Regan podbiegła do okna i przekonała się, że dziewczyna mówi prawdę.

– Musisz mi pomóc – błagała. – Ten człowiek więzi mnie tutaj wbrew mojej woli. Pomóż mi uciec, proszę.

Służąca pośpiesznie odstawiła tacę. Oczy rozszerzyły się jej ze strachu.

– Pan Travis zagroził, że mnie zabije, jeśli po zwolę panience się wymknąć. Przepraszam, ale muszę też myśleć o sobie. – Z tymi słowami wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą ciężki zamek.

Z początku Regan nie była pewna, co właściwie czuje. Jej dotychczasowe życie było przyjemne, spokojne, niemal nudne. Nie miała poważnych kłopotów i znała niewielu ludzi, ale teraz wszystko się na nią zwaliło i ciężkim brzemieniem przygniatało ku ziemi. Wcale nie zamierzała opuszczać domu wuja i nie chciała trafić w niewolę do tego strasznego człowieka.

Obiema rękami podniosła tacę i cisnęła nią o ścianę. Potem stała i patrzyła jak jajka i dżem spływają po gładkim tynku. Wybuch nie poprawił jej samopoczucia, przeciwnie, wpędził ją w jeszcze gorszy nastrój. Rzuciła się na łóżko i długo krzyczała w poduszkę, wierzgając nogami i bijąc dłońmi o puchowy materac.

Chociaż miotała nią złość na myśl o własnej bezsilności, zmęczenie okazało się silniejsze. Mięśnie rozluźniły się i dziewczyna zapadła w głęboki, ciężki sen. Nie obudziła się ani kiedy służąca czyściła ścianę pobrudzoną jedzeniem, ani nawet, kiedy wrócił Travis, obładowany kolorowymi pudłami, i nachyliwszy się nad nią z uśmiechem patrzył na jej słodką, niewinną twarzyczkę.

3

Przyjemnie wracać takiego słodkiego stworzenia – wyszeptał Travis, chwytając lekko zębami płatek jej ucha. Kiedy zaczęła się budzić odstąpił kilka kroków w tył, żeby lepiej widzieć, jak się przeciąga. Koszula przylegała do drobnego, ale niepozbawionego krągłości ciała dziewczyny i układała się w kuszące wzgórki i fałdki. Regan przeciągała się z zamkniętymi oczami. Piersi napinały poły koszuli, aż materiał między guzikami rozstąpił się, ukazując zachwycający fragment ciała. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, otworzyła oczy i spostrzegła Travisa.

– To ty! – jęknęła. Zręcznym susem wyskoczyła z łóżka i rzuciła się na przybysza z zaciśniętymi pięściami, nie zważając na niezbyt szczelnie okrywający ją strój.

Travis jedną ręką chwycił ją za nadgarstki.

To się nazywa powitanie – zamruczał jak kot i wziął ją w ramiona. – Nie łatwo mi pamiętać, że powinienem cię traktować jak damę, jeśli ciągle rzucasz mi się w objęcia.

Wcale się do ciebie nie garnę – odparła zaciskając zęby. – Dlaczego zawsze wszystko przekręcasz? Dobrze wiesz, że chcę tylko, żebyś mnie uwolnił. Nie masz prawa…

Szybki pocałunek zamknął jej usta.

– Wypuszczę cię, jak tylko powiesz mi, gdzie mam cię zaprowadzić. Taka młoda dama z pewnością ma jakichś krewnych. Podaj mi ich nazwisko, a wtedy zaprowadzę cię do nich.

– I pochwalisz się przed nimi tym, co tu ze mną wyprawiałeś? Nie, nigdy się na to nie zgodzę. Wypuść mnie. Sama trafię do domu.

– Nie potrafisz kłamać. – Uśmiechnął się. – Twoje oczy są czyste jak oczy lalki. Odbija się w nich każda myśl. Mówiłem ci już kilka razy, pod jakim warunkiem pozwolę ci odejść. Na tym koniec. Nie zmienię zdania, więc lepiej pogódź się z myślą, że to ty będziesz musiała mi ulec.

Wyrwała mu się z zaciętą miną.

