– Nie wydaje mi się – powiedział wolno – by hrabina, czy zresztą ktokolwiek inny miał wiele do powiedzenia na ten temat. Malvina sama wybierze sobie męża. Dziewczyna ma charakter ojca, a także jego genialną intuicję do korzystania z uroków życia. Nigdy nikogo nie pyta o zgodę, a niełatwo jej w czymkolwiek przeszkodzić.

Sir Mortimer zamarł w bezruchu.

– Odmówiła Wrexhamowi – odezwał się w końcu. – Nie skusił jej tytuł książęcy… czego więc właściwie chce?

– Ją musisz o to zapytać – odparł lord Flore. – Jeśli jednak chcesz znać moje zdanie, to wątpię, żeby sama wiedziała na pewno!

Sir Mortimer zacisnął wąskie brzydkie wargi.

Lord Flore doszedł do wniosku, że powiedział już dosyć.

– Pora na mnie – rzekł podnosząc się z fotela. – Powodzenia, Smythe! Pomyślnych łowów!

Nie oglądając się za siebie opuścił salon, lecz znacząco pozostawił otwarte drzwi. Gest ten powiedział sir Mortimerowi, że lepiej będzie, jeżeli także opuści dom.

Konia lorda Flore zaprowadzono, zgodnie ze zwyczajem, do stajni. Teraz, choć służący chciał go przyprowadzić, gość zadecydował, że sam po niego pójdzie.

Znalazł go w jednym z boksów.

Na spotkanie przybysza wyszedł masztalerz.

– Wspaniałe wierzchowce! – Lord Flore rozglądał się po stajni. – Panna Maulton wspomniała, że miałbym niekiedy pomagać w ich trenowaniu.

– Cieszę się, że nareszcie pan wrócił do domu, paniczu Sheltonie! Tylko w jakim on strasznym stanie!

– To prawda! Czekaj… chyba sobie ciebie przypominam…

– Pracowałem w stajniach majątku Flore, zanim panicz pojechał w obce kraje.

– A więc się nie mylę! Ty jesteś… Hodgson!

– Tak, paniczu! – Masztalerz rozpromienił się cały. – Nie zostało prawie wcale koni, kiedy panicz odjechał, no to poszedłem tutaj, do pana Maultona na parobka, ale teraz jestem już starszym stajennym.

– Masz pod opieką wspaniałe okazy. – Lord Flore zamyślił się na chwilę. – Czy panna Maulton będzie się wybierała na przejażdżkę jutro rano?

– O siódmej, paniczu, zanim wyjadą do miasta.

– W takim razie zjawię się o tej porze, Hodgson – zdecydował lord Flore. – Przygotuj mi najbardziej krewkiego wierzchowca, jakiego tutaj masz.

– Zrobię, jak panicz każe.

Lord Flore uścisnął rękę masztalerza.

– Dziękuję, Hodgson, cieszę się, że cię spotkałem.

– Ach!… Jaka to ulga dla smutnego serca wreszcie zobaczyć panicza znowu!

Malvina zeszła na parter dokładnie w chwili, gdy wielki stojący zegar wydzwaniał pełną godzinę. Nie miała pojęcia, jakie plany poczyniono minionego dnia.

A tu przed wejściem czekał na nią nie tylko Lotny Smok, lecz także lord Flore na Gromie, czarnym ogierze, który niecierpliwie przystępował w miejscu i często wspinał się na tylne nogi podkreślając swoją niezależność.

Przez chwilę Malvina stała na szczycie schodów.

Nigdy w życiu nie widziała mężczyzny tworzącego z koniem doskonalszą całość.

Dziś lord Flore miał na głowie lekko przekrzywiony cylinder, a sztywny kołnierzyk oparłby się najbardziej surowej inspekcji. Marynarka z wełnianej, ukośnie prążkowanej tkaniny nie była najnowsza, to prawda, jednak układała się bez jednej zmarszczki. Buty lśniły niczym lustro.

Dziewczyna zastanowiła się przelotnie, czy aby jego lordowska mość w braku kamerdynera nie polerował ich własnoręcznie. Wczoraj w klasztorze nie zauważyła żadnej służby.

