Morosini musiał podejść bliżej. Czul jednak wzrastające skrępowanie, może z powodu poufałego tonu, jakim został powitany przez tę dziwną kobietę. Skłoniwszy się, ujął wyciągniętą dłoń, nie próbując jednak złożyć na niej pocałunku.
- Niech mi pani wybaczy wzruszenie - udało mu się wreszcie wyszeptać. - Straciłem bowiem nadzieję, że kiedykolwiek znowu panią zobaczę...
- Kazał pan na siebie zbyt długo czekać, ale jakże miałabym tego żałować, skoro przezwyciężył pan cierpienia, by przybiec mi na pomoc i wyrwać ze szponów śmierci.
Aldo przypomniał sobie, że Rudiger jakoby długo cierpiał na skutek wojennych ran.
- Czuję się już lepiej, dzięki Bogu, i kiedy jechałem do pani, jakaś tajemnicza siła pchnęła mnie ku miejscu, gdzie przetrzymywano panią jako więźnia.
- Nie sądziłam, że będę uwięziona, gdyż obiecano mi, że zostanę zaprowadzona do miejsca, gdzie pan będzie na mnie czekał. Dopiero wczoraj wieczorem zrozumiałam. .. i wtedy zaczęłam się bać. O, mój Boże!
Widząc w piękny oczach strach, Aldo zadrżał, przysunął taboret do Elzy, by usiąść jak najbliżej, i ujął jej wątłą dłoń.
- Proszę o tym zapomnieć, Elzo! Pani żyje i tylko to się liczy! A co do tych, którzy ośmielili się podnieść na panią rękę, przysięgam, że spotka ich zasłużona kara!
Oczy Elzy powoli odzyskiwały spokój. Kobieta spojrzała na Aida z miłością.
- Mój wierny kawalerze!... Był pan moim „Kawalerem srebrnej róży", a teraz wraca pan w błyszczącej zbroi Lohengrina*.
* Lohengrin, syn Parsifala, przybywszy, aby ratować księżniczkę Elzę Brabancką zaatakowaną przez poddanych, żeni się z nią, żądając, by nigdy nie pytała go o jego prawdziwe imię. Ponieważ Elza łamie przysięgę, Lohengrin odpływa na łódce ciągniętej przez łabędzia (przyp. red.).
- Z tą różnicą, że nie będzie musiała pani pytać o me imię...
- Pan nie odjedzie, prawda? Już nigdy się nie rozstaniemy...?
Aldo spodziewał się tego pytania. Brzmiał w nim władczy, twardy ton. Podobnie jak u Lizy, która podpowiedziała mu, co ma odpowiedzieć.
- Nie na długo. Ale wkrótce muszę wracać do Wiednia, aby dokończyć... kurację, której się poddaję od wielu miesięcy. Jestem bardzo chory, Elzo!
- Nie wygląda pan na chorego. Nigdy nie wyglądał pan lepiej! I jak to dobrze, że zgolił pan wąsy! Za to ja bardzo się zmieniłam... - dodała z goryczą.
- Nieprawda! Jest pani jeszcze piękniejsza niż zwykle!
- Naprawdę? Nawet z tym?
Palce bawiące się nerwowo od jakiegoś czasu białym szalem nagle go zerwały. Elza odwróciła głowę, by ukazać straszną szramę, czekając na odruch odrazy ze strony narzeczonego.
- To nic takiego - rzekł spokojnie Aldo. - A zresztą wiedziałem, jak wiele pani wycierpiała.
- Nadal pan uważa, że można mnie kochać? Morosini spoglądał przez chwilę na delikatne, szlachetne rysy Elzy.
- Na honor, nic nie stoi na przeszkodzie. Pani uroda została nadwyrężona, ale czar jest być może tym większy. Wydaje się pani bardziej krucha, a więc cenniejsza, i ten, który panią niegdyś kochał, może kochać tylko jeszcze bardziej... - A więc kocha mnie pan nadal? Pomimo tego?...
