– Freddy szukał bogatej żony. Westchnęła.

– Gdybym bez końca rozważała motywy powodujące mężczyznami, którzy mają mniej pieniędzy ode mnie, umarłabym jako stara panna. Nigdy nie zwracam uwagi na stan konta, liczy się tylko to, czy mężczyzna mnie kocha.

– Przecież ci właśnie powiedziałem…

– Wiesz, co ty naprawdę kochasz? Poczucie, że jesteś człowiekiem godnym szacunku.

– Nie wiem, co ty kochasz, ale na pewno nie kochasz mnie! Gdybyś kochała, nie skorzystałabyś z pierwszego pretekstu, żeby się wycofać. Dwanaście lat temu zrobiłaś to samo.

Ogarnął ją tak straszliwy gniew, że prędzej by umarła, niż w tej sytuacji wyznała Gustavowi swoją miłość.

– Wracamy do domu. To nie jest czas i miejsce na podobną dyskusję.

– Owszem, jest. – Nie odzywaj się do mnie! Jestem tak wściekła, że nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek będą chciała z tobą rozmawiać.

– Nie rozumiem cię!

– Co do tego jednego się zgadzamy – skwitowała z zimną furią. – Nigdy mnie nie rozumiałeś.

Odwróciła się, pobiegła do samochodu i ruszyła w stronę pałacu. Dopiero w połowie drogi uświadomiła sobie, że w ten sposób skazała Gustava na powrót piechotą. Nie było to daleko, lecz nie mogła go w ten sposób traktować. Zawróciła.

– Wsiadaj – warknęła, otwierając drzwi. – Ale nie odzywaj się do mnie więcej, rozumiesz?

– Nie – odparł głucho.

W ciągu następnych dni wydobyto cały skarb, a choć jego wartość przekroczyła najśmielsze oczekiwania, Joanna pozostała na ten fakt obojętna, gdyż potrafiła myśleć tylko o jednym. Dla niej Gustavo nie wzgardził opinią i konwenansami, nie podeptał wszystkiego, jak uczynił to dla Crystal, a tym samym po raz drugi złamał Joannie serce. Nie zamierzała zadowolić się jakimś drugorzędnym uczuciem, ponieważ sama kochała całą swoją istotą, bez stawiania jakichkolwiek warunków.

W odróżnieniu od nich dwojga między ich byłymi małżonkami układało się jak najlepiej, więc Freddy opuszczał Montegiano, by zamieszkać w hotelu, w którym zatrzymała się Crystal. W wieczór poprzedzający wyjazd swego niechcianego gościa Gustavo zmusił się do tego, by zachować się jak dobry gospodarz i dołączył do Freddy'ego, który siedział w bibliotece w towarzystwie kryształowej karafki. -Może jeszcze jednego? – zagadnął, widząc pustą szklaneczkę.

– Nie odmówię

Gustavo dolał mu.

– Czy już się pan spakował? – spytał uprzejmie, zajmując miejsce w fotelu.

– Tak, bez obawy, pozbędzie się mnie pan jutro z samego rana.

– Mam nadzieję, że nie czuł się pan tutaj niemile widziany.

– Nie, ja wszędzie dobrze się czuję. Pobyłem sobie z Billym, przestałem się martwić o pana…

– O mnie? – zdumiał się Gustavo.

– Jeśli o mnie chodzi, to może pan sobie skoczyć z mostu do rzeki, oczywiście bez urazy. Myślałem o Jo. No i o Billym. Ale on twierdzi, że pan jest w porządku.

– To miło z jego strony – rzekł ostrożnie Gustavo. – Nie widzę jednak związku…

– Jak rany! – jęknął Freddy. – Wygłupiacie się z Jo od dwunastu lat. Może już dosyć, co?

– Chyba pan coś źle zrozumiał.

– A co, nie byliście zaręczeni? Dziwne, wszyscy mówią, że tak.

– Skoro bawił się pan na moim weselu, powinien pan wiedzieć, co się wydarzyło.

