Peter Thorn nadszedł od strony studni z pełnymi wiadrami, szeroki w ramionach, z włosami zmierzwionymi bardziej niż zwykle. Wystarczyło jednak na niego spojrzeć, by mieć pewność, że już od dawna jest na nogach.

– Dzień dobry! Wnioskuję, że dziedzic jeszcze nie wstał – rzucił na powitanie.

– No właśnie – uśmiechnęła się Helle. – Nie wiedziałam, gdzie mogę poczekać, dlatego przyszłam tutaj. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam. Piękny pies! Jak się wabi?

– Zar. Widzę, że znasz się na zwierzętach.

– Lubię je i myślę, że one to czują.

Peter spojrzał na Helle z niedowierzaniem.

– Pewnie, że czują. Poczekasz, aż narąbię drewna? Potem możemy pójść razem do majątku. Nie ma pośpiechu. Policjant zjawi się nie wcześniej niż o dziewiątej, no a dziedzic potrzebuje trochę czasu, by się obudzić.

Helle usiadła na schodach, a pies ułożył się obok, żeby go jeszcze podrapała za uchem.

– Mieszkasz tu sam? – spytała leśniczego. Nie miała pewności, czy nie zirytuje go jej ciekawość, lecz z drugiej strony byłoby może niegrzecznie nie okazać żadnego zainteresowania.

Peter musiał sporo się natrudzić, żeby wyjąć siekierę z pieńka. Nie rozumiał, dlaczego utkwiła tak mocno.

– Tak – odparł. – I nie zamierzam tego zmieniać.

– A więc nie myślałeś o tym, by się ożenić? – wyrwało się Helle, zanim zdążyła się zastanowić.

Spojrzał na nią gniewnie.

– Dlaczego, u licha, miałbym sobie niszczyć życie?

– Ale czy nie chciałbyś mieć dzieci? – spytała, zaskoczona stanowczością w jego głosie.

– Nigdy! Za żadne skarby!

– Nie lubisz dzieci?

Zastanowił się.

– To nie ma nic do rzeczy. Wiązać się, liczyć się z kimś, mieszkać z innymi, wszystko jedno, z dziećmi czy z dorosłymi… Tego bym nie zniósł.

– Ale masz przecież Zara.

– To zupełnie coś innego. Dobrze mi z nim.

Rąbał zapamiętale, przelewał swą agresję na niewinne drewno. Wreszcie zaczął zbierać szczapy na opał.

– Dlaczego o to wszystko pytasz?

– Bo nie mogę zrozumieć motywów twego postępowania. Ja na przykład robię wszystko, żeby przełamać swą samotność, ale…

Peter przerwał jej.

– A więc chciałabyś wyjść za kogokolwiek, kto cię zechce, tylko po to, żeby mieć męża i dzieci?

– Nie – odparła cicho. – Ale tak bardzo tęsknię za kimś, z kim mogłabym dzielić życie. Z kim mogłabym rozmawiać, komu mogłabym pokazać, jak bardzo go kocham, i, naturalnie, z kim chciałabym mieć dzieci. Ale nie z kimkolwiek. Nienawidzę samotności, a ty wręcz jej szukasz!

Zatrzymał się w drodze do domu.

– Tak. Ponieważ nie znoszę kobiet. Wyobraź sobie, że biorą udział w polowaniach, Helle! Strzelają do moich zwierząt w tym lesie i szaleją z zachwytu, kiedy uda im się trafić. Nie mógłbym dotknąć takiej kobiety.

Po tych słowach leśniczy wszedł do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.

Helle została na schodach, wpatrując się w piękne oczy Zara. Wydawało jej się, że teraz lepiej rozumie jego pana.

– Ale nie wszystkie kobiety są takie – szepnęła. – Ty o tym wiesz, Zar, prawda?

Peter pojawił się w progu.

– Idziemy? – spytał krótko.

Helle wstała i ruszyła za nim, a Zar, który znał swoje miejsce, warował na schodach.

– Nie zdążyłem jeszcze zajrzeć do twojego rękopisu – rzekł Peter, nadal nie w humorze. – Wróciliśmy dziś w nocy trochę za późno. Ale wieczorem znajdę chwilę czasu.

