Przy trzeciej filiżance kawy młody łakomczuch poczerwieniał na twarzy i zmarszczył brwi tak, że prawie się złączyły. Nagle wstał, nacisnął na blond strzechę filcowy, zielony kapelusz z piórkiem i ruszy! prosto na Morosiniego.
- Drogi panie - zaczął. - Niech ją pan zostawi w spokoju! Aldo uniósł zdumione spojrzenie znad kawałka tortu i zatrzymał je na nieznajomym.
- Szanowny panie - odparł z uprzejmym uśmiechem - nie mam przyjemności znać pana i jeśli posługuje się pan zagadkami, trudno będzie się nam porozumieć. O kim mowa?
- Dobrze pan wie i jeśli jest pan przyzwoitym człowiekiem, domyśli się, że nie mogę wymienić tego nazwiska w kawiarni, nawet tak szacownej!
- Taka delikatność chwali się panu, ale czy w takim razie mógłby mi je pan zdradzić na zewnątrz? Najpierw jednak, czy mógłbym dokończyć deser i wypić kawę?
- Nie zamierzam czekać! Ale dam panu dobrą radę: proszę przestać węszyć! Zainteresowanie pewnym pałacem powinno panu pomóc zrozumieć, co mam na myśli. Kelner, płacić!
I nie dając Morosiniemu czasu na odpowiedź, kawaler w zielonym kapeluszu ruszył ku wyjściu, po czym zniknął w drzwiach obrotowych. Aldo domyślił się, że może chodzić tylko o damę w czerni i że nieznajomy musiał wiedzieć, gdzie ona teraz przebywa. Dlatego nie dokończywszy porcji tortu, położył pieniądze na stole i rzucił się ku wyjściu, ścigany zdegustowanym spojrzeniem kelnerki - takie nerwowe zachowanie było w tym miejscu nie do pomyślenia.
Niestety, chociaż na ulicy mignął tu i ówdzie zielony kapelusz z piórkiem, żaden nie należał do nieznajomego z kawiarni. Rozgorączkowany młody człowiek ulotnił się jak kamfora.
Po chwili zastanowienia Aldo postanowił nie wracać już do Demela, ale ponieważ nie wypił kawy, a miał na nią wielką ochotę, udał się do hotelu i zamówił ją w barze. Spokój panujący o tej porze sprzyjał refleksji, której nie omieszkał się oddać. Nie ukrywał sam przed sobą, że znalazł się w impasie: tajemnicza dama w czarnych koronkach zniknęła. Co do pałacu Adlersteinów, nie miał szans na przedostanie się do środka. Należało znaleźć sposób na spotkanie hrabiny poza Wiedniem, w jej włościach koło Salzburga.
Był to jeden z najpiękniejszych regionów w Austrii i Morosini z przyjemnością by się tam udał. Należało się tylko dowiedzieć, jak siedziba hrabiny się nazywa i gdzie należy jej szukać.
Próba zasięgnięcia języka u Frau Sacher nie przyniosła rezultatu. Jeśli nawet zacna Anna znała cały Wiedeń jak własną kieszeń, to prawie nic nie wiedziała o mieszkańcach prowincji.
- Może by pan spytał barona Palmera, skoro się przyjaźnicie? - zaproponowała.
- Przyjaźnimy, to za dużo powiedziane. Znamy się. A pani zna go od dawna?
- Przed wojną zatrzymał się u mnie parę razy. Nigdy na długo. Zawsze dużo podróżował. Związany jest z rodziną Rothschildów. Teraz zawsze zatrzymuje się u nich. Ale nigdy nie zapomina zajść do mnie na obiad czy kolację. Czasem przychodzi z baronem Ludwikiem i nie zdziwiłabym się, gdyby byli spokrewnieni.
Morosini nie odpowiedział od razu. Pokrewieństwo ze słynnymi bankierami nie pasowało do tego, co Aronow opowiedział mu o rodzinie zmasakrowanej w czasie pogromu w Niżnym Nowogrodzie w 1882 roku. Chociaż w historii można było odnaleźć przykłady bardziej niezwykłe... To wyjaśniałoby może, częściowo, olbrzymią fortunę, którą zdawał się dysponować Kulawy.
