Doktor Roser uśmiechnęła się ciepło i wskazała ręką leżankę.

– Proszę bardzo, zapraszam.

Nogi miała jak z waty, ale wykonała polecenie lekarki. Dziecko, moje dziecko… Ta wizja dawała jej siłę i wiarę, że wszystko będzie dobrze. Małe, słodkie maleństwo… o ślicznych zielonych oczach… Nagle ogarnął ją paniczny lęk. Nie miała żadnej pewności, że jej dziecko będzie miało zielone oczy, żaden z dawców nie miał zielonych oczu. Przerażona usiadła na leżance, a z jej piersi wyrwał się krzyk:

– Nie!

Doktor Roser podeszła do niej i z niepokojem w głosie zapytała:

– Co się dzieje, pani Avery? Może jest pani zimno?

– Zimno? – powtórzyła, a zaraz potem wybuchła płaczem. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Nie mogła tego zrobić, nie teraz, kiedy tak bardzo kochała Nathana. – Nie mogę tego zrobić, nie teraz, przepraszam, pani doktor. Mam przed oczami obraz małego dzidziusia z zielonymi oczami – zaszlochała.

– Rozumiem – pokiwała głową lekarka. – Proszę zatem poczekać, aż będzie pani całkowicie pewna.

– Ale ja przecież byłam pewna, tylko te zielone oczy… Żaden dawca nie ma zielonych oczu.

– Nie sądzę, by to rozwiązało pani problem. Wydaje mi się, że ma pani na myśli całkiem konkretnego mężczyznę, czy tak, pani Avery?

Erin rozpaczliwie przytaknęła skinieniem głowy.

– Ale on nie chce mieć dzieci…

– Chce…

– A zatem w czym problem?

Nagle drzwi gabinetu otworzyły się z impetem i rozległ się przepraszający głos Rachel:

– Prosiłam, żeby zaczekał chwilę, ale nie chciał mnie słuchać.

Erin ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre. Sama nie wiedziała, czy bardziej ze strachu, czy ze szczęścia.

– Nie wierzę własnym oczom! Jak mogłaś zrobić to potajemnie! – warknął Nathan, po czym podszedł i wziął ją w ramiona.

Nie ośmieliła się spojrzeć mu w oczy. Boże, jak potwornie głupio się czuła.

– Wnioskuję – odezwała się doktor Roser – że to jest ten zielonooki mężczyzna, o którym pani wspominała.

Erin kiwnęła głową.

Doktor Roser zamknęła drzwi i poprosiła Nathana, by usiadł.

– Pani również. – Spojrzała na Erin.

– Dlaczego nie zaczekałaś, aż wrócę? – Jego oczy wciąż jeszcze ciskały błyskawice. – Gdybym tylko wiedział, nigdy bym nie wyjechał.

Erin wiedziała, że mówi prawdę.

– Erin – powiedział już łagodniej i ujął jej twarz w swe duże dłonie. – Nawet jeśli ten zabieg się udał i jesteś w ciąży, będę kochał to dziecko jak moje własne. Nie martw się, wszystko się ułoży. Zawsze będę je traktował tak samo jak nasze wspólne dzieci. To mogę ci obiecać.

– Ale…

– Dosyć, nie będziemy już o tym więcej rozmawiać. Nie próbuj się nawet sprzeciwiać.

– Nathan – powiedziała z czułością, głaszcząc go po potarganych włosach. – Kocham cię. Nawet wtedy, gdy zachowujesz się, jakbyś był moim szefem. – Z jej oczu popłynęły łzy. – Zawsze cię kochałam.

– Naprawdę? Pokiwała głową.

