Wreszcie pojawiła się Elsbeth.

– Oj, co wy robicie? – spytała zdziwiona.

– Elsbeth, połóż się na brzuchu i chwyć mnie za kostki – jęknęła Catharina. – Trzymaj mnie z całych sił. Zaraz przyjdzie tu Malcolm i twoja mama.

Dziewczynka posłusznie zrobiła to, o co ją proszono. Ścisnęła Catharinę tak mocno, że omal nie zdrętwiały jej stopy.

– Gdzie ciocia Inez? – zapytała.

Lepiej powiedzieć prawdę, pomyślała Catharina i odrzekła:

– Spadła w przepaść.

– Oj…

Przez dłuższą chwilę trwała cisza. Wreszcie dziewczynka odzyskała mowę.

– Zresztą, wszystko mi jedno. I tak miałam jej dość. Ciągle tylko straszyła mnie okrutną Agnetą.

– Jak to? – pytała zaskoczona Catharina.

– Mówiła, że duch Agnety zabił wiele ludzi i że muszę uważać, żeby i mnie to nie spotkało. Ciocia potrafi napędzić strachu!

O Boże, kiedy oni przyjdą? zastanawiała się zdesperowana Catharina. Czy naprawdę ten szczyt wznosi się tak wysoko?

Pot perlił się jej na czole, a spocone dłonie jej i Joachima ślizgały się niebezpiecznie.

W końcu od strony płaskowyżu rozległ się odgłos szybkich kroków.

– Boże drogi – wymamrotał Malcolm. – Catharino, błagam cię, nie rozluźnij teraz uścisku!

Muszę wytrzymać jeszcze tę krótką chwilę, powtarzała dziewczyna w myślach.

Malcolm ułożył się obok niej i chwyciwszy Joachima pod ramię, wciągnął go powoli na górę.

Nadbiegła pani Tamara i rzuciła się ku chłopcu, by go przytulić i ucałować.

– Mój synku, mój mały synku! – szlochała.

Malcolm tymczasem pomógł wstać Catharinie, która oszołomiona wlepiła wzrok w swą chlebodawczynię.

– Synku? – powtórzyła zdumiona. – Sądziłam, że Joachim jest synem ojca Malcolma!

– Bo jest! I moim także. To o nim rozpowiadaliśmy wokół, że urodził się martwy. Byliśmy zmuszeni tak postąpić, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo. Dziękuję, Karin, że go uratowałaś. Z całego serca dziękuję.

– Ona ma na imię Catharina, mamo. To właśnie z nią byłem od lat zaręczony.

– Ależ, Malcolmie – wyrwało się pani Tamarze, a w jej oczach błysnął strach. – Jak mogłeś ją tu sprowadzić? Sam widzisz, co się stało!

– Malcolm mnie tu nie ściągał, przyjechałam na własną rękę – wtrąciła Catharina. – Ale, proszę, odłóżmy ten temat na później.

Pani Tamara cicho popłakując podeszła do Elsbeth i uścisnęła ją serdecznie.

– Moja dzielna córeczka! Pomogłaś ich uratować. Czy wybaczysz nam?

– A co ja mam wam wybaczać? – zdumiała się dziewczynka.

– Nie docenialiśmy ciebie – odparł dyplomatycznie Malcolm. – Jesteś znacznie lepsza, niż nam się zdawało.

A potem zwrócił się ponownie do Tamary:

– Mamo, nie musisz tam iść. Jeśli chcesz, załatwię to sam. Sprowadzę pastora i kilku mężczyzn. Wiesz, Catharino – zwrócił się do narzeczonej. – Tamara zorientowała się, że Elsbeth poszła za wami, i natychmiast wysłała po nią Inez. Ta zaś tak się śpieszyła, że zapomniała zamknąć drzwi od swego pokoju. Mama weszła do środka i zainteresowała ją wsunięta do połowy pod poduszkę moja dawno zaginiona fotografia. Na stole zaś leżał otwarty pamiętnik. Przeczytała zaledwie kilka zdań, ale to wystarczyło, by wszystko stało się dla niej jasne. Wybiegliśmy za wami jak szaleni, przerażeni myślą, że znów może przytrafić się nieszczęście…

Pani Tamara przytakiwała, a potem chwyciła za ręce Elsbeth i Joachima.

