Martin podszedł bliżej. Kiedy zniżył głowę do jej głowy, czas zatrzymał się na jedno uderzenie serca. Dotyk jego warg, choć delikatny, rozpalił w obojgu płomień. Po sekundzie przytulił Julianę mocniej i pocałował znów, już nie delikatnie. Wtuliła się w niego, rozchylając usta pod nieodpartym naciskiem jego warg. Teraz nie było udawania ani przedstawienia, tylko słodycz i niecierpliwość, które oszołomiły Martina, pozbawiając go tchu i rozpalając w nim pożądanie. Jego język igrał z jej językiem w żarłocznym, oszałamiającym pocałunku, a potem Juliana cofnęła się, odpychając go. Wyczuł, ile wysiłku ją to kosztowało, i choć chciał przezwyciężyć jej skrupuły i na powrót przyciągnąć ją do siebie, pozwolił, by ręce mu opadły.

– Nie – powiedziała Juliana. Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. – Pan jest zdezorientowany, panie Davencourt. A teraz zbija pan z tropu także mnie. Proszę pamiętać, że nie ma pan o mnie zbyt dobrego zdania. Myślę, że powinien pan już iść.

Martin podniósł rękę.

– Juliano…

– Aha, jeszcze jedno – dodała bardzo wyraźnie. – Nie zamierzam zostać pańską kochanką.

Kochanka. Martin doznał szoku. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby proponować coś takiego.

Juliana zdecydowanie pociągnęła za taśmę dzwonka. Segsbury zjawił się natychmiast, zupełnie jakby czekał pod drzwiami, i Martin w mgnieniu oka znalazł się na schodach jej domu. Odszedł z Portman Square na oślep i tylko cudem nie wpadł pod jakiś powóz, bo nie widział nikogo i niczego.

Od długiego czasu czekał na ten pocałunek. Od ostatniego razu, prawdę mówiąc. A teraz, kiedy to się stało, chciał robić to znów. Wkrótce. Często. Jęknął. Fatalnie wybrał czas. Ubiegał się o rękę innej damy, szanowanej wdowy, którą uznał za idealny materiał na żonę. Nie był to właściwy moment na całowanie innej wdowy, niecieszącej się szczególnym szacunkiem.

Co zaś do romansu, wiedział, że nie mógłby złożyć Julianie takiej propozycji, nawet gdyby należał do mężczyzn, którzy mają żonę i kochankę jednocześnie.

Nie był dla niej wystarczająco dobry.

Zastanowił się nad tym spostrzeżeniem.

Dlaczego nie był dla niej wystarczająco dobry? Cieszyła się złą sławą i najwidoczniej romansowała z nie wiedzieć iloma dżentelmenami. Nie była uważana za odpowiednią kandydatkę na żonę, jej reputacja była zrujnowana. Gdyby miała majątek, być może sprawy przedstawiałyby się inaczej. Tak jednak nie było. Miała mnóstwo długów karcianych. Właściwie tylko jej status wdowy i fakt, że była córką markiza Tallanta dawały jej jaką taką pozycję w towarzystwie.

Dziwne, ale uświadomiwszy sobie sytuację Juliany, wcale nie poczuł się lepiej. Przeciwnie, rozzłościł się.

„Jest pan zdezorientowany, panie Davencourt. A teraz zbija pan z tropu także mnie”.

Miała rację, pomyślał ze smutkiem. Był piekielnie zagubiony i piekielnie zazdrosny. Kiedy trzymał ją w ramionach, odnosił wrażenie, że jej miejsce jest właśnie tu. Przywołało to niechciane wspomnienie zadowolenia, jakiego doznał tamtego lata w Ashby Tallant.

Ale nie mógł pozwolić, by takie myśli przesłoniły mu umiejętność oceny sytuacji. Juliana była nieprzewidywalna i niebezpieczna, a jej wpływ na Kitty mógł okazać się zgubny. Zmarszczył czoło na myśl o wspaniałomyślności Juliany wobec Kitty. Nie był to postępek kobiety, która zamierza zrujnować jego siostrę, wciągając ją głębiej w sieć hazardu.