Zeszła ze stopni.

Lord Flore z galanterią uniósł cylinder, choć przecież niełatwo mu było jednocześnie utrzymać Groma w ryzach.

– Dzień dobry – powitał sąsiadkę uprzejmie.

– Mam nadzieję, że pozwoli mi pani dotrzymać sobie towarzystwa.

– Chyba nie mam wielkiego wyboru – odparła Malvina dość chłodno.

Kiedy jednak parobek pomagał jej wsiąść, uśmiechała się do siebie.

Ruszyli podjazdem, a potem skręcili na najlepszy teren do wytężonego cwału, otwartą przestrzeń wiodącą prosto do Dzikiego Lasu.

Zanim dotarli pod las, policzki dziewczyny mocno się zaróżowiły, a oddech stał się krótszy i nierównomierny.

– Trudno mi wyrazić słowami – odezwał się lord Flore – jaka to dla mnie wielka przyjemność dosiadać tak wspaniałego wierzchowca.

– Grom był ulubieńcem taty – rzekła Malvina. – Hodgson musi znać pana jako dobrego jeźdźca, inaczej by go panu nie dał.

– Nareszcie prawi mi pani komplementy, na które naprawdę zasługuję! – uśmiechnął się lord Flore.

Nie mitrężyli czasu na rozmowy, znów popędzili konie.

Galopowali wzdłuż lasu, po ziemi leżącej odłogiem, równie doskonałej do szybkiej jazdy jak najlepszy tor wyścigowy. Lord Flore miał zamiar podzielić się tym spostrzeżeniem z Malviną, kiedy konie zwolnią do kłusa.

Nagle przyszło mu coś do głowy.

– Mam! – krzyknął ściągając wodze. – Mam doskonały pomysł! Ale będzie mi pani musiała pomóc. Bez pani niczego nie dokonam.

– Co takiego?

– W naszym hrabstwie bezwzględnie brak toru wyścigowego z prawdziwego zdarzenia.

We dwoje moglibyśmy przeprowadzić takie przedsięwzięcie. Jeśli dobrze wykonamy zadanie, odniesiemy niemałe korzyści! Po pierwsze, tor będzie przyciągał ludzi, którzy zostawią tu gotówkę, po drugie, ożywi okolicę, powstaną gospody, karczmy, sklepy, a po trzecie, przy budowie toru i potem w czasie jego funkcjonowania znajdzie pracę wielu bezrobotnych, także służba z mojego majątku, której nie mogłem płacić.

Malvina dłuższą chwilę przyglądała się lordowi Flore w milczeniu.

– Prosi mnie pan o pomoc? – zapytała w końcu.

– Powiedziałem, że nie dam rady dokonać tego bez pani, ale proszę mnie źle nie zrozumieć, zwrócę wszystko co do grosza. Wątpię, czy jakikolwiek bank zechce uznać moje zabezpieczenia – w głosie lorda Flore zabrzmiały gorzkie nuty. – Jednak do pani odniosą się zupełnie inaczej.

– Tor wyścigowy… – zastanowiła się Malvina. – Wspaniały pomysł! Ma pan rację!

Przecież najbliższy tor jest wiele kilometrów stąd, tatuś często narzekał, że jeśli ma ochotę się pościgać, musi cały dzień tracić na dojazd.

– Jesteśmy blisko Londynu – ciągnął podekscytowany lord Flore – będzie przyjeżdżało stołeczne towarzystwo. Mogłaby pani sprowadzić z Newmarket kilka koni ojca. Tutaj w okolicy też byli kiedyś zapaleni hodowcy.

– Przynajmniej trzech – dopowiedziała Malvina i krzyknęła z radości. – Och, na co czekać?! Zaczynajmy od razu! To wspaniały pomysł! Żałuję, że tatuś na niego nie wpadł.

– Jeśli jest pani pewna, iż byłby z takich planów zadowolony, będzie pani miała świadomość, że nie wydaje pieniędzy niepotrzebnie – podkreślił lord Flore.

