- Jakie?
- To proste. Urządzenie nie jest zamykane na jakiś specjalny zamek, tylko na zwykły klucz, który wystarczy odnaleźć. Chyba że otworzy się go jakimś innym narzędziem. Wtedy wystarczy opróżnić zbiornik z wodą i napełnić go wodą z dodatkiem strychniny.
- To śmieszne! Sir Eryk zawsze nosił klucz przy sobie.
- I zabrał go do grobu? Przypuszczam, że przed autopsją zdjęto z nieboszczyka ubranie i oddano je rodzinie, w tym przypadku właśnie panu, bo jego żona znajdowała się już w więzieniu.
- Nie. Nie zajmowałem się tą sprawą. Jego rzeczy zabrał chyba lokaj.
- Możemy go o to zapytać.
Obserwując Suttona, który wydawał się zdezorientowany, Aldo podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer Scotland Yardu. Jak się obawiał, Warrena nie zastał, ale inspektor Pointer obiecał, że przyjedzie tak szybko, jak to możliwe.
- Za pięć minut - powiedział Morosini - dowiemy się, co policja sądzi o naszej różnicy zdań. A może nie chciałby pan, aby przyjeżdżali?
- Co pan sugeruje?
- Wydaje mi się, że to jasne. Gdyby tak przypadkiem to pan dodał do wody truciznę...
Oczy Suttona zaokrągliły się, a jego twarz poczerwieniała od gwałtownego przypływu złości.
- Ja? Miałbym zabijać człowieka, którego darzyłem wielkim szacunkiem? Mam ochotę walnąć pana w gębę, książę!
Z zaciśniętymi mocno pięściami Sutton rzucił się w stronę Aida, lecz powodowany emocjami źle wyliczył skok. Morosini przesunął się w bok jak torreador, który chce uniknąć ataku byka, i sekretarz uderzył głową w drzwi lodówki. To go uspokoiło. Podnosząc się, rzucił na księcia spojrzenie pełne nienawiści.
- Pańska historyjka dla naiwnych rozpadnie się jak domek z kart i zostanie pan zatrzymany za włamanie. A teraz pokażę panu, czy ten lód jest zatruty!
Pospiesznie i niezgrabnie zaczął przerzucać zawartość szuflady i pudełek na listy, aż w końcu z czegoś, co przypominało piórnik, wyciągnął mały przedmiot.
- Oto on! - wykrzyknął.
- Co pan chce zrobić?
- Zobaczy pan.
Z niskiego stoliczka wziął butelkę whisky i szklankę, napełnił ją do połowy, a potem skierował się do maszyny, którą otworzył odnalezionym kluczem. W lodówce znajdowały się dwie lub trzy butelki piwa i zbiornik do połowy wypełniony wodą. W kryształowej czarce leżało kilka topniejących kostek lodu. Sutton zamierzał wziąć do ręki jedną z nich, ale Morosini odepchnął go, zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
- Proszę się nie wygłupiać, trzeba poczekać na przybycie Pointera! Nie mam ochoty, aby znalazł mnie tutaj w towarzystwie trupa.
W tym momencie dał się słyszeć dźwięk syreny policyjnej. Wystraszony Sutton usiadł i jednym haustem opróżnił szklankę whisky, podczas gdy Aldo wyjął papierosa, zapalił i zaciągnął się.
- Myśli pan, że tam naprawdę jest trucizna? - zapytał sekretarz słabym głosem.
- Nie mogę tego stwierdzić z całą pewnością, ale zgodzi się pan, że warto sprawdzić tę hipotezę. Ta historia z saszetką i środkiem przeciwbólowym wydaje mi się trochę naciągana.
- Zrobi pan wszystko, aby pomóc tej małej ladacznicy...
- Staram się tylko dociec prawdy. Jeśli mam rację, nie będzie już żadnych powodów do przetrzymywania jej w więzieniu.
