– Wiem jedynie, jakie wyrządza szkody. Nikt bezkarnie nie może wziąć klejnotu, nad którym wiedźma odprawiła czary. Jej przekleństwo dotknęło wielu ludzi. Chyba to rozumiesz? Pamiętasz, co się stało z nami?

– Głupoty gadasz! To był jedynie zbieg okoliczności.

– Nie sądzę! Vivian, twoja rodzona siostra, wyjęła skarb z torebki i umarła. To samo stało się z moim ojcem. I ze stangretem twojej matki. Zarówno Bror, jak i kapitan zamierzali obejrzeć zawartość mieszka i dla obu omal nie skończyło się to tragicznie. Pamiętasz, co ci się śniło tamtej nocy? Krwawy ołtarz, prawda? I bestialskie tortury. A mnie się śnił wielki pożar, Bror omal nie został uduszony, a Vivian zadźgana sztyletem. I wszyscy widzieliśmy te okropne oczy, świdrujące na wylot. Wszyscy oprócz Vivian, bo ona we śnie wcieliła się w postać Huldy.

– Bzdury! Zwykłe przesądy! Do tej pory nie miałem możliwości wziąć do ręki tego naszyjnika. Udowodnię ci jednak, że nic mi się nie stanie.

– Wydaje mi się, że Matylda ma rację – wtrącił się Alvar. – Bror ostrzegał mnie. Pozwól nam odejść! Jeśli sprzedasz naszyjnik, sprowadzisz nieszczęście na kolejnych niewinnych ludzi.

– Zamknij się, kapitanie! Nie wtrącaj się do naszych rodzinnych spraw! – warknął Emil.

W tej samej chwili z powozu doszło ich przeraźliwe wołanie: „Matylda!” Urwało się gwałtownie, tak jakby ktoś zatkał wołającemu usta.

– To Herman – jęknęła dziewczyna, która z wrażenia z trudem łapała oddech. – To jego głos.

– Uważasz, że to dobry, czy zły znak? – spytał Alvar szybko, bo nie mieli czasu na zbyt długą dyskusję.

– Jedno i drugie. Najważniejsze, że mój braciszek żyje, ale… zdaje się, że wzięli go jako zakładnika. No, a gdzie jest Beda? Boże, mam nadzieję, że nic się jej nie stało!

Matylda była śmiertelnie przerażona. Wiedziała, że Emil jest gotów zastrzelić, może nie ją, ale na pewno kapitana, bez żadnych skrupułów. A mając Hermana…

Emil machnął ręką w stronę powozu. Zobaczyli dłoń w czarnej rękawiczce szarpiącą się z drzwiami. Po chwili wysiadła matka Emila z rodzeństwem Matyldy, mocno trzymając dzieci za ramiona.

Dzieci! Ukochane maluchy, nie widziane przez Matyldę tak długo, znalazły się w niewoli u Emila, macochy i tego wstrętnego stangreta, którego nigdy nie darzyła sympatią.

Alvar uścisnął delikatnie ramię dziewczyny, by uspokoić ją i dodać jej otuchy. A potem zwrócił się do Emila:

– Dostaniesz skarb w zamian za dzieci. I pozwolisz Matyldzie odejść!

Emil przyciszonym głosem rozprawiał o czymś gorączkowo z matką. Potem zwrócił się do Matyldy i Alvara i powiedział:

– Akceptujemy wasze warunki! Dzieciaki w zamian za naszą prawowitą własność, naszyjnik, który odnalazłem z moją siostrą jako pierwszy.

– Siostra niedługo się nim cieszyła – mruknął Alvar do Matyldy, głośno zaś dodał: – Zdaje się, że Bror i Matylda dużo wcześniej niż wy znali historię tego starego kurhanu i to oni go wam pokazali?

– Tak, ale nie chcieli się doń zbliżać. To my podjęliśmy działanie. Zresztą nie ten jedyny raz.

– I sprowadziliście nieszczęście na wszystkich – odparował Alvar. – Ale nie traćmy czasu na pustą gadaninę. Pozwólcie dzieciom przyjść do nas.

Jego słowa, choć wcale nie miał takiego zamiaru, zabrzmiały niemal jak cytat z Biblii.

