– Valerio, proszę cię… czy to właśnie my musimy zaczynać?

– A dlaczego nie, nie masz ochoty? – spytał, kąsając płatek mojego ucha.

– Nie sądzę… ma ochotę wypisaną na twarzy – odpowiedział zarozumiale mięśniak.

– Po czym to poznajesz? – spytałam wyzywająco.

Nie odpowiedział, a tylko zapuścił rękę pod moją spódnicę, pomiędzy uda, całując mnie zapalczywie. Zaczynałam poddawać się, ta bezsensowna brutalność znów mnie wciągała. Uniosłam trochę pośladki, by móc go pocałować, z czego skorzystał profesor, pieszcząc mój tyłek, najpierw wolno i delikatnie. Potem jego gesty przerodziły się stopniowo w zdecydowane, żarliwe ruchy. Wokół mnie nikt już nie istniał, mimo iż tam byli, patrząc na mnie i czekając, aż jeden z dwóch mężczyzn siedzących obok mnie wejdzie we mnie. Kiedy tamten facet mnie całował, jedna z dwóch kobiet opasała ramionami jego klatkę, całując go w kark; w pewnym momencie Valerio zadarł mi spódnicę i wszyscy zaczęli podziwiać mój tyłek i cipkę wystawioną na widok publiczny, na obcej kanapie, wśród obcych ludzi. Z plecami wygiętymi w łuk, czekałam na niego, gdy tymczasem ten drugi facet z przodu schwycił moje piersi i mocno je ściskał.

– Hm, pachniesz jak młoda brzoskwinia – powiedział mężczyzna, który podszedł, by mnie powąchać. – Jesteś delikatna i gładka jak świeża, dopiero co umyta brzoskwinia.

Młoda brzoskwinia dojrzeje; potem straci swój kolor, później swój aromat, jeszcze później jej skóra stanie się miękka i pomarszczona. Na koniec zgnije i robaki wyssą cały jej miąższ.

Wybałuszyłam oczy, twarz mi poczerwieniała, odwróciłam się nagle do profesora i powiedziałam:

– Chodźmy stąd, nie chcę.

Stało się to dokładnie w chwili, gdy moje ciało zaczęło się całkowicie poddawać… Biedny Flavio, biedny mięśniak, biedni wszyscy i biedna ja sama. Wprawiając wszystkich w zdumienie, szybko ogarnęłam się i ze łzami w oczach pobiegłam długim korytarzem, otworzyłam drzwi wejściowe i poszłam w kierunku samochodu stojącego na dróżce. Miał całkowicie zaparowane szyby – z powodu niesamowitej wilgoci, jaka otaczała dom i mnie.

Po drodze nie padło ani jedno słowo. Dopiero kiedy podjechałam pod drzwi domu, powiedziałam:

– Nie odezwałeś się jeszcze ani słowem na temat listu. Długa chwila milczenia, a potem tylko:

– Żegnaj, Lolito.


20 czerwca 6.50

Oparłam usta o słuchawkę i usłyszałam jego głos, dopiero co wyrwany ze snu.

– Chcę być z tobą – szepnęłam cichutko.


24 czerwca

Jest noc, pamiętniku, a ja siedzę na tarasie za domem i obserwuję morze.

Jest tak cicho, łagodnie, słodko; przyjemne ciepło tłumi fale, słyszę z daleka ich odgłosy, kojące i delikatne… Księżyc się trochę schował i mam wrażenie, że obserwuje mnie współczującym, pobłażliwym wzrokiem.

Pytam się go, co mogę zrobić.

On odpowiada mi, że trudno jest się pozbyć skorupy pokrywającej serce.

Moje serce… zapomniałam, że mam coś takiego. Być może nigdy tego nie wiedziałam.

Nigdy mnie nie doprowadzała do łez żadna wzruszająca scena w filmie ani żadna rzewna piosenka, a w miłość wierzyłam tylko połowicznie i uważałam, że nie można jej tak naprawdę poznać. Nigdy nie byłam cyniczna, nie. Po prostu nikt mnie nie nauczył okazywania miłości, którą skrywałam w sobie, chroniąc ją przed obcymi. Gdzieś była, ale należało ją wygrzebać… A ja szukałam jej, wysyłając moje pragnienia w świat, w którym miłość skazano na banicję; i nikt, po prostu nikt nie zastąpił mi drogi, mówiąc: „Nie, mała, tu nie ma przejścia".