- Ja również - powiedział. Po czym z obojętną miną dodał: - Zawsze zatrzymuje się u... ach, nigdy nie pamiętam nazwy...
- Nie dziwota, bo jak zapamiętać nazwę zawierającą więcej spółgłosek niż samogłosek? Ja też nie potrafię. Pamiętam tylko, że to niedaleko Pragi - odparła niewinnie Frau Sacher, poprawiając liczne sznury pereł. - Muszę przeszukać stare fiszki, aby to odnaleźć.
- Niech się pani nie trudzi! Ja również gdzieś to sobie zapisałem - skłamał Morosini lekko zawiedziony, że jego pułapka nie przyniosła rezultatu. Okolice Pragi nic mu nie mówiły o jego tajemniczym kliencie. Wiedział jednak, że Aronow ma wiele domów. Dlaczego zatem nie w Pradze, jednym z ważnych dla Żydów miejsc?
Chwilę później, Morosini zatrzymał fiakra i udał się w stronę eleganckiej dzielnicy Belweder, w której poczesne miejsce zajmował pałac Rothschildów.
Sztywny kamerdyner przyjął go w wielkim holu zwieńczonym sufitem w kształcie kopuły, która stanowiła centrum pałacu, i zaprowadził do salonu urządzonego z nieco ciężkim, lecz spektakularnym przepychem, jaki cechował wszystkie siedziby tego rodu. Po chwili, na lśniącym parkiecie dal się słyszeć nierówny krok barona Palmera.
- Czy możemy tu rozmawiać? - spytał Morosini po wymianie powitalnych uprzejmości.
- Oczywiście. Służba Rothschildów nie ośmieliłaby się podsłuchiwać pod drzwiami. Wszyscy są bardzo dyskretni. Co się stało?
- Powiem, ale najpierw chciałbym wiedzieć, dlaczego mnie pan wezwał, skoro ma pan już Vidal-Pellicorne'a?
Aronow uniósł brew.
- Adalbert tutaj? Na honor, nic o tym nie wiem! Jak pan się dowiedział?
- Widziałem służącego myjącego auto na dziedzińcu pałacu Adlerstein. Tak się składa, że to jego samochód, i nie wiem, co by miał tam robić bez właściciela.
- Zgoda, ale skoro był pan na miejscu, trzeba było o to zapytać.
- Tak naprawdę to nie byłem. Właściwie wyrzucił mnie stamtąd służący, którego spotkałem już wczoraj. Mam wrażenie, że w tym pałacu dzieją się dziwne rzeczy... I że mieszkają w nim dziwni ludzie...
- Opowie mi pan o tym za chwilę...
Zaanonsowawszy przybycie dyskretnym pukaniem, kamerdyner w angielskiej liberii wszedł do salonu, niosąc tacę z kawą, którą postawił na okrągłym stoliku, po czym jął nalewać do filiżanek.
- Nie trzeba było dla mnie nic zamawiać - rzekł Aldo.
- Ależ ja nic nie zamawiałem - odparł Aronow z jednym z tych uśmiechów nadających jego surowej twarzy niezwykłego uroku. - To normalna gościnność Rothschildów. Kiedy kogoś przyjmują, natychmiast pojawia się poczęstunek. W Londynie podano by panu herbatę lub whisky. Tutaj to oczywiście kawa, narodowa pasja Austriaków.
- A to wszystko dlatego, że Turcy, po oblężeniu Wiednia w roku 1683, zostawili tu niezliczoną ilość worków kawy! Oto, jak się rzeczy mają! - Tak jest. A teraz, proszę mówić.
Morosini opowiedział o trzech przygodach, które przeżył w pobliżu Himmelpfortgasse* (nazwa wydała mu się w tej sytuacji dość ironiczna): nocna ucieczka damy w czerni, poranna nieprzyjemna reprymenda i wreszcie niezrozumiałe pretensje młodzieńca w zielonym kapeluszu.
* Himmelpfortgasse (niem.) - ulica o nazwie: „Brama do nieba" (przyp. red.).
Na koniec dodał, że zamierza spotkać się z hrabiną i w tym celu udaje się na prowincję.
