I tym sarkazmem zakończono rozmowę...
Następny dzień wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Monotonię przerwało jedynie nadejście listu z Wenecji, który wywołał zaniepokojenie Morosiniego. Było to kilka linijek skreślonych ręką Hieronima Buteau, który pytał, czy książę długo jeszcze zamierza bawić w Austrii. Wszyscy domownicy byli co prawda zdrowi, niemniej życzyli sobie, by nie odkładał powrotu w nieskończoność. Właśnie ten niewinny ton zaniepokoił Aida. Zbyt dobrze znał swego pełnomocnika -Hieronim nigdy nie pisałby po próżnicy. W na pozór obojętnym tonie książę wyczytał wołanie o pomoc.
- Mam wrażenie, że w domu dzieje się coś złego i że Buteau nie ma odwagi mi o tym napisać otwarcie - rzekł do Adalberta.
- Możliwe, ale i tak miałeś wkrótce wyjechać.
- Za dwa, może trzy dni. Po jutrzejszej kolacji nie zostanie tu już nic więcej do roboty.
- Wspaniale! Zawiadom Buteau, że wracasz.
- Tak! Zadzwonię do niego!
Na połączenie z Wenecją trzeba było czekać co najmniej trzy godziny, a zbliżała się już piąta po południu. Widząc zdenerwowanie przyjaciela, VidalPellicorne zaproponował sprawdzone panaceum, a mianowicie ciastka i gorącą czekoladę u Zaunera. Co prawda pogoda nadal nie zachęcała do spacerów, lecz hotel leżał niedaleko.
- Nie ma nic lepszego od odrobiny słodyczy, aby życie wydało się przyjemniejsze - rzekł archeolog, który był wielkim łakomczuchem. - To lepsze od alkoholu.
- Tak jakbyś nie lubił się napić! Lepiej byś się przyznał, że masz dość tutejszej kuchni. Jeśli się najesz słodkości, nie będziesz głodny na jutrzejszej kolacji.
- Skubniemy co nieco i spędzimy noc w barze. Jeśli nic ci to nie mówi, to zostań. Ja idę! Ten Zauner to istny Mozart bitej śmietany!
Jak zwykle wieczorem w słynnej ciastkarni kłębił się tłum, lecz archeologowi udało się znaleźć w głębi sali wolny stolik i dwa krzesła.
Był tu też Fritz Apfelgrune. Siedział w kącie między zasłoną z grawerowanego szkła a grubymi jejmościami, które gadały jak nakręcone, pochłaniając przy tym górę ciastek. Młodzieniec melancholijnie skubał łyżeczką krem czekoladowy. Oparty łokciami o blat stołu, z głową schowaną w ramionach, przedstawiał żałosny widok, co obu przyjaciół wręcz uderzyło. Podczas gdy Aldo został przy stoliku, Adalbert podszedł do młodzieńca, na którego twarzy widać było ślady łez.
- Co się stało, Fritz? Wygląda pan na zmartwionego.
- Och... jestem zrozpaczony! Proszę usiąść!
- Dziękuję, może przysiadzie się pan do nas? Czy będziemy mogli panu pomóc?
Fritz, nie odpowiedziawszy, zabrał swój krem i dał się poprowadzić VidalPellicorne'owi, podczas gdy Aldo szukał trzeciego krzesła.
- Proponuję napić się kawy - poradził, kiedy wreszcie usiedli. - Dobrze panu zrobi.
Fritz spojrzał na niego jak zbity pies.
- Wypiłem już dwie... i zjadłem sześć ciastek. Teraz zabieram się do kremu.
- Do czego pan zmierza? Chce pan dostać niestrawności? Śmierć z przejedzenia jest długa i bolesna.
- To co ma począć? Może strzelić sobie w łeb?
- Co się z panem dzieje? Zawsze był pan wesoły jak skowronek!
- Ze mną już koniec. Nareszcie zrozumiałem, że Liza mnie nie kocha, nigdy mnie nie pokocha... a nawet, że mnie nienawidzi!
