- Nic nie dostałem. Kiedy go wysłałeś?

- Przedwczoraj. Zaraz po tej strasznej tragedii!

- Musiałem już być w drodze. Ale o jakiej tragedii mówisz?

- Cecina i Zachariasz... zostali zatrzymani przez faszystów! I wszystko za to, że próbowali wyrzucić za drzwi człowieka, który chciał tu zamieszkać! Och, Aldo...

to chyba jakiś koszmarny sen!

- Jaki człowiek? Mówże, na Boga! Buteau odwrócił głowę.

- To ten Solmański! Przyjechał dwa dni temu... Przyprowadziła go córka...

- Co takiego?...

Aldo pomyślał, że któryś z nich chyba oszalał. Solmański, ten nędznik i morderca, w jego domu?! Przyprowadzony przez Anielkę?! Przez kilka sekund próbował ochłonąć, ale nadal nic z tego wszystkiego nie rozumiał... Czy ta najsprytniejsza kobieta, jaką znał, zagrała mu na nosie, utrzymując, że się ukrywa przed rodziną, aby lepiej zacierać ślady tych, którzy, jak utrzymywała, ją prześladowali? To wcale by go nie zdziwiło. Od pierwszego spotkania Anielka kpiła z niego w żywe oczy!

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że mieli czelność u mnie zamieszkać?

- Owszem! Przyszli pod eskortą faszystowskiej milicji. Musisz wiedzieć, że ta kobieta podająca się za twą narzeczoną spędza większość czasu u nas.

-...I to wszystko przez głupotę młodego Pisaniego, któremu zawróciła w głowie. Już ja mu natrę uszu! A propos, gdzie on jest? Czy klęczy u stóp swej wybranki?

- Nie. Zniknął po tym, jak zagrała mu na nosie, nazywając go głupcem. Pewnie uciekł, gdzie pieprz rośnie, nie mogąc przełknąć wstydu.

- Ma szczęście, i tak wyrzuciłbym go za drzwi! Ale co z Ceciną, co z Zachariaszem, mówże!

- To wszystko stało się tak nagle... Widząc Solmańskich z bagażami, w asyście szefa czarnych koszul, Cecina wpadła w furię, z której znana jest przecież w całej Wenecji. Od słowa do słowa, wobec próby najazdu na to, co traktowała jak swoje terytorium, i niemożliwego do zniesienia pogwałcenia sprawiedliwości, ta krewka kobieta wyznała bez ogródek, co myśli o nowych władzach Włoch. Skutek był natychmiastowy: została aresztowana, a ponieważ Zachariasz ruszył żonie z odsieczą, oboje zostali zatrzymani za obrazę świętej osoby Duce! Możesz mi wierzyć, że zrobiłem wszystko, co w mej mocy, by ich uwolnić, ale ten Fabiani, który ich zabrał, groził, że jeśli nie odstąpię, to spotka mnie taki sam los! Dodał też, że hrabia Solmański jest osobistym przyjacielem Mussoliniego i wybranie naszego pałacu na lokum dla niego jest nadzwyczajnym zaszczytem, który należało docenić! Wyjaśniłem, że podczas nieobecności gospodarza nie wypada wprowadzać obcych ludzi pod ten dach. Ale dowiedziałem się, że twoja przyszła żona i jej ojciec nie są żadnymi obcymi ludźmi...

- Co za bezsensowna historia! A przecież nie ukrywałem przed lady Ferrals, co o tym myślę!

- Może myślała, że chcesz ją sprawdzić, albo Bóg wie co. Tak czy inaczej, musiałem ustąpić, nie chcąc zostawić domu bez opieki.

- A kto ośmieliłby się cokolwiek ci zarzucić, drogi przyjacielu? - rzekł Morosini przejęty przygnębieniem starego nauczyciela. - Są tutaj?

- Tak, w salonie z przedmiotami z laki, gdzie Liwia podała im herbatę.

- Czują się jak u siebie! Tak sobie myślę... kto zastąpił Cecinę w kuchni?

Buteau spuścił głowę i poczerwieniał jak burak.

