– Teraz twoja kolej – rzucił oschle, z nieprzejednaną miną, podczas gdy ona obdarzyła go jedynie długim, chłodnym – jak się jej zdawało – spojrzeniem. Clay emanował prawie wyczuwalną niechęcią. Stwierdziła to, kiedy go mijała, wchodząc do gabinetu.

Pokój przywodził na myśl ilustrację z książki: na kominku płonął ogień, na politurowanych stolikach stały do połowy napełnione wysmukłe kieliszki, ściany zakrywały półki z książkami, na ścianie za skórzaną kanapą wisiał oryginalny olejny pejzaż Terry'ego Redlina, podłogę zaścielał miękki dywan. Surowy, jednakowoż ciepły wystrój dawał poczucie intymności.

Herb Anderson wybrał tę porę dnia, żeby się tutaj pojawić, wykombinował sobie bowiem, że wówczas wszyscy Forresterowie będą w domu. Powiedział dokładnie tak: „Dopadnę tych bogatych sukinsynów, kiedy obwieszeni rodzinnymi klejnotami, będą siedzieć w tym swoim szpanerskim ceglanym dworze”.

Kontrast pomiędzy rodzicami Claya i Catherine był jaskrawy. Pani Forrester, ubrana z nienaganną elegancją, siedziała przy kominku, zagłębiona w fotelu z wysokim oparciem. Była wstrząśnięta, jednakże zachowywała się niezwykle powściągliwie. W obramowaniu kunsztownie upiętych włosów jej twarz wydawała się młodzieńcza, królewsko piękna. Na wypielęgnowanych dłoniach połyskiwały cenne klejnoty, z których tak naśmiewał się Herb Anderson.

Ada Anderson jakby bezkształtna, z włosami mysiego koloru, siedząc ze spuszczonym wzrokiem w takim samym fotelu po drugiej stronie kominka, skubała nitkę wysnutą z kupionego na wyprzedaży płaszcza. Nosiła jedynie cienką złotą obrączkę z wygrawerowanym motywem kwiatów jabłoni, już prawie niewidocznym.

Pan Forrester, w kamizelce i dobrze skrojonym szarym garniturze, stał za pokrytym safianem biurkiem, na którym leżało kilka oprawnych w skórę książek, podtrzymywanych jadeitowymi podpórkami wartymi tyle co wszystkie meble w salonie Andersonów.

No i jej ojciec, wystrojony w czerwoną ortalionową kurtkę z napisem: „Bar Warpa” na plecach. Catherine starała się nie patrzeć na jego rozdęty piwem brzuch, nalaną twarz ze stale obecnym wyrazem nienawiści do całego świata, który chce pozbawić czegoś Herba Andersona.

Catherine zatrzymała się przy fotelu matki, mając świadomość, że Clay stoi tuż za nią. Jego ojciec, niewątpliwie najgroźniejsza osoba w tym pokoju, zajął strategiczną pozycję za biurkiem, by dać do zrozumienia, że panuje nad sytuacją. Zdając sobie z tego sprawę, Catherine postanowiła stawić mu czoło. Jej własny ojciec klął i zachowywał się jak pijany marynarz, lecz ten drugi stanowił znacznie większe zagrożenie. Catherine widziała absolutne opanowanie tego człowieka, wyczuła także, że gdyby pozwoliła sobie na najlżejszy grymas wyzwania na twarzy, popełniłaby największy błąd w życiu. Był człowiekiem, który doskonale radzi sobie z ludźmi.

– Mój syn nie pamięta pani, prawda? – Głos Forrestera przypominał ostre krawędzie pierwszego listopadowego lodu na jeziorze w Minnesocie – zimne, ostre, cienkie i niebezpieczne.

– Nie, nie pamięta – potwierdziła Catherine, patrząc mu prosto w oczy.

– Pamiętasz ją? – zapytał syna dla porządku.

