A zatem, czy dobrze się rozumiemy? Żadnych krzyków?
Więzień przytaknął ruchem głowy.
Adalbert odwinął szalik zaciśnięty na ustach hrabiego, podczas gdy Aldo obserwował, nie bez zaskoczenia, nowe wcielenie swej dawnej sekretarki. Liza przypominała teraz zimną, zdeterminowaną i bezwzględną mścicielkę.
Podobne wrażenie musiał odnieść Golozieny, gdyż nie tylko nie krzyczał, ale z trudem wyartykułował:
- Lizo... i pani przeciwko mnie?
- Traktuję pana tak, jak, mam nadzieję, zostaną potraktowani ci, którzy porwali Elzę Hulenberg i wymordowali jej służących. - Ja również...?
- Jeśli pan nie należy do spisku - wtrącił Morosini - co pan robił w nocy z szóstego na siódmego listopada w willi kupionej na nazwisko Hulenberg, i to zaraz po wyjściu ze spotkania z hrabiną w Rudolfskrone, które chciał pan zachować w tajemnicy?
Spojrzenie, jakie więzień rzucił swemu oskarżycielowi, zdradzało paniczny strach, ale trwało tylko przez mgnienie oka. Prawie natychmiast jego ciężkie powieki opadły, a na twarzy pojawił się wyraz zaciętej determinacji.
- Możecie mnie zasypywać tymi swoimi pytaniami, i tak nic wam nie powiem...
Rozdział dziewiąty
W domku ogrodnika
Oświadczenie hrabiego spowodowało minutę ciszy.
Pierwszy odezwał się Adalbert:
- Postawa iście rzymska, mój drogi! - parsknął. - Lecz wątpię, czy uda się panu długo w niej wytrwać.
- Nic mnie nie zmusi do zmiany zdania!
- To się jeszcze okaże. Mój przyjaciel Morosini i ja od sprawy liściku, który pan tak skwapliwie podłożył pani von Adlerstein, jesteśmy, jak by tu rzec, bardziej nerwowi.
Aleksander zaprzeczył ze wściekłością.
- To nie ja podrzuciłem ultimatum!
- Ponieważ nie chce pan odpowiadać na nasze pytania, nie będziemy pytać, czyja to sprawka, i przyjmiemy, że to pan jest autorem tego podarunku. Przyjmiemy też, że jest pan jednym z autorów podwójnego morderstwa w Hallstatt oraz porwania i przetrzymywania niewinnej kobiety. A więc będziemy pana traktować jak winnego, co może być wielce nieprzyjemne.
- Nikogo nie zabiłem! Za kogo mnie bierzecie? Myślicie, że dokonałem morderstwa na zlecenie?
- Już powiedziałem, za kogo pana uważamy - odparł Aldo, zrozumiawszy grę przyjaciela. - Proszę odpowiedzieć tylko na jedno pytanie: czy woli pan śmierć szybką, czy powolną? Ponieważ do niczego nie będzie już nam pan potrzebny, osobiście optowałbym za szybką śmiercią.
- Hola! - mruknął Vidal-Pellicorne. - Biorąc pod uwagę nikczemność tego tu osobnika, wolałbym coś bardziej... atrakcyjnego. Nie żeby od razu ćwiartować, jak u Chińczyków, co wymaga wielu godzin poświęcenia, ale coś w rodzaju męczarni św. Sebastiana byłoby w sam raz. Moglibyśmy zacząć od strzału w kolano, następnie w biodro... potem w brzuch, no i tak dalej...
- Pan chyba oszalał! - jęknął Golozieny. - A pani, panno Lizo, bez słowa sprzeciwu pozwala temu człowiekowi mi grozić? A może jest pani pewna, że ci ludzie nie zrobiliby nic podobnego? Zresztą, odgłosy wystrzałów ściągnęłyby pomoc.
Liza obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.
- W tym kraju w dzień i noc słychać wystrzały. Co do pogróżek Adalberta, potraktowałabym je poważnie, gdybym była na pana miejscu.