Matylda i Alvar dobrze wiedzieli, że maluchy nie zaznały u macochy nawet odrobiny ciepła. Trudno było przewidzieć, jakie ma wobec nich zamiary. Już raz swym postępowaniem udowodniła, że wcale jej nie obchodzą. Warto było za przeklęty skarb kupić spokój i dobre samopoczucie dzieci.

Matylda nie była w stanie uporządkować myśli, przytłaczała ją rozpacz, w głowie miała kompletny chaos. Nie wiedziała, co jeszcze może się wydarzyć. W tym wszystkim jednakże nie opuszczała jej troska o Brora.

Biedny Bror! myślała. Nie zdążyliśmy go uratować. Umiera gdzieś w nędznej stajni. Przyszło nam wybierać pomiędzy jego życiem a bezpieczeństwem maluchów, wygłodzonych, zziębniętych, z poranionymi nogami. A ja muszę się zgodzić na warunki Emila, bo inaczej on zastrzeli Alvara…

Nie, nie pozwoli na to, by zginął jej nowy wspaniały przyjaciel, który jest dla niej oparciem.

Ocknęła się, usłyszawszy żałosny głos Hermana.

– Matyldo, bolą nas nogi.

– Wiem, Hermanie, teraz już będzie ci dobrze – zapewniła brata ze łzami w oczach.

Wszyscy jej potrzebowali. Jej najbliższym zagrażało niebezpieczeństwo ze strony nędznika o pięknej twarzy. Mydłek, kompletnie wyzuty z wszelkiej moralności, gotowy zastrzelić każdego, kto stanie mu na drodze do łatwego bogactwa.

– Jeszcze tylko jedno! – zawołał Emil. – W zamian za dzieci zrzekniesz się, Matyldo, wszelkich praw do dworu Hult. Ty i twoje rodzeństwo.

– Nie wolno mi zrzekać się prawa do Hult w imieniu mojego rodzeństwa.

– Są niepełnoletni.

– Ale ja tego nie mogę zrobić!

– Zgódź się – szepnął Alvar. – Mam dwór, gdzie wszyscy zostaniecie przyjęci z otwartymi rękami. Nie możemy ryzykować życia dzieci.

I twojego, pomyślała. Bo mnie nic nie grozi, póki Emil wie, że mam skarb.

Głos zabrała matka Emila.

– Nie planujemy, by ktokolwiek poza mną i Emilem mieszkał w Hult.

– Dosyć gadania – przerwał jej syn. – Oddajcie naszą własność, naszyjnik Huldy, którego nigdy jeszcze dokładnie nie obejrzałem.

Naraz Matylda doznała olśnienia.

– Nie mamy go przy sobie! – krzyknęła.

– Co?! Nie próbujcie żadnych sztuczek!

– Mówię prawdę. Nie chcieliśmy go brać ze sobą na poszukiwanie dzieci i ukryliśmy w lesie.

Ścisnęła z całej siły dłoń Alvara, prosząc w duchu, by zrozumiał jej intencję.

– Zresztą nie ja go ukryłam, lecz kapitan Befver – dodała. – Sama nie odnajdę tego miejsca.

Liczyła na to, że jej słowa uratują Alvarowi życie, przynajmniej na jakiś czas. Emil mógł bez trudu zastrzelić kapitana, po czym odebrać jej i jej rodzeństwu prawo do Hult, jednak w obecnej sytuacji otworzyła się przed nimi możliwość ratunku, nawet większa, niż pierwotnie przypuszczała.

Alvar milczał. Matylda nie miała pewności, czy ją właściwie zrozumiał.

– A więc, Emilu – rzekła drżącym z napięcia głosem – dostaniesz naszyjnik, a także dwór, ale pod jednym warunkiem.

– O, ciekawe, zaczynasz stawiać warunki? – szydził Emil. – Wydaje ci się, że możesz sobie na to pozwolić?

– Żądam, byśmy wszyscy pojechali w kierunku Hälsingborga…

– A co tam po nas?

– O ile dobrze się orientuję, niedaleko stąd znajduje się zajazd Röstånga. Ty i twoja matka poczekacie tam na nas, a w zastaw zatrzymacie dzieci. I niech Bóg się zmiłuje nad wami, jeśli nie zaopiekujecie się nimi jak należy. Biada wam, jeśli spadnie im choć włos z głowy! Mam aż nadto dowodów, byście oboje wylądowali w więzieniu.

