– W związku z doniesieniami, jakoby małżeństwo mojej córki z Mathew Farrellem było powodem zakończenia przez nią działalności jako tymczasowego prezydenta Bancroft i S – ka, zarząd i ja sam kategorycznie zaprzeczamy tego rodzaju pomówieniom. Moja córka przebywa wraz ze swoim mężem na krótkim, długo odkładanym miesiącu miodowym i oczekujemy, że po powrocie podejmie swoje obowiązki i pełnione tutaj funkcje. -.Zrobił pauzę, spojrzał wprost w obiektyw kamery i tylko Meredith zrozumiała, że nie wygłaszał oświadczenia, lecz wydawał rozkazy. Rozkaz skierowany do niej.

Była teraz tak zaszokowana tym, co usłyszała do tej pory, że aż uniosła się z kanapy, ale było to niczym w porównaniu z tym, co poczuła w chwilę później, kiedy padł komentarz jej ojca dotyczący czegoś, co pojawiało się w chicagowskich gazetach przez cały tydzień.

– W związku z publikowanymi w prasie pogłoskami, że między mną a Mathew Farrellem istnieje od dawna utrzymująca się niechęć, pragnę stwierdzić, że do tej pory nie miałem okazji poznać bliżej mojego… – tu przerwał i odkaszlnął niezręcznie – mojego… zięcia.

Dopiero teraz dotarło do Meredith, co zrobił jej ojciec.

– Matt – wykrzyknęła z niedowierzaniem i ścisnęła jego ramię – on cię przeprasza!

Matt rzucił jej spojrzenie pełne zdziwienia, które nagle przeszło w niechętne rozbawienie, kiedy Philip Bancroft ciągnął dalej:

– Jak już wszyscy państwo zapewne wiecie, Matt Farrell i moja córka byli małżeństwem zaledwie przez kilka miesięcy wiele lat temu, co zakończyło się, o czym jesteśmy przekonani, niefortunnym i zbyt pochopnym rozwodem. Teraz jednak, kiedy połączyli się znowu, mogę tylko powiedzieć, że posiadanie zięcia kalibru Mathew Farrella jest czymś, co każdy ojciec poczytywałby sobie za… – znowu chrypka zmusiła go do zrobienia pauzy, po czym niemal wykrzywił twarz w grymasie skierowanym wprost w obiektyw kamery i z ociąganiem, ale dobitnie powiedział: – honor!

Na ekranie pojawiły się wiadomości sportowe, a uśmiech Meredith zamarł, kiedy spojrzała na swojego męża.

– Obiecał mi, że cię przeprosi, kiedy przekona się, że jesteś niewinny. – Nieświadomie, w geście prośby, musnęła jego policzek i szepnęła: – Może udałoby ci się znaleźć w sobie gotowość do puszczenia w niepamięć przeszłości i może teraz chociaż spróbowałbyś zaprzyjaźnić się z nim?

W głębi duszy uważał, że nic, co mógłby zrobić Philip Bancroft, łącznie z wygłoszonym przed chwilą oświadczeniem telewizyjnym, nie mogło nawet stać się zalążkiem zadośćuczynienia za to, co im zrobił, nie mówiąc już o spowodowaniu, żeby Matt uznał go za przyjaciela. Chciał jej to powiedzieć, ale kiedy spojrzał w błyszczące, niebieskie oczy swojej żony, nie mógł się ha to zdobyć.

– Mogę spróbować – powiedział. W swoim głosie słyszał niesmak, jaki wzbudzał w nim ten pomysł, i poczuł, że musi poprzeć czymś więcej te słowa. Dlatego nieszczerze, ale dobitnie dodał: – Wygłosił całkiem niezłe przemówienie.

Caroline Edwards Bancroft była tego samego zdania. Siedziała naprzeciw Philipa w salonie domu, w którym niegdyś razem mieszkali. Odczekała, aż na ekranie pojawią się wiadomości sportowe, wyłączyła magnetowid i wyjęła nagraną kasetę.

– To było bardzo dobre przemówienie, Philipie.

