– Kocham cię tak bardzo… Moja miłość jest jak muzyka, a wiesz, że ona wypełnia moje serce i cały wszechświat.

Mówiła z taką emocją, a w głosie jej brzmiała nuta takiej szczerości, że przyciągnął ją do siebie i całował tak długo, aż pokój zawirował dokoła niej i nieprawdopodobieństwem było już myśleć o czym innym, jak o nim, o jego ramionach i ustach…

Potem zdawało się Gizeli, iż minęło zaledwie kilka minut i służba oznajmiła, że obiad gotowy, ale mogło upłynąć dużo więcej czasu, zanim przeszli do białego pokoju po drugiej stronie hallu. I tutaj okna wychodziły na jezioro, a w niszach ściennych stały posągi.

Stół, podobnie jak wszystkie inne meble, ozdobiony był białymi kwiatami.

Ten wystrój zachwycił Gizelę.

Usiedli przy stole, ale teraz ku jej zdumieniu służba się nie pojawiła. Obsługiwał ją Miklos całując w przerwach między daniami.

Potrawy były przepyszne, ale nie byli głodni i po chwili przeszli do salonu, zabierając kieliszki. Na przemian wznosili toasty słynnym tokajem.

Potem okazało się, że mieli sobie bardzo dużo do powiedzenia, przedyskutowania i zaplanowania. W niektórych momentach słowa stawały się zbędne: spojrzenie oczu Miklosa było wystarczająco wymowne.

Gizela wiedziała, że potrafi czytać w jej myślach, i za to kochała go jeszcze bardziej. Było jednak coś, co ją jeszcze trapiło.

– Jesteś… zupełnie pewny, że twoja rodzina zaakceptowała mnie i papę?

– Zastanawiałem się, czy zadasz mi to pytanie. Mam już gotową odpowiedź, mój promyczku. Nie musisz się niczym martwić. Nikt ci nie będzie dokuczał.

Uśmiechnął się i dodał:

– Moja rodzina jest bardzo wymagająca i węgierska, ale jesteśmy po trosze kosmopolitami. Wielu moich kuzynów często jeździ do Anglii.

Zdziwiła się.

– Jeśli nie z innych powodów, to chociażby na polowanie, a cesarzowa Elżbieta, ze swoim zamiłowaniem do myślistwa, bywa tam tak często, że stała się niemal naszym ambasadorem w tym kraju.

Uśmiechnęła się.

– Powiedz mi, co mogą sądzić o papie.

– Znają Anglię i wiedzą, jak wysoka jest pozycja markiza. Spotykali twojego dziadka zarówno w Buckingham, jak i w Windsorze u królowej Wiktorii.

Odetchnęła z ulgą, jakby z barków spadło jej ostatnie zmartwienie.

– Poza tym – dodał z błyskiem w oczach – zauważyłem, że twój ojciec cieszył się ze swojej nowej roli markiza.

Roześmiała się.

– Pomyślałam tak samo. Ale nie przyznałby się do tego, że woli, gdy kłaniają mu się jako markizowi, a nie jako Paulowi Ferrarisowi.

– Świat jest dziwnie urządzony – stwierdził. – I możemy z tego się śmiać, ale, moja najdroższa, łatwiej jest płynąć z prądem niż pod prąd.

– Jednak byłeś gotów to dla mnie zrobić.

– Dla ciebie byłbym gotów poruszyć niebo i ziemię, ale dzisiaj w kaplicy dziękowałem Bogu z całego serca, że możesz być moją żoną, a ja nie muszę stale zwracać uwagi, żeby cię ktoś nie zranił.

– Och, kochanie… Nie chciałam, abyś się dla mnie poświęcał, ale czułam, że jestem zbyt słaba, by żyć bez ciebie, w ciągłym przygnębieniu i desperacji.

– Od chwili kiedy znieważyła cię ta świnia, wiedziałem, że muszę się tobą opiekować… Przedtem kochałem cię, ale nie zdawałem sobie sprawy, że miłość oprócz szczęścia niesie ze sobą odpowiedzialność.