– Nie wiem, bo każdy gadał co innego. Ale teraz pan się w końcu ożeni z Jo i zostanie ojczymem Billy'ego, więc…

– Skąd ten pomysł? – spytał ostro Gustavo, który jak zwykle zesztywniał, gdy rozmowa zaczęła dotyczyć tematów osobistych.

– Wszyscy tak mówią. Chlapnąłbym jeszcze jednego, niech pan doleje, co?

Gustavo dolał mu machinalnie, po czym nalał porcję sobie i wychylił.

– W takim razie wszyscy się mylą.

Freddy zaklął bardzo dosadnie.

– Czemu odstawiacie takie cyrki, skoro szalejecie za sobą? W życiu nie widziałem podobnej pary! I co z tego, że wam kiedyś nie wyszło? To wcale nie znaczy, że musi tak być i teraz.

– Panie Manton…

– Mów mi Freddy. Nic ci się nie stanie, jak zaczniemy sobie mówić po imieniu. Nie lubisz mnie, ale co z tego? Ja też cię nie lubię.

– A czy zechciałbyś mi uprzejmie wytłumaczyć, cóż takiego uczyniłem, żeby sobie zasłużyć na twoją antypatię? – wycedził Gustavo.

– Rozwaliłeś moje małżeństwo.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Jasne! Tacy jak ty nigdy nie wiedzą, o czym mówi taki jak ja – prychnął Freddy. – Chłopie, rzecz w tym, że moja żona bujała się w tobie.

– Mylisz się. Joanna nigdy mnie nie kochała.

– Słuchaj no, to ja żyłem z nią przez osiem lat, więc znam ją kapkę lepiej niż ty. Kurde, kochałem tę dziewczynę. Wiesz, że byłem jej wierny przez całe cztery lata? I to nawet wtedy, gdy była w ciąży?

– Doprawdy ze wszech miar godne podziwu. Freddy był doskonale nieczuły na ironię.

– Też tak myślę. Cztery lata! Aż mi słabo, gdy sobie o tym przypomnę. Gdzie ta karafka? – Dolał sobie solidną porcję. – Po co ja się tak starałem, skoro i tak nie mieliśmy szans, bo dla Jo liczyłeś się tylko ty?

– To naprawdę jakaś pomyłka. Joanna z wielką ochotą zerwała zaręczyny.

– Puknij się! – zirytował się Freddy. – Udawała zadowoloną, bo co miała zrobić? Usychać z rozpaczy, żeby wszyscy wiedzieli, jak jej zależy na tobie? Myślisz, że ona nie ma dla siebie ani trochę szacunku?

– Powiedziała ci to? – spytał Gustavo nieswoim głosem.

– Nie aż tak dosłownie, ale wielu rzeczy się domyśliłem. Na twoim weselu wszyscy gadali o tym, że pan młody nie ożenił się z narzeczoną, tylko z zupełnie inną. To się zaciekawiłem, która to ta wystawiona do wiatru, zatańczyłem z nią i pomyślałem, że tylko głupi mógł jej nie chcieć. Szaleliśmy przez pół nocy, bo chciała pokazać całemu światu, jak to zerwanie jej nie obeszło. Tymczasem guzik prawda.

– Mnie mówiła co innego…

– Mówiła ci dokładnie to, co chciałeś usłyszeć. Kochała się w tobie do szaleństwa, ale zobaczyła, jak się całujesz z inną, no to dała ci wolną rękę i jeszcze wcisnęła kit, żeby ci ułatwić sprawę.

Freddy urwał, czekając na jakiś komentarz, lecz Gustavo milczał i tylko wpatrywał się w swego rozmówcę płonącym wzrokiem, jakby chciał go spojrzeniem przewiercić na wylot.

– Jak ją spotkałem rok później, myślałem, że już o tobie zapomniała. Myliłem się, lecz odkryłem to dopiero po ślubie. Może nie jestem wyjątkowo lotny, ale umiem odgadnąć, kiedy kobieta, z którą się kocham, fantazjuje, że to zupełnie inny gość.

– Są różne rodzaje niewierności… – zacytował z pamięci Gustavo. – To twoje słowa.

– Dokładnie. Fizycznie Jo była mi wierna, ale tak naprawdę zawsze było nas troje w łóżku.

