Pani Compton patrzyła, jak jej dorastająca córka z dnia na dzień pięknieje, obdarzona w dodatku polotem, którego brakowało rdzennie angielskim dziewczętom. Przewidywała, że flegmatycznym i mocno stojącym na ziemi mieszkańcom hrabstwa trudno będzie zaakceptować tak rzadko tu spotykany i tak mało angielski urok Ilonki.

– Powinniśmy przedstawić naszą córkę na dworze – oznajmiła pewnego dnia mężowi.

– O tak, z całą pewnością. Nie wiem tylko, skąd wziąć na to pieniądze!

Teraz sir James miał, oczywiście, wystarczająco dużo pieniędzy, lecz- niestety!- pojawiła się także Muriel, która jak niebotyczny mur tkwiła pomiędzy Ilonką a ambicjami jej matki.

– Trudno winić Muriel- rzekła lady Armstrong z ciężkim westchnieniem. – Rzeczywiście, każdy mężczyzna wchodzący do tego domu widzi tylko ciebie.

– Żaden z nich mnie nic nie obchodzi! – odparła Ilonka. – Sama widzisz, mamusiu, są tak nudni i pozbawieni wyobraźni, że prędzej pofrunę na księżyc, niż za któregoś wyjdę za mąż.

– Wiem, kochanie, lecz nie poznasz odpowiedniego mężczyzny, jeżeli nie będę mogła cię zabrać do Londynu i przedstawić w towarzystwie.

A Muriel powinna być z nami.

Ilonka krzyknęła z cicha.

– Och, nie, mamusiu… tego bym nie zniosła!

Ona jest chorobliwie zazdrosna i tak bardzo mnie nienawidzi, że nie tylko nie mogę przy niej być szczęśliwa, ale jeszcze na dodatek cały czas czuję się skrępowana, zakłopotana. – Uśmiechnęła się niewesoło. – Mówiąc szczerze, w jej obecności boję się do kogokolwiek odezwać słowem. – Nie musiała dodawać, że każdy wolał rozmawiać właśnie z nią.

Lady Armstrong przyjrzała się córce i – jak wiele razy przedtem – doszła do wniosku, że nie tylko uroda dziewczyny przyciąga ludzi jak magnes.

Było w niej coś niezwykłego, coś nieuchwytnego, nadnaturalnie zniewalającego.

– Ona jest jak postać z bajki – powiedziała kiedyś do pułkownika Comptona.

– Ależ oczywiście, moja ty najsłodsza – odparł jej mąż. – Przecież tak bardzo się kochamy i tak jesteśmy ze sobą szczęśliwi, że naturalną koleją rzeczy nasza córka jest bajecznym dzieckiem.

On sam był nieprzeciętnie przystojnym mężczyzną.

Państwo Compton stanowili piękną parę.

Gdziekolwiek bywali, zawsze wzbudzali zainteresowanie.

Ku zmartwieniu obojga, niewielkie przychody rzadko pozwalały im na opuszczenie wiejskiego dworku w Oxfordshire i krótką wizytę w Londynie.

Pani Compton chciała dać córce znacznie więcej, a teraz, kiedy jako lady Armstrong mogła sobie na to pozwolić, na drodze stała Muriel.

– Jeżeli już naprawdę muszę stąd wyjechać – odezwała się Ilonka – to czy koniecznie do pani Adolphus?

– Jest jedyną krewną twojego ojczyma, która przystanie na każdą jego prośbę. – Lady Armstrong rozłożyła dłonie w geście wyrażającym bezsilność.

– Poza tym wydaje mi się, choć on o tym nie mówi, że jest mu wstyd odsyłać cię z domu właśnie z takiego, nie innego powodu i dlatego chce, byś pojechała w miejsce, gdzie nikt nie będzie o tym mówił, a tym samym uchybiał Muriel.

Ilonka głośno westchnęła, lecz nie odezwała się słowem.

– W rzeczywistości – ciągnęła lady Armstrong – ojczym bardzo cię lubi, kochanie. Zrozumiałe jednak, że zawsze powinien na pierwszym miejscu stawiać własne dziecko. Przy tym, co wiesz równie dobrze jak ja, Muriel była przeciwna jego powtórnemu ożenkowi.

