Podeszła do Claya niczym marionetka. Za jej plecami ojciec kontynuował swoją tyradę.

– Niech ci tylko nie przyjdzie do głowy dawać jej jakieś pieniądze, żeby pozbyła się dzieciaka, słyszysz! I trzymaj łapy przy sobie, kochasiu, bo sprowadzę na ciebie policję, zanim skończy się noc!

Z płonącą twarzą, z drżeniem serca Catherine podążyła za Clayem do holu. Przypuszczała, że zaprowadzi ją do innego pokoju, ale on podszedł do frontowych drzwi i otworzył je gwałtownie.

– Chodź, przejedziemy się. – Zaskoczył ją do tego stopnia, że stanęła jak wryta. Kiedy Clay zdał sobie sprawę, że ona nie idzie za nim, odwrócił się. – Musimy porozmawiać, a niech mnie licho porwie, jeśli zrobię to w tym samym domu, w którym przebywają nasi rodzice.

Catherine stała nieporuszona. Jej szeroko rozwarte oczy zdradzały wahanie i nieufność.

– Wolałabym zostać tutaj albo pójść na spacer. Jednakże Clay nie zamierzał ustąpić.

– Nie masz wyboru – stwierdził kategorycznie i obrócił się na pięcie. Z gabinetu dobiegał głos ojca dziewczyny, nadal dręczącego Forresterów. Nie widząc innego wyjścia, podążyła w końcu za Clayem.

ROZDZIAŁ 2

Srebrna corvetta stała zaparkowana na podjeździe obok rodzinnej limuzyny. Nie czekając na Catherine, Clay gwałtownie otworzył drzwi i wsiadł, po czym zapatrzył się martwo przed siebie, podczas gdy ona starała się ocenić ryzyko. Właściwie nic o nim nie wiedziała. Jaki ma charakter? Czy jest równie wybuchowy jak jej ojciec? Czy przyparty do muru, byłby zdolny do gwałtownych czynów? Do czego mógłby się posunąć, by uniemożliwić jej skomplikowanie sobie życia?

Clay odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna spogląda przez ramię na frontowe drzwi, jakby spodziewając się, że pojawi się w nich ktoś, kto mógłby jej pomóc.

– Wsiadaj, skończymy z tym raz na zawsze. – Słowa, jakich użył, wcale nie dodały jej otuchy.

– Ja… ja naprawdę nie mam ochoty na przejażdżkę – wyjąkała.

– Nie mów tylko, że się mnie boisz! – zakpił, śmiejąc się oschle. – Przyznasz, że trochę na to za późno? – Zapalił silnik, nie spuszczając z niej bezczelnego wzroku. Kiedy już znalazła się w samochodzie, zdała sobie sprawę, że nie wzięła pod uwagę jednej ewentualności: Clay zabije ich oboje, zanim skończy się ta jazda! Ruszył jak szaleniec brukowanym podjazdem tak szybko, że wypielęgnowany żywopłot rozmazał się za oknami samochodu. Z impetem wyjechał na ulicę i pędził labiryntem uliczek na złamanie karku. Uderzeniem dłoni włączył kasetę z pulsującą muzyką rockową. Nie miała wpływu na to, jak Clay prowadzi, ale ściszyła muzykę. Rzucił jej spojrzenie z ukosa, po czym jeszcze mocniej nacisnął gaz. Catherine zaparła się w fotelu i próbowała zignorować jego dziecinne wyczyny, pozwalając, by dał upust rozpierającej go złości.

Trzymał kierownicę nonszalancko jedną ręką, jakby chciał jej pokazać, że potrafi tak prowadzić.

Siedziała z nogą założoną na nogę tylko po to, by mu pokazać, że tak potrafi.

Ścinali zakręty, jadąc pod górę i mijając dziwne znaki drogowe, aż Catherine przestała się orientować, gdzie się znajdują. Clay wziął ostry zakręt w prawo, po czym jeszcze ostrzejszy znowu w prawo, przeleciał pomiędzy dwoma słupkami bramy i wjechał na żwirową ścieżkę. Światła samochodu omiotły napis: PARKOWANIE DOZWOLONE OD 10.00 DO…

– ale jechali zbyt szybko, żeby Catherine dostrzegła resztę. Na szczycie następnego wzniesienia wjechali na parking otoczony drzewami. Clay zatrzymał samochód w taki sam sposób, w jaki go prowadził – za szybko. Musiała oprzeć się o deskę rozdzielczą, żeby nie wypaść przez przednią szybę. Nadal jednak nie odezwała się ani na niego nie spojrzała.