- Co też pani opowiada! A co im da moja śmierć? To wam nie zwróci Elzy!
- Nie, ale usunie z ziemi człeka fałszywego, chciwego i potwornie nudnego! Co do mnie, oznaczałoby to same plusy - oznajmiła z całą bezwzględnością i okrucieństwem Liza.
- Ale skoro przysięgam, że nikogo nie zabiłem, nie zraniłem i nie porwałem... Dobrze pani wie, jak bardzo jest mi droga. Co mam zrobić, żeby panią przekonać, iż jestem niewinny?
- Wyznać prawdę! Pragnę wierzyć, że nie splamił pan rąk krwią, lecz chcę wiedzieć, jaką rolę odegrał pan w tej strasznej historii. Tylko proszę nie kłamać, jeśli pan nie chce, bym się od pana całkiem odwróciła!
- Ależ, Lizo, zaklinam panią!
- Proszę nie przysięgać! I zapamiętać: jeśli darujemy panu życie, a pan odmówi współpracy, pańska sytuacja stanie się nie do pozazdroszczenia. Wystarczy, że powiem, iż mój ojciec ma wielkie wpływy w kręgach finansowych i rządowych! Czy to jasne?
Golozieny skinął głową, ale nic nie odparł, ważąc usłyszane słowa. Chwila namysłu zmusiła go do podjęcia decyzji, gdyż spojrzenie, które rzucił Lizie, wyrażało całkowitą kapitulację.
- Stawiajcie swoje pytania! - rzucił jednym tchem. - Jestem gotów na nie odpowiedzieć...
- Bardzo rozsądnie - oznajmił Morosini. - Dziękujemy pani za pomoc, Lizo! No to zaczynajmy: czy to pan podrzucił żądanie okupu?
- Tak. Przekazano mi je po południu na polowaniu.
- Co pana łączy z baronową Hulenberg?
- Jeśli mamy rozmawiać, wolałbym zrobić to na siedząco. Chyba nie macie zamiaru trzymać mnie zwiniętego na podłodze u waszych stóp jak psa?
Panowie podnieśli więźnia z podłogi i posadzili na ławce, nie uwalniając go jednak z więzów.
- Voila ! - rzucił Adalbert. - A zatem?... Aleksander odwrócił głowę z zażenowaniem, nie mogąc spojrzeć Lizie w oczy.
- Baronowa jest moją... kochanką... od trzech lat. Była, jak wiecie, drugą żoną przybranego ojca Elzy. Uważa, że klejnoty powinny do niej powrócić jako do spadkobierczyni zmarłego Hulenberga. Postanowiła, że je odzyska...
- Za cenę krwi? - spytał Morosini pogardliwie. - A pan postanowił pomóc jej w tym zbrodniczym dziele? Co obiecała w zamian? Ze podzieli się z panem?
- Tak, że mi odda pewną część... Klejnoty posiadają ogromną wartość, a ja, na nieszczęście, straciłem prawie cały majątek. A poza tym zrozumielibyście, gdybyście ją ujrzeli. To bardzo piękna, urzekająca kobieta, która mnie zauroczyła.
W pokoju zabrzmiał szyderczy śmiech Lizy.
- To zauroczenie, którego padł pan ofiarą, nie przeszkodziło umizgać się do mnie, ani zabiegać o mój posag. To się nazywa szczerość uczuć!
- Ależ oczywiście! Wszyscy mężczyźni z naszej sfery mieli kochanki, zanim zakochali się w pannie z dobrego domu i starali się o jej rękę.
- Jest pan... jak by tu rzec... trochę zbyt dojrzały dla młodej dziewczyny - przerwał mu Aldo. - Ale wróćmy do pańskiej pięknej przyjaciółki. Widziano u niej mężczyznę, którego znam dobrze, i nie mogę pojąć, co u niej robił. Mam na myśli hrabiego Solmańskiego.
Na spiętej twarzy hrabiego pojawił się wyraz zdziwienia zmieszany z czymś w rodzaju nadziei.
- Znacie Solmańskiego?
Morosini wzruszył ramionami i schował broń, która stała się bezużyteczna.
