Michelle skróciła Cleo sierść i pazurki, oczyściła uszy, przemyła oczy, nałożyła szampon i odżywkę, spłukała i wysuszyia suszarką. Bystre, brązowe oczka patrzyły na stylistkę z uznaniem i sympatią. Salon był urządzony prosto, bez zbędnych ozdób. Z głośników dobiegała relaksacyjna muzyka. Michelle sadzała zwierzaka na stole, na którym wykonywała większość zabiegów i cały czas czule do niego przemawiała.

Serenę najbardziej cieszyło, że klienci nigdy nie odpowiadali. W przeciwieństwie do ludzi. Ci zwykli traktować ją jak spowiednika, czy raczej terapeutę. W poprzedniej pracy, w Sydney, wylewali na nieszczęsne dziewczyny wszystkie żale i oczekiwali zrozumienia, współczucia, a na dodatek akceptacji najghipszych osądów i decyzji, nawet, gdy racja leżała po przeciwnej stronie. Popatrzyła z sympatią na spokojną suczkę, która tak pięknie podziękowała za uratowane z rąk brutala i wiedźmy.

– Wspaniale wyglądasz i pachniesz. Zaraz do staniesz różową kokardkę – szczebiotała Michelle do psa. Później oddała Cleo w ręce siostry i przeniosła na stół kolejnego klienta, maltańskiego teriera.

– Nick nie będzie zachwycony – zaprotestowała Serena.

– Nie zabiegam o jego uznanie -ucięła Michelle i spojrzała na nią z wyższością. – Cleo byłaby zawiedziona, gdyby nie dostała nagrody za cierpliwość. Wytłumacz to jej opiekunowi. Powinien poznać psychikę zwierzęcia, które powierzono jego opiece. Inaczej je unieszczęśliwi.

Ten argument trafił Serenie do przekonania. Jej siostra naprawdę kochała wszystkie żywe stworzenia i dokładała wszelkich starań, żeby sprawić im przyjemność. Co dziwne, podopieęzni doceniali jej dobre serce i okazywali posłuszeństwo i wdzięczność.

Serena doszła do wniosku, że ludzkie reakcje znacznie trudniej przewidzieć. Myślała z niepokojem o kolejnym spotkaniu z Nickiem. Miała nadzieję, że nie skojarzy psiej fryzjerki i Lyalla Duncana sprzed miesiąca. No i że nie spotka już jego wrednej przyjaciółki. Postawiła go przed trudnym wyborem. Była ciekawa, czy wybierze własną przyjemność czy dobro pupilki swej siostry.

Uśmiechnęła się, pochwaliła urodę Cleo i zawiązała kokardę. Suczka stanęła na tylnych łap kach i polizała ją w policzek. Potrzebowała wiele czułości po dramatycznych przejściach. Serena postanowiła udzielić jej opiekunowi obszerniejszej lekcji, niż sugerowała Michelle.

Za dwadzieścia pierwsza ruszyła w drogę. Z przyjemnością obserwowała otaczający krajobraz a Dwuhektarowa posiadłość Michelle leżała w gęsto zaludnionej okolicy Eriny, Gosford i Wamberal. Sama miejscowość Holgate zachowała jednak wiejski charakter. Po przeprowadzce z za tłoczonego Sydney Serena rozkoszowała się poczuciem swobody. Zakład Michelle usytuowany był na tyłach domu. Część podwórza zajmował obszerny parking, lecz pozostało jeszcze sporo wolnej przestrzeni. Michelle kupiła nawet kucyka, na którym jej siedmioletnia córka, Erin, jeździła każdego dnia po lekcjach. Dzięki temu, że po śmierci męża założyła własny interes, mogła pogodzić obowiązki rodzicielskie z zawodowymi. Nie dawno skończyła trzydzieści dwa lata. Codzienna porcja wysiłku fizycznego pozwoliła jej zachować świetną figurę i urodę. Miała duże orzechowe oczy i gęste błyszczące włosy. Szkoda tylko, że nie próbowała ułożyć sobie życia na nowo. Straciła jedyną miłość swego życia w młodym wieku i nie poszukiwała następnej albo też nadmiar zajęć nie pozwalał jej na przebywanie między ludźmi.