Czuł się rozdarty. Pragnął Juliany Myfleet, lecz wiedział, że nie może jej mieć, a w tym momencie nie potrafił znaleźć żadnego wyjścia z sytuacji.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Jest tu pewna młoda dama, która chciałaby się z panią zobaczyć – zakomunikował Segsbury, kiedy Juliana wróciła z wyprawy na zakupy następnego popołudnia. Jego głos nie zdradzał zdziwienia, jakkolwiek młode damy nigdy nie bywały przy Portman Square 7. – Ściśle biorąc, dwie młode damy. Panna Kitty Davencourt i panna Clara Davencourt, proszę pani. Wprowadziłem je do błękitnego salonu, bo pomyślałem…

– Pomyślałeś, że nagie posągi w bibliotece mogłyby urazić ich panieńską wrażliwość – dokończyła za niego. – Dziękuję ci, Segsbury. Jestem ci wdzięczna.

Podała kamerdynerowi kapelusz i okrycie, obrzuciła zadowolonym spojrzeniem stos pakunków, który lokaj wypakowywał z powozu i ruszyła do biblioteki. Nie miała pojęcia, czego mogą chcieć od niej Kitty i Clara Davencourt, za to była niemal pewna, że ich brat nie wie, dokąd się udały. Postanowiła pozbyć się dziewcząt tak szybko, jak się da. Pogawędki z debiutantkami nie były zajęciem, które ją choćby w najmniejszym stopniu interesowało, i nie chciała utwierdzać Kitty w przekonaniu, że jest jej przyjaciółką. Poza tym gdyby Martin się dowiedział, bez wątpienia wygłosiłby kolejne kazanie o tym, że nie jest wystarczająco przyzwoita, by utrzymywać stosunki towarzyskie z jego siostrami. A najgorsze ze wszystkiego było to, że miał rację. Wizyta przy Portman Square mogła bezpowrotnie nadszarpnąć reputację sióstr Davencourt.

Stanęła przed lustrem, poprawiła włosy i przygładziła fałdy sukni. Byłoby fatalnie, gdyby wizyta Kitty i Clary sprowadziła Martina w jej progi po raz kolejny. Nie miała ochoty go widzieć, bo ilekroć do tego dochodziło, pragnęła, by ją kochał, i to doprowadzało ją do szału. Dawno temu przysięgła sobie, że już nigdy się nie zakocha, toteż teraz ubolewała nad sobą, zwłaszcza że wybrała mężczyznę, który miał o niej tak niskie mniemanie. W dodatku nie zamierzała więcej wychodzić za mąż.

Wykrzywiła się do swego odbicia w lustrze. Nie znosiła też rozczulania się nad sobą. A więc będzie trzymała się z daleka od Martina Davencourta. I od jego naprzykrzających się siostrzyczek.

Obie panny Davencourt zerwały się z miejsc, gdy tylko weszła do pokoju. Dziś Kitty ładnie wyglądała w bladoróżowej sukni, ale Clara przyćmiła ją całkowicie. Była olśniewającym stworzeniem, kipiącym zdrowiem i energią. Odziedziczyła jasną urodę rodziny Davencourtów. Miała długie blond włosy, które kręciły się urokliwie wokół jej twarzy, wspaniałą mleczną cerę i ogromne, ciemnoniebieskie oczy. Wyglądała równie ponętnie, jak pucharek truskawek ze śmietaną.

– Lady Juliana! – zawołała Clara. Gapiła się na nią otwarcie i Juliana uświadomiła sobie, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. Co takiego słyszała o niej ta dziewczyna? Może szacowne matrony i przyzwoitki posługiwały się nią jak straszydłem do terroryzowania młodych dam?

„Jak będziesz się źle zachowywać, staniesz się podobna do lady Juliany Myfleet!”

– Przyszłyśmy… – Clara spróbowała wziąć się w garść, choć nie przestała się w nią wpatrywać. – To znaczy, chciałyśmy panią prosić…

– Tak? – podsunęła Juliana. – Dlaczego przyszłyście, panno Claro?