– Nie – odparł Clay. Catherine była oburzona. Nie dlatego, by pragnęła, żeby ją pamiętał, lecz dlatego, że było to kłamstwo. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że powie prawdę. Podejrzewała, że ma dosyć pieniędzy na poparcie wszelkich kłamstw, jakie miał ochotę powiedzieć. Mimo to jego odpowiedź ją zabolała. Odwróciła się i stwierdziła, że Clay znajduje się bliżej, niż mogła znieść, rzuciła mu więc pytające spojrzenie błękitnych oczu, które chłodem mogło rywalizować ze spojrzeniem jego ojca.

Kłamca! – zdawały się krzyczeć jej oczy, kiedy on, zadowolony z siebie, omiatał ją wzrokiem. Uwagę Claya przyciągnęły jasne włosy dziewczyny i zobaczył, jak tańczący za nią ogień tworzy wokół jej głowy złotą aureolę. I wtedy przypomniał je sobie, rozświetlone przez sztuczne ognie.

Och, tak, pamiętał ją dobrze… Teraz sobie przypomniał! Starał się jednak usilnie, by nie dać tego po sobie poznać.

– W co, do diabła, chcecie mnie wrobić? – rzucił oskarżycielsko.

– Dobrze wiesz – odparła Catherine, zastanawiając się, jak długo potrafi zachować spokój.

– Masz cholerną rację, że on wie, kochasiu, nie myśl więc…

– wmieszał się Herb Anderson, grożąc palcem Clayowi.

– Jest pan w moim domu – przerwał mu gwałtownie pan Forrester – i jeśli chce pan, żeby ta dyskusja trwała, proszę się liczyć ze słowami.

Słowo „dyskusja” zostało wypowiedziane z nie ukrywanym sarkazmem; było oczywiste, że Herb Anderson nie zna jego znaczenia.

– Weź się pan do roboty i zmuś tego tu kochasia, żeby się wreszcie przyznał, bo na Boga, wycisnę z niego prawdę, tak jak wycisnąłem z niej.

Clay miał wrażenie, że coś obślizłego poruszyło się w jego wnętrznościach. Spojrzał ostro na dziewczynę, lecz ona nadal była nad wyraz opanowana. Przyglądała się pobielałym knykciom jego ojca, zaciśniętym na blacie biurka.

– Albo będzie się pan zachowywał przyzwoicie, proszę pana, albo pan i pańska żona natychmiast stąd wyjdziecie, zabierając ze sobą swoją córkę! – wycedził zimno Forrester.

Anderson jednak przez całe życie czekał, by jego statek zawinął wreszcie do portu, i to… na Boga!… stało się! Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Clayem.

– Posłuchajmy teraz ciebie, kochasiu – kpił. – Powiedz tylko, że nigdy nie widziałeś jej na oczy, a zrobię z ciebie krwawą masę. A kiedy skończę, synku, podam do sądu twojego ojca i wycisnę z niego ostatniego centa. Taki bogaty drań jak ty myśli, że może sobie pieprzyć wszystko, co chodzi w spódnicy. Cóż, nie tym razem, nie tym razem!

– Potrząsnął Clayowi pięścią przed nosem. – Tym razem będziesz musiał zapłacić albo oskarżę cię o gwałt i pożałujesz, że nie jesteś pedałem!

Catherine, udręczona, wiedziała, że nie ma sensu się wtrącać. Jej ojciec pił przez cały dzień, przygotowując się do tej sceny. Wiedziała, że ten moment się zbliża, ale nic nie mogła na to poradzić.

– Clay, czy znasz tę kobietę? – zapytał ponuro ojciec, ignorując wybuch Andersona.

Zanim Clay zdołał odpowiedzieć, Herb Anderson przysunął twarz do twarzy córki i zażądał:

– Powiedz mu, dziewczyno… powiedz mu, że ten tu kochaś zrobił ci dziecko! – Catherine instynktownie cofnęła się przed odrażającą wonią jego oddechu, ale złapał ją pod brodę i zachrypiał: – No, powiedz mu, siostro, jeśli ci życie miłe!

Clay stanął między nimi dwojgiem.

– Zaraz, chwileczkę! Niech pan zabierze od niej ręce! Przecież już wskazała mnie palcem, w przeciwnym bowiem razie nie byłoby was tutaj. – Po czym już spokojniej dodał:

– Powiedziałem, że jej nie znam, ale ją pamiętam. Catherine rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Właściwie ostatnią rzeczą, jakiej chciała od Claya Forrestera, było szlachetne poświęcenie.

