Lecz nie zdążył powiedzieć ni słowa, gdyż ledwo postawił stopę na schodach, Cecina chwyciła go za ramię i pociągnęła do środka z taką siłą, jakby zamierzała zakuć go w dyby. Próbował się wyzwolić, lecz bezskutecznie, zdążył tylko w przelocie rzucić „dzień dobry" Zachariaszowi i pokonał korytarz niczym przeciąg.

W kuchni korpulentna kucharka wreszcie postanowiła wypuścić swą zdobycz, ciskając nią w kierunku stołka. Pod wpływem szoku książę odzyskał mowę.

- A to ci dopiero powitanie! - rzucił. - Co cię napadło, żeby ciągnąć mnie jak worek kartofli?

- To był jedyny sposób, żebym pierwsza mogła z tobą pomówić!

- Mogłabyś przynajmniej wpuścić mnie spokojnie do środka i nalać filiżankę kawy! Wiesz, która jest godzina?

Cecina nie musiała odpowiadać, gdyż w tej chwili dzwony Wenecji zaczęły bić na roraty. Kucharka uczyniła zamaszysty znak krzyża, po czym udała się po dzbanek z kawą, który trzymała w cieple na kuchni. Następnie, przyjmując bojową postawę, zatrzymała się z drugiej strony wielkiego dębowego stołu, na którym już stała przygotowana filiżanka i cukiernica.

- Miałam nadzieję, że przyjedziesz porannym pociągiem! O tej porze wszyscy leżą pogrążeni we śnie i można spokojnie porozmawiać. Co do kawy, przygotowałam ją tylko dlatego, że jeszcze cię kocham, chociaż taki żmijowa-ty obłudnik jak ty na nią nie zasłużył!

- Ja jestem żmijowatym obłudnikiem? - spytał zdumiony Aldo. - Co to znaczy, że jeszcze mnie kochasz? Co to wszystko ma znaczyć?

Cecina z całą siłą oparła się obiema pięściami na wypastowanym stole i utkwiła w księciu mroczne, przeszywające spojrzenie.

- A jak nazwać człowieka, który utrzymuje sekrety przed tą, która zajmuje się nim od pierwszego dnia życia? Myślałam, że coś dla ciebie znaczę! Ale niestety się myliłam! Teraz, kiedy jestem już stara, przestałam się liczyć dla Jego Wysokości! Jego Wysokość ma narzeczoną, a ona uważa, żem jest niegodna, by o tym wiedzieć. Chociaż to prawda: nie ma się czym szczycić! Powiem więcej, gdybym była na twoim miejscu, umarłabym ze wstydu!

- Ja? Ja miałbym mieć narzeczoną? - z niedowierzaniem spytał Morosini. - Skąd czerpiesz takie sensacyjne wiadomości?

- Sam zobaczysz!... Ulokowałam ją w pokoju z chimerami, to znaczy najbardziej ponurym pokoju w domu. Chyba nie chciałbyś, żebym ją zainstalowała w twoim? Albo w pokoju twojej biednej matki? Te dzisiejsze dziewczęta! Nie ma toto żadnego wstydu! Będzie musiała się nim zadowolić... do dzisiejszego wieczoru! To byłoby nieprzyzwoite, gdyby panna spała pod tym samym dachem, co jej przyszły mąż. Chociaż muszę stwierdzić, że konwenanse i ta kreatura nie idą w parze, a ponieważ wygląda na dość bogatą, niech idzie do hotelu! Narzeczona czy nie, jeśli ona tu zostanie, ja odchodzę!

Cecina przerwała potok słów, by zaczerpnąć powietrza. Aldo dobrze wiedział, że jak już zacznie, trudno ją powstrzymać, i rozsądek nakazuje przeczekać burzę. Ale ponieważ otworzyła usta, by kontynuować, wstał, rzucił się w jej stronę i chwycił z całej siły za ramiona, zmuszając, by usiadła.

- Jeśli nie dopuścisz mnie do słowa, nigdy z tego nie wybrniemy! Powiedz wreszcie, jak się nazywa ta moja rzekoma narzeczona?