– Zupełnie nie rozumiem, jak można być tak samolubną? Przecież widzi wasze szczęście. On kocha cię całym sercem.

– To prawda, kochanie. Ale jednocześnie twój ojczym ma ogromne poczucie obowiązku i zdaje sobie sprawę, że musi robić to co właściwe i co najlepsze dla Muriel.

Ilonka zacisnęła pełne wargi. Nie chciała wypowiedzieć słów, które zraniłyby matkę, ale nie mogła powstrzymać myśli. Pamiętała, jaką awanturę urządziła Muriel, kiedy otrzymała wiadomość o powtórnym małżeństwie ojca.

Fatalnie się stało, że przelała swoje uczucia na papier w kilku uwłaczających i wyjątkowo nieprzyjemnych listach, które sir James, wiedziony nieprzemyślanym odruchem, pokazał nowo zaślubionej żonie. Nie uczynił tego, by sprawić jej przykrość, lecz ponieważ sądził, iż miała prawo znać kłopoty oczekujące ich po powrocie z miodowego miesiąca.

Lady Armstrong robiła wszystko co w ludzkiej mocy, by się przypodobać Murieli, być może, osiągnęłaby sukces, gdyby nie fakt, że pasierbicę od pierwszego spojrzenia na Ilonkę opanowała potworna zazdrość. Dziewczyna stała się nieprawdopodobnie przykra, zła wola wyzierała z każdego jej uczynku.

Z całym rozmysłem podjęła działania, które wkrótce przerodziły się w złośliwą kampanię przeciwko Ilonce, a na dodatek, gdy tylko mogła, próbowała zepsuć stosunki między ojcem i jego nową żoną. Na tym ostatnim polu nie odnosiła żadnych sukcesów, osiągała tyle tylko, że skutecznie zatruwała życie lady Armstrong. Jeśli natomiast chodziło o Ilonkę, zdołała przekształcić jej byt w serię mniejszych i większych dokuczliwości, trudniejszych do zniesienia z każdym dniem, który dziewczęta spędzały pod jednym dachem.

– Wiesz, mamusiu – rzekła Ilonka – wyjadę stąd z prawdziwą ulgą, ale proszę cię, błagam na wszystko, pozwól mi wrócić do ciebie jak najszybciej.

– Widzisz, kochanie, planowałam wprowadzić cię na salony w maju – rzekła lady Armstrong. – Twój ojczym życzył sobie, by Muriel została przedstawiona towarzystwu w tym samym czasie. Jednak nie mogę się pozbyć uczucia, że to niemożliwe, byśmy się wszystkie trzy cieszyły sezonem w Londynie.

– Nic mnie nie martwi, że stracę sezon w Londynie – oznajmiła Ilonka. – Nie chciałabym tylko przebywać z dala od ciebie, mamusiu, a już szczególnie w towarzystwie pani Adolphus.

Lady Armstrong raz jeszcze ciężko westchnęła.

Doskonale wiedziała, że siostra męża głęboko jej nienawidzi; zdaniem pani Adolphus brat powinien był mądrzej ulokować uczucia i wybrać sobie na żonę kobietę, która mogła obdarzyć go synami.

Agata Adolphus była osobą starszą, a przy tym kobietą nieprzeciętnie ambitną. Jej wrogowie twierdzili, że zbytnimi wymaganiami wpędziła do grobu męża. Po jego śmierci przelała wszystkie nadzieje i oczekiwania na jedynego brata.

Mieszkała w brzydkim, ponurym zamku w Bedfordshire, gdzie płaski krajobraz zdawał się w jakiś sposób odzwierciedlać śmiertelną nudę całej okolicy, a domu pani Adolphus w szczególności.

Służący w tej posiadłości byli w większości dziwaczni i stetryczali. Nie znosili gości, bo czyjkolwiek przyjazd oznaczał dodatkową pracę do wykonania.

Posiłki podawano zawsze mdłe i bez określonego smaku. Nawet konie – Ilonce niekiedy pozwalano ich dosiadać – były flegmatyczne, oporne i bez odrobiny ikry.