Serena liczyła na to, że teraz, kiedy przybyła na pomoc i mogła przypilnować Erin, jej siostra zatęskni ponownie za towarzystwem. Ona sama zaczęła doceniać zalety samotności po dramatycz nym rozstaniu z Lyallem i odejściu z renomowanego, wielkomiejskiego salonu piękności. Nikt nie wymagał już od niej makijażu, wyrafkiowanej fryzury, podążania za modą, sztucznych uśmiechów i zachowania na pokaz. Mogła być sobą, nie musiała już zabiegać o niczyje względy, nawet bogatego i zabójczo przystojnego Nicka Morettiego.

Z pewnością niejedna kobieta dokładała wszelkich starań, żeby zrobić wrażenie na wyjątkowo męskim i pociągającym architekcie. Prawdę mówiąc, Serena również nie miałaby nic przeciwko temu, żeby znów poczuć na sobie to zmysłowe spojrzenie spod długich rzęs. Potrzebowała zadośćuczynienia za pogardliwą wypowiedź na jej temat. Zachwyt w oczach aroganta byłby najlepszą rekompensatą. Uznała, że powinna nauczyć go szacunku nie tylko dla zwierząt, ale również dla ludzi, których z góry uznał za niewartych uwagi.

Jednak wyjeżdżając na spotkanie, nie zmieniła ubrania na bardziej eleganckie. Nie poprawiłaby w ten sposób własnego wizerunku, a tylko schlebiała próżności przystojnego Włocha.

ROZDZIAŁ TRZECI

Dokładnie o pierwszej zadzwoniła do drzwi rezydencji Giffordów. Uważała punktualność za podstawową zasadę dobrego wychowania. Ułożyła sobie nawet krótkie przemówienie na temat szacunku dla cudzego czasu na wypadek, gdyby Nick znów kazał jej czekać w nieskończoność im zewnątrz. Jak się okazało, niepotrzebnie.

Prawie natychmiast otworzył drzwi, świeżo ogolony i uczesany, jak z żurnala. Białe spodenki i biało -granatowa koszulka pięknie kontrastowały z ciemną karnacją. Wyglądał jak gwiazdor filmowy. Przywitał ją promiennym uśmiechem. Potem popatrzył na psa i wykrzyknął z uznaniem:

– Coś podobnego! Wygląda teraz jak prawdziwa dama.

W tym momencie Serena pożałowała, że nie zadbała o własny wygląd i nie zasłużyła na podobny komplement. Oczywiście nie miała na myśli różowej kokardki.

– Co z pazurkami?

– Skróciłyśmy je na tyle, żeby nie spowodować krwawienia – odrzekła rzeczowym tonem, chociaż krew wrzała w jej żyłach na widok zniewalającego uśmiechu i cudnych, przepastnych oczu. Przykucnęła, żeby nie widział jej zakłopotania, i odpięła rożę. Cleo natychmiast skorzystała z wolności i pomknęła jak strzała w stronę domu z głośnym ujadaniem.

– Co w nią wstąpiło – spytał Nick, zupełnie zbity tropu.

– Czy pańska przyjaciółka jeszcze tam jest – odpowiedziała pytaniem.

– Nie, wyszła parę godzin temu.

– Ale Cleo jeszcze o tym nie wie. Widocznie pobiegła sprawdzić, czy nieprzyjaciel nadal przebywa na jej terytorium – wyjaśniła Serena cierpkim tonem, niepozostawiającym wątpliwości, co do jej własnych odczuć.

Nick zmarszczył brwi.

– Niewiele wiem o psychice zwierząt. Czy zechciałaby pani poświęcić mi kilka minut i wesprzeć paroma dobrymi radami – poprosił uprzejmie i pokazał gestem drogę do domu.

Serena nawet nie spojrzała w tamtym kierunku. Nie widziała żadnego powodu, żeby udzielać mi lionerowi bezpłatnych konsultacji. Już rano zrobiła znacznie więcej, niż wymagał obowiązek. Wtedy działała dla dobra skrzywdzonego zwierzęcia. A zgoda na jego propozycję omaczałaby przyzwolenie na wyzysk przez człowieka, który okazał jej lekceważenie. Skrzyżowała ręce na piersiach i przybrała surowy wyraz twarzy.

