Wychodzimy często na zakupy i nie wstydzę się, gdy wchodzę razem z nim do jakiegoś sklepu z bielizną, a wielokrotnie on też coś kupuje.
– Dla mojej nowej dziewczyny – mówi zawsze. Ale nigdy nie przedstawił mi żadnej z nich.
Wydaje się, że dobrze zna sprzedawczynie, mówią sobie na ty i często się podśmiewają. Ja szperam wśród wieszaków, szukając rzeczy, które będę musiała włożyć dla tego, kto zdoła mnie pokochać. Trzymam je równo poukładane w pierwszej szufladzie komody, nietknięte.
W drugiej szufladzie trzymam bieliznę, którą wkładam na spotkania z Robertem i jego przyjaciółmi. Pończochy samonośne nadwerężone przez ich paznokcie i lekko naddarte majtki z koronki, z wiszącymi nitkami, powyszarpywanymi przez pożądliwe dłonie. Dla nich nie ma to znaczenia, im wystarczy, że jestem świntuchą.
Początkowo kupowałam zawsze bieliznę z białej koronki, uważając, by ją odpowiednio skompletować.
– Czerń bardziej by ci pasowała – powiedział mi któregoś razu Ernesto. – Lepiej pasuje do koloru twojej twarzy i skóry.
Posłuchałam jego rady i od tej pory kupuję tylko czarne koronki.
Patrzę na niego, gdy ogląda kolorowe tangi, godne brazylijskiej tancerki: szokująca czerwień, zieleń, elektryczny błękit; kiedy chce zachować poważniejszy ton, wybiera czerwień.
– Te twoje panienki są naprawdę dziwne – mówię mu. Od podśmiewa się i odpowiada: „Ale nie tak, jak ty", i moje ego na nowo czuje się dowartościowane.
Prawie zawsze wybiera usztywniane biustonosze, nigdy nie kompletuje ich z majtkami, uwielbia nieprawdopodobne wprost zestawienia kolorystyczne.
I do tego pończochy… Moje są prawie zawsze samonośne, przezroczyste, z koronkową gumą, bezwarunkowo czarne i wyraźnie kontrastujące z zimową bielą mojej skóry.
On kupuje kabaretki, niezbyt odpowiadające moim gustom.
Kiedy jakaś dziewczyna podoba mu się bardziej niż inne, Ernesto zatapia się w tłumie wielkiego sklepu i kupuje jej świecące sukienki z kolorowymi cekinami, z przepastnymi dekoltami i śmiałymi rozcięciami.
– Ile twoja dziewczyna bierze za godzinę? – żartuję.
On robi się poważny i kwitując to pytanie milczeniem, idzie zapłacić. Wtedy ja czuję się winna i przestaję się wygłupiać.
Dzisiaj, gdy łaziliśmy po oświetlonych sklepach, wśród zgorzkniałych młodych sprzedawczyń, zaskoczył nas deszcz i przemoczył papierowe torby, które mieliśmy w rękach.
– Chodźmy pod jakiś portyk! – zawołał i chwycił mnie za rękę.
– Ernesto! – powiedziałam trochę niecierpliwym, ale jednocześnie rozbawionym tonem. – Na ulicy Etnea nie ma portyków!
Spojrzał na mnie w osłupieniu, wzruszył ramionami.
– To chodźmy do mnie do domu!
Nie chciałam tam iść, bo wiedziałam, że jednym z jego współlokatorów jest Maurizio, przyjaciel Roberta. Nie miałam ochoty się z nim widzieć, a tym bardziej nie chciałam, by Ernesto odkrył moje tajemne zajęcia.
Jego dom znajdował się w odległości kilkuset metrów od miejsca, w którym staliśmy, pokonaliśmy je więc szybkim krokiem, trzymając się za ręce. Fajnie było biec tak z kimś, nie myśląc o tym, że muszę się potem położyć na łóżku i bez zahamowań pójść na całość. Chciałabym choć raz być tym, kto decyduje, kiedy i gdzie to zrobić, jak długo i z jaką dozą pożądania.
– Jest ktoś w domu? – szepnęłam do niego, wchodząc po schodach. Usłyszałam odbite echo swych słów.
