– Tak, milady – odparł młody człowiek, a potem odważnie dodał: – Ale chcę coś w zamian.

– Chyba wiem, czego chcesz – powiedziała. – Ręki Lony?

– Tak.

– Masz moje pozwolenie, ale musi się jeszcze zgodzić FitzWalter, bo przecież to jego córka.

– Nie mam nic przeciwko temu – odezwał się FitzWalter – ale najpierw musimy pozbyć się sir Jaspera Keane’a.

Lona przyniosła pergamin i pióro, nim Arabella zdążyła ją po nie posłać. Stała za swoją panią, czytając napisane przez nią słowa:

Wróciłam do Greyfaire. Sir Jasper planuje już atak na moją warownię. Jest ze mną Margaret.

Arabella Grey z Greyfaire

– Nawet nie poprosiłaś go o pomoc, milady – zauważyła zdziwiona służąca.

– Nie muszę – odparła Arabella. – Nie będzie mógł nawet powiedzieć, że się ukorzyłam. Przybędzie tu z powodu swojej córki, która jest w niebezpieczeństwie.

– Milady, jesteś złą kobietą. To po prostu podstęp!

Arabella roześmiała się. Zwinęła pergamin i nalała na niego wosk, a potem wycisnęła na nim znak z sygnetu, który zawsze nosiła na palcu.

– Nie, Lono, nie jestem zła ani podstępna, ale dumna. Gdyby istniał sposób, dzięki któremu sama mogłabym usunąć żądło z ogona sir Jaspera, wykorzystałabym go. Niestety, sama sobie nie poradzę. Potrzebuję pomocy hrabiego Dunmor, który i tak ma z nim dawne porachunki. To całkiem uczciwa wymiana.

– Tato? – zwróciła się do ojca Lona, ale FitzWalter uśmiechał się szeroko.

– Czy ci się to podoba, czy nie, dziewczyno, sposób jest naprawdę mądry i sam hrabia na pewno doceni spryt naszej pani – rzekł.

Arabella podała pergamin Rowanowi.

– Jedź – rzekła – i pamiętaj, Rowanie FitzWalterze, że los Greyfaire i wszystkich, którzy tu zostają, leży w twoich rękach.

– Nie zawiodę, pani – obiecał Rowan i wyszedł z sali rycerskiej.

– Ile mamy czasu? – zapytała FitzWaltera.

– Jutro nie zaatakuje – odparł. – Przyjechaliśmy dziś dość późno. Jest mało prawdopodobne, by sir Jasper wystawił kogoś na wartę w czasie deszczu. Nie wie przecież, że w ogóle tu wrócimy, a brak zainteresowania króla upewnił go, że może napadać na nas, kiedy mu się żywnie podoba i nie musi się śpieszyć. Możliwe, że przyjedzie pojutrze, jeśli rozniesie się wieść, że jesteś już w domu. Niestety, Bóg jeden wie jak, ale takie plotki krążą szybko. Jeśli będziemy mieli szczęście, hrabia przybędzie tu przed sir Jasperem, a jeśli nie, na pewno uda nam się go odeprzeć. Jesteś pani pewna, że przyjedzie?

– Przyjedzie. Jeśli nie dla mnie, to dla córki – zapewniła go.

– Może Lona ma rację – zaśmiał się znów FitzWalter. – Może jesteś podstępna, milady.

Arabella Grey roześmiała się szczerze i głośno po raz pierwszy od dawna.

– Tak – przyznała – podstępna ze mnie kobieta, FitzWalterze.

Przez cały następny dzień warta rozstawiona na murach obronnych wypatrywała jeźdźców, ale wszędzie dokoła panował spokój. Przestraszeni mieszkańcy Greyfaire stwierdzili, że jest za spokojnie. Dzień był szary i deszczowy. Nie był to dzień, w którym człowiek, pewien, iż ma mnóstwo czasu, byłby skłonny atakować. Zapadła noc, a deszcz lał teraz jeszcze mocniej.

Ledwie zaczęło świtać, a do głównej bramy ktoś głośno zapukał. Straż zauważyła za bramą kowana FitzWaltera, hrabiego Dunmor, a za nimi dużą grupę jeźdźców.