– Chodźcie, dzieci! Nareszcie będę mogła mieć was oboje w domu. I wiecie co? Catharina, którą tak lubicie, także zamieszka z nami. Zostanie żoną Malcolma. W Markanäs będzie nas teraz pięcioro!

Elsbeth rozszerzyła oczy ze zdumienia.

– Karin wyjdzie za mąż za Malcolma? – zapytała przeciągle i popatrzyła badawczo po twarzach obecnych.

– To ja jestem tą głupią starą babą z Norrland – oświadczyła Catharina.

Dziewczynka z trudem przełknęła zasłyszaną nowinę.

– Mamo! – odezwała się w końcu. – Przecież ciocia Inez twierdziła, że to ty uganiasz się za Malcolmem.

– A więc to ona! – powtórzyła Tamara, przymykając oczy. – Elsbeth, zapewniam cię, że nigdy się nie „uganiałam” za Malcolmem. Przecież on jest moim pasierbem, a twoim przybranym bratem!

– To znaczy, że nigdy się ze mną nie ożenisz, Malcolmie? – zapytała Elsbeth drżącymi ustami.

– Jakże bym mógł? – uśmiechnął się do dziewczynki. – Przecież ty nie jesteś dla mnie. Kiedy dorośniesz, będę już stary. Gdzieś czeka na ciebie jakiś miły i przystojny młodzieniec, który przybędzie tu, by poprosić o twą rękę.

Dziewczynka zamilkła, jakby rozważając przedstawioną jej wizję przyszłości. Wreszcie stwierdziła:

– Ale bądź świadomy, że Karin, to znaczy Catharina, jest strasznie powolna w sprzątaniu!

Te słowa ostatecznie udowodniły wszystkim, że Elsbeth pogodziła się z porażką. A kiedy po chwili zapytała, jak wygląda ten jej przyszły narzeczony, wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

Tylko w oczach pani Tamary gościł smutek. Wszak Inez była jej rodzoną siostrą.


Wieczorem Malcolm, Tamara i Catharina siedli w salonie, żeby porozmawiać.

– Przeczytałam cały pamiętnik – powiedziała zmęczonym głosem pani Tamara. – Okazuje się, ze Inez ponosi winę za wszystkie czyny, które przypisywaliśmy Elsbeth.

– Zdaje się, że ona sama kierowała podejrzenia na dziewczynkę, prawda? – wtrąciła Catharina.

– Tak! Wielokrotnie zapewniała, że była świadkiem zbrodni popełnionych przez Elsbeth. Właściwie oprócz jej słów nie mieliśmy innych dowodów, a mimo to wierzyliśmy jej.

– Najpierw Inez zabiła mojego ojca – wyjaśniał Catharinie Malcolm. – Nie mogła znieść tego, że jej siostra jest szczęśliwa. W tym czasie Tamara oczekiwała trzeciego dziecka. Chyba właśnie wtedy ulegliśmy całkowicie sugestiom Inez. Przypomniała nam nieoczekiwaną śmierć dwuletniej córeczki mojego ojca i Tamary. Powiedziała, że zanim się to zdarzyło, Elsbeth była przez chwilę sama z młodszą siostrzyczką. Zazdrość o młodsze rodzeństwo nie jest zjawiskiem wyjątkowym, a pięcio- czy sześcioletnia wówczas Elsbeth bardzo często demonstrowała wrogość wobec małej istoty, która odebrała jej pozycję jedynaczki. Mimo to nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości sugestii Inez. Ale ona ogromnie strapiona przekonywała nas, że nie jest do końca pewna, czy mój ojciec zmarł naturalną śmiercią. Wtedy przeraziliśmy się nie na żarty, a kiedy na dodatek któregoś dnia znaleźliśmy wyrzuconego z łóżeczka na ziemię maleńkiego Joachima, który doznał wówczas uszkodzenia kręgosłupa, nie mieliśmy odwagi go zatrzymać.

W tym samym czasie żona zarządcy urodziła martwe dziecko, więc jej powierzyliśmy niemowlę. Rozgłosiliśmy, że chłopiec urodził się martwy.

– Ale Inez musiała przecież o tym wiedzieć?

– Nie, nic jej nie powiedzieliśmy, że dziecko przeżyło upadek. Spędzała tyle czasu z Elsbeth, że baliśmy się, iż może przypadkowo się zdradzić. I dzięki Bogu, że tak się stało.

