Sissel stała zmieszana, a Stefan, by jakoś rozproszyć jej zakłopotanie, powiedział:

– To cudowny dom!

Chciwie chwyciła przynętę:

– Chcesz go obejrzeć? Oprowadzić cię? Jeśli, rzecz jasna, masz czas.

Popatrzył na zegarek i zaklął.

– Nie, nie mam czasu! Ani chwili, do diabła!

Przygryzł wargę, Sissel zrozumiała, że naprawdę chciałby zobaczyć dom, i rozpromieniła się w uśmiechu.

– Możemy to odłożyć na kiedy indziej – oświadczyła. – Jeśli, oczywiście, masz ochotę.

Jak dwuznacznie to zabrzmiało! Zaczerwieniła się ze wstydu, że okazała taki zapał. On jednak uratował ją, odpowiadając z jeszcze większym entuzjazmem:

– Jeszcze jak! Przyjmuję to za obietnicę. Zadzwonię do ciebie, jak tylko się dowiem, kiedy będę miał wolne następnym razem.

W odpowiedzi pokiwała tylko głową.

Stefan pogładził ją po włosach, w jego oczach ukazał się wyraz rozmarzenia.

– Sissel… nie potrafię wyrazić, jak wielkie ma dla mnie znaczenie fakt, że cię poznałem. Ciebie, o której tyle myślałem!

Dziewczyna zrozumiała, jak bardzo była spragniona tych słów.

Pytając wzrokiem, przyciągnął ją do siebie bliżej. Sissel słyszała bicie własnego serca, czuła, jak ciało jej się napręża. Lecz nie z obrzydzenia jak wtedy, gdy zbliżał się do niej Nils, tylko z niemal nieznośnego napięcia.

Och, nie, jeszcze nie, pomyślała. A zresztą chcę, żebyś mnie pocałował, ale tak leciutko, jak do tej pory! Proszę!

A co będzie, jeśli nie zdołam ukryć swej tęsknoty? Jeśli się zdradzę? Nie, nie rób tego, Stefanie, zaczekaj, zaczekaj! Albo pocałuj mnie delikatnie, żebym nie zdążyła się rozpalić…

Wszystkie myśli musiały odbijać się w jej twarzy, bo Stefan uśmiechnął się niepewnie i troszeczkę ją od siebie odsunął.

Sissel nie mogła się powstrzymać od delikatnego zaciśnięcia mu dłoni na ramionach, palce same nieznacznie mocniej go przytrzymywały, jakby nie chciały go jeszcze puścić. To nie ona zrobiła, koniuszki palców same podjęły decyzję. Sissel miała szczerą nadzieję, że on niczego nie zauważył.