– Proszę bardzo, chyba tutaj będzie nam wygodniej?

Jennifer zaczerpnęła tchu.

– Wynająłeś jeden pokój dla nas obojga!

– To prawda, ale nie musisz się bać! Nawet cię nie dotknę. Uważałem po prostu, że musimy być teraz razem.

– Tak, chyba masz rację.

Zaczęła cicho płakać.

– Jennifer, co się stało? – pytał, delikatnie unosząc jej podbródek.

– To wszystko jest takie trudne. Cały czas mówiłeś tylko o Marit, a kiedy mnie pocałowałeś, nie chciałeś na mnie wcale patrzeć, pomyślałam więc, że tego żałujesz, a teraz znowu mówisz mi, że chcesz, żebym była twoja – powiedziała jednym tchem. – Tak strasznie się tego boję!

– Już dobrze, dobrze! – uspokajał ją, głaszcząc po policzku. – Oczywiście, że nie miałem odwagi na ciebie spojrzeć po tym, jak się zdradziłem, co do ciebie czuję! Przecież wyraziłaś się jasno, że możesz się zakochać tylko w młodym chłopaku!

– To wcale nie było tak! – zaprotestowała przerażona. – Chodzi tylko o to, że ty… ty…

– Nie chcesz pogodzić się z tym, że jestem dla ciebie kimś więcej niż opiekuńczym starszym bratem? Ale kiedy cię pocałowałem, zaakceptowałaś to. Czułem to, Jennifer! Więc dlaczego się opierasz?

– Nie wiem – jęknęła. – Już tyle razy w życiu mnie zraniono. Przywykłam do tego, że nikt mnie nie chce, przywykłam do samotności. Boję się ciebie, boję się, że…

Boisz się, że przebiję skorupę, którą się otoczyłaś, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo, pomyślał Rikard. Biedna mała dziewczynka! Całkiem straciłaś wiarę w samą siebie…

Nie powiedział jednak tego głośno.

– Boisz się, co będzie z naszą przyjaźnią? Tylko że to, co nas łączyło, Jennifer, to nie przyjaźń. To miłość. Miłość nie musi oznaczać fizycznego obcowania. Może stanowić coś o wiele wspanialszego. Tak jak twoje pragnienie, żeby dać mi wszystko, co miałaś, robić wszystko, co dla mnie najlepsze. Albo moja troska o ciebie, mój strach, żeby cię nie skrzywdzić. To była miłość, Jennifer. Najprawdziwsza i najczystsza miłość. Nic dziwnego, że żadne z nas nie mogło sobie znaleźć partnera! Dla mnie istniałaś tylko ty, Jennifer.

– A dla mnie tylko ty – przyznała drżącym głosem. – Mogę jednak myśleć o tobie tylko jako o przyjacielu, chociaż wiesz, że cię kocham. Sama nie wiem, dlaczego ta myśl tak mnie przeraża!

Niezwykle ostrożnie wziął ją w ramiona. Pocałował czule i delikatnie, żeby jej nie przestraszyć. Całował ją raz za razem, ostrożnie i z miłością. Czuł, jak powoli ustępuje jej strach, jak obejmuje go za szyję.

Pokój zawirował przed oczami Jennifer. Stała się obojętna na wszystko inne, odwzajemniała pocałunki Rikarda z coraz większą żarliwością. Dopiero kiedy się zorientowała, że zdjął z niej ubranie, zbudziła się w niej chęć oporu. Kiedy jednak spojrzała na twarz ukochanego, drżące wargi i oczy pociemniałe z pożądania, pomyślała: Nie! Poczuła jego gorące dłonie na swoim ciele, jej serce wypełnił gorący żar. Nigdy przedtem nie doznała czegoś takiego, a myśl, że jest przy niej Rikard, Rikard Mohr, była tak nieziemsko cudowna, że zapomniała o całym świecie.

Teraz już wiem, czego tak się bałam, pomyślała. Swoich własnych gwałtownych uczuć. Ale Rikard będzie nimi zachwycony!