– Panie Moretti…

– Nick – poprawił – Przepraszam, rano nie zapamiętałem pani imienia.

– Serena. Serena Fleming. Przykro mi, nie mogę dłużej zostać. Inni klienci czekają – uprzedziła kolejną prośbę.

– Bardzo mi zależy, Sereno – Popatrzył na nią błagalnie.

Odetchnęła z ulgą, że jej imię nie wywołało żadnych skojarzeń. W salonie Tylora nazywano ją Rene, ponieważ szef uznał, że Serena brzmi nie dość wytwornie. Lyall strzygł się tam regularnie i od początku używał tego snobistycznego pseudonimu. Pasował do jego modnego wizerunku równie dobrze, jak nienaganna fryzura. Kiedy zaczęli razem bywać na przyjęciach, w taki sam sposób przedstawiał ją znajomym. Głośne ujadanie od strony domu odwróciło jej uwagę od wspomnień. Nick kilkoma krokami dopadł drzwi. Po chwili usłyszała głośny jęk:

– O mój Boże!

Ciekawość zwyciężyła. Mimo wcześniejszych oporów pobiegła za nim i zajrzała do środka. Na świeżo wyfroterowanej podłodze, w miejscu gdzie piękna wiedźma wymierzyła Cleo kopniaka, ujrzała wielką kałużę. Suczka stała nad nią, uniosła łepek wysoko do góry i z triumfem machała ogo nem. Gdzieś na zapleczu rozległ się łomot i stukanie, a po kilku sekundach nadszedł Nick z wiadrem i ścierką.

– Chybą oszalała – mruknął, kompletnie zbity z tropu – W każdej chwili może wyjść na dwór. Ma specjalny właz, zawsze otwarty. Do tej pory go używała.

– Podejrzewam, że zapach perfum pani Justine przypomnial jej o dramatycznych przeżyciach. W ten demonstracyjny sposób zlikwidowała ostatni ślad wroga.

– Rozumiem – uśmiechnął się Nick i wytarł kałużę.

Serena obserwowała jego ruchy z zachwytem. Zaimponowało jej, że nie traktował jak ujmy tego dość niewdzięcznego zajęcia. Zresztą nie miał się, czego wstydzić. Nawet z kubłem i ścierką uosabiał ideał męskości. Miał wspaniale umięśnione uda, wąskie biodra i silne dłonie.

– Sama widzisz, że potrzebuję pomocy – zaczął znowu.

– Nic podobnego, świetnie sobie radzisz – od rzekła wesoło.

– Nie miałem na myśli sprzątania, Broń Boże! Chodzi mi o fachową poradę.

– Nie jestem psychologiem zwierzęcym – zaprotestowała. Nie lubiła kłamać, nie chciała uchodzić z kogoś innego.

– Ale doskonale rozumiesz psy. Naprawdę cię potrzebuję.

Serena poczuła ciepło w okolicy serca. Mimo że dokładnie sprecyzował swoje oczekiwania, ostatnie stwierdzenie sugerowało osobiste zainteresowanie. No, może za dużo sobie wyobrażała. Jednakże sam fakt, że przyznał się do własnej niewiedzy i potraktował ją jak autorytet, mile połechtał jej próżność. Po chwili zastanowienia doszła jednak do wniosku, że nie świadczy to wcale o szacunku dla jej kompetencji. Po prostu wybrał najprostsze rozwiązanie. Skorzystał z tego, że była pod ręką, żeby oszczędzić sobie kłopotu poszukiwania specjalisty. Z tej perspektywy proś ba o poradę nie brzmiała już jak komplement, lecz raczej jak kolejna próba wyzysku. Nick natych miast zauważył zmianę nastroju.

– Dobrze zapłacę – zapewnił.

– Przykro mi, czeku na mnie właściciel Mufflego. Nie wolno mi go zawieść – odparła z wyższością, coraz bardziej niezadowolona z przebiegu rozmowy.