– Potrafię być tak samo uparta jak ty. – Uśmiech nęła się łobuzersko. – A poza tym wiem, że niedługo wypływasz do Ameryki. Nie będziesz miał innego wyboru niż mnie uwolnić.

Travis przez chwilę się nad tym zastanawiał.

– Wtedy coś będę musiał z tobą zrobić – odparł drapiąc się w brodę. – Nie chciałbym odpłynąć do domu zostawiając parę takich zgrabnych nóg bez odpowiedniego obrońcy.

Regan sapnęła ze złości i chwyciła leżące na łóżku prześcieradło, żeby się nim owinąć, ale jeden róg materiału uwiązł pod materacem. Travis podszedł bliżej, nachylił się, żeby jej pomóc i jednocześnie energicznie klepnął dziewczynę po pupie.

Regan z piskiem skoczyła na równe nogi, wyrwała mu prześcieradło i owinęła się nim od pasa w dół.

– Jak śmiesz tak mnie traktować? Czym sobie na to zasłużyłam? Nigdy w życiu nie zrobiłam nikomu nic złego.

Jej słowa zabrzmiały tak szczerze, że Travis spuścił oczy.

Nigdy przedtem nie zachowywałem się w ten sposób. Może powinienem cię wypuścić, ale nie potrafię, sam nie wiem, dlaczego. To tak, jakbym miał rzucić polny kwiatek w sam środek burzy śnieżnej, albo raczej do ognia, bo ta dzielnica bardziej przypomina rozpalony piec. – Spojrzał na nią łagodnie i czule. – Nie mam wielkiego wyboru. Nie mogę cię wypuścić i nie chciałbym też cię tu więzić. Mój Boże! Nie zatrudniam niewolników, a miałbym trzymać w zamknięciu niewinną młodą dziewczynę!

Skończył mówić i ciężko opadł na fotel w rogu pokoju. Regan ogarnęło dziwaczne uczucie. Miała ochotę go pocieszyć. Zapadła niezręczna cisza. Po chwili dziewczyna spostrzegła pudła ułożone na wielkim kufrze.

Przyniosłeś mi suknię? – zapytała cicho. Czy przyniosłem ci suknię? – Chwila przygnębięnia minęła i Travis odsłonił zęby w uśmiechu. otworzył jedno z pudeł i rozpostarł aksamitną materię w kolorze, którego Regan nigdy przedtem nie widziała, ni to brązowym, ni to rudym, z pięknym, złotym połyskiem. Travis zarzucił materiał na jej ramiona.

Ma kolor twoich włosów: nie rudy, nie brązowy, nie blond, ale wszystkie te odcienie naraz. Spojrzała na niego zaskoczona. Jakie… Jakie to romantyczne. Nie wiedziałam, że tyŚmiejąc się odebrał jej suknię. Niewiele o mnie wiesz, a ja o tobie jeszcze mniej. Nie powiedziałaś mi nawet, jak się nazywasz. Zawahała się i pogładziła spoczywający w jego rękach aksamit. Dotychczas wszystkie jej ubrania szyto z najtańszych materiałów. Nigdy jeszcze nie widziała tak pięknej materii, ale chociaż bardzo chciała poczuć jej dotyk na skórze, zachowała ostrożność.

– Nazywam się Regan – odparła półgłosem.

– Nie masz nazwiska? Po prostu Regan?

– Tylko tyle mogę ci powiedzieć. Jeśli myślisz, że mnie przekupisz pięknym, nowym strojem, to się mylisz – oznajmiła wyniośle.

– Nie uznaję przekupstwa – odparł stanowczo. – Wiesz, pod jakim warunkiem cię uwolnię. Sukienka nie ma z tym nic wspólnego.

Rzucił suknię na łóżko, podszedł do kufra i zaczął otwierać kolejne pudła, opróżniając je jedno po drugim. Wyjął z nich jasnoniebieską kreację z jedwabnej krepy, obramowaną błękitną wstążką o tęczowym połysku i batystową nocną koszulkę naszywaną setkami drobniutkich pączków róż. Z ostatniego pudła wydobył dwie pary miękkich skórzanych pantofelków, dopasowanych kolorami do obu sukien, złotobrązowej i niebieskiej.

