W kuchni Sally zrobiła kawę i obie usiadły przy stole. Erin czekała w milczeniu, aż przyjaciółka pozbiera myśli.

– Co tak naprawdę o nim sądzisz? – zapytała w końcu Sally.

– Jest inny, niż się spodziewałam – powiedziała Erin wymijająco i zaczerwieniła się.

– Pewnie uważałaś, że jest zimnym draniem, bo nie odwiedzał nas zbyt często…

Erin zesztywniała.

– Ale ja go rozumiem – powiedziała cicho Sally. – Po tym, co przeszedł, naprawdę mu się nie dziwię, że trzyma się z dala od tego miejsca.

Erin nie odzywała się. Czekała, co będzie dalej.

– Nie ma dobrych wspomnień z dzieciństwa – ciągnęła Sally. – Nath nie jest moim biologicznym bratem. Został adoptowany, gdy miał pięć lat.

– Adoptowany? – powtórzyła głucho Erin. – Ale przecież jesteście tacy podobni…

– To zbieg okoliczności. Rodzice byli przekonani, że nie będą mogli mieć własnych dzieci i…

– Zaadoptowali go – dokończyła Erin.

– Tak, a w trzy lata później urodziłam się ja. Byli mną tak zafascynowani, że prawie zapomnieli o swoim synku… Nie, nie traktowali go źle, ale stał się mało ważny. To musiało być dla niego straszne, tylko pomyśl, najpierw porzucili go rodzice, potem tułał się po rodzinach zastępczych, wreszcie znalazł przybranych rodziców, ale i oni go odrzucili – psychicznie…

Teraz dopiero Erin zrozumiała znaczenie słów Nathana. Wiedziała już, dlaczego tak wypytywał ją o dziecko, o plany na przyszłość. Ale czemu nie chciał utrzymywać kontaktów z Sally? Przecież ona miała kompletnego fioła na jego punkcie.

– Nie może mieć do ciebie żalu, to nie była twoja wina…

– Jasne, ale był tylko małym chłopcem i potrzebował miłości, zrozum to. Nigdy mi nie dokuczał, jednak doskonale czuł, że nie jest już chciany i trzymał się na uboczu. Bardzo wcześnie wyprowadził się z domu. Miałam wtedy dziesięć lat, a on ledwo skończył osiemnaście.

Dlaczego nie dowiedziałam się o tym wcześniej, pomyślała z rozpaczą Erin.

– Szukał swoich biologicznych rodziców?

Sally pokiwała głową.

– I co?

– Miał wtedy siedemnaście lat. Matka rzuciła w niego butelką z piwem, krzycząc, że zrujnował jej życie. Nic się nie zmieniła od czasu, kiedy się go wyrzekła. Od tamtego dnia Nathan nigdy więcej o niej nie mówił.

– Zadziwiające, że poradził sobie z tym wszystkim i wyrósł na porządnego człowieka – wyszeptała Erin.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z niego dumna. Tak strasznie chciałabym, żeby znalazł jakąś wspaniałą kobietę, która obdarzy go miłością i urodzi mu piękne dzieci. Nath zasługuje na szczęście. Naprawdę ci się nie podoba?

Erin nic nie odpowiedziała.

– A jednak! – wykrzyknęła triumfalnie Sally. – Masz to wypisane na twarzy. – Przysunęła się bliżej i objęła szwagierkę. – Prędko, opowiadaj mi wszystko.

– Sally, tu nie ma nic do opowiadania. – Erin mimo bólu roześmiała się. I choć zabrzmiało to niezbyt naturalnie, udało się jej zmylić bratową. – Czy ty i Tom rozmawialiście już z rodzicami o świętach? – zmieniła temat.

Sally wzruszyła ramionami.

– Będzie tak, jak zechce Nathan, ale cieszyłabym się, gdyby choć raz cała rodzina spędziła święta u nas. Erika, oczywiście ty i Nathan. Czy to nie brzmi jak bajka? Naturalnie zaprosilibyśmy także rodziców…

– Byłoby wspaniale i wreszcie skończyłby się ten doroczny cyrk – wymamrotała Erin. Ale jak miała spędzić święta pod jednym dachem z Nathanem?

