Gard chyba rzeczywiście się nie mylił. „On nie wyjdzie z tego żywy”, oznajmił lekarz więzienny. „Jeśli przeżyje proces, to będzie prawdziwy cud. Dosłownie zadręcza się na śmierć”.

Po kilku dniach Gard namówił Mali i Sindrego, aby wybrali się samochodem na południe obejrzeć ich nową posiadłość. Komisarz Brustad zaś i jego koledzy, naradziwszy się z Mörkmoenem, obiecali chłopcu małego wesołego pieska, który opuści swoją mamę za trzy albo cztery tygodnie…

Sindre siedział na tylnym siedzeniu. Wprost rozpierała go radość.

– Ten samochód jest bardzo ładny, prawda, mamo? To samochód taty.

Mali nie miała sumienia powiedzieć mu, że już jechała tym pięknym autem.

– Tak, jest fantastyczny – przyznała.

Mörkmoen jednak poprawił chłopca:

– On nie jest tylko mój. Teraz to jest nasz samochód.

Szczęście, jakie ogarnęło Sindrego, niemal odebrało mu mowę.

Mali spojrzała ukradkiem na Garda. Ależ on jest przystojny! Na wspomnienie nocy spędzonej w jego mieszkaniu, gdy Sindre został w szpitalu, poczuła żar w całym ciele. Dopiero wtedy pojęła, jak straszliwie samotna była przez ostatnie lata, podobnie zresztą jak on. Nie ukrywała już przed nim ani przez chwilę, że bardzo go potrzebuje i mocno kocha. A jego szepty i gesty mówiły jej wyraźnie, że dla niego ta miłość jest cenniejsza niż wszystko.

Gard oznajmił jej, że zamiast adoptować Sindrego, chce uznać go za własnego syna. Doskonale wiedział, że Sverre Pettersen nigdy nie będzie rościł pretensji do chłopca, dlatego Mali może bez obaw mówić wszystkim, że ojciec jej dziecka nazywa się Gard Mörkmoen. Oczywiście, nie miała nic przeciwko temu.

Gdy nieoczekiwanie ujął jej rękę, Mali zrozumiała, że przed nią i Sindrem otwiera się naprawdę nowy świat. Cały lęk przed przyszłością rozpłynął się w uścisku silnej i opiekuńczej męskiej dłoni.

Margit Sandemo

  • 1
  • 24
  • 25
  • 26
  • 27
  • 28