– Zmarła wcześniej, ale właśnie jej śmierć tak bardzo nas zbliżyła. Obie straciłyśmy matki i obie zostałyśmy wysłane do internatu. Chyba głównie dlatego tak szybko zaprzyjaźniły się i wspierałyśmy przez pierwszy, najgorszy okres i ferie, gdy wszystkie koleżanki wracały do domu z matką, tylko my nie.

Zacisnęła obrączkę w dłoni i uśmiechnęła się zażenowana.

– Emma stale wspominała mamę, a ja marzyłam o tym, że moja była choć trochę podobna do waszej… Z tego, co Emma mówiła, mieliście cudowne dzieciństwo.

– Była wspaniałą matką.

– Moja nie okazywała mi czułości – ciągnęła Rosalind ze smutkiem. – Nie czytała mi bajek, nie uczyła piec ciasta, nigdy nie pocałowała i nie pocieszała, gdy się przewróciłam albo skaleczyłam. Na dobrą sprawę pamiętam tylko jej śmiech i perfumy.

Michael spuścił wzrok i zastanawiał się, czy przed laty rozumiałby Rosalind lepiej, gdyby wiedział coś ojej sytuacji rodzinnej. Nigdy jednak poważnie nie rozmawiali, ponieważ ona zachowywała się tak, jakby chciała mu udowodnić, że jest beztroska i powierzchowna. Zresztą może sam też nie był bez winy. Dlaczego miałaby mu opowiadać o swym dzieciństwie, skoro jej nie pytał?

– Widywałaś się z matką po jej wyjeździe?

– Kilka razy, ale to były nieudane spotkania. W Hollywood jej się nie powiodło, film zrobił klapę i potem dostawała coraz gorsze role. – Wzruszyła ramionami. – Nie umiała radzić sobie z porażką, więc zaczęła pić. Od czasu do czasu poddawała się kuracji odwykowej i następowała krótkotrwała poprawa. Nic w jej życiu długo nie trwało… Zmarła, gdy miałam dwanaście lat – zakończyła z goryczą.

– Bardzo ci współczuję. Uśmiechnęła się zdawkowo.

– Niepotrzebnie, boja matki właściwie nie znałam, więc mi jej nie zabrakło. Emmie było znacznie trudniej i biedaczka co noc usypiała zapłakana. – Rozchyliła palce i spojrzała na obrączkę. – Z jej opowiadań wynikało, że wasza mama była zupełnie wyjątkowa, wierzyła w takie ideały jak miłość, dobrane małżeństwo, udana rodzina. – Podała mu obrączkę. – Nie mam prawa nosić tej obrączki pod fałszywym pretekstem, bo to by umniejszyło jej wartość.

Michael wziął złoty krążek i zamyślił się. Gdy matka zmarła, miał siedemnaście lat i bardzo mocno przeżył stratę, ale dla niego tragedia nie była tak wielka jak dla siostry. Obiecał, że będzie się nią opiekował i robił, co mógł, aby służyć jej oparciem, lecz teraz wydało mu się, że to raczej Rosalind była dla Emmy podporą w trudnych chwilach.

Długo trwało, nim odważył się spojrzeć Rosalind w oczy; były zielone jak morska toń, szczere i ciepłe. Wiedział, że matka byłaby przerażona, gdyby usłyszała, że jako dziecko Rosalind miała wszystko, co można dostać za pieniądze, lecz była pozbawiona miłości i serdecznej troski.

– Emma chce, żebyś nosiła tę obrączkę – rzekł cicho. – I sądzę, że moja matka też by tego chciała.

– A tobie nie będzie to przeszkadzać? – spytała nieśmiało.

Pokręcił głową. Nie pojmował, dlaczego nagle stało się ważne, by nosiła obrączkę po jego matce, więc podał pierwszy powód, jaki przyszedł mu do głowy.

– Będzie mi bardzo przeszkadzać, jeżeli ktoś pomyśli, że nie jesteś moją żoną. Nie chcę wyjść na idiotę w oczach ciotki i jej znajomych i nie chcę jej sprawić przykrości. Nie może podejrzewać, że nie jesteśmy tymi, za kogo się podajemy. To byłoby upokarzające dla nas wszystkich. – Zdecydowanym tonem rzekł: – Podaj mi rękę.