- Och... z kawą czy herbatą całkiem nieźle radzą sobie Liwia i Fulwia... Co do reszty... to ja...

- Ty gotujesz? - zdziwił się Morosini. - Ośmielili się o to prosić?

- Nie. To ja sam tak zadecydowałem. Wiesz, jak Cecina kocha swoje królestwo, swoje garnki i patelnie, więc pomyślałem, że będzie jej lżej, jeśli zajmie się nimi przyjaciel. Musi być bardzo nieszczęśliwa...

Aldo objął starego nauczyciela i przycisnął do serca. Wiedział, że mimo licznych słownych utarczek, zwłaszcza na tematy kulinarne, więzi między Ceciną a Buteau stały się wręcz braterskie.

- Mam nadzieję, że szybko wróci, żeby powiedzieć, co o tym myśli... - dodał. - A teraz muszę się zająć najeźdźcą!

- Tylko bądź ostrożny! - ostrzegł pan Buteau. - Nie zapominaj, że jesteśmy pilnowani. Wystarczy, że jeśli ponure chłopię sterczące u wejścia wyciągnie gwizdek, a ściągnie nam na głowę całą watahę swych koleżków! Ci ludzie są zdolni zabrać nam wszystko!

- Niedoczekanie!

Książę rzucił się na schody, pokonując po cztery stopnie, lecz nagle zwolnił, by dać sobie czas do namysłu i pozwolić opaść emocjom. Gdyby dał się im ponieść, bez wątpienia, po przekroczeniu progu salonu, chwyciłby tego starego diabła Solmańskiego za gardło i wyrzucił przez okno do Canale Grandę!

Po dotarciu doportego, długiej galerii, gdzie pod wyniosłym spojrzeniem doży, Francesca Morosiniego, zgromadzono pamiątki z wielkich bitew morskich, pamiętnych lat sławy rodu, rzucił płaszcz, rękawiczki i kapelusz na jeden z morskich kufrów, i wbił mroczne spojrzenie w drzwi, za którymi czaił się nieprzyjaciel. Miał wrażenie, że jakiś obleśny robak toczy wspaniały owoc, dumną siedzibę osławioną wiekami świetności! Ale to nie była pora na filozofowanie. Zrobił głęboki wdech jak przed zanurkowaniem, otworzył zdecydowanym ruchem drzwi i wszedł do środka...

Ojciec z córką siedzieli przy starym, okrągłym stoliku, na którym leżała srebrna taca: on, zgodnie ze swym zwyczajem, cały ubrany na czarno, z monoklem, ona w zwiewnym wdzianku z białej wełny, nadającym jej wygląd bajkowej wróżki, który dawniej tak na Aida działał, lecz teraz pozostawił niewzruszonym.

Pierwsza odezwała się Anielka. Odstawiwszy filiżankę, wyciągnęła ręce i wyszła księciu na spotkanie.

- Aldo! Jesteś nareszcie! O jakżem szczęśliwa...

Była gotowa go uściskać, lecz on zatrzymał ją jednym oschłym gestem, nie obdarowując nawet pobieżnym spojrzeniem. I rzekł:

- A ja nie jestem pewien, czy długo nią pani zostanie! Po czym ruszył prosto na hrabiego, który popatrzył w jego stronę z półuśmieszkiem.

- Wynoście się stąd oboje! Nie macie tu czego szukać!

Solmański, odstawiając filiżankę, zdawał się zbierać siły. Na jego wygolonej twarzy w kąciku ust pojawił się odpychający grymas.

- Cóż za miłe przyjęcie! Spodziewałem się czegoś więcej po człowieku, któremu pomogłem spełnić najgłębsze aspiracje i zapewniłem szczęście!

- Moje szczęście? Czyżby? Wtrącając dowiezienia osobę, która jest mi jak matka, i najstarszego sługę? Czego się pan spodziewał?

Solmański wykonał wymijający gest, wstał i przeszedł kilka kroków po dywanie.

- Być może ta kobieta jest panu droga, lecz zadała cios pańskim interesom, odmawiając mi gościny, o którą poprosiłem, zresztą bardzo grzecznie, za pośrednictwem wielkiego człowieka, który wziął w swoje ręce los tego kraju i który...