– Spuść most – rozkazał Rowan, a wartownicy natychmiast wykonali jego rozkaz.

Hrabia i jego żołnierze weszli na i tak już mocno zatłoczone podwórze zamkowe. Ich konie nerwowo obijały się o ludzi i bydło. FitzWalter zjawił się od razu, kierując ludzi i konie do stajni. Stajenny z Greyfaire podbiegł pośpiesznie odprowadzić wielkiego rumaka hrabiego.

– Wytrzyj go dobrze, chłopcze – powiedział z uśmiechem Tavis, a potem zwrócił się do FitzWaltera: – Co tu się dzieje?

– Dopiero co wróciliśmy z Francji, milordzie – odparł kapitan – ale z tego, co widzę, sir Jasper porządnie się napracował, by zniszczyć Greyfaire. Nic już nie zostało, większość ludzi uciekła, a pozostali, jak to powiedział mój syn, tylko starzy i uparci mieszkańcy wioski.

– Kiedy zabiję sir Jaspera, Greyfaire będzie w stanie się podnieść? – zapytał cicho.

Straszliwy smutek zawitał w oczach FitzWaltera; świadomość faktu, którego wcześniej nie chciał przyjąć do wiadomości. Spojrzał w końcu na hrabiego Dunmor i odparł uczciwie:

– Nie, zdaje mi się, że nie, panie, choć bardzo mnie to boli. Ziemia z czasem wróci do dobrego stanu, zwłaszcza jeśli lady Grey uzyska dobry kredyt w Yorku, ale straciliśmy ludzi, milordzie. Żaden majątek nie przetrwa bez ludzi. Wielu i tak wątpi, by lady Greyfaire mogła go sama utrzymać. Nie wiem, czy ludziom wystarczy cierpliwości, nie wiem, czy jeszcze mają nadzieję.

– Ale twoja pani i tak nigdy nie przestanie próbować, prawda, FitzWalterze?

– Tak, milordzie, nie przestanie.

– Więc będę musiał poczekać, aż wrócą jej zdrowe zmysły, choć moja rodzina bez przerwy nalega, żebym się ożenił i miał jeszcze dzieci.

– Lady Margaret! – krzyknął FitzWalter. – Pewnie chce pan zobaczyć naszą małą panienkę. Och, jaka ona jest piękna, a jaka uparta, jeśli wolno mi powiedzieć.

Tavis roześmiał się głośno.

– Boże, dopomóż mi – rzekł. – Jedną taką trudno mi wziąć w karby i nie wstydzę się wcale do tego przyznać.

Weszli do sali rycerskiej. Hrabia zauważył Arabellę stojącą przy kominku, ogrzewającą dłonie. Obok niej stała mała ciemnowłosa dziewczynka. Usłyszawszy kroki, Arabella odwróciła się. Gdy ujrzała Tavisa, pochyliła się i powiedziała coś do dziecka, które natychmiast ruszyło biegiem przez komnatę krzycząc:

– Tatku! Tatku!

Tavis Stewart pochwycił córkę, przytulił mocno i głośno cmoknął w policzek. Patrzył z podziwem na jej błękitne oczy. Potem spojrzał na Arabellę i zauważył w jej oczach łzy. Odwróciła się pośpiesznie i otarła je, by ich nie widział.

Po chwili zaczęła mówić opanowanym tonem:

– Witamy cię serdecznie w Greyfaire, milordzie. Dziękuję za przybycie. Na pewno jesteś spragniony po długiej podróży. Napijesz się piwa? Niestety, nie mogę zaproponować wina, bo powróciwszy dopiero dwa dni temu, zastałam moje piwnice puste, z wyjątkiem dwóch galonów, które zostawiłam na uczczenie naszego zwycięstwa nad wspólnym wrogiem. Noro, zabierz lady Margaret. Pora spać. Margaret pożegnaj się z ojcem. Będzie tu rano i jeszcze się zobaczycie, obiecuję – rzekła do córki, która przez chwilę chciała protestować, ale usłyszawszy słowa matki, uspokoiła się.

– Piwo całkowicie wystarczy, madame. Dziękuję – odparł, biorąc z jej rąk kielich i oddając dziecko niani.