- Powiedziała to panu? - spytał Adalbert.
- Nie, ale dała mi to do zrozumienia. Denerwuję ją i drażnię. Jak tylko wejdę do pomieszczenia, w którym ona się znajduje, natychmiast wychodzi... A poza tym ma kogoś!
- Kogo?
- Wszystko przez tę całą Elzę, która nie wiedzieć skąd się wzięła! Nigdy o niej nie słyszałem, a teraz panoszy się w całym domu. Jest traktowana jak księżniczka. Liza uważa, że należą się tej kobiecie najwyższe względy, a mnie nienawidzi. A przecież zawsze jestem dla tej Elzy uprzejmy.
- Pan się myli, nie ma żadnego powodu do nienawiści. Czyż nie przyczynił się pan do jej uratowania?
- Och, Elza nic o tym nie wie! Traktuje mnie jak niepotrzebny mebel, a nie dalej jak dziś rano spytała, czy moim jedynym zajęciem jest przytłaczać Lizę miłością, której ona nie chce. Powiedziała też, że lepiej bym zrobił, wyjeżdżając, zanim mi się jasno powie, że jestem zbędny...
- A Liza i pańska ciotka zgadzają się z nią?
- Nie wiem. Nie było ich tutaj, ale nie sądzę, by się nie zgadzały. Zawsze trzymają się razem i kiedy przyjeżdżam, traktują mnie jak małego chłopca, który uciekł guwernantce. Czekam tylko, kiedy mi powiedzą, żebym poszedł bawić się gdzie indziej !
- Trzy kobiety razem, sam pan rozumie... Muszą mieć sobie dużo do powiedzenia - skomentował Aldo. - To normalne, że czuje się pan trochę zagubiony.
- Mogłyby przynajmniej pozwolić sobie towarzyszyć podczas przechadzek.
- Chodzą na spacery? W taką niepogodę?
- Och, deszcz Elzie wcale nie przeszkadza! Chce wychodzić zawsze i to na długie spacery. Twierdzi, że to konieczne dla zdrowia, ale żąda, by Liza jej towarzyszyła. Wczoraj, po pogrzebie, udały się aż do wodospadu
Hohenzollernów. Liza była zmęczona, ale nie Elza. A dzisiaj chciała tam wrócić... Po południu znowu udały się na przechadzkę, sam nie wiem gdzie... Ona musi być obłąkana!
Tym razem Aldo nie odpowiedział. Myślał o innej niezrównoważonej kobiecie, którą nazywano „wędrującą cesarzową". Ona również urządzała uciążliwe marsze, wyciskające ostatnie poty z dam dworu.
- Czy Elza odżywia się odpowiednio?
- Ciekawe, że pan o to pyta. Od kiedy przebywa w zamku, prawie nic nie je, co bardzo martwi ciotkę Vivi. Słyszałem nawet, jak mówiła do Lizy, że od czasu porwania Elza bardzo się zmieniła... A kiedy zostaje w domu, spędza całe godziny na wpatrywaniu się w popiersie cesarzowej Sissi, które stoi w biurze ciotki Vivi. To prawda, że jest do niej podobna. Czy właśnie to chce podkreślić?
- Trzeba mieć nadzieję, że jej to przejdzie po powrocie do Wiednia. Cesarzowa nie lubiła stolicy i jeśli Elza nadal będzie się tak zachowywać, trzeba ją będzie przenieść gdzie indziej. Pan mieszka w Wiedniu, a Liza nie może przez całe życie snuć się za nią jak cień. Wyjedzie...
- Ja także! - przerwał Morosiniemu Fritz. - Jeszcze nie wiem dokąd, ale wyjadę...
- A może by pan pojechał ze mną do Wenecji? - zaproponował Morosini. - To by pomogło panu oderwać się od tego wszystkiego.
Słowa księcia podziałały na sfrustrowanego młodzieńca jak czary. Jego smutna twarz pokraśniała, jakby padł na nią promień słońca.
- Zabrałby mnie pan... ze sobą? Do pana?
