– Moi rodzice są dość konserwatywni, a przy tym należą do wspólnoty religijnej, w której obowiązuje niepodważalna zasada, że w rodzinie pierwsza musi wyjść za mąż najstarsza z córek.
Obserwował ją uważnie. W blasku dwóch świec ustawionych na drewnianej beczce prezentował się wspaniale, jego bliskość sprawiała dziewczynie wręcz fizyczny ból.
– Słyszałem już kiedyś o takich surowych zasadach – pokiwał głową.
– A więc siostry czekały na mnie. Najstarsza z nich około pięciu lat, a pozostałe też mniej więcej tyle samo. Kiedy otrzymałam pański… to znaczy twój list, stchórzyłam. Nie miałam odwagi wyznać im całej prawdy, przekreślić ich nadziei na wstąpienie w związek małżeński.
– Jak to, więc one nie mają szans ułożyć sobie życia?
– Właśnie.
– Wielki Boże! – Malcolm zatopił się w rozmyślaniach, a potem spytał bezradnie: – A czy ty nie mogłabyś…?
– Nie, nie mam nikogo – odpowiedziała z prostotą. – Pozostaje jeszcze takie wyjście, że poślubię jakiegoś starego wdowca, który dla pieniędzy zgodzi się zostać moim mężem. Chyba w końcu tak uczynię, ze względu na siostry…
– Nie – przerwał jej wyraźnie poruszony. – Nie wolno ci tego robić. Nie tobie.
Popatrzyła na niego badawczo i rzekła z namysłem:
– Dla mnie nigdy nie istniał nikt poza tym, którego wybrali dla mnie rodzice. I właśnie dlatego tu przyjechałam. Nie pragnę żebrać o twą łaskę czy współczucie. Chcę się jednak dowiedzieć, czym podyktowana była twoja decyzja, by móc coś postanowić na przyszłość. By znaleźć z tej sytuacji wyjście korzystne dla moich sióstr. Poza tym… – głos jej się zaczął łamać. – Bałam się, ze nie udźwignę tego wstydu…
Malcolm ukrył twarz w dłoniach i rzekł:
– Jestem zrozpaczony, Catharino! Przez tyle lat łudziłem się, że wszystko się jakoś ułoży. Ale w końcu musiałem spojrzeć w oczy smutnej prawdzie, że z tej sytuacji nie ma wyjścia. Nic się nie zmieni, nawet gdybyśmy czekali pięćdziesiąt lat. Ten okropny list napisałem ze względu na ciebie. Zresztą zbierałem się kilka miesięcy i wierz mi, że spędziłem nad nim wiele bezsennych nocy.
Czekała, że powie coś jeszcze, ale on zamilkł, więc po dłuższej chwili odważyła się zapytać nieśmiało:
– Czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego?
Odsłonił twarz, która nagle wydała się Catharinie blada i zmęczona, i pokręcił przecząco głową.
– Nie, Catharino. Nie mogę. Wyznam ci jedynie, że w Markanäs czyha na ciebie śmiertelne niebezpieczeństwo. Właśnie na ciebie.
– Gdybym została twoją żoną?
– Tak. Zrozum, nie mogę się ożenić, mimo że moim największym marzeniem byłoby poprowadzić cię do ołtarza. Czytając twoje listy, wyczuwałem w tobie pokrewną duszę. Wydawało mi się, że jesteś wrażliwa i masz takie bogate wnętrze… Ale słyszałaś już zapewne, co się stało z moją bratową. Tylko przez trzy dni była panią Markanäs. A wkrótce potem dotknęło nas kolejne nieszczęście: śmierć mojego brata.
„Zabiła ich Agneta Järncrona” – przypomniały się dziewczynie słowa Elsbeth. – „Niewykluczone, że zabiła również matkę Malcolma i jego ojca”.
– A co się stało twojemu ojcu? – zapytała z ociąganiem. – Czy i on padł ofiarą przekleństwa ciążącego nad Markanäs?
– Tak przypuszczam, choć jego śmierć była dość zagadkowa. Zresztą wiele niejasności nagromadziło się przez te wszystkie lata. Doprawdy, Catharino, trudno byłoby ci wszystko zrozumieć.
