– Już idzie – oznajmiła, posłała Joshowi całusa i bezceremonialnie zrobiła sobie więcej miejsca, przesuwając Bellę ku środkowi ławki, w chwili gdy organy zaczęły grać marsz weselny.

Wprawiona w ruch Bella dodała sobie jeszcze impetu i, korzystając z okazji, by odpłacić Joshowi za złośliwe uwagi, huknęła go z całej siły biodrem. Chcąc nie chcąc, Josh przesunął Aisling, która z grymasem cierpienia na twarzy zastygła przyciśnięta do kamiennego filara. Może nie było to chwalebne zachowanie, ale Belli od razu poprawił się nastrój.

Odwróciła się, żeby spojrzeć na Kate. Trzymając ojca pod rękę, powoli kroczyła wzdłuż nawy. Bella poczuła skurcz w gardle. Kate dosłownie promieniała. Nie odrywała zakochanego spojrzenia piwnych oczu od mężczyzny, który czekał na nią obok ołtarza.

Bella spojrzała w tamtym kierunku. Finn odwrócił się w stronę nadchodzącej panny młodej. Wyraz jego twarzy spowodował, że niedoszła druhna poczuła napływające łzy. Zastanawiała się, czy na nią też kiedyś ktoś spojrzy z takim uwielbieniem. Wyobraziła sobie, że jest na miejscu Kate, co nie było trudne, lecz za nic nie potrafiła wywołać w sobie obrazu mężczyzny, który czekałby na nią z bijącym sercem.

W każdym razie nie mógłby to być Will, choć dopiero co dawała to do zrozumienia Joshowi i Aisling.

Aisling! Cóż to za idiotyczne imię, pomyślała. Zapewne poprawnie brzmiało „Eszling”, ale Bella uznała za punkt honoru, by na złość zawsze wymawiać je zgodnie z pisownią, co dawało dość dziwaczną formę „Ejsling”. Po prostu ta kobieta miała w sobie coś, co działało Belli na nerwy.

Odwróciła od niej wzrok, żeby nie psuć sobie humoru. Właśnie Kate podała Alex swój bukiet. Dziewczynka stanęła z boku, dumna z odpowiedzialnej roli. Z przejęcia wysunęła koniec języka. Dopiero gdy Finn zerknął na córkę i puścił do niej oko, Alex uśmiechnęła się radośnie.

Ślub był tradycyjny, odbywał się w wiejskim kościele. Bellę wzruszyła ceremonia. Podobnie jak Phoebe popłakała się ze wzruszenia, i wcale nie były jedynymi osobami, które wycierały oczy przez większą część mszy.

W końcu Kate i Finn stanęli w pełnym słońcu przed frontonem mrocznego kościoła. Doskonale pasowali do siebie i Bella po raz kolejny nie mogła opanować łez.

– Już dawno tak się nie spłakałam – chlipnęła do Phoebe.

– Oni naprawdę są szczęśliwi – odrzekła przyjaciółka, pociągając nosem.

– Co się z wami dzieje? – dopytywał się Josh. – Podobno ślub to radosna uroczystość.

– To babskie sprawy – wyjaśnił Gib wyrozumiałym tonem. – Takie szlochy oznaczają, że panie dobrze się bawią. Dojdą do siebie, gdy tylko łykną szampana.

Bella zauważyła, że Aisling nie uroniła żadnej łzy. Ta to przynajmniej nie zniszczy sobie makijażu, pomyślała.

Tymczasem Aisling przylgnęła do ramienia Josha. Była ładna i wyglądała doskonale w kostiumie w morskim kolorze i irytująco eleganckim kapeluszu. Bella była dumna ze swojego nakrycia głowy, ale w porównaniu z kapeluszem Aisling wydał się jej przesadny i śmieszny.

W towarzystwie Aisling za każdym razem czuła się niezręcznie. Gdy tamta zachowywała się z dyskretną pewnością siebie, ona wydawała się za hałaśliwa. Tamta była elegancka, Bella zbyt wyzywająca. Aisling potrafiła rozbić namiot i zjechać po linie ze skały. Dla wychowanej w mieście Belli było to zbyt trudne zadanie. Cóż, Aisling rzeczywiście świetnie pasowała do Josha, a Bella była tylko jego przyjaciółką.

