Uznał jej milczenie za przejaw rezygnacji i sięgnął po marynarkę.

– Nie mam zamiaru żyć w ciągłym stresie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Był zirytowany.

– Przynajmniej w domu chcę mieć spokój. Już o tym rozmawialiśmy, Taniu. Sądziłem, że zrozumiałaś.

– Przyjęłam to do wiadomości – odparła bezbarwnym głosem – z dużymi oporami i tylko dlatego, że nie miałam innego wyjścia. Ale nie chcę zostać zepchnięta na margines twojego życia.

– Jesteś najważniejszą częścią mego życia – oświadczył. – Nie spycham cię na margines.

W jej oczach błysnęło szyderstwo.

– I dlatego, zamiast zostać w domu, idziemy na to parszywe przyjęcie – rzuciła ze złością.

Wiedział, że Tania ma rację, i to złościło go jeszcze bardziej.

– Robię to dla nas – powiedział urywanym głosem. – Chociaż twoje horyzonty myślowe są tak ciasne, że nie potrafisz tego zrozumieć.

Dzięki, Raf, pomyślała z goryczą. Zawsze potrafiłeś mnie dobić. Biedna, mała, tępa Tania! Nie ma dość rozumu, by dostrzec, co w życiu jest naprawdę ważne, ale jest dobra w łóżku.

Zmusiła się do zachowania spokoju.

– Nie jestem nawet tyle warta, co Nika Sandstrom. Nie mogę nawet… – omal nie powiedziała: urodzić ci dziecka, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Raf dał jej do zrozumienia, że uważa temat za wyczerpany. Ponowne poruszanie go było zbyt bolesne -…dzielić z tobą życia – dokończyła.

– Dzielimy ze sobą wszystko, co jest tego warte – powiedział ponuro.

Kolejne kłamstwo. Patrzyła mu w oczy z bezlitosną kpiną.

– Chcesz powiedzieć, że twoja praca z uroczą asystentką u boku nie ma dla ciebie znaczenia?

Twarz wykrzywił mu grymas wściekłości.

– O nie! Znowu to samo! – wymamrotał z niesmakiem.

W jego oczach pojawił się błysk zniecierpliwienia.

– Mówiłem ci już tysiące razy, że z Niką łączą mnie wyłącznie interesy. Między nami nic nigdy nie było i nigdy nie będzie. Nie wyrzucę jej z pracy z powodu twoich idiotycznych urojeń. I mam już dość ględzenia na ten temat. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej o Nice!

Ponieważ nie potrafisz stawić czoła rzeczywistości, pomyślała Tania ze smutkiem. Nika Sandstrom była jego prawdziwą żoną, nawet jeżeli z nią nie sypiał. Strata asystentki byłaby dla Rafa dużo większym ciosem niż strata Tani. Po prostu nie chciał zrozumieć, że obdarza pannę Sandstrom tym wszystkim, czego tak rozpaczliwie pragnie jego żona.

Nika grała na czas. Czekała, aż wygaśnie obsesyjna namiętność Rafa do żony, żeby zająć jej miejsce. Okaże mu wtedy tyle współczucia, tyle zrozumienia, że Raf nie będzie miał żadnych szans. Rzuci się prosto w ramiona stęsknionej sekretarki i tam już pozostanie.

Zapiął marynarkę i ruszył w jej stronę, przywołując na twarz wyraz lekkiego rozbawienia.

Już się opanował, spostrzegła Tania z niechętnym uznaniem.

Potrafi to zrobić na zawołanie. Przede wszystkim spokój i pełna kontrola nad sytuacją. Nie spotkała jeszcze człowieka o takiej sile wewnętrznej. Za chwilę wyrazi ubolewanie, że mogli wdać się w tak absurdalną dyskusję.

Nie połapał się jeszcze w sytuacji, pomyślała, ale ona uświadomi mu ją w pełni. Nie puści mu tego płazem. Raf zapłaci jej za wszystko.

Spojrzał na nią z udanym zachwytem. Na jego ustach ukazał się swobodny uśmiech.