Clay był zadowolony, że udało mu się wytrącić ją z tej cholernej wyniosłej pozy, wyłączył silnik i odwrócił się do niej. Przyglądał się jej niewyraźnemu w ciemności profilowi, wiedząc, że wprawia jato w zakłopotanie, co doskonale sprzyjało jego celom.

– W porządku – powiedział tonem tak suchym, jak to tylko było możliwe. – W co grasz?

– Żałuję, że to nie gra. Niestety, to bardzo prawdziwe.

– Nie wątpiłem w to ani przez chwilę – powiedział z przekąsem. – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego właśnie mnie sobie upatrzyłaś.

– Rozumiem, że nie chciałeś odpowiadać w obecności naszych rodziców, ale tutaj, kiedy jesteśmy tylko we dwoje, nie ma sensu udawać, oboje znamy prawdę.

– A co, do diabła, jest prawdą?

– Prawdą jest to, że jestem w ciąży, a ty jesteś ojcem.

– Ja jestem ojcem! – Był bardzo wzburzony, ale ona już wolała jego wrzaski od sposobu, w jaki prowadził samochód.

– Wydajesz się zdziwiony – powiedziała beznamiętnie, rzucając mu spojrzenie z ukosa.

– „Zdziwiony” to niezupełnie to słowo! Czy rzeczywiście myślałaś, że dam się nabrać na ten pseudosąd, jaki się tam odbył? – Założył ręce.

– Nie – odparła – myślałam, że od razu zaprzeczysz, iż mnie kiedykolwiek widziałeś, i to będzie koniec. Pójdziemy każde swoją drogą.

Jej szczerość trochę go rozbroiła.

– Wygląda na to, że tak powinienem zrobić.

– Przeżyję to – powiedziała beznamiętnym głosem. Zaskoczyła go; pomyślał, że jest dziwna, taka opanowana, prawie zimna, jakby cała ta sprawa nie jej dotyczyła.

– Jeżeli możesz beze mnie przeżyć, to powiedz mi, po co doprowadziłaś do tej konfrontacji?

– To nie ja, to mój ojciec.

– Przypuszczam, że to on wpadł na pomysł, by w ten sposób wedrzeć się do naszego domu.

– To prawda.

– Ty nie miałaś z tym nic wspólnego – dodał z ironią. W końcu Catherine zdenerwowała się i straciła opanowanie. Obróciła się gwałtownie na siedzeniu i rzuciła:

– Zanim powiesz coś jeszcze tym swoim… cholernie oskarżycielskim tonem, chcę, żebyś wiedział, iż nic od ciebie nie chcę! Absolutnie nic!

– Po co więc tu jesteś i dopiekasz mi do żywego?

– Dopiekam panu do żywego, panie Forrester? – odparowała. – To ostatnia rzecz, jaką bym chciała zrobić!

Celowo zignorował jej wypowiedź, choć poczuł się dotknięty.

– Czy chcesz, żebym w to uwierzył po tych wszystkich oskarżeniach, jakie na mnie rzucono dzisiaj wieczorem?

– Możesz wierzyć, w co chcesz – powiedziała i zrezygnowana odwróciła się od niego. – Niczego nie oczekuję, chcę tylko, żeby zostawiono mnie w spokoju.

– Czemu więc przyszłaś? – Gdy nie odpowiedziała, powtórzył pytanie: – Dlaczego?

Milczała uporczywie. Nie chciała ani jego współczucia, ani pieniędzy, ani nazwiska. Chciała jedynie, żeby jak najszybciej nadszedł jutrzejszy dzień.

Rozgniewany jej obojętnością, złapał ją brutalnie za ramię.

– Posłuchaj, panienko, ja nie… Szarpnęła rękę, próbując wyzwolić się z jego uchwytu.

– Mam na imię Catherine – syknęła.

– Wiem, jak masz na imię!

– Potrzebowałeś trochę czasu, żeby sobie przypomnieć, prawda?

– A co to ma do rzeczy?

– Proszę puścić moje ramię, panie Forrester, to boli. Opuścił rękę, ale w jego głosie, teraz lekko śpiewnym, pojawiła się kpina.