Clara przez chwilę wyglądała na kompletnie zaskoczoną, a potem się uśmiechnęła. To było cudowne jak wschodzące słońce. Juliana pomyślała, że ta dziewczyna musi odpędzać konkurentów kijami.

– Przyszłyśmy, bo chciałyśmy się z panią zobaczyć, naturalnie – odparła wprost. – Kitty tyle mi o pani opowiedziała.

Juliana spojrzała na Kitty, która spłonęła rumieńcem.

– Wyobrażam sobie – odrzekła. – Jestem prawie pewna, że wasz brat nie wie, dokąd poszłyście. Powinniście stąd iść, za nim się tego dowie.

Kitty szarpnęła Clarę za ramię. Była najwyraźniej o wiele wrażliwsza na atmosferę niż jej siostra.

– Lady Juliana ma rację, Claro. Nie powinnyśmy były jej nachodzić.

Nagły przypływ współczucia osłabił stanowczość Juliany. Kitty była taka przybita i rozczarowana. Przypomniała sobie, że obiecała dziewczynie pomoc w znalezieniu męża. Musiała oszaleć.

Zaskakująco jak na kogoś o tak słodkiej powierzchowności, Clara okazała się bardziej stanowcza niż siostra. Odwróciła się do Kitty z zaciętą miną.

– Ale ja chciałam prosić lady Julianę o pomoc! Obiecała, że tobie pomoże.

– Nie jestem dobrą wróżką – zauważyła Juliana, znacznie łagodniejszym tonem, niż zamierzała.

Clara, wyczuwając słabość, uśmiechnęła się ujmująco.

– Och, proszę, lady Juliano! Potrzebujemy pani rady, a Kitty mówiła, że była pani dla niej taka miła.

Juliana zawahała się. Nie przewidziała, że Kitty przedstawi ją w tak korzystnym świetle, niczym jakiegoś opiekuńczego anioła. To wszystko wydawało się takie dziwne. Popatrzyła na Clarę, która odpowiedziała jej spojrzeniem przejrzystych błękitnych oczu. Juliana uśmiechnęła się. Zawsze myślała, że to Martin jest najbardziej upartym z Davencourtów. Ale to było, zanim poznała Clarę. Westchnęła.

– No dobrze. Niewątpliwie mogę poświęcić wam parę chwil. Może usiądziemy, napijemy się herbaty i opowiecie mi, o co chodzi?

Pół godziny później Julianie kręciło się w głowie. Między kęsami muffinów i kolejnymi filiżankami herbaty Clara wyrzuciła z siebie całą smutną opowieść o problemach własnych i siostry. Kitty siedziała cicho, w cieniu młodszej siostry, ale od czasu do czasu przytakiwała albo wtrącała słówko tu czy tam.

– Nie chodzi o to, że nie chcemy wyjść za mąż, lady Juliano – tłumaczyła Clara – tylko wszyscy dżentelmeni, których poznałyśmy do tej pory, są nieodpowiedni. Kitty chciałaby znaleźć mężczyznę, który kocha wieś, a ja… cóż, do tej pory nie udało mi się poznać kogoś, przy kim nie usnęłabym z nudów. – Włożyła do ust kolejną bułeczkę. – Mam okropny zwyczaj zasypiania ni stąd, ni zowąd, wie pani. Uważam, że sezon jest tak bardzo męczący, a przez te upały wciąż przysypiam. Niestety, zdarza mi się zasnąć w najdziwniejszych miejscach. Na balach, w teatrze.

– Och, w teatrze wszyscy przysypiają – wpadła jej w słowo Juliana. – Naturalnie o ile przerwy w rozmowie są na tyle długie, by im się to udało. Ale chyba nie zapadasz w sen, kiedy dżentelmeni próbują z tobą rozmawiać?

– Tak właśnie jest – odezwała się Kitty.

Na policzki Clary wystąpił rumieniec wstydu.

– Zdarza się. – Strzepnęła rękami. – Wszyscy moi zalotnicy są tacy nudni, lady Juliano! Obawiam się, że nie są w stanie zrobić niczego, co powstrzymałoby mnie przed zaśnięciem!