– Jak zwykle problemy – powiedział Tom, wchodząc do kuchni. – Rozmawiałem właśnie z mamą o świętach, no i nijak nie można się z nią dogadać. Ma zamiar i ciebie dorwać, Erin. Lepiej już teraz przygotuj się na niezły magiel. Powiedziałem, że nie ma cię w domu.

– Wielkie dzięki, braciszku, ale nie sądzisz, że rodzicom będzie przykro, jak zostaną na święta sami?

– Naturalnie zaprosiłem ich do nas, ale na razie nie dostałem odpowiedzi. Poza tym mają przecież swoje rodziny. Chodzi im tylko o zdobycie przewagi nad przeciwnikiem, wierz mi. Nie możemy pozwolić, by dyrygowali nami do końca życia.

– Będzie mi tęskno za dzieciakami – westchnęła Erin cicho.

– Nie martw się, pomyślałem i o tym – dodał Tom z dumą. – Zaprosiłem wszystkie dzieciaki zaraz po świętach na urodziny Natalie.

– Wszystkie? Jesteś naprawdę kochany! – zawołała uszczęśliwiona Erin i cmoknęła brata w policzek.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Erin rozejrzała się po swoim mieszkaniu i odetchnęła z ulgą. Wszystko wróciło do normy, a do tego może choć raz uda im się spędzić święta w pogodnej atmosferze, bez dąsów, złośliwości i kłótni. Chyba jeszcze nigdy tak nie było, pomyślała i spojrzała przez okno. Na dworze sypał gęsty śnieg. Wprawdzie z wielkim trudem, ale w końcu udało się im przekonać rodziców, że w tym roku nie pojawią się u nich ani na Wigilii, ani na świątecznym obiedzie. Sporo ich to kosztowało, a i rachunki telefoniczne nie będą z pewnością niskie, ale liczył się efekt końcowy – wygrali batalię. Urażeni rodzice nie przyjęli zaproszenia na święta do Toma, ale tak naprawdę nikt się tym zbytnio nie zmartwił.

Dni ciągnęły się leniwie, a jeden był podobny do drugiego. Właściwie tylko poczta od Nadlana stanowiła jakąś odmianę w monotonnym życiu. Erin podziwiała zdjęcia, którymi ją zasypywał, i próbowała ułożyć pasujący do nich tekst. Nathan był prawdziwym mistrzem w swoim fachu, to pewne. Obawiała się, że nie uda się jej dorównać mu poziomem. Sam projekt też nie wydawał się jej już aż tak ekscytujący jak na początku, ale wciąż była zainteresowana jego realizacją. Trochę dziwnie się czuła, pisząc listy do Nathana na adres swojego brata i starając się przy tym, by ani Tom, ani Sally nie rozpoznali jej charakteru pisma. Miała wrażenie, że o niczym nie wiedzą.

Odkąd rozstała się z Nathanem, nieustannie towarzyszyło jej poczucie straty, mimo że przecież nigdy tak naprawdę ze sobą nie byli. Ale wszystko dokładnie przemyślała i doszła do wniosku, że tak będzie najlepiej. Nie było sensu wciąż rozpamiętywać raz podjętej decyzji. Wierzyła święcie, że dziecko uleczy wszelkie rany i gdy będzie je trzymać w ramionach, nic już nie zmąci jej spokoju. Lecz dziś wspomnienia nie dawały za wygraną, powracały bezustannie, absorbując myśli. Kiedyś w końcu to wszystko jakoś się ułoży, pocieszała się, spoglądając tęsknym wzrokiem na listy. Nathana.


Erin, spięta do granic możliwości, podjechała pod dom Sally i Toma. Całe tylne siedzenie zarzucone było pięknie zapakowanymi paczuszkami. Od razu zauważyła samochód Nathana. A więc był tam i już za chwilę znowu go zobaczy. Wyłączyła silnik, ale nie od razu wysiadła z samochodu. Siedziała jeszcze dłuższy czas, starając się zebrać jak najwięcej siły i odwagi, nim wejdzie do środka. W ostatnim czasie unikała spotkań z Nathem i zdarzało się jej nawet zawrócić spod domu brata, jeśli zauważyła zaparkowany tam czarny sportowy wóz.

