Gdy matka bezpiecznie ruszyła w drogę, Tavis udał się do komnaty Arabelli. W końcu się obudziła. Była blada i miała wielkie, ciemne sińce pod oczami. Usiadł na brzegu łóżka, ujął jej małą dłoń w swoje dłonie i zapytał:

– Jak się czujesz, kochana?

– Czy Margaret naprawdę umarła, czy to był tylko zły sen? – zapytała poruszona i zadrżała z zimna, choć dzień był ciepły.

– To prawda, nasze dziecko nie żyje – rzekł łagodnym tonem, obawiając się o nią, bo jej dłonie były zimne jak lód. – Nie mogliśmy nic na to poradzić. Nawet mama, choć robiła, co mogła, nie potrafiła jej uratować. Wiele dzieci przechodzi odrę łagodnie, a inne, jak Maggie, tak ciężko, że nie udaje im się przetrwać i nic nie można dla nich zrobić.

Skinęła ze smutkiem głową, a na jej policzku pojawiła się łza.

– Była taka malutka – szepnęła żałośnie Arabella. – Była taka do ciebie podobna, Tavisie. Tylko oczy miała błękitne, jak moja matka.

– Pochowaliśmy ją koło Roweny, kochanie. Pomyślałem, że tak właśnie byś chciała – powiedział łagodnie i położył się na łóżku obok niej, by objąć ją ramieniem.

Arabella zamknęła oczy, a spod gęstych rzęs zaczęły strumieniami płynąć łzy.

– Cały rok z jej życia mi odebrano – szepnęła zrozpaczona. – Cały rok. Król Henryk nie pozwolił mi jej zabrać ze sobą do Francji.

– Miał rację, moja miła. To byłoby niebezpieczne.

– Wszystko to robiłam dla niej, Tavisie, żeby miała Greyfaire, żeby miała własny majątek i mogła decydować o sobie.

– Wiem – potwierdził.

– A teraz już nic nie zostało. Greyfaire jest martwe i nasza córka też. – Wybuchła nagle gwałtownym, pustym śmiechem. – Wszystko to na nic, Tavisie. Zniszczyłam nasze wspólne życie i sprzedałam ciało, by odzyskać Greyfaire dla Margaret. Teraz nie mam ani Greyfaire, ani Margaret. To na pewno kara boska za moją przeklętą dumę i inne oczywiste grzechy.

Może ojciec Anzelm miał rację, kiedy dawno temu powiedział mi, że kobieta powinna byś cicha, posłuszna i oddana swemu mężowi.

– Arabello Grey. Jesteś zmęczona i rozżalona, ale nawet przez jedną chwilę nie wierzyłem, byś chciała być cicha i posłuszna. Na Boga, dziewczyno! Ty nawet nie wiesz, co to znaczy, ale nie byłbym niezadowolony, gdybyś była mi oddana.

– Co?

Wyplątała się z jego objęć i spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie rozumiem. W jaki sposób mam być ci oddana?

– Arabello Grey – zaczął czule – wyjdziesz za mnie raz jeszcze? Kocham cię i zawsze cię kochałem. Ty chyba też kochałaś mnie przez cały ten czas.

– Tak – odparła po prostu. Skończył się czas sporów. Kochała go i nie zamierzała zaprzeczać. Wszelki gniew, który wcześniej czuła, dawno zniknął. Kusząca propozycja powrotu do męża trochę ją jednak zaskoczyła.

– Wyjdziesz za mnie? Będziesz znów moją małą angielską żoną?

– Byłam kochanką księcia de Lambour – przyznała się otwarcie. Czuła, że nie może być między nimi tajemnic, niczego, co mogłoby znów ich rozdzielić.

– Wiem – rzekł cicho.

– I nic cię to nie obchodzi? – zapytała ostrożnie.

– Angielska nałożnica księcia de Lambour nie była moją żoną – powiedział spokojnie. – Nie była nią też dumna Angielka, która spędziła trzy noce w ramionach mego bratanka – ciągnął spokojnie.

Poczuła się, jakby uderzył w nią piorun.

– Ty… wiedziałeś? – szepnęła, a jej blada skóra zaróżowiła się na policzkach.

– Tak, wiedziałem – rzekł. – Nie od razu, ale kiedy Donald zasugerował to w gniewie, na początku odrzuciłem taką myśl, ale potem, po zastanowieniu, przyznałem mu rację. Dlaczego Jamie miałby ci pomóc? Och, to dobry chłopak, ale nigdy nie robi niczego jedynie z dobroci serca. Z tobą ułożył się niehonorowo. Wtedy dopiero zrozumiałem, kochana. Zrozumiałem, dlaczego się ze mną rozwiodłaś. Nie chciałaś przynieść mi hańby. Taki był powód, prawda, Arabello? Wiedziałem, że prawdziwie mnie kochasz. Kochasz mnie równie mocno, jak ja kocham ciebie.

– Nie mogłam ci o tym powiedzieć, Tavisie – przyznała szczerze. – Nie obawiałam się tego, co powiesz. Nie o to mi chodziło. Nie mogłam skłócić cię z królewskim bratankiem. Biedny Jamie ma tak niewiele osób, którym może ufać, a ty, mój ukochany, zawsze byłeś wobec niego lojalny. To jedna z rzeczy, za które tak bardzo cię kocham, Tavisie Stewart. Twój honor.