Podał jej kieliszek wina. Wyglądał na mało przekonanego.

– Sądzisz, że Meredith też tak pomyśli?

– Pomyśli tak, bo wiem, że ja bym tak zareagowała.

– Twoja reakcja byłaby taka, oczywiście. To przecież ty napisałaś tę mowę.

Nieporuszona, upiła łyk wina i obserwowała, jak krąży po pokoju.

– Myślisz, że oglądała to? – zapytał, stając przed nią.

– Jeśli nie, dasz jej tę kasetę. Najlepiej by było, żebyś poszedł do niej teraz i poprosił ich obydwoje, żeby obejrzeli ją przy tobie. – Caroline skinęła głową. – Tak, podoba mi się ten pomysł. To byłoby bardzo bezpośrednie.

Pobladł.

– Nie, nie mógłbym zrobić czegoś takiego. Ona pewnie mnie nienawidzi, a Farrell wyrzuciłby mnie. Nie jest głupcem. Wie, że kilka słów nie naprawi błędów, które popełniłem. Nie przyjmie przeprosin ode mnie.

– Owszem, przyjmie – powiedziała cicho – przyjmie, bo ją kocha.

Wahał się, a Caroline podała mu kasetę i powiedziała stanowczo:

– Im dłużej zwlekasz, tym trudniejsze to będzie i dla nich, i dla ciebie. Idź tam teraz, Philipie.

Wsunął ręce w kieszeń spodni i westchnął.

– Caroline – rzucił szorstko – poszłabyś ze mną?

– Nie – powiedziała, nieświadomie rejterując na myśl o konfrontacji z córką po tylu latach. – Wiesz, że pomijając wszystko inne, za trzy godziny mam samolot.

Jego głos zabrzmiał miękko i zerknęła na pełnego nieodpartego uroku, sugestywnego mężczyznę, w którym zakochała się trzy dekady temu.

– Mogłabyś pójść ze mną – powiedział cicho – a ja mógłbym przedstawić cię naszej córce.

Jej serce drgnęło, kiedy usłyszała, w jaki sposób powiedział „naszej córce”, po czym uświadomiła sobie, co on robi, i ze śmiechem potrząsnęła przecząco głową.

– W dalszym ciągu jesteś najsprawniej manipulującym ludźmi człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

– Jestem też jedynym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poślubiłaś – przypomniał z rzadkim u niego uśmiechem. – Musiałem mieć jakieś zalety.

– Daj spokój, Philipie – ostrzegła go.

– Możemy pójść do Meredith i Farrella…

– Zacznij mówić o nim: Matt.

– W porządku – przystał – Meredith i Matta. A po wyjściu od nich moglibyśmy wrócić tutaj. Mogłabyś zostać przez jakiś czas u mnie, moglibyśmy spróbować poznać się znowu nawzajem.

– Ja już cię znam – powiedziała ciepło. – Jeśli ty chciałbyś poznać mnie, musiałbyś zrobić to we Włoszech.

– Caroline, proszę. – Widział, że mięknie. – Przynajmniej chodź tam dzisiaj ze mną. To może być twoja ostatnia szansa na spotkanie z naszą córką. Polubisz ją. Pod pewnymi względami jest podobna do ciebie… jest bardzo odważna.

Przymknęła oczy, próbowała ignorować jego słowa i to, co podpowiadało jej serce. Trudno było się oprzeć tej kombinacji.

– Zadzwoń do niej najpierw – powiedziała drżącym głosem. – Nie mam zamiaru po trzydziestu latach pojawić się u niej niezapowiedziana. Nie zdziw się, jeśli nie będzie chciała mnie widzieć – dodała, podając Philipowi numer, który zapisał jej Matt.

– Najpewniej nie będzie chciała widzieć żadnego z nas – powiedział. – I nie mógłbym mieć jej tego za złe.

Przeszedł do sąsiedniego pokoju, żeby zadzwonić, i wrócił tak szybko, że była pewna, że Meredith nie chciała nawet z nim rozmawiać. Serce jej zamarło.

