Napisanie listu do Nikołaja zabrało jej dwa dni. Przyjechał natychmiast po odebraniu poczty, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, chociaż wszyscy tłumaczyli mu to szczegółowo. Tancerze z baletu znali go i lubili, toteż opowiadali mu w kółko, jak to Danina upadła i jak wyglądała, leżąc na podłodze.

Jej widok, leżącej ze smutkiem w oczach w gipsowym pancerzu, od razu jednak powiedział mu wszystko. Chociaż to wszystko było dla niego równie okropne jak dla niej, widział wszakże w tym promyk nadziei. Była to jej jedyna szansa na nowe życie. Gdyby nie to zdarzenie, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Nikołaj wiedział jednak, że nie wolno mu o tym nawet napomknąć. Dziewczyna przeżywała głęboką żałobę po utraconej karierze.

Tym razem, kiedy Nikołaj uparł się, że zabierze Daninę ze sobą, madame Markowa nie stawiała przeszkód. Wiedziała, że dziewczynie milej będzie być poza baletem, przy najmniej przez pewien czas, niż nasłuchiwać dobrze znanych dzwonków, dźwięków, odgłosów ćwiczeń i prób. Danina nie należała już do tego świata. Może jeszcze powróci tutaj w jakimś innym charakterze, na razie jednak przez proste współczucie lepiej jej oszczędzić pobytu w szkole. Dla jej własnego dobra trzeba jak najszybciej pogrzebać przeszłość. Dwie trzecie jej życia, a w tym ta jedyna jego część, o którą troszczyła się przed poznaniem Nikołaja, właśnie dobiegły końca. Koniec z życiem baletnicy.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Danina z wielką ulgą powróciła na czas rekonwalescencji do pawilonu w Carskim Siole, a i Aleksandra Fiodorowna była zadowolona z jej widoku. Tym razem rekonwalescencja była powolna i bolesna. Kiedy zaś wreszcie po miesiącu z górą zdjęto gips, kostka wydawała się słaba i skurczona. Danina ledwie mogła stanąć na lewej nodze. Rozpłakała się, po raz pierwszy przechodząc przez pokój. Kuśtykanie tak dolegało, że całe jej ciało zdawało się przy tym skręcać. Zwinny ptaszek, którym dawniej była. połamał skrzydełka.

– Daję ci słowo, Danino, że to się poprawi – próbował dodać jej otuchy Nikołaj. – Musisz mi wierzyć. Będziesz tylko musiała nad tym ciężko popracować.

Zmierzył obie jej nogi i stwierdził, że nadal są tej samej długości, utykanie wynikało tylko ze słabości. Nigdy już nie będzie tańczyła, chodzić jednak będzie normalnie. A nikt goręcej tego nie pragnął niż cesarzowa i jej dzieci.

Kilka tygodni minęło, zanim Danina zdołała przejść przez pokój bez laski. Nadal jeszcze utykała, kiedy pod koniec lutego powiadomiono ją listem, że Madame jest chora. Miała łagodną postać zapalenia płuc, miewała już ją jednak i dawniej, Danina wiedziała więc aż za dobrze, jakie to może być groźne. Chociaż wciąż jeszcze niepewnie czuła się na nogach, uznała, że musi pojechać do chorej.

Bez laski chodziła tylko na krótkie dystanse, czuła jednak, że powinna wrócić do baletu, w każdym razie do chwili, kiedy Madame wydobrzeje po zapaleniu płuc. Starsza pani była słabsza, niż się mogło wydawać. Danina obawiała się więc o jej życie.

– Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić – przekonywała Nikołaja, ten jednak, mimo współczucia, nadal protestował. W Petersburgu i w Moskwie dochodziło do rozruchów, obawiał się więc puścić ją samą. A że Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj nie mógł odwieźć Daniny do Petersburga.

– Nie bądź głuptasem, nic mi nie będzie – przekonywała, aż wreszcie po całym dniu sprzeczek zgodzili się ostatecznie, że pojedzie sama.