– Nic nie pojmuję – odezwała się matka Emila, która nie odznaczała się nadzwyczajną inteligencją.

– Tymczasem my – ciągnęła Matylda – weźmiemy powóz i przeprawimy się na drugą stronę cieśniny, żeby przywieźć Brora, o ile jeszcze żyje. Jeśli umarł, cała odpowiedzialność spadnie na ciebie, matko, bo to ty wypędziłaś go z jego własnego domu. Obiecujemy, że wrócimy do gospody najpóźniej jutro wieczorem, choć postaramy się być wcześniej. I wtedy wszyscy pojedziemy razem do Hult. Wy dostaniecie naszyjnik i dwór, a my wolność. Akceptujecie nasz plan?

– Brawo – szepnął Alvar. – Przejrzałem dokładnie twoje zamiary.

– Dzięki, bałam się, że nie domyślisz się, o co mi chodzi.

– Niepotrzebnie! Jeśli chodzi o Brora, mamy bardzo mało czasu. Nie zdążylibyśmy, gdyby przyszło nam wracać do Hult i z powrotem.

– Chwała Bogu, że mamy ciebie, Alvarze – mruknęła.

Emil gorączkowo dyskutował z matką. Dzieci pochlipywały zziębnięte po nocy spędzonej pod gołym niebem.

W końcu zapadło postanowienie.

– Przyjmujemy wasze warunki! – zawołał Emil. – Ruszajmy do tej cholernej gospody.

Machał pistoletem i zapędzał wszystkich do powozu. Matyldzie przypadło miejsce na koźle obok stangreta, a na jej kolanach usadowił się Herman. Alvara Emil nie zamierzał spuszczać z oka, dlatego kazał mu usiąść w powozie. Ani na chwilę nie wypuszczał z rąk pistoletu. Gdy tylko kapitan wykonał najlżejszy ruch, błyskawicznie przystawiał lufę do czoła Bedy.

Podróż do gospody Röstånga upłynęła w ciszy i w ponurym nastroju.

ROZDZIAŁ XVI

Nad cieśniną Öresund zapadła noc. Pogodne niebo usiane było gwiazdami, okrągła tarcza księżyca lśniła jasno, niewiele brakowało do pełni.

Alvar i Matylda oparci o burtę wpatrywali się w srebrną poświatę odbijającą się w tafli wody.

Właściwie powinno być bardzo romantycznie, myślała Matylda. Ale jakże dalekie wydały jej się takie przeżycia. Przepełniał ją strach o Brora. Czy żyje?

Wyruszyli z opóźnieniem, gdyż musieli czekać na prom, który mógłby zabrać na pokład powóz i konie. Na szczęście udało im się pożyczyć konie z zajazdu, bowiem ich własne były kompletnie wycieńczone. Powoził Alvar, na cóż mieli brać z sobą stangreta, któremu nie ufali?

Dziewczynę dręczył niepokój o przyszłość. Emil pozwolił jej wprawdzie odejść, ale to wcale nie oznaczało, że zgodzi się na rozwód. Sprawa była znacznie bardziej skomplikowana. Może upłynąć kilka lat, nim naprawdę będzie wolna.

Gdzie tymczasem rzuci ją los?

Najważniejsze, że nie będzie musiała znosić dłużej towarzystwa Emila. Dla niej to prawdziwe wybawienie.

Tak, uwolniła się od niego, ale zapłaciła za to wysoką cenę – straciła dwór. Jak teraz zdoła utrzymać się wraz z młodszym rodzeństwem? Alvar zaproponował wspaniałomyślnie, że odstąpi im część swego dworu w dalekim Uppland. Ale na razie sam nie miał grosza przy duszy.

Jeśli odnajdą Brora wśród żywych…

Czeka ich piesza wyprawa przez pół Szwecji z dwojgiem małych dzieci i śmiertelnie chorym chłopcem.

Czy ma prawo obarczać Alvara takim ciężarem?

Cóż jednak może uczynić innego? Emil i jego chciwa matka, uzyskawszy prawo własności dworu, uczepią się każdej najdrobniejszej rzeczy w Hult. Matylda nie miała najmniejszych złudzeń, że nie pozwolą jej ani rodzeństwu zabrać nawet odrobiny jedzenia, nie mówiąc o powozie czy pieniądzach. Znaleźli się we wrogich obozach, pomiędzy którymi zapanowała nienawiść.