– Nie – odparł, łapiąc oddech. – Wszyscy wyjechali do domu na wakacje. Został tylko Gianmaria, ale teraz go nie ma.
Zadowolona, szłam za nim, zerkając ukradkiem w lustro na ścianie.
Jego dom jest prawie pusty, ale obecność czterech mężczyzn jest wyraźnie zauważalna: panuje tu nieprzyjemny zapach (tak, ten przytłaczający zapach spermy), a bałagan panoszy się we wszystkich pokojach.
Rzuciliśmy torby na podłogę i zdjęliśmy przemoczone ubrania.
– Chcesz jakąś moją koszulkę? Dopóki twoje ubrania nie wyschną.
– Tak, dzięki – odpowiedziałam.
Gdy weszliśmy do jego pokoju-biblioteki, z pewnym lękiem uchylił szafę, ale zanim całkowicie otworzył drzwi, poprosił, żebym przyniosła torby z zakupami.
Gdy wróciłam, szybko zamknął szafę, a ja, rozbawiona i zmoczona, spytałam:
– Co tam trzymasz? Twoje martwe panienki?
– Mniej więcej – odrzekł z uśmiechem.
Zaciekawił mnie, ale chcąc uniknąć dalszych pytań, wyrwał mi torby z rąk, mówiąc:
– No, pokaż! Co kupiłaś, dziecinko?
Obiema rękami otworzył zmoczoną torbę i wsadził do środka głowę jak dziecko, które dostało prezent na Boże Narodzenie. Oczy mu błyszczały i czubkami palców wyjął parę czarnych majteczek.
– No, no… A co w nich robisz, co? Dla kogo je wkładasz? Nie wydaje mi się, byś je nosiła do szkoły…
– Ma się swoje tajemnice, no nie? – powiedziałam z ironią, świadoma, że wzbudzi to jego podejrzenia.
Spojrzał na mnie zaskoczony, przechylił nieco głowę.
– Tak…? To posłuchajmy, jaka jest twoja tajemnica.
Pamiętniku, jestem zmęczona, dusząc to w sobie. Powiedziałam mu o tym. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, patrzył na mnie ciągle z tym samym zauroczeniem.
– No i co, nic nie mówisz? – spytałam zdenerwowana.
– To twój wybór, mała. Mogę ci tylko powiedzieć, byś się zbytnio nie spieszyła.
– Za późno – odpowiedziałam z udawaną rezygnacją. Starając się rozładować sytuację, zaśmiałam się głośno, a potem powiedziałam wesoło: – No, mój drogi, teraz kolej na twoją tajemnicę.
Pobladł przeraźliwie i zaczął nerwowo przebiegać wzrokiem po całym pokoju.
Podniósł się z rozkładanej kanapy w wyblakłe kwiaty i wielkimi krokami skierował się do szafy. Gwałtownym ruchem otworzył jedno skrzydło, wskazał palcem wiszące ubrania i rzekł:
– To moje.
Rozpoznawałam te rzeczy, kupowaliśmy je razem; wisiały tam bez metek, wyraźnie używane i pogniecione.
– Co to znaczy, Ernesto? – spytałam po cichu.
Jego ruchy spowolniały, rozluźnił mięśnie, a wzrok wbił w podłogę.
– Te ubrania kupuję dla siebie. Wkładam je i… pracuję w nich.
Ja również darowałam sobie wszelkie komentarze i praktycznie nie myślałam o niczym. W chwilę później w mojej głowie pojawiła się cała masa pytań: Pracujesz w nich? Jak to w nich pracujesz? Gdzie? Dlaczego?
Zaczął sam, bez żadnego dopytywania z mojej strony.
– Lubię przebierać się za kobietę. Zacząłem kilka lat temu. Zamykam się w moim pokoju, ustawiam kamerę na stole i przebieram się. Lubię to, czuję się dobrze. Potem oglądam się na ekranie i… hm… podniecam się… A czasami pozwalam się oglądać przez Internet, jeśli ktoś mnie o to prosi. – Spłonął nagle silnym rumieńcem.
Dokoła cisza i tylko odgłos deszczu płynącego z nieba strugami, niczym cieniutkie metalowe druciki, które otaczały nas jak klatka.