Rosalind zawahała się na mgnienie oka, po czym wyciągnęła dłoń. Michael patrzył na smukłe palce i powtarzał sobie, że powinien przestać myśleć o tym, jak mogło być, gdyby pobrali się przed laty. Wtedy obrączka symbolizowałaby miłość, zaufanie, związek na całe życie. Wszystko to, w co Rosalind nie wierzyła! Prędko, aby nie zmienić zdania, wsunął obrączkę na jej serdeczny palec.

– To nasze zaślubiny – mruknął, aby rozładować napięcie. – Tylko na miesiąc – powiedziała ledwo dosłyszalnie.

– Tylko na miesiąc – powtórzył głucho.

Patrzył na złączone ręce i dziwił się, że bezwiednie zacisnął palce wokół jej dłoni. Miał zamiar odsunąć rękę i byłby to zrobił, gdyby nie spojrzał Rosalind w oczy. Były łagodne i lśniły osobliwym blaskiem; zapatrzył się w nie i zapomniał o całym świecie.

Oboje zapomnieli. Nie słyszeli szumu samochodów, nie widzieli chodzących tuż obok ludzi. Całe otoczenie przestało istnieć. Wpatrzony w Rosalind, czuł ciepło jej dłoni i bicie własnego serca. Przestał oddychać, przestał myśleć, zapomniał o wszystkim, gdyż ogarnęło go przemożne pragnienie, by ją pocałować.

Zacisnął mocniej dłonie i już, już chciał przyciągnąć ją do siebie, lecz od tego nieopatrznego kroku uratował go Jamie.

– Ros, patrz! – krzyknął zachwycony malec. – Koparka! Na ciężarówce.

Oboje cofnęli ręce jak oparzeni. Rosalind zarumieniła się, pochyliła głowę nad Jamiem i udała, że podziwia koparkę. Michael był jej wdzięczny, że nie patrzy na niego, dzięki czemu mógł się opanować.

Dopił resztę kawy i wbił wzrok w kubek. Był przerażony, że tak niewiele brakowało, a znowu byłby się skompromitował. Nie rozumiał, co go skłoniło, aby tak zapatrzyć się w oczy Rosalind. Wystraszył się, że ona pomyśli, iż nadal jest zadurzonym w niej głupcem. Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Przed laty dała mu nauczkę, więc już się nie zapomni, choćby nie wiem co.

Rosalind kątem oka zauważyła, że Michael wpatruje się w pusty kubek i ma twarz jak maskę, bez wyrazu. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam człowiek, którego szare oczy przed chwilą ją zahipnotyzowały i którego dotyk ją rozpalił. Serce waliło jej jak młotem, odetchnęła z trudem, powoli, żeby uspokoić nerwy. Gdy Michael wsunął obrączkę na jej palec, niemal zabrakło jej tchu.

Wolałaby nie nosić obrączki i uniknąć gorzkiej parodii tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby przed laty zachowała się inaczej. Zaczerwieniła się ze wstydu, gdy przypomniała sobie, jak kilka minut temu ściskała Michaela za rękę i jak niemądrze patrzyła mu w oczy. Gotów pomyśleć, że żałuje, iż dała mu kosza. Gotów domyślić się, że zastanawiała się, jak by to było, gdyby byli małżeństwem.

Wystraszona, że Michael potrafi czytać w myślach, przez resztę drogi kryła się za parawanem wyniosłości. Miała nadzieję, że Michael złoży to na karb znudzenia podróżą. Milcząc, tym bardziej czuła jego obecność i niepokoiła się wyrazem jego twarzy. Bała się, że ogarnął go niesmak, ponieważ czepiała się jego ręki jak tonący rozbitek. A może zastanawiał się, jak powiedzieć, że raz dał jej szansę szczęścia, lecz więcej tego nie powtórzy.

