Tak, ale najpierw muszą zająć się psem. Kiedy znów przypomniała mu o Phoebe, Harry niechętnie wypuścił ją z ramion.

– Coś idzie nie tak? – spytał.

– Ma skurcze i głośno dyszy. Boję się, czy…

– Psy zawsze dyszą w trakcie porodu.

– Skąd wiesz?

– Rozmawiałem z Kim – odparł, wskazując przytroczony do paska telefon. – Rozmowa się urwała, kiedy usłyszałem twój krzyk. Zaraz znów do niej zadzwonię. – Wybrał numer, ale Kim nie odbierała. – Kiedy z nią rozmawiałem, była na farmie na drugim końcu miasta i połączenie było tak słabe, że ledwo się słyszeliśmy. Ale powiedziała, że zaraz przyjedzie.

Pochylili się oboje nad Phoebe. Harry usiadł na ziemi, wyciągnął przed siebie chorą nogę i obmacał psu brzuch.

– Myślę, że powinienem wyszorować ręce – powiedział.

– Ręce?

– Dlaczego nie? Zasady przyjmowania porodu u psa są jak u ludzi. – Zastanowi! się. – Na wszelki wypadek włożę rękawiczki. Są sterylne. I użyję lubrykantu.

– Pomyślałeś, żeby to wszystko zabrać?

– Oczywiście – odparł, nie tając zadowolenia siebie.

– No to teraz już się nie wykręcisz.

– Od czego? – zdziwił się, wyjmując sprzęt z plecaka.

Przyszedł czas na powiedzenie prawdy, zdecydowała Lizzie.

– No bo skoro zadałeś sobie tyle trudu, żeby ratować nie tylko mnie, ale i mojego psa, nie mówiąc już o szczeniakach, to zamierzam zostać twoją żoną. Nie ma wyjścia. Jeżeli będziesz się opierał, po prostu cię porwę i zmuszę siłą do ślubu. Emily nie poradzi sobie z pożarem buszu.

– Ani Edward. – Nim jednak Lizzie zdążyła zareagować, Harry zabrał się do odbierania porodu i cała jego uwaga skupiła się na Phoebe.

Zapadło milczenie.

– Potrzebuję więcej smarowidła – odezwał się. Lizzie, niby sprawna instrumentariuszka, podała mu żel. Czuję się jak w sali operacyjnej, pomyślała. W bardzo dziwnej sali operacyjnej.

– No i co? – zapytała po chwili.

– Poczekaj.

Phoebe napięła się nagle i głośno sapnęła.

– No i co? – nie wytrzymała Lizzie.

– Wychodzi.

W parę sekund później pierwsze z ośmiu szczeniąt wydostało się z ciała matki i wylądowało w rękach Harry’ego.

Pamiętaj, żeby zachowywać się do końca jak prawdziwy ginekolog. Pamiętaj… o czym? Żeby na zawsze zapamiętać tę chwilę.

W parę minut później Phoebe wylizywała osiem rozkosznych szczeniaków.

– Wyglądają na wielorasowe. Trochę psy myśliwskie, trochę bassety, a trochę dalmatynczyki – stwierdził Harry, niezbyt udatnie pokrywając żartem wzruszenie.

– Są wspaniałe – odrzekła rozczulona Lizzie.

– Lizzie?

– Co?

– To ty jesteś wspaniała.

– Ale nie tak wspaniała jak ty.

– Chcesz się założyć?

– O co? – spytała niepewnie.

– Zaraz się dowiesz. – Objął ją i przytulił tak zachłannie, a zarazem czule, że świat zaczął wirować, a kiedy w końcu stanął, wszystko znalazło się na swoim miejscu. Tym, które od początku było mu przeznaczone.

– Co to ma…?

– Założymy się, kto lepiej całuje – wyjaśnił. – Najpierw ja pocałuję ciebie, potem ty mnie, potem ja ciebie i tak dalej, i będziemy się całować tak długo, aż będzie wiadomo, które z nas lepiej całuje.

– To do niczego nie doprowadzi.

– Co?

– No, ten zakład.

– Ach, to – odparł niezbyt przytomnie. – Nieważne. Będziemy się całować, dopóki jedno nie zwycięży.

