– Ale dlaczego? Co ty mówisz, Leslie? Nie chcesz wyjechać z Nowego Jorku?

Bill nic nie rozumiejąc patrzył, jak jej oczy wypełniają się łzami. Na ułamek sekundy odwróciła głowę, a gdy znów na niego spojrzała, serce ścisnęło mu się z bólu. W jej wzroku malowały się gniew, rozczarowanie i porażka. Po raz pierwszy zobaczył to, co powinien był dostrzec wiele miesięcy wcześniej, i z przerażeniem zadał sobie pytanie, czy Leslie jeszcze go kocha.

– O co chodzi? Co się stało?

Jak mógł tego nie widzieć? Jak mógł być aż tak głupi?

– Nie wiem… ty się zmieniłeś… – potrząsnęła głową. Długie czarne włosy zawirowały wokół jej twarzy niczym ciemne skrzydła upadłego anioła. – Nie, to nie tak… zmieniliśmy się oboje.

Leslie głęboko odetchnęła i spróbowała wytłumaczyć, o co jej chodzi. Przynajmniej tyle była mu winna po pięciu latach małżeństwa i dwójce dzieci.

– Zamieniliśmy się miejscami. To ja zawsze chciałam zostać gwiazdą na Broadwayu, tancerką, której się powiodło, a ty chciałeś tylko pisać mądre, wewnętrznie spójne awangardowe sztuki o życiu. A tu nagle zacząłeś… – Leslie przerwała na moment, smutno się uśmiechając. – Zająłeś się czymś bardziej komercyjnym, co w dodatku stało się twoją obsesją. Przez jakieś trzy ostatnie lata myślisz wyłącznie o serialu: czy Sheila wyjdzie za Jake’a? czy Larry rzeczywiście usiłował zabić matkę? czy Henry jest homoseksualistą? czy Martha jest lesbijką? czy opuści męża dla kobiety? czyim naprawdę dzieckiem jest Hilary? czy Mary ucieknie z domu? a jeśli tak, to czy wróci do narkotyków? czy Helen jest nieślubnym dzieckiem? czy wyjdzie za Johna? – Wymieniając bliskie Billowi imiona Leslie wstała i zaczęła chodzić po pokoju. – Prawda jest taka, że oni doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie chcę więcej o nich słyszeć. Nie chcę z nimi mieszkać. Chcę wrócić do normalnej, prostej i zdrowej egzystencji, do dyscypliny, jaką narzuca taniec, do radości z uczenia innych. Chcę prowadzić zwykłe, spokojne życie bez wszystkich tych wymyślonych bzdur.

Leslie smutno patrzyła na Billa, który walczył ze łzami. Był głupcem. Poświęcając czas swym wyimaginowanym przyjaciołom, tracił ukochane osoby i nawet o tym nie wiedział. Mimo to nie mógł obiecać, że zrezygnuje, sprzeda pomysł serialu i wróci do pisania sztuk, o których wystawienie musiał błagać. Jak mógłby teraz to zrobić? Kochał swój serial, dzięki niemu czuł się dobrze, miał poczucie własnej wartości i siły. Chyba jakaś ironia losu sprawiła, że żona chce go opuścić. Dzięki serialowi Bill zrobił wielką karierę, Leslie zaś tęskniła do lat, kiedy przymierali głodem.

– Przykro mi. – Bill usiłował zachować spokój i rozsądek. – Wiem, że przez ostatnie trzy lata praca pochłaniała mnie bez reszty, ale czułem, że muszę mieć na wszystko oko. Gdybym pozwolił, żeby ktoś inny zajął moje miejsce, serial mógłby stracić na wartości i zamienić się w jedno z tych głupawych sentymentalnych widowisk, od których skóra cierpnie. Nie mogłem na to przystać i pewnie dlatego serial jest wewnętrznie spójny. Czy zgodzisz się ze mną, czy nie, Les, ludziom właśnie to odpowiada. Co oczywiście nie znaczy, że muszę pracy poświęcać cały czas. Sądzę, że w Kalifornii sprawy ułożą się inaczej… bardziej profesjonalnie, metodycznie. Chyba będę mógł częściej przebywać w domu. – Już teraz Bill tylko czasami pisywał scenariusze, choć o wszystkim decydował.

Leslie z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Za dobrze go znała. Tak samo było, gdy pisał sztuki. Zwykle przez dwa miesiące pracował bez wytchnienia, nie myśląc o niczym innym, ledwo jedząc i śpiąc, lecz wówczas jego zaangażowanie uważała jeszcze za czarujące, a poza tym trwało tylko kilka tygodni. Teraz zmieniła zdanie. Miała już powyżej uszu jego obsesji i maniackiego dążenia do doskonałości. Wiedziała, że Bill kocha ją i chłopców, lecz nie tak, jak by pragnęła. Leslie chciała męża, który szedłby do pracy na dziewiątą i wracał o szóstej, a potem miał czas, by z nią porozmawiać, pobawić się z dziećmi, pomóc w przygotowaniu obiadu i zabrać ją do kina. Nie chciała męża, który pracuje całą noc, a o dziesiątej rano wyczerpany i zły wybiega pośpiesznie z domu ze stosem notatek, pisemnych poleceń i zmian w scenariuszu pod pachą, by zdążyć na próbę o wpół do jedenastej. Takie życie było zanadto męczące i po trzech latach miała już go dość. Jej cierpliwość się wyczerpała. Leslie czuła, że jeśli kiedykolwiek jeszcze usłyszy słowa „Życie, które warto przeżyć” lub imiona bohaterów bezustannie przez Billa obracane, wpadnie w histerię.

– Leslie, kochanie, proszę, daj nam szansę… daj mnie szansę. W Los Angeles będzie nam wspaniale. Pomyśl tylko, nigdy więcej śniegu ani złej pogody. Chłopcom to się spodoba. Możemy chodzić z nimi na plażę, możemy mieć własny basen, możemy zabierać ich do Disneylandu…

Leslie jednak wciąż przecząco potrząsała głową. Za dobrze go znała.

– Nie, to ja będę mogła zabierać ich na plażę i do Disneylandu, a ty będziesz pracował, całą noc wymyślając sposób na usunięcie jakiejś postaci z serialu, uczestnicząc w próbach i emisji albo gorączkowo pisząc od nowa jakiś odcinek. Kiedy po raz ostatni byłeś z chłopcami w zoo czy jeśli już o tym mowa, gdziekolwiek indziej?

– Dobrze… w porządku… za dużo pracuję. Jestem okropnym ojcem, draniem, fatalnym mężem, ale na miłość boską, Les, przez lata byliśmy biedni jak mysz kościelna, a teraz możesz mieć wszystko, na co ci przyjdzie ochota, tak samo jak chłopcy. Stać nas na wysłanie ich do dobrych szkół, możemy dać im to, co zawsze pragnęliśmy im dać, mogą pójść na studia. Czy to takie straszne? W porządku, mamy za sobą ciężki okres, teraz powodzi nam się lepiej, a ty chcesz odejść, zanim będzie bardzo dobrze? Co za świetne wyczucie czasu. – Patrzył na nią oczyma pełnymi łez. Wyciągnął ku niej rękę i dodał: – Kocham cię, dziecinko… proszę, nie rób tego…

Stała bez ruchu, ze spuszczonym wzrokiem, nie dostrzegła więc w jego oczach bólu. Wiedziała, że Bill ją kocha, lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała, jak bardzo kocha chłopców, lecz to nie miało znaczenia. Musiała tak postąpić dla własnego dobra.

– Chcesz tu zostać? Powiem im, że nie przeniesiemy serialu. Jeśli o to ci chodzi, do diabła z Kalifornią… zostaniemy tutaj.

W jego głos wkradła się nuta paniki, obserwując bowiem żonę doszedł do wniosku, że nie Kalifornia stanowi problem.

– To niczego nie zmieni – powiedziała cicho i łagodnie Leslie. Było jej bardzo przykro. – Już dla nas za późno. Nie potrafię tego wytłumaczyć, wiem tylko, że moje życie musi się zmienić.

– To znaczy co? Chcesz przeprowadzić się do Indii? Zmienić wyznanie? Zostać zakonnicą? Jaką odmianą jest uczenie w szkole Juilliarda? Co ty w ogóle próbujesz mi powiedzieć? Że chcesz mnie opuścić? Do diabła, jaki związek ma to z Juilliardem albo z Kalifornią?

Jej słowa zraniły go do głębi. Nie rozumiał, o co jej chodzi, i w końcu ogarnął go gniew. Dlaczego ona mu to robi? Czym sobie na to zasłużył? Pracował ciężko, by odnieść sukces. Gdyby żyli jego rodzice, byliby z niego bardzo dumni, oboje wszakże w ciągu roku umarli na raka, kiedy miał dwadzieścia parę lat. Był jedynakiem. Miał tylko ją i dzieci, a teraz znowu zostanie sam, bez trojga ludzi, których kochał, ponieważ zrobił coś źle, pracował za ciężko i za dobrze mu się powiodło. Niesprawiedliwość, z jaką Leslie zamierzała go potraktować, wzbudziła w nim palący gniew.

– Ty po prostu nic nie rozumiesz – z rezygnacją powiedziała Leslie.

– To prawda, nie rozumiem. Mówisz mi, że nie przeprowadzisz się do Kalifornii. W porządku, odpowiadam więc, że jeśli to coś zmieni, zostaniemy tutaj, a telewizja niech idzie do diabła. Będą musieli się na to zgodzić. I co dalej? Wrócimy do dawnego życia? Co się dzieje, Les?

Gniew i rozpacz rozdzierały mu serce. Nie wiedział, jak ją przekonać, by zmieniła zdanie. Nie zrozumiał jeszcze, że decyzja, którą podjęła Les, jest nieodwołalna.

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć… – spojrzała na niego oczyma pełnymi łez. Na ułamek sekundy Billa ogarnęło szalone wrażenie, że jakimś cudem znalazł się w odcinku swego serialu i nie potrafi się z niego wydostać… Czy Leslie porzuci Billa? czy Bill jest w stanie się zmienić? czy Leslie wie, jak bardzo Bill ją kocha?… Miał ochotę roześmiać się lub rozpłakać, lecz nie zrobił ani jednego, ani drugiego.

– Między nami wszystko już skończone. Chyba tylko tak można to ująć. A Kalifornia nie ma z tym nic wspólnego. Po prostu dotąd nie chciałam sama przed sobą tego przyznać, ale nie mogę już dłużej. Chcę z chłopcami żyć własnym życiem, bez wiecznej obecności bohaterów twojego serialu… – I bez Billa, choć tego nie była w stanie powiedzieć głośno. Nie potrafiła patrzeć na jego ból. – Przykro mi…

Bill wyglądał jak człowiek rażony piorunem. Twarz pokryła mu śmiertelna bladość, a otwarte szeroko niebieskie oczy wyrażały głębokie cierpienie.

– Zabierasz chłopców?

Czym sobie na to zasłużył? Oboje dobrze wiedzieli, że bez względu na to, jak bardzo był zajęty przez ostatnie trzy lata, uwielbiał synów.

– Nie będziesz w stanie zaopiekować się nimi w Kalifornii.

Prostota tych słów obudziła w nim przerażenie.

– To prawda, ale możesz pojechać ze mną, żeby mi pomóc.

Próbował żartować, lecz obojgu nie było do śmiechu.

– Przestań, Bill…

– Czy będą mogli mnie odwiedzać?

Leslie skinęła twierdząco głową, a Bill modlił się w duchu, by dotrzymała obietnicy. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zrezygnować z serialu, zostać w Nowym Jorku i postarać się przebłagać ją, by nie odchodziła, wyczuwał jednak, że cokolwiek by zrobił, niczego to nie zmieni. Duszą, sercem i myślami Leslie opuściła go już dawno temu. Miał żal do siebie, że niczego wcześniej nie zauważył, bo może mógłby wówczas coś zmienić. Teraz wiedział, że jest za późno. Zbyt dobrze znał Leslie. Wszystko się skończyło. Przegrał wojnę, nie zdając sobie z tego sprawy.

Następne dwa miesiące były najbardziej tragicznym okresem w jego życiu. Do tej pory wspominał go ze łzami: rozmowa z chłopcami; pomoc w przeprowadzce Leslie i dzieci do mieszkania na West Side; jego pierwsza noc bez nich w ich starym mieszkaniu… Nie raz myślał, by zrezygnować z serialu i błagać Leslie o powrót, lecz jasne było, że klamka bezapelacyjnie zapadła. Przed wyjazdem do Kalifornii Bill odkrył, że w szkole Juilliarda pracuje mężczyzna, którego Leslie „bardzo lubi”. Nie miała z nim romansu. Bill znał żonę na tyle, by wierzyć, że była mu wierna, teraz jednak jej uczucie do tego mężczyzny przybierało na sile i stanowiło jeden z powodów jej odejścia. Pragnęła odzyskać wolność, by móc bez wyrzutów sumienia i Billa Thigpena w swym życiu związać się z tamtym człowiekiem. Utrzymywała, że z nim łączy ją wszystko, podczas gdy z Billem wspólne. mają już tylko dzieci. Adam bardzo przeżył rozstanie z ojcem, mając jednak dwa i pół roku, szybko się przystosował do nowej sytuacji, ośmiomiesięczny Tommy zaś nawet nie zauważył różnicy. Separacja najmocniej dotknęła Billa. W samolocie unoszącym go z Nowego Jorku do Los Angeles nie potrafił powstrzymać łez płynących mu wolno po twarzy.