Ogarnięta złością na siebie zaczęła niespokojnie wiercić się na siedzeniu. Od lat udawała przed wszystkimi, że głębsze uczucia są jej obce i dawno temu postanowiła, iż lepiej za bardzo się nie angażować, a życie pokazało, że miała rację. Teraz pocieszała się myślą, że oboje są związani z kimś innym, więc nic im nie grozi. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego jej serce chce wyskoczyć z piersi, za każdym razem gdy Michael przesuwa dłonie na kierownicy lub przechyla głowę, aby spojrzeć w lusterko.

Czuła się coraz bardziej podenerwowana. Napięcie rosło, atmosfera się zagęszczała i coraz częściej zapadało milczenie. Zanim dojechali do Askerby, kilkakrotnie powstrzymywała się, by nie wybuchnąć z byle powodu.

Askerby, niewielka wioska w Yorkshire, rozłożyła się wokół dużego błonia. W największym domu, stojącym na skraju wsi, był hotel, a dalej znajdował się kościół, dwa puby i sklep, w którym Michael zapytał o drogę.

Dowiedział się, że pani Brooke mieszka po przeciwnej stronie błonia. Jej dom był otoczony dzikim ogrodem i z daleka wyglądał bardzo malowniczo, ale z bliska sprawiał przygnębiające wrażenie, ponieważ ze ścian odpadał tynk, a dróżka od furtki do drzwi zarosła zielskiem, – Wygląda to mało zachęcająco ~ mruknęła Rosalind. – Może zatrzymamy się w hotelu? To chyba nawet lepsze wyjście, bo zaoszczędzimy pracy pani domu.

– Ciotka nie będzie nic robić – obruszył się Michael. – My wszystkim się zajmiemy. Głównie ty.

– Ja?

– Oczywiście. Chyba widzisz, że grządki trzeba wypielić, a krzewy przyciąć. Sądząc po stanie ogrodu, ciotka naprawdę potrzebuje pomocy, więc przestań myśleć tylko o sobie. Na pewno nie ma służby na każde zawołanie i jeśli chcesz, żeby wszyscy uwierzyli, że jesteś moją żoną, będziesz musiała zakasać rękawy.

Rosalind wysiadła i z hukiem zatrzasnęła drzwi.

– Co ty wygadujesz?! – zawołała. – Ja nie mam pojęcia o gotowaniu i sprzątaniu!

– Czas najwyższy, żebyś nauczyła się kilku pożytecznych rzeczy – rzucił Michael pogardliwie. – Praca nikomu nie szkodzi. Narobiłaś tyle szumu, żeby tu przyjechać, więc sądziłem, że w dowód wdzięczności za gościnność starszej pani zajmiesz się jej domem. Ale jeśli nie potrafisz zrobić tego chętnie i ze szczerego serca, powiedz od razu, zanim się skompromituję, przedstawiając cię jako moją żonę.

– No wiesz!

– Decyzja należy wyłącznie do ciebie. Jeśli o mnie chodzi, możesz sobie siedzieć w hotelu, ale jeżeli chcesz mieszkać tutaj, musisz zarobić na kawałek chleba. Mnie jest wszystko jedno, więc decyduj się, i to szybko. – Spojrzał w jej gniewnie zmrużone oczy. – No, co postanawiasz? Odwieźć cię do hotelu?

Zawahała się. Nie przewidziała, że będzie musiała cokolwiek robić, a tym bardziej sprzątać stary dom i karczować dziki ogród. Nie miała wątpliwości, że w hotelu są lepsze warunki, a poza tym nie była pewna, jak długo wytrwa w towarzystwie wrogo usposobionego Michaela.

Kłopot polegał na tym, że nie wiedziała, czy poradzi sobie bez niego. Niepokoiło ją to, że nie upłynęła nawet jedna doba od ponownego spotkania, a już liczyła tylko na niego. Może nie miał najłatwiejszego usposobienia, ale przy nim czuła się bezpieczna. I Jamie był bezpieczny. Nie chciała być znowu zdana na siebie. Skoro udało się doprowadzić sprawę tak daleko, postanowiła jeszcze raz schować dumę do kieszeni, aby nie zaprzepaścić tego, co z takim trudem osiągnęła.

– Nie chcę mieszkać w hotelu. Zostanę tutaj – zdecydowała z ponurą miną.