Dalej mówił stanowczym tonem:

– To proste, Gizelo. Stałem się mężczyzną i pojawiło się coś ważniejszego, coś głębszego, co jest nieodłączną częścią naszej miłości. Aż dziwne, że wcześniej sobie tego nie uświadomiłem.

Bez słowa spojrzała na niego.

– W obliczu Boga połączyliśmy swój los, a nasza miłość ma dać początek nowemu życiu, aby nasze dzieci szły drogą, którą idziemy, kiedy nas zabraknie.

Powiedział to tak poważnie, że wzruszył Gizelę. Rozumiała, co chciał wyrazić.

– Przypuszczam, że gdy ludzie łączą się bez miłości, to zarówno oni, jak i ich dzieci tracą coś istotnego, wzbogacającego ich życie – powiedziała.

– Uświadomiłem to sobie wówczas, gdy myślałem, że cię tracę.

Ujęli się za ręce patrząc sobie w oczy. Poczuła, jak bliskie są ich serca i dusze. Odnaleźli siebie dla wieczności, dla życia swoich dzieci, które poczną się z miłości i będą szukały miłości i doskonałości, którą odkryli sami.

Pocałował jej dłoń i poprowadził przez hall. Nie wiedziała, dokąd idą. Przez okna dostrzegła połyskującą w świetle księżyca taflę jeziora. Sądziła, że pójdą do ogrodu, lecz on zaprowadził ją z powrotem do bawialni.

Ciemny pokój udekorowany był jak jadalnia wonnymi białymi kwiatami. W świetle księżyca lśniły srebrzyście.

Naraz, gdy się tak rozglądała, gdzieś w oddali zagrały skrzypce i dźwięki melodii wypełniły salę. Rozpoznała tę melodię. Przy niej się poznali. Miklos objął ją ramieniem i zaczęli tańczyć. Pod wpływem muzyki, która stała się częścią ich miłości, miała wrażenie, że zataczając koła wokół pokoju, przestają być istotami ziemskimi, stają się częścią księżyca. Miklos przytulając policzek do jej policzka cicho zanucił:


Odnalazłem miłość, już nie umknie mi.

Zamknięta w moich ramionach, jest ze mną.

Wysoko na niebie księżyc lśni,

Mówi, jak będziemy szczęśliwi.


W tańcu ustami dotknął jej ust. A skrzypce śpiewały jak słowik. Gizeli zdawało się, że wirują coraz szybciej. Miklos przestał ją całować i śpiewał znowu:


Odnalazłem miłość - wspaniałą, czarowną,

Moje serce tańczy, teraz jesteś moja!


Wtem stanął i ciągle obejmując ją mocno, powiedział:

– To prawda, najdroższa, będziesz moja już teraz, dziś w nocy, długo, dopóki na niebie nie znikną gwiazdy.

– Kocham cię, Miklos. Kocham! – wyszeptała.

Czarowne dźwięki walca Nad pięknym, modrym Dunajem wypełniły noc i odbijały się od srebrnej tafli jeziora.

– Walc miłości, moja ukochana – powiedział tuląc ją do siebie. – Będziemy go tańczyć przez całe życie!

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. W migotliwym świetle świec zobaczyła jego oczy pałające ogniem. Wiedziała, jak bardzo jej pragnie. Postawił ją delikatnie. Całując ją znowu, rozpinał guziki jej ślubnej sukni, która powoli opadła z jej ramion. Przez chwilę stała zawstydzona. Potem, nie czując już wstydu, poddała się namiętności, która przeniosła ich do gwiazd.

Zatopili się w melodii walca. Zarzuciła mu ręce na szyję. Przytulił ją mocno, aż do utraty tchu.

Kiedy położył ją na łóżku, a ich usta złączyły się, nadal słychać było cichą melodię skrzypiec:

Moje serce tańczy, teraz jesteś moja!

Barbara Cartland

  • 1
  • 19
  • 20
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24