– Och, rozumiem, pani czuje się obrażona, bo nie poznałem jej od razu, czyż nie tak? – Nie odpowiedziała, ale poczuła, że się czerwieni. – Czy słusznie wyczuwam w tym jakąś niespójność? Albo chcesz, żebym cię rozpoznał, albo nie. O co ci w końcu chodzi?

– Powtarzam, że nic od ciebie nie chcę. Proszę, odwieź mnie do domu.

– Zawiozę cię do domu dopiero wtedy, kiedy dowiem się dokładnie, o co ci chodzi.

– Wobec tego możesz zawieźć mnie od razu. O nic mi nie chodzi.

– A jednak przyszłaś do mojego domu. Teraz więc przejdźmy do rzeczy, ile… to znaczy, jeśli rzeczywiście jesteś w ciąży.

Nigdy nie przyszło jej na myśl, że on może w to wątpić.

– Och, jak najbardziej jestem w ciąży, nie miej co do tego wątpliwości.

– Nie zamierzam – powiedział znacząco – nie zamierzam. Mam zamiar udowodnić, że dziecko nie jest moje.

– Chcesz powiedzieć, że rzeczywiście nie pamiętasz, iż odbyłeś ze mną stosunek czwartego lipca? – Po czym dodała kpiąco słodziutkim tonem: – Zauważyłeś, że nie nazwałam tego kochaniem się, jak wielu głupców ma skłonność to nazywać.

Ciemność ukryła jego uniesioną brew, ale nie mogła ukryć jego zaczepnego tonu:

– Oczywiście, że pamiętam. Ale czego to dowodzi? Mogło być dziesięciu innych.

Wiedziała, że powie to wcześniej czy później, nie spodziewała się jednak, że będzie musiała się bronić, choć było to dla niej tak poniżające.

– Jak śmiesz! Ty powinieneś wiedzieć najlepiej, że tak nie było!

– Nie rób z siebie niewiniątka. Rozwiązłe kobiety muszą być przygotowane na to, że wątpi się w ich słowa. Nie ma w końcu sposobu, aby udowodnić ojcostwo.

– Nie potrzeba żadnego dowodu, kiedy jest to pierwszy raz! – Gotowała się z gniewu, zastanawiając się, czemu traci z nim czas. Bez ostrzeżenia zapalił górne światło. W jego blasku Clay Forrester wyglądał tak, jakby właśnie oblała go kubłem lodowatej wody.

– Co?! – krzyknął, autentycznie zdumiony.

– Zgaś to światło – rozkazała, gwałtownie odwracając twarz.

– Jeszcze czego. Spójrz na mnie. – W jego głosie coś się zmieniło, nowy ton sprawił, że jeszcze trudniej przyszło jej spojrzeć mu w twarz.

Za oknem panowała całkowita ciemność, wpatrywała się w nią jednak, jakby tam szukała odpowiedzi. Nagle poczuła jego dłoń na swojej twarzy, kiedy siłą odwrócił ją ku sobie. Z wściekłością spojrzała mu w oczy.

– Co mówisz? – Intensywnie szare oczy nie pozwoliły jej na ucieczkę. Była rozdarta pomiędzy pragnieniem, żeby nic o niej nie wiedział, i równie silnym pragnieniem, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Był w końcu ojcem dziecka, które nosiła pod sercem.

Wpatrywał się w jej twarz uwięzioną w swoich dłoniach. Próbował wyraźniej sobie przypomnieć ów lipcowy dzień, ale tamtego wieczoru wypili za dużo wina.

– Sprawiasz mi ból – powiedziała spokojnie. Opuścił rękę wciąż badawczo się jej przyglądając. Miała twarz, którą niełatwo było zapomnieć: kształtny wąski nos, pociągłe policzki, obsypane ledwo widocznymi piegami, i niebieskie oczy w oprawie długich rzęs. W tej chwili Catherine zaciskała usta, ale pamiętał jej uśmiech. Włosy sięgały jej do ramion, były jasne, przetykane jeszcze jaśniejszymi pasemkami, zaczesane do tyłu, opadające jednak na czoło kokieteryjnymi kosmykami. Wiły się niesfornie wokół jej długiej szyi. Dziewczyna była wysoka i szczupła. Podejrzewał, bo nie mógł sobie tego przypomnieć, że jest zbudowana tak, jak lubił, żeby kobiety były zbudowane: długonogie, o wąskich biodrach i niezbyt dużych piersiach.