- Czy to ma być zebranie wyborcze? Nie znam Benito Mussoliniego, a i on mnie nie zna i życzyłbym sobie, żeby tak zostało! A ponieważ siedziba Morosinich nigdy nie służyła za azyl dla morderców, takich jak pan, proszę natychmiast opuścić mój dom! Niech pan wyjedzie do Rzymu lub gdzie pan chce, byle jak najdalej od tego pałacu! I proszę zabrać córkę!

- Czy jej widok pana obraża? Do tej pory myślał pan inaczej.

- Jeśli o nią chodzi, już dawno zmieniłem zdanie. Jest zbyt dobrą komediantką jak na mój gust. W teatrze czeka na nią wielka przyszłość.

Anielka zaprotestowała, lecz przerwał jej ojciec, który miłym, acz nieznoszącym sprzeciwu tonem kazał jej udać się do pokoju.

- Z pewnością powiemy sobie kilka przykrych słów. Wolałbym, żebyś ich nie słyszała. Mogłabyś je długo pamiętać.

Ku zdziwieniu księcia Anielka nie zaprotestowała i wyszła z salonu tak cicho, że ani jedna klepka parkietu nie zaskrzypiała.

Aldo stanął przed wielkim portretem swej matki pędzla Sargenta, po czym odwrócił się do człowieka, którego uważał za współodpowiedzialnego za zbrodnię.

- W czasach, kiedy byłem zakochany, zastanawiałem się często, czy... lady Ferrals - książę nie mógł się zmusić do wymówienia jej imienia - faktycznie jest pańską córką. Lecz teraz mam pewność: za bardzo jest do pana podobna... I dlatego już jej nie kocham.

- Ależ, drogi książę, pańskie uczucia nie mają w tej chwili znaczenia. Nie będziecie pierwszą parą, która żyje bez miłości. Chociaż myślę, że Anielka jest zdolna zdobyć pana na nowo. Jej uroda należy do tych, które żadnego mężczyzny nie pozostawią obojętnym. A przebiegłość to zwykła kobieca skłonność, o której można łatwo zapomnieć przy twarzy anioła i ciele, które uwiodłoby samego Belzebuba.

Książę wybuchnął śmiechem.

- Z nim to by było kazirodztwo! Niech pan przyzna, Sol-mański, zamierza pan zostać moim teściem?

- Brawo! Szybko pan chwyta! - odparł hrabia, odpowiadając sarkazmem na sarkazm. - W rzeczy samej, postanowiłem oddać panu Anielkę. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że był taki czas, kiedy przyjąłby ją pan na klęczkach, lecz wtedy ten związek przeszkadzał moim interesom. Ale teraz sprawy mają się teraz zgoła inaczej i przybyłem tu tylko po to, by doprowadzić do tego małżeństwa.

- Nie brak panu tupetu! Dlaczego pan nie doda, że mój pałac wydał się panu doskonałą kryjówką przed policją, która depcze panu po piętach? I to nie za żadne błahostki: za kilka morderstw, porwanie i kradzież, gdyż jestem pewien, że maczał pan palce w rabunku w Tower!

Hrabia rozkwitł nagle jak słonecznik dotknięty pierwszym promieniem słońca.

- A więc zgadł pan? Jest pan bardziej inteligentny, niż myślałem, i muszę przyznać, że... na to właśnie liczyłem! Ale skoro podjął pan temat pektorału, a ja zgarnąłem szafir i diament, sądzę, że nie uzna pan za niestosowne oddać mi opalu, gdyż pan oraz Szymon Aronow i tak straciliście już trzy czwarte z tych bogactw.

- Pan też jest na straconej pozycji - odparł Morosini, który nagle zmienił ton, wiedząc, że klejnoty będące w posiadaniu Solmańskiego są fałszywe. - Aby zdobyć opal, musiałby pan zejść na dno wodospadu w okolicach Ischl, do którego rzuciła się pewna nieszczęsna kobieta skazana przez was na śmierć w płomieniach. Ale ona wybrała wodę.