– Nie ośmieliłem się nawet o tym marzyć, po prostu za wszelką cenę chciałem cię przy sobie zatrzymać. Wszystko bym zrobił, żebyś mnie lubiła, pragnęła, potrzebowała, ale o twojej miłości nie śmiałem marzyć, wierz mi. Sam jestem wszystkiemu winien – mruknął pod nosem. – Nie powinienem był wyjeżdżać, nim wszystkiego dokładnie nie obgadaliśmy. To był duży błąd, ale obawiałem się, że nie zechcesz mnie nawet wysłuchać. Dopiero gdy Erika dała mi znać, że zdecydowałaś się na zabieg, wszystko stało się jasne. Tak bardzo żałowałem, że nie powiedziałem ci nigdy, że cię kocham…

– A teraz?

Nath spojrzał niepewnie na lekarkę.

– Przepraszam, zostawiam państwa samych. Wygląda na to, że ma pani swojego prywatnego dawcę i nie będę już pani potrzebna. – Doktor Roser wyszła, zamykając za sobą drzwi.

– Nie będzie potrzebna? – powtórzył Nathan zaskoczony. – Jak to?

– Bo nie ma żadnego dziecka, Nath – szepnęła Erin, a po jej policzkach znowu popłynęły łzy.

– Nie ma? – powtórzył jak echo.

– Nie zrobiłam tego, nie mogłam. Cały czas myślałam o dziecku, które miałoby zielone oczy jak ty.

Nathan przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Patrzył na nią zaszokowany.

– Ale ja mówiłem poważnie, będę je kochać…

– Wiem, ale ja nie zrobiłam tego, bo chcę mieć dziecko z tobą. Choć strasznie się boję…

– Życie to jedno wielkie ryzyko, ja też się boję, ale nie można robić uników. Oboje będziemy się starać z całych sił.

– Powiesz mi to w końcu, czy nie?

– Ale co?

– No, wiesz…

Chrząknął i podrapał się po głowie.

– Erin, tak bardzo, bardzo cię kocham. – Otoczył ją ramionami i przytulił tak mocno, aż zabrakło jej tchu.

– Jestem taka szczęśliwa – szepnęła przez łzy, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili jednak zreflektowała się i spojrzała na niego srogo. – Muszę poważnie porozmawiać z Eriką. Jak śmiała się wtrącać?

Nathan położył jej palec na ustach.

– Erika pojechała teraz do domu, a zanim jej coś powiesz, najpierw porządnie się zastanów. Wiesz, że niełatwo było się ze mną skontaktować. Pokonała mnóstwo przeszkód, żeby mnie tu ściągnąć.

– Boże, jaka moja siostra zrobiła się romantyczna… – Erin spojrzała na Natha jakby innymi oczami. – Wyglądasz na bardzo zmęczonego…

– No cóż, podróż do ciebie zajęła mi jedynie trzydzieści godzin. Bałem się, że nie zdążę… Ale nawet gdybym przyjechał za późno, kochałbym to dziecko, wierz mi, kochałbym je z całego serca.

– Wiem – szepnęła czule, gładząc go po policzku. – Sally opowiedziała mi, co przeszedłeś.

Zapadło krótkie milczenie.

– Nie miała prawa – odezwał się po chwili Nathan z oburzeniem.

– Wiedziała lepiej niż ja, że cię kocham i pewnie dlatego to zrobiła.

– Nasi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, ale to było silniejsze od nich, Erin. Nikt nie może ręczyć za siebie w takiej sytuacji.

Nie było w nim ani cienia nienawiści. Nie mogła tego pojąć.

– Nie masz im tego za złe?

– Na pewno nie było to dla mnie łatwe, ale gdyby nie oni, wychowywałbym się w domu dziecka, a w najlepszym wypadku w rodzinie zastępczej. Wiele im zawdzięczam.

– Ale… – zaprotestowała Erin.

– Zostawmy ten temat.

– A co z Sally? Chciałabym choć to zrozumieć. Dlaczego tak rzadko odzywałeś się do niej?