- Nie traktuj mnie jak jakiejś przygłupiej! Sam wiesz najlepiej!

- I tu się mylisz, droga Cecino! Nie wiem, lecz płonę z ciekawości!

- Sądzę, że będzie lepiej, jeśli ja wszystko ci wytłumaczę... - dał się słyszeć nagle nieśmiały głos Hieronima Buteau, który cicho wślizgnął się do kuchni. - Ale najpierw winieniem ci przeprosiny, mój drogi Aldo. Miałem zamiar czekać na ciebie na dworcu z Zianem i motorówką, ale spałem kamiennym snem i nawet nie usłyszałem budzika - dodał, gładząc dłonią nieogolony policzek i poprawiając pasek szlafroka. - A przecież nigdy mi się to nie zdarza!

- Nie przepraszaj, drogi przyjacielu! - rzucił Aldo, ściskając ręce starego nauczyciela. - Każdemu czasem zdarzy się zaspać. Filiżanka kawy pozwoli ci się obudzić - dodał, odwracając się w stronę Ceciny tak nagle, że ujrzał na jej kamiennej twarzy niewinny uśmiech zadowolenia. - Przyznaj się, że podałaś mu wczoraj przed snem napar z ziółek?

Książę sądząc, że zbije swoją kucharkę z pantałyku, srodze się mylił. Cecina uniosła perkaty nos i podparła się zawadiacko pod boki.

- Oczywiście, że podałam mu ziółek: zmieszałam kwiat pomarańczy, lipy i dzikiej róży, a do tego dodałam ździebko waleriany. Był strzępem nerwów! Chciałam, żeby się przespał... i żeby mi się nie plątał pod nogami! Chciałam zobaczyć cię pierwsza i być z tobą sam na sam!

- No to można rzec, że ci się udało, Cecino... - westchnął ciężko Morosini, siadając przy stole. - A teraz, gdybyś tak mogła podać nam prawdziwe śniadanie... Chciałbym pomówić z Zachariaszem. Przynajmniej nie będziesz mogła nam zarzucić, że spiskujemy za twoimi plecami.

- Ja nigdy niczego podobnego nie powiedziałam.

Ale nie zdążyła na nowo się zacietrzewić, gdyż Aldo. waląc pięścią w stół, zaczął krzyczeć:

- Czy w końcu któreś z was mi powie, kto śpi w pokoju z chimerami?

- Lady Ferrals! - wyrzucił z siebie Hieronim Buteau, słodząc z zapałem kawę.

- Czy mógłbyś powtórzyć? - spytał Aldo, myśląc, że się przesłyszał.

- Wczoraj rano przybyła lady Ferrals, utrzymując, że jest pańską narzeczoną, i domagała się gościny.

- Właśnie! Domagała się gościny! - powtórzyła Cecina. - Twierdziła, że kiedy wrócisz, będziesz wściekły, jeśli odeślemy ją do hotelu.

- Ależ to niedorzeczne! A skąd przybyła?

- Z Hawru, dokąd przypłynęła na transatlantyku „France". Przyjechała prosto tutaj. Wydawała się zdenerwowana i była wielce zawiedziona, że cię nie zastała. Zdawała się nie wątpić ani przez chwilę, że będziesz na nią czekać.

- Naprawdę? Nie widziałem się z nią od... Londynu, a ona się dziwi, że mnie nie zastaje, kiedy znienacka decyduje się pojawić? To chyba lekka przesada?

- Mnie też się tak wydawało, ale co miałem robić? Dlatego postanowiłem wysiać telegram.

- Dobrze zrobiłeś, Hieronimie. Muszę to wszystko wyjaśnić.

- A ja chciałabym poznać prawdę. Jest twoją narzeczoną czy nie?

- Nie. Przyznaję, że w zeszłym roku zaproponowałem jej, by została moją żoną, ale to jej nie zachwyciło. Dlatego, Cecino, nie masz powodu, by pakować walizki! Lepiej przyrządź mi scampi na obiad!

Morosini wyszedł z kuchni i udał się w stronę schodów z zamiarem odświeżenia się w pokoju, gdzie zastał Zachariasza, który przygotowywał mu kąpiel jak zawsze, kiedy książę wracał do domu.