- Na nieszczęście nie mam pojęcia, gdzie może przebywać. Wiem tylko, że w okolicach Salzburga, ale to tak, jakby szukać igły w stogu siana! Frau Sacher poradziła mi, żeby pana o to zapytać. Według niej, jest pan najlepiej poinformowanym człowiekiem.
- Frau Sacher czyni mi wielki zaszczyt. W międzyczasie zasięgnąłem języka. Nawet miałem panu wysłać bilecik: stary rodzinny zamek, a właściwie wiekowa ruina, znajduje się w pobliżu Hallstatt, ale ponieważ nie nadawała się do zamieszkania, Adlersteinowie, mający koneksje na dworze, wybudowali sobie willę, a raczej rzec można - pałacyk, w pobliżu Bad Ischl. Zwie się Rudolfskrone i podobno jest przepiękna. Z pewnością każdy wskaże panu drogę.
Morosini zapisał informacje w notesie, który zawsze nosił w kieszeni, dokończył kawę i wstał.
- Czy rychło pan wyrusza? - zagadnął Kulawy.
- Jeśli to możliwe, natychmiast. Wracam do hotelu, dowiem się, kiedy odjeżdża najbliższy pociąg do Salzburga i wyjeżdżam. Czy... mógłbym pana prosić o drobną przysługę? - Oczywiście.
- Proszę się dowiedzieć, co tu robi Adalbert. Nawet gdybym nie musiał wyjechać, nie mógłbym dzień i noc stać na straży przed pałacem Adlerstein, czekając, aż mój przyjaciel stamtąd wyjdzie.
- Czyta pan w moich myślach. Zajmę się tym. Niech pan jedzie spokojny.
Jednakowoż nie było dane Morosiniemu wsiąść do pociągu. W hotelu czekał na niego telegram.
Błagam Cię o wybaczenie, lecz proszę, żebyś natychmiast wrócił do domu. Znalazłem się w trudnej sytuacji, a sam nie potrafię podjąć decyzji. Tym bardziej, że Cecina grozi, iż odejdzie.
Z serdecznymi pozdrowieniami Hieronim Buteau
Morosini, niewymownie zmartwiony wiadomością, wcisnął niebieską kartkę papieru do kieszeni i sięgnął po słuchawkę telefonu z zamiarem zadzwonienia do domu, lecz po chwili namysłu odłożył ją na widełki i poprosił obsługę, by zarezerwowano dla niego miejsce w sleepingu do Wenecji. Skoro Hieronim Buteau, który równie dobrze jak on znał zalety telefonu, wybrał telegraf, musiał mieć ważny powód. Jeśli coś wprawiło starego Buteau w takie zakłopotanie, a Cecinę wyprowadziło z równowagi, musiało to być bardzo nieprzyjemne.
Zadzwoniwszy na pokojowego, by spakował walizy, Morosini poprosił o połączenie z pałacem Rothschildów, ale nie mógł rozmawiać z baronem Palmerem: Aronow właśnie wyszedł.
- Proszę przekazać baronowi wiadomość, że książę Morosini musiał nagle wyjechać do Wenecji, lecz wróci tak szybko, jak tylko to będzie możliwe. Godzinę później wsiadł do taksówki i kazał się zawieźć na dworzec.
Rozdział trzeci
Niespodzianka
Kiedy zgasł silnik i motorówka, ślizgając się siłą rozpędu po tafli wody, dobiła do schodów jego pałacu, z wielkiego holu wypadła Cecina, podobna do zażywnej Erynii, której nieskazitelny fartuch z coraz większym trudem opasywał krągłości zwalistej sylwetki. Tego ranka wielokolorowe wstążki jak zwykle wzbijające się w powietrze wokół neapolitańskiego czepca, były czerwonego koloru, jak gdyby dobry duch Morosinich przywdział, niczym niegdysiejsi korsarze i piraci, banderę ostrzegającą wroga, że opór na nic się nie zda. Wyraz jej twarzy wyrażał taką determinację i napięcie, że zaniepokojony Aldo zadrżał na myśl, iż znowu jakieś nieszczęście spadło na jego dom.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.