– Co powiedziała? – udało jej się wyrzucić z siebie, widząc, że Phillip nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu.

Odkaszlnął, jakby coś blokowało mu gardło, i dziwnie schrypniętym głosem powiedział:

– Zgadza się.

ROZDZIAŁ 59

Meredith wyszła z budynku, w którym mieścił się gabinet jej ginekologa, i powstrzymała absurdalną chęć wyrzucenia w górę ramion i wykonania na chodniku kilku tanecznych obrotów. Odchyliła twarz ku niebu i stała, czując, jak wiosenny wietrzyk owiewa jej skórę. Uśmiechała się w obłoki.

– Dziękuję – szepnęła.

Dopiero po upływie roku i dwóch długich konsultacjach z ginekologami specjalizującymi się w skomplikowanych ciążach udało się przekonać Matta, że bez względu na efekt końcowy ciąży, jeśli Meredith będzie się dokładnie stosować do ich zaleceń i leczenia, łącznie z pozostaniem w łóżku przez czas ciąży, ryzyko dla niej samej będzie tylko niewiele większe niż dla jakiejkolwiek kobiety. Następnych dziewięć miesięcy zajęło, żeby w końcu usłyszała wypowiedziane dzisiaj słowa:

– Gratulacje, pani Farrell. Jest pani w ciąży.

Kierując się impulsem, przeszła na drugą stronę ulicy i kupiła w kwiaciarni pęk róż, po czym poszła do następnej przecznicy, gdzie Joe czekał z samochodem. Zaskoczyła go, pojawiając się z przeciwnej, niż tego oczekiwał, strony. Otworzyła sobie drzwiczki i wsiadła na tylne siedzenie.

Joe oparł ramię o oparcie swojego siedzenia i odwrócił się do niej.

– Co powiedział lekarz?

Meredith spojrzała na niego promiennie, ciągłe jeszcze zadziwiona i zaskoczona. Uśmiechnęła się.

W odpowiedzi na twarzy Joego pojawił się szeroki uśmiech.

– Matt będzie szczęśliwym człowiekiem! – obwieścił. – Zaraz jak tylko przestanie być bardzo wystraszonym człowiekiem! – Odwrócił się i uruchomił silnik limuzyny.

Była przygotowana na to, że jak zwykle zostanie z wielką siłą wciśnięta w oparcie siedzenia, kiedy Joe oderwie samochód od krawężnika z pełną mocą silników, ale on przepuścił aż trzy możliwości brutalnego włączenia się do ruchu i dwie kolejne, absolutnie sensowne szanse na zrobienie tego z przeciętną prędkością. Dopiero kiedy droga za nim była wolna, ruszył łagodnie z prędkością bardziej właściwą popychaniu wózka dziecięcego niż jego zwykłym wyczynom. Wybuchnęła śmiechem.

Matt czekał na nią, przechadzając się nerwowo wzdłuż okien ich salonu. Przeczesywał rękoma włosy i wyrzucał sobie, że w ogóle zgodził się na podjęcie nawet próby jej zajścia w ciążę.

Wiedział, że podejrzewa, że wreszcie im się to udało, i po cichu miał nadzieję, że się myliła. Nie wyobrażał sobie, jak zdoła znieść strach o nią, jeśli tak rzeczywiście było.

Odwrócił się gwałtownie, słysząc, że drzwi frontowe otwierają się. Patrzył, jak zbliżała się do niego. Jedną rękę trzymała z tyłu za plecami.

– Co powiedział lekarz? – zapytał od razu, nie mogąc już dłużej znieść napięcia.

Wyjęła zza pleców pęk róż o długich łodyżkach i wyciągnęła je ku niemu. Uśmiechnęła się promiennie.

– Gratuluję, panie Farrell. Spodziewamy się dziecka! Porwał ją w ramiona, gniotąc bukiet dzielący go od niej.

– Boże dopomóż! – szeptał miotany sprzecznymi uczuciami.

– On nam pomoże, kochanie – uspokajała go, całując w policzek.

EPILOG