– Jakie to piękne, nieskończenie piękne – zawołała Regan, przytulając jedwab do policzka.

Travis obserwował ją zachwycony. Była zadziwiającym połączeniem kobiety i dziecka. W jednej chwili szalała ze złości, przypominając rozwścieczoną kotkę, żeby zaraz zmienić się w niewinną, pełną uroku dziewczynę. Patrzył, jak uśmiech rozjaśnia jej szmaragdowe oczy i czuł się tak, jakby rzuciła na niego urok, czarami sprawiła, że nie potrafi myśleć o niczym innym, oprócz niej. Żeby ją uszczęśliwić, spędził dziś długie godziny w sklepach z sukniami, chociaż nie znosił takich miejsc. Usiadł obok niej na łóżku.

– Podobają ci się? Nie wiedziałem, jakie lubisz kroje i kolory sukien, ale sprzedawczyni powie-działa, że te są szyte według najnowszej mody.

Uśmiechnęła się do niego, a Travisa ogarnęła taka duma posiadacza, jakiej doświadczał tylko wtedy, gdy myślał o swojej ziemi w Wirginii. Za-nim zdążył się zastanowić nad tym, co robi, nachylił się i nie zważając na leżące między nimi stroje przyciągnął dziewczynę do siebie. Nie zdążyła, zaprotestować, bo natychmiast pocałował ją niecierpliwie, jakby chcąc sobie wynagrodzić każdą chwile, w której mógł jedynie myśleć o niej.

– Moje suknie – jęknęła Regan. – Pognieciesz je.

Jednym ruchem zebrał stos ubrań i rzucił na krzesło.

– Cały dzień o tobie myślałem – wyszeptał. -Coś ty mi zrobiła?

Starała się, żeby jej głos brzmiał obojętnie, chociaż bliskość Travisa sprawiła, że serce zaczęło jej bić jak oszalałe.

– Jeśli coś ci zrobiłam, to nieświadomie. Proszę, uwolnij mnie.

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał ochryple, Przesuwając ustami po jej szyi.

Dlaczego ten obrzydliwy, zły człowiek robi ze mną takie straszne rzeczy – pytała się w duchu. Ale mimo tych myśli, nie odepchnęła go. Tak bardzo pragnęła, żeby trzymał ją w ramionach. Podobał się jej sposób, w jaki ją całował. Lubiła zapach jego oddechu i lekki dotyk włosów na twarzy. Mając przy sobie tak potężne ciało, czuła się mała i bezpieczna, otoczona czułością i opieką.

Wszystkie myśli uciekły jej z głowy, kiedy usta Travisa natrafiły na jej nagie piersi. O niczym już nie pamiętała, tylko z jękiem wodziła dłońmi po Jego ramionach.

Amerykanin odsunął się od niej powoli i kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zdziwiona, że stoi nad nią i zdejmuje kurtkę. Niezdolna oderwać od niego wzroku, patrzyła jak rozbierał się bez pośpiechu.

Promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno i wypełniały pokój czerwonozłotym blaskiem, zamieniając go w magiczną komnatę, pełną drogocennych klejnotów. Oniemiała Regan patrzyła jak zahipnotyzowana na potężne ciało Travisa, które kawałek po kawałku ukazywało się jej oczom. Nigdy jeszcze nie widziała nagiego mężczyzny, więc pożerała ją ciekawość.

Widok nagości Travisa zaskoczył ją niewypowiedzianie. Lata pracy sprawiły, że jego ciało było bardzo umięśnione, ramiona posągowe a pierś przypominała starożytną rzymską płaskorzeźbę, którą kiedyś widziała w książce. Jednak talię miał wąską a pod skórą brzucha grały napięte mięśnie. Kiedy zdjął spodnie, zobaczyła masywne uda, na których odznaczał się osobno każdy mięsień.

– Ojej! – szepnęła, nie mogąc ukryć podziwu. Dopiero, kiedy dostrzegła jego męskość, zatrzepotała powiekami.