Odwróciła się i przybrała szeroki uśmiech, bo nadeszła pora na pamiątkowe zdjęcia. Gib wszystko świetnie zorganizował. Po nieuniknionych, upozowanych ujęciach z rodzinami zaczęły się grupowe fotografie z przyjaciółmi państwa młodych. Przed aparatem ustawiły się Caro, Phoebe i Bella, które kiedyś mieszkały razem z Kate. Caro i Phoebe przyszły oczywiście z mężami. Do następnego zdjęcia Kate i Finn zaprosili najbliższych przyjaciół, czyli Phoebe i Giba, Josha i Aisling oraz Bellę.

Belli przeszkadzała świadomość, że na obu fotografiach występuje bez pary. To była dla niej nowa sytuacja. Zwykle właśnie ona była z jakimś narzeczonym, a Phoebe i Kate marudziły, że nie mają partnerów. Tym razem sytuacja się odwróciła i ona była samotna. Jednak w żadnym wypadku nie zamierzała dać po sobie poznać, że czuje się niezręcznie. Zależało jej na tym szczególnie ze względu na Aisling. Na pewno sprawiłaby jej tym satysfakcję. Zmusiła się do radosnego uśmiechu i wymieniała żartobliwe uwagi, dopóki cała grupa nie ruszyła w stronę wsi. W ogrodzie za domem rodziców Kate czekało przyjęcie.

Bella uważała, że jej przedstawienie przekonało wszystkich, iż jest beztroska i na niczym jej nie zależy. Zorientowała się jednak, że Josh nie dał się nabrać. Cóż, znał ją zbyt dobrze. Westchnęła i pomyślała, że mógłby przynajmniej przestać ją ciągle wypytywać, czy wszystko w porządku. Nie chciała mu tłumaczyć, że po prostu ma zły dzień. Chociaż, szczerze mówiąc, prawda wyglądała nieco inaczej.

Pojawienie się Aisling uświadomiło jej, że Josh nie jest już narwanym studentem, jakiego znała od lat. Po raz pierwszy spojrzała na niego jak na kogoś obcego. Miał przeciętną twarz, przeciętne, niebieskoszare oczy, ciemne włosy. Dotychczas jakby nie dostrzegała, że w ciągu kilkunastu lat ich znajomości stał się dojrzałym mężczyzną.

Jego solidny wygląd kompetentnego biznesmena budził zaufanie. Dotychczas nie dostrzegała takich szczegółów jak kształt ust, rysy twarzy czy wysportowana sylwetka. Teraz, gdy już raz zwróciła na to uwagę, nie mogła się powstrzymać przed baczną obserwacją. Czuła się przy tym nieswojo. Przecież to Josh, najlepszy przyjaciel, który był świadkiem jej licznych romansowych wzlotów i upadków. Zdarzało jej się płakać na jego ramieniu, śmiać się razem z nim i nawet gdy czasem go objęła, był to tylko przyjacielski gest. Widywał ją bez makijażu, zmęczoną, chorą i skacowaną. Czuła się w jego towarzystwie podobnie jak z Phoebe lub Kate.

I nagle wszystko się zmieniło. Przestała czuć się przy nim swobodnie i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie może być jak dawniej.

Zauważyła, że znów do niej podchodzi. Upiła spory łyk szampana i powiedziała sobie, że to stary, poczciwy Josh. Nic między nimi nie mogło się zmienić.

– Wszystko w porządku? – spytał, spoglądając na nią badawczo.

– Jasne. Dlaczego pytasz?

– Jesteś dosyć spięta. Pomyślałem, że może masz jakieś kłopoty z Willem.

– Nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz, że moja znajomość z Willem to jedno wielkie nieszczęście – oświadczyła Bella. Miała już dosyć drążenia tego tematu. – Co może być źle? Will jest fantastyczny, bardzo atrakcyjny, rozsądny i odnosi same sukcesy.