– No, kochanie! Ta dyskusja jest zupełnie absurdalna. Czy nie lepiej pójść na przyjęcie i spędzić miło czas? – zapytał miękko tym swoim łagodnym, wyrozumiałym tonem. – Możesz nosić tę sukienkę dla mnie, ile razy zechcesz. Ale wolałbym, żeby inni mężczyźni nie pożerali cię wzrokiem. – Przesunął palcem po jej policzku. – To ty jesteś kobietą, którą kocham. Kobietą, którą poślubiłem. Z tobą chcę spędzić resztę życia. A teraz… zmień sukienkę i chodźmy na przyjęcie.

– Mnie nie przeszkadza, że” inne kobiety pożerają cię wzrokiem – powiedziała bezbarwnym głosem.

Dopóki Nika Sandstrom nie jest jedną z nich, dodała w myślach.

Nie zdążył się opanować, oczy błysnęły mu złowrogo. Wziął głęboki oddech, żeby odzyskać zimną krew.

– Nie chcesz zrobić mi przyjemności? – zapytał łagodnie.

To był szantaż.

Tania cofnęła twarz przed jego dotknięciem i ruszyła w stronę drzwi.

– Taniu! Odwróciła się, obrzucając go kpiącym spojrzeniem.

– Jeżeli mnie naprawdę kochasz, mój wygląd nie powinien mieć dla ciebie żadnego znaczenia. Przecież chodzi ci o mnie, nie o to, co mam na sobie. A jeżeli chcesz spędzić ze mną resztę życia, lepiej zacznij je zmieniać, bo to, co mi proponujesz, nie budzi mego zachwytu.

Twarz Rafa stężała z gniewu. Spojrzał na nią wzrokiem, który miał przeniknąć ją na wskroś, dotrzeć do najtajniejszych zakamarków jej umysłu.

– Nigdy mi tego nie mówiłaś – powiedział oskarżycielskim tonem.

– Mówiłam setki razy na sto różnych sposobów. Ale ty słyszysz tylko to, co chcesz usłyszeć. Cieszę się, że tym razem coś do ciebie dotarło.

– Dlaczego, Taniu? Dlaczego… Głos mu zamarł. Nagle uświadomił sobie, że dzieje się coś absurdalnego. Jego papużka znalazła wyjście z klatki i ma ochotę wyfrunąć.

– Myśl sobie, co chcesz. – Wzruszyła ramionami, odwracając się ku drzwiom. – Zresztą i tak nie robisz nic innego. Zawsze musi być tak, jak ty chcesz.

– Taniu! Obejrzała się. Stracił panowanie nad sobą. Szedł ku niej z pobladłą twarzą, zaciskając konwulsyjnie dłonie. Mięśnie jego ramion drgały nerwowo i Tania zrozumiała, że jest na granicy wytrzymałości.

Uderzy mnie, pomyślała ze zdziwieniem. Zrobiłby to na pewno, gdybym była mężczyzną.

Zaskoczyła ją własna reakcja; chciała, żeby to uczynił. Przynajmniej wiedziałaby, że to koniec.

Uniosła prowokująco twarz.

No, dalej! Zrób to! zachęcała go w myślach. W końcu jestem tylko twoją własnością, nie jestem człowiekiem. Udowodnij mi to jeszcze raz.

Pierś Rafa uniosła się w głębokim oddechu. Oczy rzucały mordercze błyski, ale głos był lodowato spokojny.

– Dałem ci wszystko, czego chciałaś.

– Dałeś mi to, co chciałeś dać. Nic, co miałoby dla mnie jakąś wartość.

Drgał mu policzek. Zobaczyła, jak unosi dłoń.

Teraz oboje znamy prawdę, pomyślała ze smutkiem, ale Raf zdołał się opanować. Brutalnie zacisnął dłoń na jej ramieniu.

– Więc poszukaj sobie szczęścia gdzie indziej – syknął. – Może znajdziesz.

Podniosła na niego oczy, starając się go zrozumieć, zrozumieć do końca. Poczuła na rzęsach łzy, ale nie pozwoliła, by przyćmiły jej wzrok.