– To tylko twoje podejrzenia – zaprotestował Gustavo, starając się nie poddać radości, jaka coraz szerzej rozlewała się w jego sercu.

– Nie. Raz zdrowo wygarnęliśmy sobie wszystko, praktycznie się przyznała. Owszem, miała do mnie słabość i całkiem dobrze się dogadywaliśmy, ale cały czas to ty byłeś na pierwszym miejscu. Dlatego przyjechałem na wesele Etty, jak się dowiedziałem, że się rozwiodłeś i znowu kręcicie ze sobą. Postanowiłem przyjrzeć się sytuacji, chciałem wiedzieć, co i jak. To dlatego wprosiłem się do ciebie na chama. Dobra, wiem, jestem prostak, ale musiałem wiedzieć, co się święci.

– I czego, jak sądzisz, się dowiedziałeś?

– Masz kota na jej punkcie, a ona na twoim, tylko zachowujecie się jak para skończonych bałwanów. Zróbcie coś z tym wreszcie, nim stracę cierpliwość!

Gustavo siedział jak skamieniały.

– Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że Joanna zrobiła dokładnie to, czego wtedy chciałeś? – spytał Freddy.

Gustavo zaprzeczył.

– Jak mogłeś tego nie zauważyć?

– Może ja też nie jestem wyjątkowo lotny.

– Nie „może", tylko na pewno. I co? Zrobisz coś czy zamierzasz czekać następnych dwanaście lat?

Gustavo zdecydowanie odstawił szklaneczkę na stół.

– Nie zamierzam.

W holu spotkał Billy'ego.

– Gustavo, nie widziałeś mojego taty?

– Siedzi w bibliotece. Nie wiesz, gdzie jest twoja mama?

– U siebie.

– Dzięki.

– Dzięki.

Wszedł do sypialni Joanny bez pukania. Właśnie wyszła spod prysznica, więc odwróciła się do intruza z oburzeniem, jednocześnie chwytając ręcznik, by się nim owinąć.

– Masz tupet!

– Mam. Dopiero teraz. Powinienem był mieć wcześniej. Joanno… – Nagle zabrakło mu słów. Dziwne, przed dwunastu laty umiał obsypywać czułymi słówkami kobietę, w której był zadurzony, zaś gdy kochał naprawdę, nie umiał z siebie nic wydusić. Jedyne, co mu przyszło do głowy, brzmiało: – Czy twój były mąż jest człowiekiem honoru?

– Słucham?

– Czy mogę mu wierzyć, gdy mówi, że mnie kochasz i zawsze kochałaś?

Joanna zamarła, nie wierząc własnym uszom. Gustavo wpatrywał się w nią z takim natężeniem, jakby losy całego świata zależały od jej odpowiedzi, więc zrozumiała, jak to dla niego ważne.

– Tak – odparła w końcu. – Możesz. Pokochałam cię od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że bez wzajemności, ale wyszłabym za ciebie i starała się zdobyć twoje uczucie. Kiedy zjawiła się Crystal, musiałam się wycofać, bo nie da się nikogo zmusić do miłości.

– Nie. Można tylko czekać, aż ta druga osoba przejrzy na oczy, nim będzie za późno. – Mocno chwycił ją za ramiona, a wtedy ręcznik zsunął się na podłogę, lecz Joanna nie zwracała na to uwagi. – Powiedz, że nie jest dla nas za późno, proszę!

– Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie będzie.

– Odkąd spotkaliśmy się znowu, wiedziałem, że dla mnie istniejesz tylko ty, lecz nie mogłem ci tego powiedzieć, tyle rzeczy stało między nami… Myliłem się, teraz to widzę – tłumaczył żarliwie. – Pamiętasz, powiedziałem, że gdybyś nie zwolniła mnie z danego słowa, wzięlibyśmy ślub i żyli długo i szczęśliwie. Zaoponowałaś i miałaś rację. Wtedy nie bylibyśmy takim małżeństwem, jakim będziemy teraz.

– A będziemy?

– Tak.

Pocałował ją, a ten pocałunek oznaczał koniec długich lat samotności i przypieczętowywał złożoną obietnicę.