- Chyba pan w to nie wierzy. Fakty są takie, że sprowadziła tutaj kochanka i oboje uknuli spisek, w którego efekcie sir Eryk zmarł. A klucz można ukraść lub dorobić. Niech pan też nie zapomina o tym, co słyszałem, i o tym, że wspólnik zbiegł. A ją zatrzymano, bo została oskarżona o morderstwo i o podżeganie do morderstwa. Z pewnością nie zostanie uniewinniona.
- I pan się z tego cieszy! - rzekł Aldo, zaczynając się obawiać, że Sutton ma rację.
- Ależ oczywiście! Może pan myśleć, co pan chce! Nigdy nie ukrywałem, że jej nienawidzę. Zabiła lub kazała zabić cudownego, hojnego i dobrego człowieka...
- Biorąc pod uwagę pochodzenie jego majątku, mam pewne wątpliwości.
- Niech pan sobie myśli, co chce! Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia! O, są już nasi goście.
- Ucieszy się pan, jak mnie zatrzymają.
- Wcale nie. Pan mnie nie interesuje. Powiem im o wątpliwościach księżnej Danvers i o tym, że przyszedł pan tak późno z wizytą, aby podzielić się ze mną swoimi podejrzeniami.
- Jaka wielkoduszność! Nie jestem jednak skłonny za nią podziękować.
Inspektor Pointer, poinformowany o całej sprawie, wyraził ubolewanie, że nie pomyślano o zbadaniu tak interesującego przedmiotu należącego do ofiary i pochwalił obu mężczyzn za inicjatywę w dążeniu do prawdy. Potem razem z towarzyszącym mu sierżantem wzięli się do pracy.
Zbiornik i czarka z lodem zostały wyciągnięte z dużą ostrożnością i włożone do miedniczki, którą owinięto w dwa ręczniki i zabrano do laboratorium Scotland Yardu.
Ulubiony asystent Warrena oświadczył z szerokim uśmiechem, który odsłonił królicze zęby, że jeśli o niego chodzi, to nie wierzy w obecność trucizny w lodzie, gdyż tylko sir Eryk miał do niego dostęp.
- Nie wiem, co na to powie komisarz Warren - podsumował przed wyjściem - ale jestem raczej pewien, że cała ta sprawa go ubawi.
Morosini nie brał pod uwagę zabawnej strony całej sprawy. Ale odzyskał trochę nadziei, kiedy nazajutrz odebrał telefon wzywający go do siedziby policji, a dokładnie do Warrena. Udał się tam czym prędzej.
- To ciekawy pomysł - stwierdził komisarz, ściskając mu dłoń. - Jak pan na to wpadł?
- Nigdy bym o tym nie pomyślał, gdyby nie poddała mi go księżna Danvers. Tylko że ona nie miała na myśli trucizny. Dziwi mnie też, że nikt nie wspomniał o tym w odpowiednim czasie, jakby istniała jakaś zmowa milczenia. Zastanawiam się, czy Pointer nie uznał mnie wczoraj za wariata.
- Czego pan teraz oczekuje? Przeprosin? - warknął Warren. - To pewne, że były zaniedbania. Być może zamierzone ze strony świadków...
- Muszę stanąć w obronie lady Danvers. Nie zrobiła niczego z rozmysłem.
- Nie sądzę, aby jej inteligencja pozwoliła na zrobienie czegoś z rozmysłem, a wracając do zaniedbań, trudno je wybaczyć moim ludziom. Z przykrością to mówię, lecz miał pan rację: w tym urządzeniu było tyle strychniny, że zabiłaby konia. Albo wszystkich domowników, gdyby mieli dostęp do kostek lodu sir Eryka.
Gdyby nad Morosinim wziął górę włoski temperament, zacząłby krzyczeć ze szczęścia. Już dawno nie odczuwał takiej radości.
- To wspaniale! - wykrzyknął. - Będzie więc pan mógł uwolnić lady Ferrals? Och, błagam, proszę mi pozwolić zanieść jej tę dobrą nowinę!