Rzeczywiście taki był. Gdy się poznali, dosłownie szalała za nim. Jednak po pewnym czasie przestało być tak różowo.

– Tęsknię za nim, gdy wyjeżdża – powiedziała z nadzieją, że takie wyjaśnienie powstrzyma Josha przed dalszymi pytaniami. – Na dodatek, od czasu gdy Kate się wyprowadziła, w mieszkaniu zrobiło się pusto.

– Zostaniesz tam sama? – spytał Josh.

– Jak wiesz, cały dom należy do Phoebe, ale nie podwyższyła mi czynszu, bo bogato wyszła za mąż. Nie ma więc sensu, bym szukała czegoś innego.

– Dziwię się, że nie zamieszkasz razem z Wiłlem, skoro jest taki doskonały. Czyżby nie chciał się angażować? – dodał nieco złośliwym tonem.

– I kto pyta o zaangażowanie? – odparła Bella. – Tobie jakoś nigdy nie udało się zaangażować!

– Po prostu szukam odpowiedniej kobiety – odpowiedział z lekkim uśmiechem.

– Nieprawda – stwierdziła stanowczo. – Boisz się zaryzykować.

Josh otworzył usta ze zdziwienia.

– Bella, jak możesz tak mówić?

– Tak, tak, wiem. Ratowałeś ludzi w górach, prowadziłeś konwoje z zaopatrzeniem w czasie walk… – Machnęła lekceważąco ręką.

Zanim Josh założył własną firmę prowadzącą szkolenia dla kadry kierowniczej, zajmował się organizowaniem pomocy humanitarnej na terenach, gdzie toczyły się lokalne wojny. Organizował też turystyczne ekspedycje w trudnym terenie, żeby zebrać fundusze dla organizacji charytatywnych. Bella nie mogła pojąć, że są ludzie gotowi płacić ciężkie pieniądze za udział w takich wyprawach. Przez okropnie długi miesiąc marzli, narażali życie i padali ze zmęczenia. Czysta głupota albo jeszcze gorzej, bo masochizm. Jednak chętnych nigdy nie brakowało.

– Wiem, wiele razy byłeś w niebezpiecznych sytuacjach, ale mówię o innym ryzyku.

– Cóż, ryzykowałem, zakładając firmę – stwierdził urażonym tonem.

Na Belli nie zrobiło to wrażenia.

– To ryzyko finansowe. Mówię o uczuciach. Josh wzruszył ramionami.

– Do ryzykownych sytuacji zawsze podchodzę tak samo. Nie kieruję się emocjami i logicznie oceniam sytuację.

Pomyślała, że jeśli zawsze jest taki logiczny, to aż dziwne, że się zaprzyjaźnili.

– Jeśli chodzi o trwały związek, jakoś nigdy nie byłem przekonany, że warto zaryzykować – powiedział. – Ale nie ma to nic wspólnego ze strachem. Nie wszyscy są tacy jak ty – dodał oskarzycielskim tonem. – Ledwie poznasz mężczyznę, a już wydaje ci się, że jesteś zakochana na całe życie. Można by mieć nadzieję, że przykre doświadczenia wreszcie czegoś cię nauczą, ale nic podobnego. Ledwo rozstaniesz się z jednym facetem, natychmiast wiążesz się z następnym, i tak w kółko, jak na karuzeli.

– Może mój sposób jest lepszy niż twój. Przecież żyjesz w ciągłej niepewności, czy właśnie nie przegapiłeś swej jedynej szansy na doskonały związek.

– Taki, jaki udało ci się zbudować z Willem? – spytał nieco zaczepnie.

Uniosła głowę.

– Właśnie.

– Dlaczego w takim razie nie mieszkacie razem?

– Bo dobrze nam jest tak jak teraz. Każde z nas ma swój kąt i nie wchodzi drugiemu na głowę.

– I właśnie ty to mówisz? – zdumiał się Josh. – Przecież jesteś najbardziej towarzyską osobą, jaką znam. Nie wyobrażam sobie, że tęsknisz za samotnym kącikiem, w którym z radością będziesz kryć się przed światem – zakończył sarkastycznie.