Nie rozmawiali więcej w drodze do dworu.

Policjant już przybył, a bardzo zaspany Christian ziewał szeroko. Wszyscy razem udali się na strych.

Po drodze, na świeżym powietrzu, Christian całkowicie się obudził.

– Wiesz, byliśmy tam dziś w nocy i poszperaliśmy w meblach i innych starociach – zagadnął Helle. – Znaleźliśmy kilka obrazów, między innymi jeden, na którym udało nam się dojrzeć coś, co przypominało ptaki. Niestety jest bardzo zabrudzony, prawie czarny.

Helle nadal czuła się zawstydzona po wczorajszym zachowaniu Christiana.

– To brzmi strasznie ciekawie – mruknęła. – Nie wiesz przypadkiem, czy ten obraz wisiał na przedostatnim piętrze?

– Nie, nie mam najmniejszego pojęcia. Podłogi zdjęto na długo przedtem, zanim przejąłem majątek. Zresztą czy jesteś absolutnie pewna, że strzałka wskazywała właśnie to miejsce? Czy nie skierowano jej po prostu na wieżę?

– Możliwe – odpowiedziała Helle zamyślona. – To mógł być czysty przypadek, że strzałkę narysowano akurat przy tym piętrze.

– Właśnie. – Christian wyglądał na skruszonego. – Helle, Peter nagadał mi do słuchu dziś w nocy. Bardzo taktownie, ale całkiem serio. Chciałem prosić o wybaczenie, Helle, jestem draniem, lecz uroczym draniem, mam nadzieję, i beznadziejnie w tobie zakochanym. Uwzględnij to jako okoliczność łagodzącą! Obiecuję, że więcej się tak nie zachowam. Najpierw zapytam o pozwolenie. Już będę grzeczny – zakończył pojednawczo.

Helle nie mogła się nie uśmiechnąć.

– Chciałabym, abyśmy nadal pozostali przyjaciółmi, Christianie – rzekła ciepło. – I więcej już o tym nie mówmy, dobrze?

– Spróbuję. A z tym obrazem sprawa jest bardzo ciekawa, Helle! Pomyśleć tylko, że wpadliśmy na ślad czegoś wielkiego!

– Jeśli tak, to jest jeszcze ktoś, kto o tym wie – odparła sceptycznie. – Nie mogę zresztą dziś zbyt długo zostać z wami. Umówiłam się na jutro rano z redaktorem, który prosił mnie, żebym wzięła ze sobą kilka innych rękopisów, bo chciałby je przeczytać. Są niestety słabe, muszę więc w miarę szybko wrócić do domu, żeby zdążyć je przejrzeć i poprawić, co się da.

Christian pokręcił głową.

– Pomyśleć tylko, że jesteś pisarką! Wprost nie mogę w to uwierzyć, sprawiasz wrażenie takiej…

– Młodej, głupiutkiej i niedoświadczonej? – dokończyła. – Tak, i to jest właśnie moją siłą, twierdzi ten człowiek z wydawnictwa.

Policjant otworzył duże drzwi na strych. W pomieszczeniu panował półmrok, tylko przez szpary w ścianach przedzierały się promienie słońca. Dziedzic zaprowadził gości do miejsca, gdzie przechowywano wszystkie rzeczy z wieży. Utorowali sobie drogę w stronę ściany, pod którą ustawiono obrazy.

Christian już wyjął jeden z nich.

– Proszę – zwrócił się do Helle. – Co o tym myślisz? Czy nie sądzisz, że mogło chodzić właśnie o niego?

– Wygląda na portret jakiejś damy – odparła.

– Na nią nie zwracaj uwagi, skoncentruj się raczej na tym ptaku! Czy nie wydaje ci się, że jest złoty?

Światło, docierające przez niewielkie okienko, padało tu silniej niż w pozostałej części strychu.

– Równie dobrze może to być każdy inny kolor – odparła Helle sceptycznie.

– To złoty! – zdecydował Christian. – Trzeba tylko obraz trochę oczyścić. Weź ścierkę i zamocz ją w tej kleistej masie, którą przyniosłem. Pewien znawca sztuki sporządził ją kiedyś dawno temu, kiedy badał inny obraz. Nie musimy więc się obawiać, że coś zniszczymy. Zaczynaj!