– Wrócę za parę tygodni – obiecała – kiedy tylko się przekonam, że Madame czuje się lepiej. Ona zrobiłaby i robiła dla mnie to samo.

Nikołaj rozumiał aż za dobrze siłę więzi łączącej obie kobiety, wiedział też, że Danina będzie się zadręczać, jeśli nie pojedzie do Madame.

Nazajutrz odwiózł ją na pociąg, przestrzegł, żeby uważała na siebie i nie forsowała się zanadto, wręczył jej laskę i przytulił dziewczynę, całując ją na pożegnanie. Nierad był, że odjeżdża, ale rozumiał to. Wymógł na niej obietnicę, że na dworcu weźmie dorożkę. Czuł się głupio, że nie może z nią pojechać. Dziwne mu się to zdawało po długim okresie, który ostatnio spędzili razem. Danina jednak zapewniała go, że da sobie radę.

Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu po przybyciu do Petersburga ujrzała na ulicach skłębiony tłum, krzyczący i manifestujący przeciwko carowi, a naokoło pełno żołnierzy. W Carskim Siole nic o tym nie słyszała, ze zdumieniem więc odkrywała w atmosferze miasta niezwykłe napięcie. W drodze do baletu wyrzuciła jednak z pamięci to wrażenie. Myślami była przy Madame. Miała nadzieję, że jej mistrzyni i stara przyjaciółka nie jest bardzo poważnie chora. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że jest i że, jak to się już kiedyś zdarzyło, choroba bardzo ją osłabia i wyniszcza.

Danina siedziała przy Madame dzień w dzień, karmiła ją zupą i kiełkiem, błagając, by jadła. Po tygodniu z ulgą dostrzegła niewielką poprawę, wydawało jej się jednak, że przez tych parę tygodni starszej pani przybyło lat. Sprawiała wrażenie ogromnie wątłej; Danina spoglądała na nią z obawą, trzymając ją za rękę.

Dni przy łóżku chorej leciały jeden za drugim. Kładąc się wieczorem do łóżka. Danina czuła nieopisane zmęczenie. Codzienna krzątanina sprawiła, że kostka znowu bo leśnie opuchła. Dziewczyna sypiała na kozetce w biurze Madame, jej stare łóżko już dawno przypadło innej tancerce. Spała kamiennym snem rankiem 11 marca, kiedy tłumy zgromadziły się na ulicach nieopodal baletu. Obudziły ją krzyki i pierwsze wystrzały; zerwała się z posłania i zbiegła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tancerze wylegli już z sal na długi korytarz, a kilkoro wyglądało przez okna, nic jednak nie zdołali dostrzec prócz paru żołnierzy, którzy przegalopowali konno przed wejściem. Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, aż później dowiedzieli się, że car rozkazał wreszcie wojsku stłumić zamieszki i zginęło ponad dwieście osób. Podpalono sądy, arsenał, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i ze dwadzieścia policyjnych cyrkułów. Tłum rozbił też więzienia.

Strzelanina ustała pod wieczór, a mimo alarmujących wydarzeń noc była względnie spokojna. Nazajutrz rano przyszła jednak wiadomość, że żołnierze odmówili wykonania rozkazu strzelania do tłumów. Zrejterowali i powrócili do swoich koszar. Rewolucja zaczęła się na dobre.

Paru tancerzy wypuściło się po południu na miasto, ale wrócili bardzo prędko i zabarykadowali wejście do budynku. Tutaj wszyscy byli bezpieczni, ale z zewnątrz dochodziły wieści mrożące krew w żyłach, z dnia na dzień coraz okropniejsze. Piętnastego marca dowiedzieli się, że car abdykował w imieniu własnym i zarazem Aleksego, na rzecz swego brata, wielkiego księcia Michała, i że w drodze powrotnej z frontu do Carskiego Sioła został aresztowany w pociągu. Nie sposób było pojąć, co się dzieje. Danina jak wszyscy nie rozumiała tego, co słyszy. Sprzeczne informacje zbijały ją z tropu.