Moje serce zostało zamknięte w lodowej komorze i było niebezpiecznie zburzyć ją jednym, zdecydowanym uderzeniem – na sercu na zawsze pozostałaby rysa.

Ale później nadchodzi słońce, nie to sycylijskie, które pali, pluje żarem, roznieca pożary, ale łagodne, umiarkowane, szlachetne, które rozpuszcza lód powoli, by nie zalać nagle mojej wyjałowionej duszy.

Na początku wydawało mi się, że muszę go spytać, kiedy mielibyśmy się kochać, ale potem, gdy już chciałam to zrobić, przygryzłam wargi. On zrozumiał, że coś mnie dręczy, i spytał:

– Co ci jest, Melissa?

Zwraca się do mnie po imieniu; dla niego jestem Melissą, jestem osobą, istotą, a nie przedmiotem i ciałem. Pokręciłam głową.

– Nic, Claudio, naprawdę.

Wtedy wziął mnie za rękę i położył ją na swej piersi. Złapałam oddech i wybełkotałam:

– Zadawałam sobie pytanie, kiedy chciałbyś się ze mną kochać…

Zamilkł, a ja umierałam ze wstydu i czułam, jak mi płoną policzki.

– Nie, Melissa, nie, skarbie… To nie ja mam decydować. o tym, kiedy się mamy kochać, razem zdecydujemy, czy i kiedy. Ale zrobimy to razem, ty i ja. – Uśmiechnął się.

Patrzyłam na niego zszokowana, a on zrozumiał, że mój zagubiony wzrok prosi o ciąg dalszy.

– Bo widzisz… kiedy dwie osoby łączą się ze sobą, jest to szczyt uduchowienia, który można osiągnąć tylko wtedy, gdy się kocha. To tak jakby wir porywał oba ciała i żadne nie jest już sobą, lecz jedno jest w drugim w najbardziej intymny, najgłębszy i najpiękniejszy sposób.

Jeszcze bardziej zdumiona, spytałam, co ma na myśli.

– Kocham cię, Melisso – odpowiedział.

Skąd ten człowiek tak doskonale zna to, co jeszcze kilka dni temu wydawało mi się niemożliwe do znalezienia? Dlaczego do tej pory życie potrafiło mi dostarczać jedynie niegodziwość, sprośności, brutalności? Ta niesamowita istota może wyciągnąć do mnie rękę i wydobyć mnie z ciasnej, cuchnącej dziury, w której skuliłam się, przestraszona… Księżycu, czy według ciebie może to zrobić?

Trudno usunąć z serca skorupę. Ale może serce potrafi bić tak głośno, że rozłupie na tysiąc kawałków ten pancerz, który je otacza.


30 czerwca

Czuję, jakbym miała kostki i nadgarstki związane niewidzialnym sznurem. Jestem zawieszona w powietrzu, ktoś z dołu ciągnie i wrzeszczy diabelskim głosem, a ktoś inny ciągnie od góry. Ja podskakuje i płaczę, czasami dotykam chmur, innym razem robactwa. Sama sobie powtarzam imię: Melissa, Melissa, Melissa… jak magiczne słowo, które może mnie zbawić. Chwytam się sama siebie, obejmuję się.


7 lipca

Odnowiłam ściany w moim pokoju. Teraz są niebieskawe, a nad biurkiem nie ma już rozmarzonego wzroku Marleny Dietrich, lecz moje zdjęcie z rozwianymi na wietrze włosami, gdy spokojnie obserwuję łodzie bielejące w porcie. Za mną jest Claudio, który obejmuje mnie w pasie, delikatnie trzymając dłonie na mojej białej koszulce, i pochyla swą twarz do moich pleców, całując je. Nie wydaje się, by zauważał łodzie, wydaje się natomiast, że dosłownie zatracił się w kontemplowaniu nas dwojga.

Gdy tylko zrobiliśmy to zdjęcie, szepnął mi do ucha:

– Kocham cię, Melissa.