W drodze powrotnej do domu Malviny omówili sprawę bardziej szczegółowo.

– Chciałabym, żeby się pan od razu zabrał do rzeczy – zdecydowała dziewczyna. – Jeszcze dziś powiem londyńskiemu doradcy finansowemu, co zamierzamy przedsięwziąć, i poproszę, by natychmiast udostępnił panu wszelkie niezbędne fundusze.

Lord Flore przez chwilę milczał zamyślony.

– Właśnie mi przyszło do głowy… – zaczął wolno. – Malvino – wtrącił nagle. – Jeśli pozwolisz, nie będę cię dłużej nazywał panną Maulton, to zbyt sztywne… Wracając do tematu: lepiej, żebyś na razie nie rozpowiadała o naszych zamierzeniach.

– Ach tak? A to dlaczego?

– Ludzie zaczną plotkować o nas niestworzone rzeczy. Wolałbym tego uniknąć.

Malvina uniosła wysoko brodę.

– Nigdy w życiu nie słyszałam podobnego nonsensu! Będą mówić o mnie tak czy siak, a jeżeli chcę ci pomóc budować tor wyścigowy, nic nie mogą na to poradzić.

– Nic, rzeczywiście – zgodził się lord Flore.

– Tyle że ja nie mam ochoty, by z mojego powodu wzięto cię na języki jeszcze ostrzej niż do tej pory.

Malvina ciężko westchnęła.

– Jeśli sądzisz, że uda ci się zrobić ze mnie cichą, spokojną i zahukaną panienkę, w typie twojej wymarzonej kandydatki na żonę, to się grubo mylisz!

Ujrzała jego skwaszoną minę.

– Jestem twoim wspólnikiem w konkretnym przedsięwzięciu – upierała się Malvina – a cały świat może mówić, co chce.

– Zrobisz to, o co cię proszę – powiedział lord Flore z naciskiem. – Nie będziesz nikomu opowiadała o naszych planach, dopóki ci na to nie pozwolę.

– Czy ty rzeczywiście próbujesz mi rozkazywać?

– spytała Malvina. – Czy znowu tylko odnoszę takie wrażenie? Nigdy się nie spotkałam z tak niesłychaną impertynencją!

– Przestań się zachowywać jak rozpieszczone dziewczątko! Twój ojciec od razu by zrozumiał, że moja prośba jest podyktowana troską o ciebie.

Na to Malvina nie znalazła repliki.

W głębi serca przyznawała lordowi Flore rację.

Rozgłaszanie wieści o budowie toru wyścigowego, nim stanie się ona fait accompli, oznaczałoby wydanie całego przedsięwzięcia na żer towarzyskich plotek.

– Dobrze – zgodziła się w końcu niechętnie – wygrałeś! Tylko się nie przyzwyczajaj do wydawania mi rozkazów. W przeciwnym razie wyjdę za mąż za księcia!

– Rób sobie z nim, co ci się żywnie podoba – odparował lord Flore. – O jedno tylko cię proszę: nie pożyczaj mu koni. Siedzi w siodle jak kłoda i ma sztywne nadgarstki.

Malvina musiała się roześmiać.

Kiedy w końcu wrócili do stajen, gdzie lord Flore zamienił Groma na własnego konia, Malvina zaczęła żałować, że wyjeżdża do Londynu.

Miała nieodparte wrażenie, że przyjęcia, kolacje i bale wydadzą jej się śmiertelnie nudne przy tym, co miało się dziać na wsi.

ROZDZIAŁ 3

Malvina zasiadła przy biurku, by napisać list do lorda Flore. Zamierzała mu donieść, że uzgodniła już wszystko ze swoim doradcą finansowym oraz że reprezentant firmy prawniczej zajrzy do niego w ciągu dwóch najbliższych dni. Lord miał otrzymać wszelkie fundusze, jakich zażąda.

W górnym rogu postawiła datę i zaczęła:

Drogi…

Co miała napisać? Nazywał ją po imieniu, lecz czy ona w liście powinna zrobić to samo, czy raczej zachować bardziej formalny styl?