- Zachariaszu, chciałbym, byś poszedł przywitać lady Ferrals w moim imieniu.

Powiedz jej, żeby przyszła o dziesiątej do biblioteki. Zrozumiałeś? - Zdaje się, że to bardzo proste. Ale może trochę zbyt oficjalne?

Zadanie nie zachwycało starego kamerdynera, który w przeciwieństwie do swej połowicy nigdy nie dyskutował na temat otrzymanych rozkazów. Spełniwszy swoją powinność, wrócił, by powiedzieć, że Anielka zgodziła się bez zbędnych komentarzy.

Zanurzywszy się w wannie, Aldo próbował napawać się chwilą, którą najbardziej lubił po całym dniu: moczyć się w wodzie pachnącej lawendą i palić papierosa. Wtedy zawsze najlepiej mu się myślało.

Przez wszystkie te miesiące często wspominał Anielkę. Ze wzrastającą irytacją. Jej tajemnicze zniknięcie po wyroku uniewinniającym najpierw wydało mu się zaskakujące - za tyle starań zasłużył przynajmniej na słowo „dziękuję" - potem ubliżające, wreszcie obraźliwe. I oto, piękna Polka spada tu jak z nieba, nie troszcząc się ani trochę o kłopoty, jakie może na niego sprowadzić, mieniąc się jego narzeczoną.

- A gdybym z kimś żył? - oburzył się. - Taki wybryk mógłby zniszczyć małżeństwo lub narzeczeństwo!

Wzbierająca w nim złość nie opuszczała go podczas toalety, po której założył bladoniebieską koszulę i flanelowy garnitur tak samo angielski, jak jego tytoń. Uczesał gęste, ciemne włosy przetykane srebrnymi pasmami na skroniach, co nadawało jego smagłej twarzy dodatkowego uroku. Twarzy, w której błysk śnieżnobiałych zębów ukazywanych w uśmiechu łagodził wydatność nosa i blask stalowoniebieskich, często kpiących oczu. Z roztargnieniem spojrzał na swoje odbicie w lustrze, po czym zszedł do biblioteki, zastanawiając się, jakie wrażenie zrobi na nim to spotkanie.

Ponieważ nie wybiła jeszcze dziesiąta, myślał, że przyjdzie pierwszy. Ale ona już na niego czekała. Jeśli sprawiło mu to przykrość, to tylko przez chwilę: wszedłszy bezszelestnie, mógł przyjrzeć się tej młodej kobiecie, która mając zaledwie dwadzieścia lat, miała już za sobą bogatą przeszłość, obarczoną dwoma mężczyznami: mężem, sir Erykiem Ferralsem, bogatym handlarzem broni, który został otruty, i amantem, Władysławem Wosińskim, który się powiesił.

Otworzyła jeden z mapników i stojąc w pobliżu wielkiego globusa na podstawie z brązu umieszczonego przed środkowym oknem, oglądała starą morską mapę. Jej szczupła sylwetka rysowała się harmonijnie w promieniach słońca; obrazek jak zwykle zachwycający. A jednak była jakaś inna... Aldo nie miał pewności, czy ta zmiana przypadła mu do gustu. Krótka do kolan sukienka w miodowym kolorze ukazywała najładniejsze nogi pod słońcem, lecz jej piękne, jasnoblond włosy zostały zredukowane do małego, błyszczącego kasku, ostatniego krzyku mody, który był znacznie mniej twarzowy niż poprzednia fryzura. Paryska chłopczyca dotarła aż tutaj, a to wielka szkoda...

Anielka musiała usłyszeć, jak nadchodzi. Nie spuszczając wzroku z wiekowego pergaminu, który badała, rzuciła najnaturalniej w świecie, jakby dopiero co się rozstali:

- Mój drogi Aldo, ma pan tu prawdziwe skarby!

- Biblioteka i pokój matki to jedyne pomieszczenia w pałacu, w których nic nie zostało naruszone, kiedy zakładałem antykwariat. Ale czy tylko po to tu pani przyjechała, żeby je podziwiać? Na świecie nie brak znacznie bardziej interesujących muzeów!