Zapomnieli zamówić wspaniałego befsztyku, ale nadrobili straty następnego dnia przy śniadaniu. Z wielką niechęcią myśleli o jeździe krętą drogą w stronę znienawidzonej góry Kvitefjell. Mieli jechać samochodem państwa Borgum, za odśnieżarką.

W Vindeid trochę padało, ale wysoko w górach szalała prawdziwa zamieć. Ich jedenasty dzień pod śniegiem…

Kiedy jednak kilka godzin później siedzieli w samochodzie Rikarda jadącym na południe i patrzyli na podmokłe, ale bezśnieżne zielone pola, śmiali się z prawdziwą ulgą.

– Myślę, że się nabawiłam alergii na śnieg – odezwała się Jennifer.

– Bzdury! Za tydzień zapomnisz o tym koszmarze w Trollstølen.

Rikard zaczął śpiewać, głośno i niezbyt pięknie.

– Jestem taki szczęśliwy – wyznał. – Jestem taki szczęśliwy, że muszę śpiewać! Wiesz, fascynowałaś mnie już od samego początku, od naszego pierwszego spotkania. Mój Boże, Jennifer, ależ ty wydoroślałaś!

Patrzyła na niego z bezgraniczną miłością. Nareszcie zniknął z jej twarzy wyraz zagubienia. Była dojrzałą kobietą, która przebyła długą i samotną drogę, zanim dotarła do celu.

– A ty zdobyłeś moje serce już podczas tej jazdy na policyjnym motocyklu – zaśmiała się. – Tak, Rikardzie, chyba zawsze cię kochałam. Ale wolałam cię nazywać przyjacielem, bo przyjaźń jest trwalsza od miłości. Tak się bałam cię utracić.

– Nie grozi ci to! – zapewnił. – Nasze życie dopiero się zaczyna. Będziemy robili wiele cudownych rzeczy!

– Na przykład? – dopytywała się.

– No cóż, na przykład zajmiesz się pisarstwem, będziemy mieć dzieci, mnóstwo podróżować i kochać się na zmianę.

Jennifer nad czymś rozmyślała.

– Ale ja nie mam specjalnych uzdolnień, jeśli chodzi o gotowanie i temu podobne zajęcia.

– Mnie to nie martwi, nie jestem rozpieszczony.

Przez chwilę siedziała, nic nie mówiąc. Potem rzekła cicho:

– Myślę, że mam na to chęć, bo mogę gotować właśnie dla ciebie. Cieszy mnie ta perspektywa!

Położył jej rękę na kolanie.

– To świetnie, Jennifer! Ale przede wszystkim będziesz pisać, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota. Przeczytałem ten krótki fragment noweli, którą napisałaś w Trollstølen, jest doskonały!

Zarumieniła się z radości, zastanawiając się, czy zrozumiał, że tak naprawdę było to adresowane do niego wyznanie miłosne.

Chyba tak, bo w przeciwnym razie w hotelu nie rozpraszałby wszystkich jej wątpliwości z tak niezachwianą pewnością.

– Wyprowadzimy się z Oslo – kontynuował Rikard. – Mam serdecznie dość tamtejszej brutalnej przestępczości. Możemy na przykład…

Snuł dalsze plany, ale Jennifer słuchała tylko jednym uchem. Najbardziej zajmowało ją podziwianie jego profilu i samego brzmienia jego głosu.

Wyznając mu miłość odnalazła swoją wrodzoną otwartość i radość życia, zdolność bycia sobą, wszystko to, co inni ludzie czuli się w obowiązku tłamsić i niszczyć.

– Jestem taka szczęśliwa – szeptała do siebie, a Rikard położył swoją dłoń na jej dłoni i mocno uściskał.

– Zrobię, co w mojej mocy, żeby tak było zawsze – zapewnił ciepło, kiedy dojeżdżali do szarego i ponurego listopadowego Oslo.

Oni jednak tego nie widzieli. Ich świat błyszczał jak zamek z baśni. Nie była to jednak baśń o Królowej Śniegu…

Margit Sandemo

  • 1
  • 29
  • 30
  • 31
  • 32
  • 33
  • 34