Cóż z niej za jędza – pomyślał. Zachowuje się, jakby moja wizyta w Greyfaire była zupełnie niespodziewana, jak gdybym przejeżdżał tędy przy okazji i wstąpił na chwilę.

Miał przez moment ochotę powiedzieć, że przyjechał po córkę, dowiedziawszy się, że jest w warowni, która niedługo ma znaleźć się w oblężeniu. Ciekaw był, co by wtedy powiedziała, czy wreszcie poprosiłaby o pomoc. Wątpił. Wolałaby raczej zmierzyć się w pojedynku na miecze z sir Jasperem Keane’em.

– Twoi ludzie, panie, mogą położyć się w tej sali – rzekła chłodno. – Dla ciebie przygotowałam komnatę w części prywatnej zamku.

– Dziękuję, madame – odparł. – Czyżby to znaczyło, że uważasz mnie za rodzinę? – Tavis po prostu nie potrafił się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. W jego zielonych oczach zabłysła wesołość.

Arabella nagle zauważyła, że w komnacie nie było nikogo prócz nich dwojga.

– To niewielki dom, o czym doskonale wiesz, panie. Dlatego goście honorowi muszą korzystać z naszych prywatnych komnat – rzuciła sucho.

– Oczywiście, madame – odparł smutno.

– Na pewno jesteś, panie, głodny po podróży – ciągnęła beznamiętnie Arabella. – Żałuję, że nie mogę podjąć cię ucztą, ale to, co podamy, jest smaczne, dobrze przyprawione i pożywne, obiecuję.

Hrabia Dunmor miał ochotę pochwycić lady Grey i pocałować ją mocno. Była najbardziej upartą, irytującą i drażniącą nerwy kobietą, jaką w życiu znał, ale zmieniła jego stosunek do kobiet. Nie widział jej od czasu krótkiej wizyty we Francji, a mimo to piękna, odziana w proste, wiejskie stroje niewiasta, która stała przed nim, fascynowała go znacznie bardziej niż elegancka istota, jaką widział w Paryżu. Cokolwiek się między nimi zdarzyło, wiedział, że kocha Arabellę Grey, zawsze ją kochał i przez nią już nigdy nie pokocha innej kobiety. Chciał ją mieć z powrotem jako żonę, hrabinę Dunmor i matkę jego dzieci. Tym razem jednak nie mógł jej zabrać z Greyfaire. Wiedział, że musi zaczekać, aż ona będzie gotowa wyjechać stąd z własnej woli, aż będzie gotowa wrócić do niego. Nie było ważne dla Tavisa, jak długo to może potrwać, ważne, że nie chciał żadnej innej.

Jego ludzie zaczęli wchodzić do sali, a służba z warowni wnosiła jedzenie. Ojciec Anzelm, FitzWalter i hrabia zajęli miejsca przy stole obok Arabelli. Donald Fleming przyszedł później i usiadł obok brata. Arabella skinęła do niego głową, a on mruknął coś niewyraźnie na znak powitania.

– Pocieszający jest fakt, że nasza obecna sytuacja nie zmieniła ani odrobinę moich relacji z twoim bratem, panie – rzuciła Arabella z humorem.

– Donald się nie zmienił – odparł rozbawiony Tavis – chociaż jest już żonaty.

– Donald?

– Tak, ja – burknął niechętnie Donald Fleming. – Wydaje ci się to dziwne, madame?

– Nie, panie, nie wydaje mi się. Przecież nawet Kościół naucza, że znajdzie się kobieta dla każdego mężczyzny. To musi być wyjątkowa kobieta, skoro wytrzymuje z tobą, Donaldzie.

– Owszem, jest wyjątkowa – chwalił się Donald -i bardzo posłuszna, nie jak niektóre kobiety, których imienia przez grzeczność nie wymienię.

– Jeszcze piwa, Donaldzie? – zapytała słodko Arabella, a kiedy skinął głową, wylała zawartość dzbanka na jego kolana. Z wyjątkowo głośnym rykiem i wykrzykując sprośne słowa, od których więdły uszy, Donald podskoczył, a Arabella, udając zdenerwowanie, jęknęła: