– Będzie pani musiała być bardzo grzeczna, dużo spać, jeść i pić. – Jakby chciał tego dowieść, zaproponował chorej łyk wody.

Tym razem przełknęła łyczek. Tylko jeden łyczek, to już jednak był wielki postęp. Kiedy odstawiał szklankę na stolik przy łóżku, Madame wzdrygnęła się i ocknęła, przerażona, że podczas jej snu stało się coś strasznego. Tym czasem jednak ujrzała, że Danina, słaba wprawdzie, lecz znowu żywa, blado uśmiecha się do doktora.

– Boże, to cud – wykrztusiła Madame, walcząc ze łzami ulgi i zmęczenia. Wyglądała prawie tak źle jak dziewczyna, tyle że nie miała gorączki i nie była chora. Była po prostu umęczona przerażeniem, że lada chwila straci Daninę.

– Dziecko, lepiej się czujesz?

– Trochę. – Danina skinęła głową, a potem znowu zerknęła na lekarza. – Chyba to pan mnie uratował.

– Nie, to nie ja. Chciałbym mieć tę zasługę, obawiam się jednak, że byłem całkiem bezużyteczny. Siedziałem tutaj, to wszystko. Madame uczyniła dla ciebie o niebo więcej niż ja.

– Bóg to sprawił – orzekła stanowczo Madame. – Bóg i twoja własna wytrzymałość.

Koniecznie chciała zapytać lekarza, czy teraz już dziewczyna wyzdrowieje, wiedziała jednak, że nie może zadać tego pytania przy chorej. Danina rzeczywiście wyglądała znacznie lepiej. Wydawała się raźniejsza, mocniejsza, kryzys chyba minął. Byli już tak pewni, że ją stracą, że Madame jeszcze ciągle drżała.

– Kiedy będę mogła znowu tańczyć? – zapytała dziewczyna lekarza, a on roześmiał się wraz z Madame. Rzeczywiście czuła się lepiej.

– Nie w najbliższym tygodniu, zapewniam, moje dziecko. Uśmiechał się, mówiąc to. Nie w najbliższych miesiącach: wiedział jednak, że za wcześnie mówić jej o tym. Nie trudno było pojąć, że jeśli powie jej prawdę, dziewczyna zacznie szaleć ze zmartwienia i poczucia winy.

– Niedługo. Jeżeli będziesz grzeczna i zrobisz wszystko, co zalecę, niebawem staniesz na nogi.

– Mam jutro ważną próbę – podkreśliła.

– Coś mi się zdaje, że ją opuścisz. Nie czujesz nóg, pamiętasz?

– Jak to? – zatrwożyła się Madame, pospieszył ją jednak uspokoić.

– Przed chwilą nie czuła nóg, ale nic im nie jest. Jest po prostu bardzo osłabiona gorączką.

W chwilę później, kiedy próbowali ją posadzić, by podać coś do wypicia, okazało się, że nawet to przekracza jej siły. Mogła tylko unieść nieco głowę z poduszki.

– Czuję się jak ucięta nitka – powiedziała obrazowo, a Obrażenski uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Wyglądasz jednak trochę lepiej. Właściwie dużo lepiej, chyba więc wrócę do innych moich pacjentów, zanim za pomną, jak wyglądam.

Minęła szósta. Był już przy chorej od trzynastu godzin, obiecał jednak, że wróci nazajutrz rano. W drodze do wyjścia Madame, po stokrotnych podziękowaniach, zapytała, co im teraz grozi.

– Długa, bardzo długa rekonwalescencja – odpowiedział uczciwie. – Musi spędzić co najmniej miesiąc w łóżku albo narazi się na nawrót choroby, a za drugim razem może nie mieć tyle szczęścia.

Na samą myśl o tym Madame wzdrygnęła się z przerażenia.

– Minie wiele miesięcy, zanim znowu będzie mogła tańczyć. Trzy, może cztery. Może jeszcze dłużej.

– Jeżeli będzie trzeba, uwiążemy ją w łóżku. Słyszał pan, jaka ona jest. Będzie błagała, żeby pozwolić jej tańczyć już jutro rano.

– Sama będzie zaskoczona, jaka jest słaba. Musi być cierpliwa, to potrwa.

– Rozumiem – z wdzięcznością powiedziała Madame i raz jeszcze wyraziła mu tę wdzięczność przy pożegnaniu. A kiedy zamknęła za nim drzwi, ruszyła powoli z powrotem do pokoju Daniny, myśląc, jakie spustoszenie przy niosłaby śmierć dziewczyny i jakie wszyscy mają szczęście, że jej nie stracili. Była bezgranicznie wdzięczna carycy, że przysłała im doktora. Niewiele mógł poradzić, ale już sama jego tutaj obecność bardzo dodawała im otuchy. Z jego strony też było to poświęcenie, tak długo pozostawać przy Daninie.

Kiedy zaś Madame wróciła do pokoju Daniny, rzuciła okiem na młodą kobietę, którą tak bardzo kochała, i musiała się uśmiechnąć. Danina leżała w łóżku i wyglądała jak małe dziecko. Z cieniem uśmiechu na ustach spała najgłębszym snem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zgodnie z obietnicą doktor Obrażenski zajrzał do Daniny nazajutrz, tym razem jednak dopiero po południu, wiedział bowiem, że niebezpieczeństwo minęło. Zbudowany był widokiem chorej, która już je i pije. Wciąż jeszcze z trudem odrywała głowę od poduszki, ale powitała go uśmiechem. Najwyraźniej ucieszyła się z jego wizyty.

– Jak się czuje Aleksy? – zapytała przy powitaniu.

– Właściwie bardzo dobrze. Znacznie lepiej niż pani teraz. Kiedy go dzisiaj rano widziałem, właśnie z trzaskiem ogrywał w karty swoją siostrę. I on, i wielkie księżniczki, i jej cesarska mość prosili, żeby pani przekazać życzenia rychłego powrotu do zdrowia.

W istocie, Aleksandra Fiodorowna przysłała Madame list. Doktor Obrażenski znał jego treść. Cesarzowa radziła się go w tej sprawie.

Madame nadal czuwała przy chorej, ale nawet ona wyglądała na odprężoną. Czytając list carycy, szeroko otworzyła oczy. Spojrzała na doktora z zaskoczeniem, on zaś potwierdzająco skinął głową. To za jego radą monarchini zapraszała Daninę, by okres rekonwalescencji spędziła w gościnnym pawilonie carskiego pałacu. Będzie tam miała dobrą opiekę i warunki rekonwalescencji, nie zakłócanej rozgwarem szkoły baletowej. Pobyt w Carskim Siole będzie dla niej wytchnieniem, niech doglądana przez lekarzy i troskliwie pielęgnowana odzyskuje zdrowie aż do pełnej regeneracji sił i powrotu do baletu.

Kiedy opuścili pokój Daniny, lekarz zapytał Madame, co sądzi o zaproszeniu cesarzowej. Czuła się nadal mocno zaskoczona. Było to bardzo zaszczytne zaproszenie, nie miała jednak pojęcia, jak przyjmie je Danina. Z baletem łączyły ją tak ścisłe więzi, że Madame nie wyobrażała sobie, by dziewczyna chciała opuścić szkołę choćby na chwilę, nawet teraz, kiedy nie będzie mogła tańczyć. Co prawda, chybaby oszalała, całymi miesiącami przebywając tutaj, obserwując wszystkich, a nie mogąc tańczyć.

– Doskonale byłoby dla niej się stąd wynieść – przyznała Madame. – Nie jestem jednak pewna, czy uda się nam ją o tym przekonać. Podejrzewam, że nawet jeżeli nie będzie mogła tańczyć, zechce tu pozostać. Nie opuszczała nas przez dwanaście lat z wyjątkiem wakacji ostatniego lata w Liwadii.

– Ale przecież spodobało jej się tam, prawda? Tutaj byłoby podobnie. A poza tym miałbym ją na oku. Trudno mi oddalać się tak często i na tak długo jak w ostatnich dniach. Mam swoje obowiązki przy carewiczu.

– Bardzo pan dla niej łaskaw. – Madame mówiła szczerze. – Nie wiem, co byśmy bez pana zrobiły.

– W niczym, ale to w niczym nie mogłem jej pomóc – odparł lekarz skromnie. – Co najwyżej mogłem się modlić, tak jak pani. Miała dużo szczęścia.

Szczęścia do najwyższej protekcji i do uprzejmości osobistego lekarza rodziny carskiej.

– Jej cesarska mość i dzieci będą, obawiam się, bardzo zmartwione, jeżeli ona nie przybędzie. – Tu uprzytomnił Madame fakt, którego była doskonale świadoma. – To bardzo niezwykłe zaproszenie. Daninie byłoby bardzo przyjemnie.

– Komu by nie było? – Madame zaśmiała się pochlebiona. – Mam tutaj co najmniej tuzin baletnic, które ze mdlałyby ze szczęścia, gdyby mogły się znaleźć w Carskim Siole. Sęk w tym, że Danina jest inna. Nigdy nie chce się stąd ruszyć, obawia się, że mogłaby coś stracić. Nigdy nie chodzi po zakupy, na spacer, do teatru. Tańczy i tańczy… i tańczy, a poza tym przygląda się, jak inni tańczą, i tańczy jeszcze więcej. Jest zresztą bardzo do mnie przywiązana, pewnie dlatego, że nie ma matki.

Widać było, że i Madame naprawdę ją kocha.

– Od jak dawna jest tutaj? – zapytał Obrażenski z ciekawością.

Zafrapowała go, była jak jakiś rzadki, delikatny ptak. który ze złamanym skrzydłem wylądował mu u stóp. Za wszelką cenę chciał jej teraz pomóc. Nawet wstawiając się za nią u cara i carowej. To zresztą nie było trudne, oni też za nią przepadali. Nie sposób było nie uwielbiać osoby tak niewiarygodnie utalentowanej.

– Mieszka tu od dwunastu lat – odpowiedziała Madame. – Od ósmego roku życia. Ma teraz dziewiętnaście, niedługo kończy dwadzieścia lat.

– Małe wakacje chyba dobrze jej zrobią.

Był tego absolutnie pewny. Uważał to za ważne dla niej.

– Zgadzam się. Chodzi o to, żeby ją przekonać. Pomówię z nią o tym, kiedy odzyska trochę sił.

Odtąd lekarz zachodził codziennie, a w parę dni później Madame przedstawiła sprawę Daninie. Zaproszenie od rodziny carskiej zaskoczyło dziewczynę i pochlebiło jej, nie miała jednak zamiaru go przyjąć. „Nie mogę pani opuścić”, powiedziała po prostu Madame. Była mocno zagubiona po swoim spotkaniu ze śmiercią, a w szkole baletowej czuła się jak w domu. Nie miała ochoty dochodzić do siebie wśród obcych, nawet krwi cesarskiej.

– Nie każe mi pani się przenieść, prawda? – zapytała ze strapioną miną.

Kiedy jednak próbowała się podnieść z pościeli, zarówno ona, jak i Madame zdały sobie sprawę, jak straszny był atak choroby. Nie miała sił nawet siedzieć w fotelu, od razu bliska omdlenia. Trzeba ją było podtrzymywać dla jej własnego bezpieczeństwa. A do łazienki musiano przenosić.

– Potrzebuje pani stałej opieki pielęgniarskiej – wyjaśnił jej doktor przy którejś wizycie. – Przez pewien czas tak będzie. Danino. To straszny ciężar dla wszystkich tutaj. Oni naprawdę są zbyt zajęci, żeby pani pomagać.

Wiedziała, że to prawda, widziała, jakim jest ciężarem dla wszystkich, a zwłaszcza dla Madame. Wciąż jednak nie chciała się z nimi rozstać. To był jej dom, a oni stanowili jej rodzinę. Nie mogła znieść myśli o rozstaniu, a po rozmowie o tym z Madame płakała w nocy.

– Czy nie mogłabyś się przenieść na krótko? – podsunęła Madame. – Dopóki nie nabierzesz trochę sił. To bardzo uprzejme zaproszenie, byłoby ci przyjemnie.

– Boję się – odpowiedziała po prostu.