W końcu jednak pozbierała pakunki, ruszyła w stronę drzwi wejściowych i… jakby wisiało nad nią jakieś fatum – pierwszą osobą, na którą się natknęła, był nie kto inny, ale właśnie Nathan. Nie wiedziała, jak ma się wobec niego zachować, zwłaszcza teraz, gdy poznała jego smutną przeszłość. Zobaczyła go przez otwarte drzwi w salonie. Stał na środku, a mała Natalie trzymała go za palec i rytmicznie kołysała się w takt muzyki. Wyglądało to tak, jakby ze sobą tańczyli. Nagle Nath odwrócił się i dostrzegł Erin, ale natychmiast, w tej samej chwili, jego wzrok stał się chłodny i pusty.

– Witaj, Erin – powiedział, jakby była zaledwie jego znajomą. – Dawno cię nie widziałem.

Trochę zbiło ją to z pantałyku, spodziewała się bardziej entuzjastycznego powitania. Czyżby zapomniał wszystko, co między nimi zaszło? Czułe pocałunki, wspólne wypady, zabawę na śniegu? Nie, zapewne starał się być po prostu dżentelmenem. Nigdy by nie dopuścił, by jego osobiste problemy rzuciły cień na radosną atmosferę rodzinnych świąt. Poza tym obiecał, że nie będzie się jej więcej narzucał, i starał się dotrzymać słowa.

Nagle zdała sobie sprawę, że stoi przed nią zupełnie inny człowiek niż ten, którego sobie wyobraziła. Nathan ani trochę nie przypominał jej rodziców. Dlaczego zatem postawiła go z nimi w tym samym szeregu? Był szczery i otwarty i w odróżnieniu od niej nie prowadził podwójnej gry. To ona nie wyznaczyła na początku jasnych granic. Pragnęła zaznać czułości i ciepła, a potem odrzuciła go i unikała, chcąc za wszelką cenę przeprowadzić swój plan. Z przerażeniem dostrzegła, że nieświadomie podążała śladami rodziców.

Bąknęła coś pod nosem na przywitanie i czym prędzej weszła do kuchni, skąd dochodziły głosy Toma i Sally. Zachowała się jak tchórz, ale doskonale wiedziała, że wystarczy jedno spojrzenie szmaragdowych oczu i Nathan dowie się wszystkiego – nie uda się jej ukryć miłości, która bez reszty zawładnęła jej sercem.

– Witaj, kochanie – powitała ją Sally, ale jej głos nie był zbyt radosny.

– Źle się czujesz? – zapytała Erin zaniepokojona.

– Nie, skąd, bardzo się cieszę na te święta, zwłaszcza że Nathan jest jeszcze z nami.

– Jeszcze?

– No tak, już za kilka dni wyjeżdża i kto wie, kiedy znowu go zobaczę.

– Naprawdę? – A więc wraca do swojego burzliwego życia. Widocznie doszedł już do formy.

– Tak, ale tylko na dwa lub trzy tygodnie – odezwał się Nathan, który wszedł właśnie do kuchni. – Potem znowu będziecie musieli się ze mną pomęczyć. Chyba że macie coś przeciwko temu?

– Przeciwko tobie? Nie żartuj, jestem taka szczęśliwa, że jesteś tu z nami – zawołała Sally i uścisnęła go mocno.

Wszyscy troje przeszli do salonu.

– Wspaniała choinka – zachwyciła się Erin. – Ogromna i bajecznie kolorowa! Tyle lampek i bombek, i złota gwiazda – cieszyła się jak dziecko. – Ale te tandetne zabawki z bibułki na samym dole trochę psują cały efekt.

– To ze względu na Natalie – wyjaśniła Sally z uśmiechem. – Biega po całym pokoju jak fryga, wszystko ją ciekawi. Baliśmy się, że ściągnie jakąś bombkę i zrobi sobie krzywdę. Strącanie zabawek z choinki sprawia jej wielką frajdę. To mały uparciuch i psotnik. – Mówiąc to, Sally pogłaskała córeczkę po rudych loczkach.