– Nie możemy wszyscy czworo skupiać się na ptaku. Ja zajmę się damą.

Przez chwilę pracowali w milczeniu.

– To przypuszczalnie arcydzieło – rzekł pełen optymizmu Christian. – Ale tak wolno nam idzie! Czy nie możemy po prostu wziąć ostrej szczotki?

– Nie, tego nam nie wolno – zaprotestował policjant.

Ponownie zapadła cisza, słychać było tylko delikatne drapanie na płótnie. Helle znajdowała się między Thornem a Christianem. Czasami niechcący się trącali, czasami wchodzili sobie w drogę. Dziewczyna z przerażeniem spostrzegła, że bardzo podniecały ją te lekkie dotknięcia. Czy naprawdę aż tak bardzo jestem spragniona męskiego towarzystwa? pomyślała. Tak, na pewno! Ale przecież nachalne zachowanie Christiana nie sprawia mi przyjemności. Dlaczego więc teraz…

Skoncentrowała się na obrazie.

– Im więcej malowidła się odsłania, tym mniej wygląda ono na arcydzieło – zauważyła.

Cofnęli się parę kroków, by obejrzeć rezultat.

Chociaż oczyścili zaledwie ułamek dużego obrazu, prawda objawiła się przed nimi z całym swym okrucieństwem.

– Widocznie ludzie partaczyli sztukę również w dawnych czasach – westchnęła Helle.

– Proszę nie wymawiać słowa „sztuka” w pobliżu tego obrazu – upomniał ją policjant.

– Jest w każdym razie bardzo stary – próbował pocieszać się Christian.

– Ale kiedy pojawi się złoty kolor? – zastanawiał się Peter. – Wydaje mi się, że ptak staje się coraz bardziej niebieski.

– Niebieski ptak! Tylko tego brakowało – rzucił Christian rozczarowany. – Musimy jeszcze pozwolić mojemu znajomemu ekspertowi przyjrzeć się temu dziełu, zanim zużyjemy na nie resztkę naszych sił.

– A co z innymi obrazami? – spytała Helle.

Thorn z Christianem przejrzeli je, lecz nic interesującego nie znaleźli. Żaden inny z przedmiotów zgromadzonych na strychu nie mógł kojarzyć się ze złotym ptakiem. Tylko z obrazem mogli wiązać nadzieję, ale i ona prysła, odkrywając przy okazji zupełny brak talentu malarza.

Zrezygnowani ruszyli w stronę wyjścia. Teraz musieli zaczynać poszukiwania od nowa.

Helle pomyślała z niechęcią, że powinna wracać do domu. Stary Andersen szedł właśnie w stronę zatoki i zgodził się zabrać dziewczynę. Christian i Peter rozmawiali zaaferowani. Pomachali Helle życzliwie, lecz trochę roztargnieni, i powrócili do rozmowy, zapominając umówić się z dziewczyną na kolejne spotkanie.

Czując w sercu ogromną pustkę, Helle wsiadła do łodzi i patrzyła, jak Vildehede powoli rozmywa się w tle.

Redaktor obiecał, co prawda, że odbierze Helle ze stacji, lecz nigdy by nie przypuszczała, że przyjedzie dorożką. Wydawało się jej, że stangret spogląda na nią trochę wyniośle, kiedy zjawiła się z niezgrabnym plikiem rękopisów pod pachą. Całe popołudnie i pół nocy ślęczała nad tymi swoimi pierwszymi próbami pisarskimi, poprawiała je, wzdychała ciężko, próbując je czytać oczami fachowca. Szczerze mówiąc była z nich bardzo niezadowolona, ale redaktor nalegał, by pozwoliła mu je przejrzeć.

Teraz wyszedł Helle naprzeciw i przywitał się z nią. Trochę się go bała, sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie, budził respekt i niewątpliwie przykuwał spojrzenia kobiet. Helle wydawał się najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, pomimo nieco demonicznych rysów twarzy i ust przypominających usta fauna. Z radością mieszaną ze strachem wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby się w niej zakochał. Przyglądała się jego rękom, kiedy brał plik rękopisów – były opalone i wypielęgnowane, o pewnych ruchach.