– To z powodu moich biologicznych rodziców. Gdy udało mi się ich odszukać, potraktowali mnie gorzej niż źle i wtedy wszystko we mnie zamarło, chciałem uciec od wszelkich emocjonalnych związków. I zrobiłem to, wyjechałem do Europy, a moim jedynym kompanem był aparat fotograficzny, który dostałem w prezencie na osiemnaste urodziny. Miałem wiele szczęścia. Udawało mi się być w odpowiednim miejscu o właściwej porze, i już wkrótce gazety chętnie kupowały moje zdjęcia. Wciągnęło mnie to jak nałóg, sądziłem, że dla wszystkich będzie lepiej, jeżeli zniknę z horyzontu. Moja praca była naprawdę niebezpieczna, po co mieli się o mnie nieustannie martwić. – Nathan zawiesił na chwilę głos, wziął głęboki oddech i ciągnął dalej: – Przyjechałem dopiero na pogrzeb matki. Wcześniej nikt mnie nie powiadomił, że jest z nią aż tak źle. Ojciec miał do mnie ogromny żal, powiedział mi wiele rzeczy, których być może potem żałował. A jednak…

– Co takiego ci powiedział? – zapytała z przestrachem Erin.

– Że byłem trudny i niewdzięczny i lepiej, gdyby mnie nie adoptowali, bo sprawiłem im wielki zawód. – Umilkł, a jego twarz zrobiła się biała jak kreda. – Odtąd trzymałem się z daleka. Nie wiedziałem, jak mógłbym to wszystko naprawić. Przykro mi z powodu Sally, ona niczemu nie była winna. Może teraz uda mi się jej to jakoś wynagrodzić. Wiem, że trudno mnie pokochać, a i ja sam boję się swoich uczuć…

Erin pogładziła go po głowie, tak jak głaszcze się małe dziecko, które spotkała jakaś przykrość. Będziemy mieli jeszcze dosyć czasu, pomyślała z czułością, by uleczyć wszystkie rany.

– Dość leniuchowania – zmieniła nagle ton. – Czas, byś wziął się do roboty…

– Do roboty? – Spojrzał na nią zdziwiony, nie rozumiejąc, o co chodzi.

– Tak, mój kochany, do roboty – uśmiechnęła się tajemniczo i ściągnęła mu kurtkę. – Rozumiem, że od dziś mam na ciebie monopol? – Jej palce powędrowały do jego koszuli i zaczęły ją powoli i z namaszczeniem rozpinać. – Spójrz tylko na tę leżankę, czeka, aż zrobimy z niej użytek. Podobno masz zostać moim prywatnym dawcą, więc na co czekasz?

– Co takiego, Erin, tutaj? Chyba żartujesz! – roześmiał się.

W chwilę później poczuł na sobie jej rozpalone usta i gorący oddech.

– Przyszłam tu w określonym celu i nie mam zamiaru wyjść z pustymi rękami – szepnęła.

– Olala! Moja szalona bibliotekarko, co ty wyprawiasz? Zaraz, zaraz, zmieniłem zdanie. Trzy tygodnie temu hasło brzmiało: „Nie ma dziecka, nie ma seksu”, a dziś: „Nie ma małżeństwa, nie ma seksu”!

– Nath, jesteś podły! – Patrzyła w jego roześmiane oczy i wiedziała, że naprawdę ją kocha.

– Nie mam innego wyjścia, bo inaczej czmychniesz mi sprzed ołtarza, znam cię.

– To może przedtem zechcesz zaoferować klinice choć małą, malutką próbkę swych możliwości? – uśmiechnęła się filuternie. – To nie ma nic wspólnego z seksem, przyznasz sam.

– Co ty wyprawiasz, Erin, zaskakujesz mnie… – westchnął głośno, poddając się z błogim wyrazem twarzy pieszczotom jej niecierpliwych rąk i namiętnych ust. Czuł, że przegrywa, ale po raz pierwszy w życiu nic sobie z tego nie robił. Cudownie było oddać tę walkę walkowerem.


***
  • 1
  • 18
  • 19
  • 20
  • 21
  • 22