– Prostytuujesz się? – spytałam wprost. Przytaknął, natychmiast zakrywając twarz obiema rękami.
– Meli, wierz mi, to tylko seks oralny, nic więcej. Czasami ktoś mnie prosi również o… no, bym dał się posunąć od tyłu, ale przysięgam, nigdy tego nie robię… To po to, by opłacić studia, wiesz, że moi rodzice nie mogą sobie pozwolić…
Chyba miał ochotę kontynuować, znaleźć jeszcze inne usprawiedliwienie. Ale ja i tak wiem, że to lubi.
– Nie potępiam cię, Ernesto – powiedziałam po chwili, patrząc z uwagą w okno, na którym połyskiwały nerwowo kropelki deszczu. – Widzisz… każdy wybiera swoje życie, sam to powiedziałeś kilka minut temu. Czasami nawet błędnie wybrane ścieżki mogą okazać się dobre lub odwrotnie. Najważniejsze jest, byśmy byli wierni sobie i swym marzeniom, ponieważ tylko wtedy, gdy nam się to uda, będziemy mogli powiedzieć, że dokonaliśmy właściwego wyboru. Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego to robisz… tak naprawdę.
Zachowałam się jak hipokrytka, wiem o tym. Popatrzył na mnie czułymi, pytającymi oczami; potem spytał:
– A ty dlaczego to robisz?
Nie odpowiedziałam, ale moje milczenie wyjaśniło wszystko. A moje sumienie tak niesamowicie wyło, że – by utrzymać je na wodzy – bardzo spontanicznie i bez wstydu powiedziałam:
– Może byś się tak przebrał dla mnie?
– Dlaczego prosisz mnie teraz o to?
Nawet ja tego nie wiedziałam. Trochę speszona, powiedziałam po cichu:
– Dlatego że to piękne dostrzec w jednym ciele dwie tożsamości; mężczyznę i kobietę w tej samej skórze. Kolejny sekret: to mnie podnieca. I to bardzo. A poza tym, przepraszam… jest to rzecz, która podoba się nam obojgu, nikt nie zmusza nas do tego, byśmy to zrobili. Rozkosz nie może być nigdy błędem, prawda?
Widziałam przez spodnie, że jest podniecony i że mimo wszystko chciał to ukryć.
– Zrobię to – powiedział oschłym głosem. Wyjął z szafy sukienkę i koszulkę, którą mi rzucił. – Przepraszam, zapomniałem o niej. Włóż ją.
– Ale będę się musiała rozebrać.
– Wstydzisz się?
– Nie, nie, co ty?
Rozebrałam się, a jego podniecenie rosło na widok mojej nagości. Wciągnęłam na siebie obszerną, różową koszulkę, na której widniał napis: Bye bye Baby i przymrużone oko Marilyn mogło teraz obserwować przebieranki mego przyjaciela, przypominające coś w rodzaju wysublimowanego, upojnego rytuału. Ubierał się tyłem do mnie, mogłam tylko zobaczyć jego ruchy i zarys stringów, które przedzielały jego kwadratowe pośladki. Odwrócił się. Czarna krótka spódniczka, siatkowe samonośne pończochy, bardzo wysokie kozaczki, złocisty top i sztywny biustonosz. Oto jak mi się pokazał przyjaciel, którego zawsze widziałam w ubraniach ze znakiem Lacoste i Levi's. Mojego podniecenia nie było widać, ale byłam podniecona. Spod ciasnych stringów wyzierał na zewnątrz jego interes. Przesunął go i zaczął walić konia.
Wyciągnęłam się na kanapie, jak podczas przedstawienia i obserwowałam go z uwagą. Miałam ochotę dotykać się, a nawet posiąść to ciało. Zaskoczyła mnie moja niemal męska oziębłość, z jaką mu się przyglądałam, gdy się masturbował. Twarz mu się zmieniła, pokryła maleńkimi kropelkami potu, a tymczasem u mnie rozkosz nadchodziła bez penetracji, bez pieszczot, zbudzona w głowie, w środku.
"Sto pociągnięć szczotką przed snem" отзывы
Отзывы читателей о книге "Sto pociągnięć szczotką przed snem". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Sto pociągnięć szczotką przed snem" друзьям в соцсетях.