Uśmiechnął się do niej.

– To też rozumiem, kochanie. Czyż nie wspaniale mieć takiego mądrego mężczyznę, który na dodatek bardzo cię kocha? – zażartował.

– Tak. Mam wiele szczęścia – przyznała szczerze, a potem zmarszczyła brwi. – O, Boże! Nie mogę zostawić tych biednych ludzi, którzy zostali tu ze mną w Greyfaire, by bronić się przed sir Jasperem. Co mają ze sobą zrobić? Byli lojalni wobec Greyów na dobre i złe. Nie mogę ich opuścić!

– Nie – zgodził się. – Nie możesz, ale chyba wiem, co należy uczynić, żeby im pomóc. Na razie granica jest bezpieczna, zwłaszcza gdy nie żyje już ten diabeł wcielony, sir Jasper Keane. Spodziewam się, że będą jeszcze spory na granicy Anglii i Szkocji, bo tak zawsze było, ale pewnie Greyfaire i tak już nie stanowiłoby żadnej siły obronnej. Podzielimy ziemię na kilka części. Osadzimy na tych kawałkach tych dobrych ludzi jako dzierżawców. Wybudujemy dla nich chaty z kamienia, a to, co będą ci płacić, odłożymy na posag dla naszej następnej córki. Kiedy wyjdzie za mąż, dochód z renty będzie należał w pełni do niej.

– Tak – zgodziła się – to dobry pomysł, a kamienie na chaty weźmiemy z warowni – rzekła.

– Chciałabyś rozebrać swój zamek, kochanie? -zdziwił się.

– Warownię zbudowali moi przodkowie, panie. Tylko ludzie z rodu Greyów w niej mieszkali, z wyjątkiem krótkiego pobytu sir Jaspera Keane’a. Jestem ostatnią z rodu. Dlatego to ja powinnam zadecydować o losie warowni. Teraz jej strategiczna wartość jest już niewielka. Jeśli ją zostawię niezamieszkaną, stanie się kryjówką dla wyrzutków i harcowników najeżdżających przygraniczne wioski. To niedobry koniec dla domu, w którym od początku mieszkała szlachta godnego rodu. Nie chcę, by tak się stało. Dlatego postanowiłam rozebrać zamek, a kamienie wykorzystać dla dobra ludzi. Poza tym, dzięki sir Jasperowi, zamek i tak jest na wpół zniszczony.

Arabella nie wyjechała, póki zamek Greyfaire nie został doszczętnie rozebrany. Tak, jak sugerował hrabia, podzieliła ziemię na mniejsze kawałki, wydzierżawione młodym ludziom, którzy lojalnie stali u jej boku. Obiecała nie pobierać od nich dzierżawy w pierwszym roku. FitzWalter otrzymał największą działkę i to wolną od opłat do końca jego dni.

Pierwsze kamienie z zamku wykorzystano na odbudowę kościoła, ku wielkiej radości ojca Anzelma. Gdy żołnierze wezwani z Dunmor rozbierali zamek kawałek po kawałku, nowi dzierżawcy i ich rodziny już zaczynali pracować w polu, zakładać sady, karmić owce i bydło, nasadzać na jajka gęsi i kury. Cały ten inwentarz był hojnym darem od ich pani.

Jedynym warunkiem pozyskania nowego domu i ziemi był ożenek. Jeśli ktoś nie chciał wziąć sobie żony, musiał przygarnąć wdowy z dziećmi, by one też miały gdzie się podziać. Kiedy zamek zniknął z powierzchni ziemi, żołnierze Tavisa zostali, by pomóc ludziom z Greyfaire zbudować domy, nim nastanie zima. Komuś mogłoby się zdawać, że więź między ludźmi z Dunmor i Greyfaire była trochę dziwna, ale okazało się, że ludzie zza obu stron granicy mają ze sobą wiele wspólnego.

Zadowolona, że nareszcie jej ludzie są bezpieczni, dziedziczka Greyfaire, Arabella Grey, poślubiła ponownie Tavisa Stewarta, hrabiego Dunmor 9 czerwca roku pańskiego 1491.

– Nie wolałbyś, aby uroczystości ślubne odbyły się w Dunmor? – zapytała, kiedy w końcu postanowili opuścić Greyfaire.

– Nie – powiedział i potrząsnął głową. – Poprzednim razem poślubiłem cię w Dunmor i były z tego same kłopoty. Tym razem poślubię cię tak, jak powinienem poślubić dziedziczkę Greyfaire, w jej miejscu urodzenia. Zaślubiny będą w Greyfaire, a ojciec Anzelm poprowadzi ceremonię, świadkami zaś będą twoi ludzie.

– I tym razem nawet będę miała na sobie ślubną suknię – zażartowała wesoło.

– Poślubiłbym cię w sukni, czy bez niej, moja miła – powiedział z uśmiechem. – A potem…

– Potem – przerwała mu – pojedziemy do domu, Tavisie Stewart.

Stanęła na palcach i pocałowała go.

– Do domu? – zdziwił się. Objął ją, a w ciemnych oczach zapłonęła namiętność.

– Tak – rzekła Arabella Grey z oczami lśniącymi od nieskrywanych łez i z wyrazem uwielbienia na twarzy. – Do domu. Do Dunmor.

Bertrice Small

  • 1
  • 74
  • 75
  • 76
  • 77
  • 78
  • 79