Oczywiście nie pozwolono im całować się bez końca.

Mała Amy ściągnęła nad urwisko cały szpital, tak że kiedy wreszcie oderwali się od siebie, zobaczyli nad sobą mnóstwo spoglądających w dół, zdumionych bądź roześmianych twarzy.

– Harry! – krzyknęła Emily.

– Lizzie! – zawtórował jej Edward.

On i Emily stali razem nieco z boku, nieświadomie połączeni uczuciem niesłychanego zgorszenia.

– Myślałem, że już po niej – wyjaśnił Harry tonem człowieka wyrwanego ze snu. – Kiedy krzyknęła – dorzucił. Nadal trzymał Lizzie w ramionach. Podniósł głowę i spojrzawszy smętnie na byłą narzeczona, dodał:

– Przepraszam cię, Emily, ale muszę odwołać nasz ślub. Żenię się z Lizzie.

– Naprawdę? – z radością wykrzyknęła Lillian. Obok niej stał Joey.

– Naprawdę – potwierdził Harry. – Daruj mi, Emily.

– Ale… co będzie z moimi druhnami?

– To niesłychane! – oburzył się Edward, odruchowo ujmując Emily za rękę. Porcelanowa uroda Emily nieuchronnie wyzwalała w mężczyznach opiekuńcze instynkty.

– Ale powiedzcie wreszcie, co ze szczeniakami.

– To mała Amy przywołała do porządku objętą parę na dole.

– Będziesz miała do wyboru osiem rozkosznych piesków – odparła Lizzie, podnosząc w górę jedno ze szczeniąt.

Do krawędzi urwiska dopchała się Kim.

– Płynie do was łódź! – zawołała.

– Doskonale – odparł Harry, po czym pochylił się nad Lizzie, zamierzając ją znowu pocałować.

– Czy możecie się z tym na chwilę wstrzymać? – przerwała mu Kim. – Szczeniaki zdrowe?

– Tak jest, pani doktor.

– Ja chcę jednego. Na zawsze! – zawołał Joey.

– Ja też! – Lillian nie pozostała w tyle.

– I ja! – dodał Terry, który przyszedł do szpitala na kontrolne badanie i przyłączył się do tłumu pędzącego nad urwisko. – Mama obiecała mi prezent, jeśli wyzdrowieję. Więc chcę szczeniaka, bo jądra już mnie nie bolą. Będzie się nazywał Jajo.

Harry i Lizzie popatrzyli na siebie z niedowierzaniem. Mały Terry ośmielił się wymówić słowo „jądra” i chce psa nazwać Jajem. Niesłychane! Tylko jego matka zrobiła minę, jakby miała zaraz zemdleć i spaść z urwiska.

– My też prosimy o pieska! – zawołał Tom. Widać cały szpital z przyległościami zgromadził się nad urwiskiem. – Do naszego nowego domu.

– Wyglądają słodko – przyznała Emily, która pod opiekuńczymi skrzydłami Edwarda szybko odzyskiwała rezon.

– Kupię ci jednego – nieoczekiwanie zaproponował Edward. – Ile będzie kosztował? – Emily popatrzyła na niego z pełnym wdzięczności uśmiechem, a on objął ją ramieniem. – Ile chcecie?

– Hm – mruknął Harry. – Musimy się zastanowić. My też chcemy zachować sobie jednego.

– No pewnie – roześmiała się Amy. Dziewczynka nie tylko była już pewna, że dostanie szczeniaka, ale jej notowania wśród kolegów i koleżanek niesłychanie wzrosły. W końcu to ona uratowała życie Phoebe i jej psiaków.

– Ale rozdawanie szczeniaków zacznie się dopiero po weselu – zaznaczyła Lizzie.

Harry popatrzył na nią z czułością. Wiedział doskonale, czyje wesele miała na myśli.

– Oczywiście. Skoro tak sobie życzysz – zgodził się, mocniej obejmując ją ramieniem.

– Bo na moim ślubie nie będzie druhen – wyjaśniła. – Zamiast nich wystąpi Phoebe i jej ośmioro szczeniąt.

Marion Lennox

  • 1
  • 20
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25