– Ale jak w ogóle mogliście uwierzyć w taki absurd, że dziecko zabiło twego ojca, Malcolmie?

– No cóż, Elsbeth przywykła do tego, że miała matkę tylko dla siebie. Mój ojciec był więc dla niej groźnym rywalem. Poza tym Inez wyznała nam, że widziała, jak mała wsypała mu do jedzenia trutkę na szczury.

Catharina poczuła ucisk w dołku. Doprawdy, pomyślała, ta kobieta musiała być psychicznie chora, opętana zazdrością i nienawiścią w stosunku do tych, którym powodziło się lepiej.

– Potem na kilka lat zapanował spokój – ciągnął swą opowieść Malcolm. – Ale my czuliśmy się, jakbyśmy siedzieli na beczce prochu. Kontrolowaliśmy z Tamarą każdy krok Elsbeth. Kiedy więc Inez z własnej woli zadeklarowała się, że przejmie nadzór nad dziewczynką, byliśmy szczęśliwi. Tamara doczytała się w pamiętniku, że Inez pragnęła w ten sposób zapewnić sobie możliwość zamieszkania na stałe blisko mnie. Okazuje się, że żywiła dla mnie wielką namiętność.

Malcolm wzdrygnął się, wypowiadając te słowa, co Catharina doskonale rozumiała. Zaraz jednak podjął urwany wątek:

– Potem ożenił się mój brat. Inez nie zaakceptowała jego wybranki i w trzy dni po ślubie moja bratowa zabiła się, spadając ze schodów. Inez twierdziła, że to sprawka Elsbeth, ale mój brat oznajmił głośno, że ma pewne podejrzenia. Zaraz po tym popełnił samobójstwo w dość zagadkowych okolicznościach. Potem znowu na jakiś czas ucichło. Pilnowaliśmy Elsbeth i dziękowaliśmy niebiosom, że Inez z takim poświęceniem strzeże małej, nawet na moment nie spuszczając jej z oczu. Jak mogliśmy być tacy ślepi? Dlaczego jej wierzyliśmy?

– No cóż, Elsbeth nie jest taka jak jej rówieśnice – przyznała w zamyśleniu Catharina.

– Tak – zgodziła się Tamara. – Nie rozwija się prawidłowo, trzeba spojrzeć w oczy bolesnej prawdzie. A przy tym przeżywa teraz trudny wiek.

– To zrozumiałe – wtrąciła Catharina. – Pamiętam, że kiedy miałam piętnaście lat, wszystko wydawało mi się strasznie trudne. W gruncie rzeczy zaczynam rozumieć, dlaczego wcześniej nie przejrzeliście Inez. Mnie samej, w końcu osobie postronnej, ona także wydawała się godna zaufania i podziwiałam ją za to, że z takim oddaniem pilnuje Elsbeth.

Malcolm ukrył twarz w dłoniach i westchnął:

– Gdybym wiedział, kto naprawdę dopuścił się tylu morderstw, dawno już bylibyśmy małżeństwem. Inez przekazałbym bez wahania organom sprawiedliwości. Ale przecież nie mogłem oddać do zakładu dla obłąkanych jedynej córeczki mojej macochy. Serce nam się krajało, wzięliśmy więc z Tamarą na swoje barki ciężki obowiązek dozoru nad nią, byleby tylko uchronić ją przed straszną egzystencją w takim okropnym miejscu. Kiedy w tego typu instytucjach nauczą się traktować chorych nieszczęśników jak ludzi? Nie zdawałem sobie sprawy, Catharino, jaką cenę za moją decyzję płacisz ty i twoje siostry.

– Wszystko to moja wina – powiedziała z żalem w głosie Tamara. – Ale ja wciąż się wahałam. Omal całkiem nie oszalałam z tego zmartwienia. A przy tym odczuwałam straszne wyrzuty sumienia wobec Joachima. Tłumaczyłam sobie jednak, że dzięki temu chłopiec żyje i nie dzieje mu się krzywda, a ja mogę go często widywać. Uważałam, że nie mogę oddać Elsbeth pod opiekę obcym ludziom. Ach, jaki straszny popełniłam błąd. Catharino i Malcolmie, czy wy i wasze dzieci kiedykolwiek zdołacie mi wybaczyć?