Dopiero w tydzień później, dwudziestego drugiego marca, Danina odebrała wreszcie liścik, naprędce skreślony przez Nikołaja. Oddał go jej do rąk własnych jeden z żołnierzy straży pałacowej, któremu pozwolono wyjechać z Carskiego Sioła. „Jesteśmy w areszcie domowym – pisał po prostu Nikołaj – mam do rodziny cara swobodny dostęp. ale nie mogę stąd wyjechać. Wszystkie wielkie księżniczki mają odrę, cesarzowa okropnie martwi się o nie i o Aleksego. Pozostań tam, gdzie jesteś, tam będziesz bezpieczna, kochanie, a ja przyjadę, kiedy tylko zdołam. Obiecuję Ci, że już wkrótce będziemy razem. Pamiętaj zawsze, że Cię kocham nad życie. Nie wychodź na zewnątrz, dopóki jest tak groźnie. Przede wszystkim pozostań w bezpiecznym miejscu. Bardzo Cię kocham. Nikołaj”.

Odczytywała ten list raz po raz, trzymając go w drżącej dłoni. To nie do wiary! Car abdykował, a jego rodzina przebywa w areszcie domowym. Nie sposób w to uwierzyć. Było jej okropnie wstyd, że ich opuściła. Chciałaby być przy nich w chwili niebezpieczeństwa. Jeżeli trzeba, umrzeć z nimi.

Nikołaj przyjechał wreszcie pod koniec marca. Był wyczerpany i niedbale ubrany. Przyjechał konno z samego Carskiego Sioła. Była to jedyna możliwa droga. Żołnierze strzegący rodziny carskiej zgodzili się go wypuścić, obiecując mu, że będzie mógł wrócić. Na jego twarzy malowała się jednak rozpacz, kiedy siedział obok Daniny w korytarzu za biurem madame Markowej i tłumaczył z przejęciem, że muszą najszybciej, jak się tylko da, opuścić Rosję.

– Nadchodzą straszne czasy. Nie mamy pojęcia, co się tutaj zdarzy. Przekonałem Marie, że musi zabrać chłopców i wrócić do Anglii. Wyjeżdżają w przyszłym tygodniu. Ona nadal jest poddaną brytyjską, pozwolą jej więc bezpiecznie wyjechać, dla nas jednak nie będą tak mili, jeżeli tutaj zostaniemy. Chcę zaczekać, aż dziewczęta wydobrzeją po odrze i aż się upewnię, że rodzina jest bezpieczna. Potem ruszymy do Ameryki, do mojego kuzyna Wiktora.

– Nie mogę w to uwierzyć. – Danina słuchała go ze zgrozą. Wydawało się, że w ciągu kilku tygodni cały jej świat legł w gruzach. – Jak oni się czują? Czy są bardzo przestraszeni?

Bardzo się o nich martwiła. Tyle przeżyli w ostatnim miesiącu. Nikołaj odrzekł z troską:

– Nie, wszyscy są niezwykle dzielni, a odkąd car wrócił, także bardzo spokojni. Straż zachowuje się całkiem przyzwoicie, tylko że rodzina carska nie może teraz opuszczać terenu.

– Co oni z nimi zrobią? – Oczy Daniny były pełne trwogi o los przyjaciół.

– Zapewne nic. Ale to był wielki wstrząs i smutny koniec. Mówi się o ich wyjeździe do Anglii, do ich tamtejszych kuzynów, ale najpierw trzeba to będzie długo negocjować. Jeżeli poczekają, będą mogli wyjechać do Liwadii. W takim wypadku odwiozę ich, a potem wrócę do ciebie. Załatwię nasz wyjazd do Ameryki jak najszybciej. Musisz się szykować, Danino.

Tym razem nie pora była na sprzeczki, dyskusje czy ważenie decyzji. Danina miała teraz pewność, że z nim wyjedzie. Zanim pożegnał ją tego wieczora, wsunął jej w rękę zwitek banknotów. Poprosił, żeby opłaciła ich podróż i załatwiła to w najbliższych tygodniach. Był pewien, że przez ten czas rodzina carska znajdzie wygodne lokum, on zaś będzie mógł ją opuścić i wyjechać z Daniną.