Dziewczyna odziedziczyła po prababce Węgierce wiele cech, które wyróżniały ją z grona angielskich rówieśniczek. Nie tylko świetnie jeździła na ułożonych wierzchowcach, ale też potrafiła okiełznać każdego, nawet najdzikszego, najbardziej krnąbrnego konia. Była wybitnie umuzykalniona, a przy tym miała tak kształtną figurę i tańczyła z takim wdziękiem, że aż pewnego razu jej ojciec wygłosił trafną uwagę:

– Gdyby Ilonka występowała na scenie w Covent Garden, zarobiłaby tyle pieniędzy, że moglibyśmy dostatnio żyć do późnej starości!

– Jak możesz mówić takie straszne rzeczy, kochanie?- zaprotestowała ze śmiechem matka dziewczyny. – Przecież to nie wypada. Błagam, nie poddawaj jej tego pomysłu!

– Żartowałem tylko – pułkownik Compton także się roześmiał.

Uwielbiał patrzeć na Ilonkę tańczącą przy dźwiękach fortepianu. Matka dziewczyny wydobywała z instrumentu tony, w których rozbrzmiewały echa nieokiełznanych tańców węgierskich Cyganów, a Ilonka tańczyła, stopami prawie nie dotykając ziemi.

Ledwie muskała podłogę, poruszała się z wrodzoną gracją i swobodą, instynkt podpowiadał jej gesty pełne wdzięku i wyrazu.

Teraz lady Armstrong, po długiej chwili milczenia, gdy rozważała słowa córki, podjęła wreszcie decyzję.

– Jest jeszcze jedno wyjście – rzekła. – Tak czy inaczej trzeba, żebyś odwiedziła Agatę, ponieważ musisz wyjechać z domu, zanim się tu zjawi lord Denton. Ale napiszę do siostry twojego ojca, która mieszka niedaleko Huntingdon. Poproszę ją, by cię przyjęła u siebie na jakiś czas.

– Cudownie! – Twarz Ilonki rozjaśniła się wewnętrznym blaskiem. – Ciocia Alicja jest taka miła! A jej dzieci najsłodsze na świecie.

– Wszystko to prawda, kochanie, lecz musisz pamiętać, że nie wiedzie im się najlepiej. Nawet tylko jedna osoba więcej do wyżywienia to dla tego domu ogromne obciążenie. – Mówiąc te słowa lady Armstrong wspomniała czasy, gdy po śmierci pułkownika Comptona równie ciężko wiodło się jej samej wraz z córką. – Nie możemy urazić ich uczuć ofiarowując w zamian za gościnę pieniądze.

– Tak, mamusiu, rzeczywiście… – Ilonka posmutniała.

– Ale… może mogłabyś dać mi jakąś sumę na prezenty dla dzieci? Kupiłabym nie zabawki czy beztroskie gry, lecz sukienki dla dziewczynek i może płaszczyki dla chłopców.

– Tak, to najlepsze wyjście – zgodziła się matka.

– Pamiętaj tylko, musisz być bardzo uważna i pod żadnym pozorem nie dać im poznać, że to akt dobroczynny.

– Możesz się na mnie zdać, mamusiu. Nie zrobię nic, czym mogłabym zranić ciocię Alicję.

– Napiszę do niej natychmiast.

– Nie mogłabym jechać od razu tam, zamiast do pani Adolphus?

Lady Armstrong pokręciła wolno głową.

– Twój ojczym jest przekonany, że jego siostra to wspaniała kobieta.

– Być może dla niego.

– Cóż zrobić… Mnie ona nie lubi, a co za tym idzie, nie darzy sympatią także i ciebie.

– Wiem – powiedziała Ilonka – lecz to oznacza, że będzie dzień po dniu caluteńki czas narzekała i w kółko powtarzała, jakie to ogromne szanse stracił jej brat biorąc ciebie za żonę.

– Wystarczy, jeśli będziesz pamiętała – uśmiechnęła się lady Armstrong – że ani twój ojczym, ani ja nie znajdujemy powodów do narzekań.

– Wiem, mamusiu, ale ona ciągle się rozwodzi nad jego straszną dolą, zupełnie jakby wydobył cię z rynsztoka albo jakbyś go usidliła wbrew jego woli, akurat kiedy się tego najmniej spodziewał.