- Najpierw muszę poinformować adwokata Korony i sir Desmonda, więc proszę, żeby się pan uspokoił. W tej chwili nie może być mowy o uwolnieniu. Zarzuty, które na niej ciążą, są bardzo poważne.
- Ale przecież ma pan już dowód, że to nie ta nieszczęsna saszetka z lekarstwem go zabiła.
- Bez wątpienia, co nie znaczy, że to nie lady Ferrals jest morderczynią lub wspólniczką. Zresztą pan Sutton podtrzymuje oskarżenie, opierając się na rozmowie, której był świadkiem.
- Sądziłem - stwierdził Aldo z goryczą - że zgodnie z angielskim prawem każdy podejrzany uznawany jest za niewinnego, dopóki nie udowodni mu się winy.
- Bez wątpienia, ale dopóki nie znajdziemy Polaka, lady Ferrals pozostanie w więzieniu. Pozwalam panu ją odwiedzić. Proszę spróbować dowiedzieć się o tym człowieku czegoś więcej. Jestem przekonany - dorzucił Warren łagodniejszym tonem - że to on jest mordercą, ale dopóki go nie złapiemy...
- Niech pan posłucha, komisarzu, to niesprawiedliwe i nieludzkie! Dowiedziałem się, że lady Ferrals jest chora, że coraz gorzej znosi więzienie... nie ma przecież nawet dwudziestu lat! Czy nie może wyjść na wolność za kaucją?
- To nie leży w mojej gestii. Niech pan porozmawia z jej adwokatem... no i niech ją pan odwiedzi.
Ale kiedy Aldo pojawił się w Brkton, nie udało mu się zobaczyć z Anielką.
Rozchorowała się i została przeniesiona do szpitala więziennego.
Aldo odszedł więc sprzed bramy więzienia z rozpaczą w duszy.
Rozdział siódmy
Liza
Kolejne trzy dni Aldo Morosini przeżył w niewesołym nastroju graniczącym z depresją. Zrobiwszy wszystko, co było w jego mocy, aby pomóc Anielce, powinien, zgodnie z radą Szymona Aronowa, zaufać talentom Scotland Yardu, sędziom, a nawet samemu Panu Bogu. Ale nie było to możliwe. Obawiał się o los młodej kobiety, a jego strach był dowodem na to, że ciągle jeszcze miała nad nim wielką władzę. Nie wierzył już w miłość, którą, jak twierdziła, żywiła do niego, bo ponownie została kochanką Wosińskiego. Ale jego szlachetna dusza pragnęła z całych sił, aby Anielka odzyskała wolność. Wielki ciężar spadłby mu z serca i mógłby spokojnie, wraz z Vidal-Pellicorne'em oddać się poszukiwaniom Róży Yorku. Jednak w obecnej sytuacji było to niemożliwe: Anielka zawładnęła jego umysłem i stawał się coraz bardziej nieszczęśliwy.
Dwa spotkania z Desmondem nie popchnęły sprawy do przodu i dały Morosiniemu jedynie gorzką satysfakcję z możliwości rozmowy o Anielce, chociaż adwokat zdawał się bardziej zatroskany stanem psychicznym swej klientki niż stanem jej zdrowia. Według niego znacznie lepiej by się czuła, gdyby więcej jadła.
- Odmawia jedzenia? - zaniepokoił się Morosini.
- Niezupełnie, ale je bardzo mało. Wydaje się jej, że jak będzie osłabiona, to wszyscy dadzą jej spokój. Dopóki jest w szpitalu, nikt nie może jej odwiedzać oprócz mnie. Mogę panu powiedzieć, że gdy tylko wspomnę imię Władysława, zamyka się w sobie jak ostryga.
- Czy kocha go do tego stopnia?
- Sądzę raczej, że się go obawia. .Strażniczka znalazła w jej łóżku bilecik napisany po polsku, w którym grożono jej śmiercią, jeśli zacznie mówić.
"Róża Yorku" отзывы
Отзывы читателей о книге "Róża Yorku". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Róża Yorku" друзьям в соцсетях.