Wtedy oparłam swój policzek o jego, oddychałam mocno, by zakosztować tej chwili, i odwróciłam się. Ujęłam w dłonie jego twarz, pocałowałam go z delikatnością, jakiej wcześniej nie znałam, i szepnęłam:

– Ja też cię kocham, Claudio…

Moje ciało przeszył dreszcz i ogarnęło mnie gorączkowe drżenie, po czym zatopiłam się w jego ramionach, a on jeszcze mocniej mnie objął, całując mnie namiętnie, ale nie było to pragnienie seksu, lecz czegoś innego, miłości. Płakałam jak bóbr, jak nigdy przed nikim innym.

– Pomóż mi kochanie, proszę cię – błagałam z całych sił.

– Jestem tu dla ciebie, jestem tu dla ciebie… – powiedział, przytulając mnie tak, jak nie przytulał mnie nigdy żaden mężczyzna.


13 lipca

Spaliśmy na plaży, wtuleni w siebie. Ogrzewaliśmy się swymi ramionami, a szlachetność jego duszy i szacunek do innych przyprawiły mnie o dreszcz zazdrości. Czy zdołam mu się odpłacić za te wszystkie piękne przeżycia?


24 lipca

Strach, ogromy strach.


30 lipca

Ja uciekam, a on mnie łapie. To cudowne czuć jego ręce, które mnie ściskają, ale nie zniewalają siłą… Często płaczę i za każdym razem, gdy mi się to zdarza, on przytula mnie mocno do siebie, oddycha zapachem moich włosów, a ja opieram twarz o jego pierś. Miałabym ochotę uciec i wylądować w przepaści, przebiec tunel i już z niego nie wyjść. Ale jego ramiona przytrzymują mnie, a ja ufam im i mogę się jeszcze uratować…

12 sierpnia 2002


Pragnę go tak bardzo i tak namiętnie, że nie mogę bez niego wytrzymać. Obejmuje mnie i pyta, czyja jestem.

– Twoja – odpowiadam mu. – Cała twoja. Patrzy mi w oczy i mówi:

– Mała, nie pozwól się już nigdy skrzywdzić, proszę cię. Mnie też wyrządziłabyś wielką krzywdę.

– Nigdy nie wyrządziłabym ci krzywdy.

– Nie musisz tego robić dla mnie, ale przede wszystkim dla siebie samej. Jesteś jak kwiat i nie pozwól, by cię dalej deptano.

Całuje mnie, muskając me usta, i napełnia mnie miłością. Uśmiecham się, jestem szczęśliwa. On mi mówi:

– Tak, teraz muszę cię pocałować, muszę ukraść ci ten uśmiech i na zawsze odcisnąć go sobie na moich wargach. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, jesteś aniołem, księżniczką, chciałbym kochać cię przez całą noc.

Nasze ciała na śnieżnobiałym łóżku doskonale do siebie pasują, jego i moja skóra łączą się i stajemy się jedną siłą i łagodnością; patrzymy sobie w oczy, gdy on wślizguje się we mnie powoli, nie sprawiając mi bólu, bo -jak mówi – mojego ciała nie wolno gwałcić, można tylko kochać. Obejmuję go rękami i nogami, jego oddech łączy się z moim, jego palce splatają się z moimi, a jego rozkosz spaja się nieuchronnie z moją. Zasypiam na jego piersi, moje długie włosy spadają mu na twarz, ale on jest szczęśliwy z tego powodu i setki, setki razy całuje moją głowę.

– Obiecaj mi… obiecaj mi jedną rzecz, że nigdy się nie zgubimy, obiecaj mi to szepczę do niego.

Cisza, pieści moje plecy, czuję niepohamowane dreszcze, znów wchodzi we mnie, a ja wtapiam w niego swe biodra, przywierając do niego.

A gdy się poruszam powoli, mówi:

– Istnieją dwa warunki, żebyś mnie nie zgubiła i żebym ja nie zgubił ciebie. Nie powinnaś czuć się niewolnicą, ani moją, ani mojej miłości, mojej namiętności, niczego. Ty jesteś aniołem, który musi latać swobodnie, nigdy nie możesz pozwolić mi na to, bym był jedynym celem twego życia. Będziesz wielką kobietą i jesteś nią. już dzisiaj.