- Pani wątpliwości odbieram jak zniewagę! Wciągnięty w tę osobliwą grę przez dziwną, lecz jakże zjawiskową kobietę, Aldo przemawiał, jakby też był powodowany gorącym uczuciem. W tej chwili kochał Elzę, myląc bez wątpienia pragnienie uratowania jej za wszelka cenę z naturalnym porywem szlachetnego serca wobec istoty zarazem pięknej i nieszczęśliwej.
Elza opuściła głowę, objąwszy ją rękami. Aldo widział, że zapłakała, i wola! zachować milczenie. W końcu kobieta przemówiła:
- Boże, jaka byłam głupia i jak mało pana znałam! Bałam się... tak bardzo, za każdym razem, kiedy szłam do opery, że wzbudzę w panu wstręt. Lecz odczuwałam pragnienie, by pana ujrzeć... ostatni raz.
- Ostatni raz?... Dlaczego?
- Z powodu mego wyglądu. Chciałam przynajmniej pana zobaczyć, dotknąć pana ręki, usłyszeć pana głos... a potem rozstalibyśmy się, umawiając na spotkanie, na które nigdy bym już nie przyszła. A ja, podczas całej naszej rozmowy, nie uchyliłabym zasłony, która tak dobrze mnie chroniła... i intrygowała tylu ludzi!
- Jak to? I nawet nie pozwoliłaby mu... mi pani spojrzeć w te cudowne oczy?
- No cóż... Pewnie pan pomyśli, że byłam niemądra... - Uniosła głowę, wytarła oczy chusteczką i z powrotem nałożyła na głowę muślinowy szal. Uśmiechała się. - Pamięta pan wiersz Heinego, który recytował pan, gdyśmy się przechadzali po lasku wiedeńskim?
- Nie mam już takiej pamięci jak dawniej - westchnął Morosini, który nie znał twórczości wielkiego niemieckiego romantyka, gdyż wołał Goethego i Schillera. - A nawet straciłem ją na pewien czas.
- Nie mógł go pan zapomnieć! Byl nie tylko naszym poetą, lecz również ulubionym poetą kobiety, którą szanuję najbardziej na świecie - dodała, odwracając twarz w stronę popiersia cesarzowej. - Proszę! Niech pan spróbuje wraz ze mną!
Wilgotny wiatr szarą wodę i kędzierzawi, i chłodzi...
- No i...? Nie pamięta pan dalszego ciągu, który sam się ciśnie na usta?
Aldo, czując się jak przypalany żywcem, wykonał gest niemocy, mając nadzieję, że będzie on wystarczającą wymówką.
- Sama powiem dalej, wtedy się panu przypomni, jestem pewna!
I żałobnym rytmem wiosłuje zmęczony wioślarz w mej łodzi.
Ponieważ Aldo nadal milczał, mówiła sama, aż do ostatniej strofy.
Słońce się znowu podnosi, błyskając świetlistym ciałem -wskazuje miejsce, gdziem stracił to, co najbardziej kochałem.
Zaległa cisza, która ciążyła księciu jak ołów. Nie wiedział, co ma dalej mówić, i wściekał się w głębi duszy na Lizę, że wpakowała go w tę bezsensowną przygodę, nie dając najmniejszej broni do ręki. Żeby chociaż wspomniała, jakie są upodobania czy przyzwyczajenia Elzy... W tym wielkim domu pełnym książek, musiał gdzieś być zbiór dzieł Heinego.
Czuł się bardziej niż skrępowany, był zupełnie zbity z tropu. Rozpaczliwie poszukiwał jakichś sensownych słów, lecz ponieważ Elza zdawała się pogrążona w swoim śnie, wolał milczeć i czekać, aż wróci do rzeczywistości.
Nagle popatrzyła na niego.
- Jeśli nadal mnie pan kocha, dlaczego mnie pan jeszcze nie pocałował?
- Może dlatego, że mam poczucie własnej małości. Przez cały ten czas stała się pani dla mnie daleką księżniczką, do której nie śmiałem się zbliżyć...
- A czyż nie podarował mi pan srebrnej róży? Przecież zostaliśmy narzeczonymi...
