– Mówiłem, że zdążymy – powiedział Joe O'Hara, zatrzymując limuzynę z piskiem opon przed głównym wejściem do Bancroft i S – ka. Tym razem Matt z wdzięcznością pomyślał o jego sposobie prowadzenia, bo Meredith była spóźniona na bardzo ważne posiedzenie rady nadzorczej. Samolot, którym przylecieli z Włoch, miał opóźnienie. Zatrzymali się tam, żeby odwiedzić Philipa i Caroline w drodze powrotnej ze Szwajcarii, gdzie byli na nartach.

– Trzymaj to – powiedział Matt do O'Hary, podając mu walizeczkę, którą tamten przywiózł na lotnisko. Zawierała ona notatki potrzebne Meredith na zebranie. – Ty weźmiesz jej dokumenty, a ja ją samą.

– Co takiego? – zapytała z niedowierzaniem Meredith. Właśnie sięgała na tylne siedzenie po kule, na których musiała się opierać do czasu, aż wydobrzeje jej skręcona w kostce noga.

– Nie masz czasu na kuśtykanie przez całą drogę do wind – powiedział i wziął ją ha ręce.

– To bardzo niepoważne – protestowała, śmiejąc się. – Nie możesz nieść mnie w ten sposób przez cały sklep!

– Zaraz się przekonasz, czy nie mogę – powiedział z uśmieszkiem.

I zrobił to.

Klienci odwracali się na jego widok. Przy jednym ze stoisk z kosmetykami kobieta w średnim wieku wykrzyknęła do swojej przyjaciółki:

– Czy to nie Meredith Bancroft i Matthew Farrell?

– Nie, to niemożliwe, żeby to byli oni – powiedziała klientka stojąca przy stoisku po drugiej stronie przejścia. Meredith ukryła twarz na piersi Matta. Ramiona drżały jej od śmiechu pełnego zażenowania, a kobieta ciągnęła: – Czytałam w „Tattlerze”, że oni się rozwodzą! Ona ma podobno wyjść za Kevina Costnera, a Matt Farrell jest w Grecji z jakąś gwiazdą filmową.

Kiedy dotarli do wind, Meredith spojrzała z uśmiechem w oczy Matta.

– Nie masz wstydu – żartowała. – Kolejna gwiazda filmowa?

– Kevin Costner? – odparował z rozbawieniem, wyzywająco unosząc brwi. – Nawet nie wiedziałem, że w ogóle lubisz Kevina Costnera!

Już w biurze wypuścił Meredith z objęć, żeby o własnych siłach i na swoich własnych dwóch stopach dokuśtykała na zebranie.

– Lisa i Parker powiedzieli, że pojawią się tu z Marissą i zjemy razem lunch – dodała, rozglądając się niecierpliwie po pustej recepcji.

– Poczekam na nich – przyrzekł Matt, podając jej walizeczkę.

Kilka minut później pojawiła się Lisa. W objęciach trzymała dziecko.

– Parker wysadził nas przed wejściem – wyjaśniła. – Będzie tu za kilka minut.

– Pani Reynolds, wygląda pani – zażartował z uśmiechem Matt – na kobietę w zdecydowanie bardzo zaawansowanej ciąży.

Mówiąc to, wpatrywał się jednak w sześciomiesięczne dziecko, które tuliła do siebie. Już wyciągał ręce, żeby wziąć je od niej.

– Pójdę poszukać Parkera – powiedziała Lisa.

Kiedy wyszła, Matt spojrzał na maleńką dziewczynkę. To dla jej przyjścia na świat Meredith ryzykowała swoje życie.

Właśnie w tej chwili Marissa obudziła się, otworzyła oczy i zaczęła płakać. Matt uśmiechnął się czule i opuszkami palców musnął jej policzek.

– Cicho, kochanie – szepnął. – Przyszli prezydenci wielkich korporacji nie płaczą, to nie jest dobrze widziane. Zapytaj mamusi.

Przestała płakać, a po chwili uśmiechnęła się do niego i zaszczebiotała serią dźwięków brzmiących bardzo tajemniczo.

– Byłem tego pewny! – powiedział, uśmiechając się do niej: – Ciocia Lisa i wujek Parker uczą cię włoskiego, prawda?

Miał dużo czasu, czekając, aż Meredith skończy zebranie, i zabrał córkę na jedenaste piętro, żeby pokazać jej swój ulubiony dział. Powstał on niedawno i został przez Meredith wprowadzony we wszystkich sklepach Bancroft i S – ka. Można tam było znaleźć artykuły z całego świata, począwszy od biżuterii i ubrań, a skończywszy na ręcznie robionych zabawkach. Wspólną cechą tych produktów było to, że wszystkie spełniały specjalne wymagania stawiane im przez Meredith: każdy z nich był produktem jedynym w swoim rodzaju i perfekcyjnie wykonanym. Dopiero wtedy mógł zostać opatrzony nowym, ekskluzywnym logo, które już stało się szeroko znane, właśnie jako symbol perfekcji.

Trzymając w objęciach Marissę, Matt patrzył na logo umieszczone nad wejściem do działu będącego „oczkiem w głowie” Meredith. Poczuł to samo dławienie w gardle, które czuł zawsze, kiedy stawał w tym miejscu. Logo przedstawiało parę dłoni: męska dłoń wyciągnięta ku dłoni kobiecej, ich palce się dotykały.

Meredith nazwała ten dział Rajem.

Judith McNaught

  • 1
  • 141
  • 142
  • 143
  • 144
  • 145
  • 147