- Do mnie! U mnie jest bardzo przyjemnie i mam doskonałą kucharkę, którą dobrze zna Liza. Będzie pan mógł z nią rozmawiać o kuzynce, a z panem Buteau, moim dawnym nauczycielem, szlifować francuski.
Wydawało się, że Fritz rzuci się księciu na szyję. Opanowawszy radość, podziękował gorąco, dokończył krem i się pożegnał. Spieszno mu było rozpocząć przygotowania do podróży i ogłosić nowinę. Adalbert patrzył na niego z rozbawieniem.
- Co to, bawisz się teraz w dobrego samarytanina? I to wobec Austriaka?
- Dlaczego nie? Ten chłopiec nie odpowiada za miejsce urodzenia, a poza tym, jeśli chcesz wiedzieć, uważam, że jest wielce zabawny. Zwłaszcza kiedy mówi po francusku. * * *
Po skromnej kolacji - Adalbert wcześniej najadł się ciastek - panowie udali się do baru, gdzie mieli czekać na połączenie telefoniczne z Wenecją. Oprócz barmana, wiekowej pary popijającej napar ziołowy oraz starszego pana, który za rozłożoną gazetą wychylał sznapsa za sznapsem, w sali nie było nikogo. Po drugim koniaku, kiedy Aldo zaczął już tracić cierpliwość, został poproszony do telefonu; dochodziło wpół do dziesiątej.
Książę, ku swemu zdziwieniu, usłyszał w słuchawce wzburzony głos Ceciny. Kucharka nigdy nie odpowiadała na telefony - nie cierpiała tego! Była w bardzo złym humorze.
- Ach, to ty... - rzuciła niby od niechcenia, nie okazując radości. - Nic mogłeś zadzwonić wcześniej?
- Nie pracuję wszak w centrali! A gdzie są inni?
- Pan Buteau udał się na kolację do mecenasa Massarii. Mój stary Zachariasz ma grypę i leży w łóżku. Co do młodego Pisaniego, ciągle gdzieś lata z miss Campbell. To by było wszystko. A co byś chciał wiedzieć?
- Co się stało! Dostałem niepokojący list od Hieronima.
- Coś takiego! Trudno powiedzieć, żebyś się nami zbytnio przejmował ostatnimi czasy! Jego Wysokość znika i nawet gdyby się u nas paliło, nie kiwnąłby palcem! A do tego...
Morosini wiedział, że jeśli nie przerwie potoku jej słów, kucharka zagada go na śmierć i będzie musiał zapłacić astronomiczny rachunek.
- Przestań, Cecino! Nie dzwonię, żeby wysłuchiwać twojego sarkania! Powiedz mi, co się stało?
- Co się stało? Jak tylko wrócisz, ja odchodzę! Już ci raz powiedziałam: albo ona, albo ja!
- O kim ty mówisz?
- No przecie, że o ślicznej Anielce! Nie wiem, po co wydałeś pieniądze, żeby ulokować ją u Moretti, skoro ona cały czas plącze się po naszym domu! Nie mogę zrobić kroku, a już mam ją za plecami, a na dodatek miesza się do wszystkiego!
- Ale co ona u nas robi?
- O to musisz zapytać swego sekretarza! Zadurzył się w niej! Chodzi za nią jak tresowany piesek, je jej z ręki i są po imieniu!
- Czyżby śmiał...?
- Nie złapałam ich na gorącym uczynku, ale widząc, jak się prowadzają, to by mnie wcale nie zdziwiło! Powiadam ci, ona się tu po prostu panoszy! Pana Buteau doprowadza to do białej gorączki, ale biedaczek nie potrafi niestety zapanować nad sytuacją.
- Wracam za dwa, trzy dni i możesz być pewna, że zrobię z tym porządek! A czy były jakieś podejrzane wizyty? -dodał, przypomniawszy sobie uwagi Anielki na temat polskich rewolucjonistów.
- Jeśli masz na myśli rzezimieszków ze sztucerami i nożami w zębach, to nie.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.