– Dlaczego więc stąd nie wyjedziesz?
– Ten dwór od pokoleń należy do mego rodu i moim obowiązkiem jest tu zostać. Zresztą wychowałem się w Markanäs i właściwie jestem z nim bardzo związany. Kiedyś lubiłem tu przebywać, niestety, teraz wszystko się zmieniło.
– Rzeczywiście, to cudowny zakątek – przyznała z rozmarzeniem. A z jej tonu można było wyczytać, że gdyby tylko Malcolm zechciał ją poślubić, pokochałaby to miejsce.
Zapadła cisza. Oboje zatopili się w rozmyślaniach.
Malcolm miał bardzo nieszczęśliwą minę, ale wreszcie zebrał się w sobie i machając nerwowo ręką, rzekł:
– Teraz nie mogę zostać tu dłużej. Ale musimy jeszcze koniecznie porozmawiać. Może spotkamy się wieczorem. Wracaj na górę tą samą drogą, którą przyszłaś, i powieś klucz na miejsce. I, na miłość boską, pamiętaj, jesteś Karin Bengtsdatter.
Zdumiała się, bo nie sądziła, że Malcolm będzie chciał dalej odgrywać tę komedię. Nie śmiała jednak o nic więcej pytać i skierowała się ku drzwiom. Malcolm powstrzymał ją jednak i objąwszy ramieniem, wyznał:
– Pragnę ci tylko jeszcze powiedzieć, że… nie jestem rozczarowany.
– Naprawdę?
– Nie, a ty?
– Ja? Och, nie, wręcz przeciwnie… – urwała speszona.
Stał w drzwiach, jakby pragnął przedłużyć tę chwilę, a dostrzegłszy zakłopotanie Cathariny, uśmiechnął się ciepło.
– Wiesz, nowa służąca Karin ujęła mnie swą naturalnością i wrażliwością. Byłaś taka dobra dla małego Joachima. Kiedy wyznałaś mi, kim jesteś naprawdę, przeżyłem w pierwszej chwili szok. Ogarnął mnie śmiertelny strach, że coś ci się może stać, a równocześnie poczułem gniew, że mnie oszukałaś. Prawie natychmiast jednak pożałowałem tego, przypomniawszy sobie, co ci uczyniłem. Teraz, gdy usłyszałem twoje wyjaśnienie, poczułem się bezgranicznie nieszczęśliwy, że tak bardzo cię skrzywdziłem. Ale jeśli chodzi o mój stosunek do ciebie… muszę wyznać, że jestem mile zaskoczony. Na pewno byłoby nam… Pasujemy do siebie i na pewno byśmy się świetnie rozumieli. Skojarzone małżeństwa nie zawsze bywają udane, ale wydaje mi się, że nam by się udało. A ty jak sądzisz? Czy odczuwasz to samo?
Skinęła tylko głową uroczyście, bo ze wzruszenia ścisnęło ją w gardle.
Malcolm w odruchu bezsilności odchylił głowę i przymknął oczy.
– Och, Catharino, kiedy myślę o tym, co się stanie z Markanäs, chwilami ogarnia mnie czarna rozpacz. A teraz, gdy już wiem, czego zostałem pozbawiony, będzie mi jeszcze gorzej.
– Wzruszyłeś mnie – szepnęła.
– Wyznałem ci tylko szczerą prawdę. Spróbujemy wspólnie znaleźć jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, musimy pomóc twoim siostrom. Niczemu nie zawiniły, więc dlaczego miałyby cierpieć. Zresztą ty także.
– A co z tobą? Przecież i ty zasługujesz na inny los – wyszeptała Catharina.
Uścisnąwszy jej ramię powiedział:
– Wiesz, poczułem ulgę. Wprawdzie nie mogę ci wyjawić prawdziwego powodu mojej decyzji z uwagi na kogoś, kogo ta sprawa również dotyczy, ale czuję, że zyskałem w tobie sprzymierzeńca.
– Możesz zawsze na mnie liczyć – zapewniła go stłumionym ze wzruszenia głosem. – Co możemy uczynić?