– Zdaje się, że będę musiała, skoro tak stawiasz sprawę.

Odetchnął głęboko i uwolnił jej ramię. Przez parę sekund patrzył na nią z bolesnym natężeniem.

– Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz. – Rzucił okiem na zegarek. – A tymczasem jest pewne przyjęcie, na które muszę iść. Nie sądzę, byś miała ochotę na pożegnalny pocałunek.

Tania poczuła, że drżą jej usta. Przygryzła dolną wargę i uniosła dumnie głowę.

– Idę z tobą, Raf. Przeżyję tę noc do końca, do samego końca… Będę na tym przyjęciu. Możesz mnie tam zawieźć albo spotkać się ze mną na miejscu – dodała, zanim zdołał zaprotestować. – Wybór należy do ciebie. Zdecyduj się i powiadom mnie, gdy to zrobisz.

Była górą!

Była jego żoną!

Jeszcze przez jedną noc.

Znaleźli się na rozdrożu i nie wiedziała, którą z dróg wybiorą. Rozpaliła ogień i straciła nad nim kontrolę, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby w nim spłonąć. Pod warunkiem, że pociągnie za sobą Rafa.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jechali do miasta w pełnym napięcia milczeniu. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.

Udało mi się zburzyć jego spokój, myślała Tania z ponurą satysfakcją.

Raf nie był dziś kierowcą doskonałym, daleko mu było do zwykłej precyzji ruchów. Prawdę mówiąc, wykańczał skrzynię biegów aston martina, a to oznaczało, że Tania zakłóciła starannie zaplanowany bieg jego życia.

Chciałam je tylko z tobą dzielić, Raf, usprawiedliwiała się w myślach. Chciałam mieć z tobą dziecko. Czy to za wiele?

– Co chcesz osiągnąć na tym przyjęciu, Raf? – zapytała zgaszonym głosem. – Czy to jest ważniejsze od naszego małżeństwa? – Tak bardzo pragnęła, by rzucił jej choć parę okruchów swego prawdziwego życia, zrobił jakikolwiek gest…

Raf zacisnął usta.

– Do diabła, Taniu! Jakie to ma znaczenie? Dla mnie ogromne, pomyślała, ale ostry ton jego głosu zniechęcił ją ostatecznie.

A przecież nie był egoistą. Swojej rodzinie okazywał ogromną wielkoduszność. Jej zresztą też, dopóki chodziło o zaspokojenie kaprysów. Dał jej wszystko z wyjątkiem siebie.

Trochę go rozumiała. Znała jego ambicję, potrzebę posiadania, nienasycone pragnienie sukcesu. Znała także jego dzieciństwo pozbawione wszystkiego, co przedstawiałoby materialną wartość. Nie miał niczego z wyjątkiem kochającej, silnie z sobą związanej rodziny, w której wszyscy zwierzali się sobie nawzajem z najbardziej intymnych przeżyć.

Wszyscy, z wyjątkiem Rafa. On jeden nie mówił o swoich uczuciach, nie uzewnętrzniał ich także w żaden inny sposób. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa i matki Włoszki, najbardziej wylewnej osoby pod słońcem, Raf nie zwierzał się nikomu.

Czy jego opanowanie jest reakcją na przesadną wylewność matki? zastanawiała się Tania.

Wzruszyła ramionami. Może tak, a może nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Była wdzięczna Sophii Carlton za jej szczerość. To właśnie od niej dowiedziała się wielu rzeczy o Rafie.

Był jej najstarszym synem, a od śmierci ojca głową rodziny. Wyciągnął ich z nędzy, w momencie gdy stracili nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi. Miał zaledwie osiemnaście lat, ale jaki był sprytny! Sprytniejszy od agenta handlującego nieruchomościami, który chciał kupić ich farmę za grosze. Raf wykombinował sobie, że to nie dom ma wartość, ale ziemia, na której stoi. Położona na peryferiach Sydney działka mogła zostać sprzedana w kawałkach jako tereny budowlane. Raf znalazł wspólnika, a pieniądze, które zarobił na tym interesie, stały się zalążkiem jego fortuny.