- Wiem, ale...
- Żadnego ale! Niech mnie pan pocałuje!
Tym razem Aldo porzucił wahanie, lecz rzucił się na głęboką wodę. Wstał, ujął Elzę za nadgarstki, aby ją podnieść, i objął czule ramionami. Nie pierwszy raz całował kobietę, której nie kochał. Poczuł przypływ rozkoszy, jak w chwilach, kiedy wdychał zapach róży lub gładził powierzchnię gładkiego, greckiego marmuru. Pochylając się nad rozchylonymi ustami, zrozumiał, że dłużej nie potrafi nad sobą panować. A jednak to było coś innego, gdyż kobiecie, której drżenie czuł blisko swego ciała, chciał za wszelką cenę dać chwilę prawdziwego szczęścia. Jego własna przyjemność się nie liczyła. To Elza miała być szczęśliwa i potrzeba obdarowywania, którą poczuł w tej chwili, dodała pocałunkowi nieoczekiwanego żaru. Elza jęknęła i jej ciało poddało się pieszczocie.
Aldo uczuł lekkie oszołomienie. Jej usta były miękkie i wydzielały zapach irysów i tuberozy.
Może nawet posunąłby się dalej, gdyby lekki, czarownej chwili nie przerwał cichy kaszel.
- Przepraszam, że przeszkadzam - usłyszeli spokojny głos Lizy - ale przyjechał lekarz i nie powinien czekać. Czy zechce go pani przyjąć, Elzo?
- Ja... tak, ależ oczywiście! Och, mój drogi... wybacz mi!
- Zdrowie przede wszystkim... A zatem, odchodzę...
- Ale wróci pan? Wróci pan na pewno?
Elza drżała, a w jej oczach widać było niepokój. Aldo uśmiechnął się, całując czubki jej palców.
- Przybędę na każde pani wezwanie!
- A zatem, do jutra! Poproszę drogą Walerię, aby kazała przygotować dla nas uroczystą kolację - intymną, lecz wykwintną... Musimy uczcić nasze ponowne zaręczyny!
- To nie będzie możliwe - przerwała Liza. - Jutro mamy pogrzeb. Nawet jeśli Aleksander był tylko naszym dalekim kuzynem, nie wypada wydawać przyjęcia tego samego wieczoru...
Morosini pomyślał, że z jego dawnej, ostrej i nieugiętej sekretarki zrobiła się urocza zrzęda.
- Moje gratulacje! - rzuciła, kiedy oboje znaleźli się na galerii po tym, jak wprowadziła medyka. - Jak na kogoś, kto wzbraniał się przed odegraniem tej roli, wcielił się pan w postać perfekcyjnie! Co za werwa, co za ogień! Ileż w tym wiarygodności!
- Jeśli pani jest zadowolona, to najważniejsze, chociaż właśnie się zastanawiam, czy rzeczywiście jest pani aż tak kontenta? Nie wygląda pani...
- Czy nie mógł pan zachować nieco więcej powściągliwości? Przynajmniej podczas pierwszego spotkania?
- A kto mówi o pierwszym spotkaniu? Przed zniknięciem Rudigera było ich wiele, jeśli dobrze rozumiem. A przecież żadne z nas nie wie, co się podczas nich działo.
- Do czego pan zmierza?
- Do... rzeczy oczywistej. Po chwili rozmowy Elza wyraziła zdziwienie, dlaczego jeszcze jej nie pocałowałem. Spełniłem tylko jej życzenie...
- Czerpiąc z tego samemu wielką przyjemność, jak zdążyłam zauważyć!
- A czy miała to być dla mnie pańszczyzna? Muszę przyznać, że było to bardzo przyjemne, pani przyjaciółka jest wspaniałą kobietą...
- Cudownie! A więc skoro został pan narzeczonym, będzie mógł się z nią ożenić!
Dysputa przebiegała na galerii, a potem jeszcze na schodach. W końcu Aldo uznał, że trzeba przeprowadzić szczerą rozmowę i zatrzymał Lizę, chwytając ją pod ramię.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.