– Od wielu lat się nad tym zastanawiam – westchnął ciężko. – Ale porozmawiamy o tym wieczorem. Och, nie, całkiem zapomniałem, dziś wieczorem muszę być na jakimś nudnym zebraniu i wrócę późno. A jutro nie będzie mnie przez cały dzień, bo zaczęły się już wiosenne prace w polu. Może więc umówimy się na jutrzejszy wieczór? Dam ci znak!
Potwierdziwszy skinieniem głowy, że się zgadza, rozstała się z Malcolmem i wróciła do swych codziennych obowiązków. Na szczęście nikt nie zauważył jej chwilowego zniknięcia.
Serce rozsadzała jej radość, bo Malcolm okazał się bardziej przyjazny, niż przypuszczała. Zyskała pewność, że jest wspaniałym człowiekiem, choć w związku z tym jego decyzja wydawała się Catharinie jeszcze bardziej niezrozumiała.
Jaką to straszną tajemnicę próbowano ukryć we dworze Markanäs?
Wieczorem, tuż przed zaśnięciem, usłyszała na strychu czyjeś kroki.
Strych podzielony był na trzy części. W jednej, nad gmachem głównym, przechowywano, jak to zwykle w takim miejscu, stare rupiecie. Nad skrzydłami pałacu mieściły się pokoje dla służby. Kiedy Catharina przybyła do Markanäs, wszystkie pokoje na poddaszu w części nad sypialniami domowników były zajęte. Skierowano ją więc do drugiego, zupełnie pustego skrzydła. Obiecano jej, że z czasem zamieszkają tam kolejni pracownicy. Nie ukrywała, że pragnęła, by nastąpiło to jak najprędzej. Przerażała ją bowiem świadomość, że jest zupełnie sama nad wielką salą balową, w której panowała niepodzielnie okrutna Agneta Järncrona, od lat terroryzująca mieszkańców dworu.
A może ona krąży podziemnymi korytarzami i tylko czasami nawiedza pokój Malcolma przez tajemnicze drzwi? zastanawiała się Catharina.
Ciekawe, gdzie właściwie znajduje się grób tej możnej damy? Na ogół szlacheckie rody mają rodzinne krypty w pobliskich kościołach. A może w przepastnych lochach tego starego dworu stoją trumny ze szczątkami przodków, a szczególnie ta jedna, w której spoczywa Agneta? Chyba nie odważę się tego sprawdzać, pomyślała. Uff… Czemu nękają mnie takie myśli, mimo że uporczywie je od siebie odsuwam?
Silny wiatr uderzał gwałtownie i pogwizdywał pod okapem, choć do uszu dziewczyny docierały także inne odgłosy…
Catharina leżała w łóżku, nie mogąc zmrużyć oka, gdy nagle usłyszała, że coś się poruszyło. Zrazu wydawało się jej, że to szczury, i wzdrygnęła się z obrzydzeniem, ale kiedy po chwili rozpoznała odgłos ludzkich kroków, oblał ją zimny pot.
Ktoś podszedł do drzwi.
Może to przyszła panna Inez, by mnie powiadomić, jakie prace mam wykonać jutro rano, zastanawiała się.
Ale nie, panna Inez przecież by się nie skradała.
Catharina zamarła, leżała cicho jak trusia, choć serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
To na pewno Agneta Järncrona! myślała w popłochu. Któż inny krążyłby po uśpionym domu, zaglądając w każdy zakamarek? A może udało jej się wyśledzić, kim jest nowa służąca, i nie spodobało jej się pojawienie kolejnej potencjalnej pani Markanäs? Może Catharina zdążyła popaść w niełaskę?
Przed drzwiami na moment ucichło, słychać jedynie było tłumiony oddech. Czy duchy oddychają? Chyba jedynie wówczas, gdy chcą kogoś przestraszyć. Coś zaszeleściło… szeroka jedwabna suknia z siedemnastego wieku? Nie, znów słychać oddech przy dziurce od klucza.
Catharina zastanawiała się gorączkowo, czy przekręciła klucz w zamku. Pewna nie była, ale wydawało się jej, że tak.
"Tajemnice Starego Dworu" отзывы
Отзывы читателей о книге "Tajemnice Starego Dworu". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Tajemnice Starego Dworu" друзьям в соцсетях.