- Kto potrafiłby się szczycić znajomością z tym typkiem? Spotykaliśmy go aż nazbyt często i dziwi mnie, że przypadkowo pojawia się wszędzie tam, gdzie chodzi o cenną biżuterię, którą zawsze chce zdobyć za pomocą środków co najmniej wątpliwych. Dlatego wrócę do mego pytania: co on robi w Ischl i u baronowej?
- Wszystko! Robi wszystko! Jest panem! Króluje! Od kiedy się zjawił, Maria słucha tylko jego! Rozkazuje, decyduje i... żąda posłuchu! Inni muszą potulnie zginać kark.
- Dziwne... - zauważył Adalbert. - Z jakiego tytułu? Jako przywódca bandy? Nie spadł chyba z nieba?
- Nie. Maria wielokrotnie wspominała o bracie, ale inaczej go sobie wyobrażałem!
- Bracie?! - krzyknęli jednocześnie obaj mężczyźni.
- Tak. Maria jest Polką, ale przez wiele lat nie wspominała ani słowem o krewnych. Sądzę, że chodziło o jakieś rodzinne waśnie. Aż któregoś dnia nagle mi o nim powiedziała. Było to w zeszłym roku, kiedy w Anglii odbywał się słynny proces w sprawie zabójstwa sir Eryka Ferralsa. Maria była zbulwersowana i właśnie wtedy zaczęła mówić o rodzinie...
- A przed małżeństwem z Hulenbergiem nazywała się Maria Solmańska?
- Tak, tak myślę...
Morosini i Vidal-Pellicorne wymienili szybkie spojrzenia. Wiedzieli, że sprawy przedstawiają się zgoła inaczej, ponieważ Solmański nie był Polakiem, lecz Rosjaninem, i jego prawdziwe nazwisko brzmiało Orczakow. Można się zatem było założyć o fortunę, że jego związek z baronową - zakładając, że była Polką - nie miał nic z uczuć braterskich.
Również Liza postanowiła wypowiedzieć swoją opinię na ten temat.
- Babcia nigdy nie wspominała, że macocha Elzy jest cudzoziemką.
- Na razie nie ma to wielkiego znaczenia. Liczy się tylko Elza. Musimy ją odnaleźć, i to szybko! Sądzę - dodał Morosini, zwracając się do więźnia - że pan wie, gdzie ona się obecnie znajduje?
Lecz hrabia uparcie nie odpowiadał, zaciskając usta z zawziętością.
- No nie! - rzucił Aldo, wyciągając ponownie broń. -Znowu to samo? Albo zacznie pan mówić, albo przysięgam, że nie zawaham się tego użyć!
- Chwileczkę - przerwał mu Adalbert. - Ja też mam mu coś do powiedzenia. Potem zrobisz z nim, co zechcesz! Jeśli dobrze zrozumiałem, nie przepada pan za Solmańskim, drogi hrabio. Powiedziałbym nawet, że pan się go boi, prawda?
- Prawda! - odparł więzień. - Nienawidzę go! Gdyby nie on, zdobylibyśmy to wszystko bez przelewu krwi, ale on jest prawdziwym barbarzyńcą!
- To niech pan zmieni obóz! - zaproponowała Liza. - Jeszcze nie jest za późno. Proszę nam powiedzieć, gdzie przetrzymywana jest Elza, a kiedy oddamy pańskich wspólników policji, obiecujemy o panu zapomnieć. Będzie miał pan czas na ucieczkę...
- Ale dokąd? - krzyknął. - Straciłbym moją część...
- Część, co do której nie ma pewności, czy w ogóle ją pan dostanie - rzeki Aldo. - Solmański nie lubi się dzielić!
- Uciekając, stracę też moją pozycję...
- Możemy panu pomóc - wtrąciła Liza. - A w najgorszym razie mój ojciec załatwi panu jakąś rekompensatę. Wszystko zależy od tego, jak bardzo zależy panu na kochance. Jeśli panu na niej zależy, przyznaję, że może odczuwać pan pewien niepokój.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.