– A widzicie! – Anderson wykonał ruch, jakby rzucał na stół atutową kartę. Twarz pani Forrester drgnęła. Jej mąż ze zdziwieniem otworzył usta.

– Przyznajesz zatem, że dziecko tej kobiety jest twoje?

– wykrzyknął z niewiarą w głosie Claiborne Forrester.

– Niczego takiego nie powiedziałem. Przyznałem jedynie, że ją poznaję.

– Od kiedy ją znasz? – nalegał Claiborne.

– Od tego lata.

– Tego lata, ale od kiedy?

– Myślę, że był to lipiec.

– Myślisz, że to był lipiec! Może byś zrobił coś lepszego, zamiast tylko myśleć!

– To był lipiec. Zadowolona mina Herba Andersona sprawiła, że jego twarz wyglądała jeszcze ohydniej niż zazwyczaj.

– Dokładniej – naciskał Claiborne.

– Czwarty lipca.

– A co się wydarzyło czwartego lipca? Catherine aż wstrzymała oddech, gdyż zakłopotanie, jakie odczuwała w stosunku do Claya, stało się niesłychanie nieprzyjemne.

– Mieliśmy randkę w ciemno.

W pokoju zapanowała martwa cisza. Catherine pomyślała, że wszyscy już obliczyli, iż od tamtej pory upłynęło dwa i pół miesiąca.

Claiborne zacisnął zęby i wysunął szczękę.

– I co? Słychać było jedynie trzaskanie ognia na kominku. Clay milczał, przez chwilę zatrzymując wzrok na Catherine.

– Stanowczo odmawiam odpowiedzi na kolejne pytania, dopóki Catherine i ja nie porozmawiamy na osobności – powiedział, zaskakując ją tym całkowicie.

– Clayu Forresterze, odpowiesz na moje pytanie tu i teraz! – wybuchnął jego ojciec, uderzając pięścią w blat biurka. – Byłeś czy nie byłeś z tą kobietą czwartego lipca?

– Z całym szacunkiem, ojcze, to nie twój interes – odparł Clay, z trudem kontrolując głos.

Pani Forrester przyłożyła do ust drżącą rękę, błagając syna oczami, by wszystkiemu zaprzeczył.

– Twierdzisz, że to nie mój interes, kiedy ten mężczyzna grozi, że wytoczy ci proces o ojcostwo, i narazi na szwank twoją, a także moją reputację w tym mieście?

– To ojciec nauczył mnie, że każdy sam odpowiada za swoją reputację. Jeśli o ojca chodzi, nie sądzę, by było się czym martwić.

– Clay, chcę jedynie znać prawdę. Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to na Boga, przestań ochraniać tę dziewczynę i powiedz to. Jeśli brzmi „tak”, przyznaj się i skończymy z tą farsą.

– Odmawiam odpowiedzi, dopóki ona i ja nie porozmawiamy na osobności. Jak widać, pominięto nas we wcześniejszej dyskusji. Udzielę odpowiedzi, jeśli pozwoli nam ojciec porozmawiać.

Dał Catherine znak, by poszła za nim, lecz ona zbyt była zaskoczona, żeby się poruszyć. Taki rozwój wypadków okazał się dla niej całkowicie nieoczekiwany.

– Chwileczkę, synu! – syknął Herb Anderson. – Nie wywiniesz się tak łatwo i nie wystrychniesz mnie na dudka. Przejrzałem cię. Myślisz, że wywleczesz ją stąd, zatkasz usta jakimiś marnymi kilkuset dolcami i będziesz miał problem z głowy, co?

– Chodźmy. – Clay zrobił krok, żeby wyminąć Andersona.

– Powiedziałem, chwileczkę! – Anderson wbił swoje tłuste palce w pierś Claya.

– Zejdź mi z drogi. – Jakaś groźna, ostrzegawcza nuta w jego głosie sprawiła, że Anderson ustąpił. Clay ruszył w stronę drzwi, rzeczowo radząc Catherine: – Lepiej chodź ze mną, jeśli chcesz swego dobra.